Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

Ciekawa Lubelszczyzna

Dystans całkowity:2271.47 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:91:48
Średnia prędkość:24.74 km/h
Maksymalna prędkość:58.18 km/h
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:151.43 km i 6h 07m
Więcej statystyk

Jesienna wycieczka

  • DST 104.78km
  • Czas 03:57
  • VAVG 26.53km/h
  • VMAX 37.02km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 października 2016 | dodano: 16.10.2016

Poranek był bardzo rześki. O godz. 8.00 termometr wskazywał jedynie 3 stopnie na plusie. Od kilku dni porywiście wiało. I właśnie wiatr był powodem mojej sobotniej rowerowej bezczynności. Gonić na rower, czy odpuścić jak wczoraj - zastanawiałam się. Niedziela bez niedzielnej setki nie byłaby niedzielą. W południe pokazało się słońce. To przesądziło. Jadę!
Dzisiaj chciałam pojechać inaczej, zmienić niedzielne setkowe standardy.
Na początku sezonu wracałam z muzeum Kraszewskiego ciut dłuższą trasą. Wówczas jechałam po raz pierwszy drogą łączącą Lubień ze Starym Brusem. W Lubieniu przejeżdżałam obok kościoła, który swoją prostotą przyciągnął moją uwagę. 

Wyznaczyłam kółeczko pokrywające się częściowo z trasą mojej dwusetki przez Włodawę.
Jechałam przez doskonale znane mi miejscowości i po raz kolejny zatrzymałam się przed kościołom w Kodeńcu. Jest to dawna cerkiew unicka a obecnie kościół rzymsko – katolicki Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Budowla jest jednym z najcenniejszych zabytków sakralnych w powiecie parczewskim. Jej powstanie datuje się na koniec XVI w.

Dojechałam do Lubienia. Zatrzymałam się oczywiście przed kościołem.Lubię oglądać, zwiedzać sakralne budowle. 


W Lubieniu znajduje się Cmentarz Prawosławny. Został on założony w XIX w. Jest on wpisany do rejestru zabytków. Obecnie należy do Parafii Prawosławnej p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego w Horostycie.



Z Lubienia do Starego Brusa droga prowadziła przez las.

Było słonecznie i wietrznie. Od Lubienia miałam sprzyjający wiatr. Jaka to przyjemna odmiana po pierwszych 45 km kiedy wiało centralnie w twarz.
Wielokrotnie jechałam ze Starego Brusa do Sosnowicy, ale dopiero dzisiaj zwróciłam uwagą na słupy elektryczne w Wołoskowoli. Były drewniane!

W Sosnowicy zatrzymałam się przy cerkwi.  Na swoim blogu już o niej pisałam.Byłam ciekawa, jak postępują prace renowacyjne. Postępu przy remoncie nie zauważyłam.


Moje kółeczko powoli zamykało się...
To była bardzo przyjemna jesienna wycieczka :)


Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna

Wycieczkowo, kółeczkowo

  • DST 259.12km
  • Czas 09:55
  • VAVG 26.13km/h
  • VMAX 58.18km/h
  • Temperatura 34.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 czerwca 2016 | dodano: 26.06.2016
Uczestnicy

W poniedziałek odebrałam sms od Logina. Pytał, czy nie miałabym ochoty na wycieczkę w czasie weekendu. Login i wycieczka?! Przecież to ścigant! Czy on potrafi jeździć rekreacyjnie?! Ścigant - czy nie ścigant, wycieczka - czy nie wycieczka, najważniejsze, że można spotkać się ze znajomym i wspólnie popedałować.
Umawiamy się na sobotę na godz. 8.00. Na miejsce zbiórki docieram oczywiście na kołach. Zapowiada się upalny dzień. Synoptycy straszyli afrykańskim upałem. Jadę bez pośpiechu, a to tu się pogapię, a to wrócę po leżąca na poboczu biało-czerwona chorągiewkę i przy okazji zaliczę wywrotkę, bo wypięłam z pedału prawą nogę i zapomniałam o lewej, a czas ucieka. Spoglądam na zegarek, przeliczam w myślach kilometry i... mam co najmniej 10-minutowe opóźnienie. Nie zauważam, jak dojeżdża do mnie dwóch rowerzystów na kolarkach, mówią mi cześć i... moje szanse na dotarcie na miejsce zbiórki na czas wzrastają. Podpinam się do nich i na umówione miejsce przyjeżdżam punktualnie o godz. 8.00. Z daleka dostrzegam samochód Logina a obok niego nieznajomego mężczyznę w rowerowym stroju. Mężczyzna wchodzi do sklepu, ja podjeżdżam do auta. Czekam chwilę i ze sklepu wychodzi ktoś podobny do Logina. Czy to on, co się stało z jego włosami?! Login zmienił fryzurę - ściął włosy.
Ładujemy mój rower do samochodu i jedziemy do Krasnegostawu. W drodze zapowiadam, że skoro jedziemy na wycieczkę, to zamierzam uwiecznić ją na zdjęciach. 
W Krasnymstawie jesteśmy przed godz. 9.00. Login proponuje kilka minut fotkowego postoju na rynku. On zostaje przy rowerach, a ja szukam ładnych kadrów.
Krasnystaw to urokliwe miasteczko. Jestem tu po raz drugi. 

Moją uwagę przyciąga Kościół św. Franciszka Ksawerego wzniesiony na przełomie XVII i XVIII wieku jako świątynia zakonu jezuitów. Jest to typowa budowla jezuicka.

Jeszcze fotka Magistratu...

i wracam do Logina. Zastanawiamy się dokąd pojechać - do Czech, Węgier, Norwegii, Szwecji, a może na Ukrainę?

Wybór poda na Zamość trasą prowadzącą przez Chełm. Jedziemy drogą wojewódzką nr 812. Jest ciepło, a nawet bardzo ciepło.
Zatrzymujemy się na chwilę w miejscowości Krupe. Oglądamy zamek.

Zamek zwany jest fortecą, budowano go od początku XVI w. przynajmniej do pierwszej połowy XVII stulecia. Został wzniesiony przy rozlewiskach dopływu rzeki Wieprz.Ich częścią jest jeziorko znajdujące się tuż przy zamku. Do dzisiaj zachowały się jedynie ruiny.


Koło zamku trwają przygotowania do imprezy plenerowej. Panowie rozbijają namioty, rozstawiają krzesełka.
Jedziemy dalej. Do Chełma mamy około 30 km. 

Dojeżdżamy do Chełma. Zatrzymujemy się na rynku przy studni. Login zostaje przy rowerach, a ja szukam ładnych kadrów.

Jadąc do rynku zwróciłam uwagę na majestatyczne wieże.

Są to wieże Klasztoru i Kolegium Pijarów przy Kościele Rozesłania św. Apostołów.

W Chełmie nie zatrzymujemy się zbyt długo. Naszą wycieczkę ograniczamy jedynie do pobieżnego zwiedzenia rynku i spaceru po deptaku. Nie zaglądamy do Podziemi Kredowych i nie jedziemy na Górę Chełmską, gdzie znajduje się barokowa Bazylika Narodzenia NMP. Jest więc powód, aby odwiedzić Chełm po raz kolejny.
Wzmaga się upał. Dla ochłody jemy lody. Ja wybieram wersję na bogato.

Do Zamościa pozostało około 50 km. W normalnych warunkach jazda zabrałaby nam około dwóch godzin, ale w takim upale i porywistym wietrze w twarz, Zamość jawi mi się jak ziemia obiecana, do której podróż dłuży się i dłuży...
Loginowi najwyraźniej skwar i wiatr nie przeszkadza. Jedzie jak natchniony - jest w swoim żywiole. Ja zostaję w tyle. Wiatr jest dla mnie okropny, a do tego słońce. Spoglądam na termometr na liczniku - wskazuje 41,9 stopni na plusie.

Do Zamościa docieramy około godz. 14.00. Jedziemy na Stare Miasto.

Zamojskie Stare Miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Jest ono wizytówką Zamościa.





Nie sposób odmówić takiemu zaproszeniu...

Rowery odpoczywają w cieniu, a my pod parasolkami przy zimnej Pepsi.

Wyjeżdżamy z Zamościa w czasie, gdy zaczyna się mecz Polska-Szwajcaria. Na ulicach panuje mały ruch.
Do Krasnegostawu jedziemy drogą krajową K-17. Tym razem mamy sprzyjający wiatr w plecy. Login nie jedzie - on szaleje na rowerze. Mnie zmógł upał. Dostałam uczulenia od słońca. Nie pomógł krem z filtrem.
Jadę za Loginem, a jego sylwetka oddala się, oddala... Jednak dobry z niego kompan, co raz czeka na mnie. Do Krasnegostawu wjeżdżamy razem. Wspólnie pokonaliśmy około 120 km.
Wracamy na miejsce zbiórki. W aucie jest bardzo... chłodno. Klimatyzacja to wyjątkowy wynalazek. Żegnamy się mówiąc - do zobaczenia na rowerach następnym razem.
Do domu wracam także na kołach. Mam dosyć jazdy krajówką. Jadę bokami - drogami równoległymi do K-19 i wjeżdżam na nią tuż przed moją wojewódzką. Nadrabiam kilometrów, ale w zamian nie jadę w tłumie aut.
Mimo zmęczenia, uczulenia od słońca, nie żałuję, że wybrałam się w taki skwar na rower. To była bardzo fajna wycieczka. Dziękuję Pawle za wspólne pedałowanie.

KONIEC


Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna

Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie

  • DST 152.18km
  • Czas 06:25
  • VAVG 23.72km/h
  • VMAX 33.90km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 kwietnia 2016 | dodano: 06.04.2016

Równina Łęczyńsko-Włodawska (Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie) jest częścią Polesia Zachodniego. Stanowi największy w Polsce  zespół łąkowy. Ta kraina jezior, bagien i lasów charakteryzowała się przyrodą zachowaną w niezmienionym stanie do lat 1970., kiedy podjęto próby melioracji i osuszania znacznej części terenów. Jeziora pochodzenia krasowego zajmują ponad 27 km2 powierzchni.
Na Pojezierzu znajduje się utworzony w 1990 roku Poleski Park Narodowy. 

                                           Odwiedzone jeziora:
Jezioro Czarne



Jezioro Skomelno

i leśna chatka nad jeziorem...


Jezioro Zagłębocze



Jezioro Piaseczno



Jezioro Rogóźno


Jezioro Łukcze


Jezioro Krasne


Powrót do domu...


Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna

W Romanowie u Józefa Ignacego Kraszewskiego

  • DST 204.79km
  • Czas 07:59
  • VAVG 25.65km/h
  • VMAX 37.03km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 lutego 2016 | dodano: 20.02.2016

Dzisiaj pojechałam na wycieczkę do Romanowa, gdzie od 1962 r. funkcjonuje muzeum jednego z najwybitniejszych i najbardziej interesujących osobowości XIX wieku - Józefa Ignacego Kraszewskiego.

Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie mieści się we dworze dziadków pisarza Malskich, u których pisarz spędził wiele lat dzieciństwa. Romanów leży koło miejscowości Wisznice między miastami Białą Podlaską a Włodawą. 
W XVI w. Romanów i okoliczne dobra należały do Sanguszków.  Około 1640 roku książę Roman Sanguszko, hetman polny litewski zbudował tu swoją posiadłość mały zameczek myśliwski. Okolica obfitowała w lasy. Przez małżeństwo jego wnuczki Anny Radzimińskiej z wojewodą bełskim Rafałem Leszczyńskim w 1620 roku, włości stały się własnością Leszczyńskich, a później Sapiehów, do których Romanów należał przez cały XVIII wiek. Teofila Sapieha i jej syn Aleksander sprzedali w roku 1801 dobra romanowskie o powierzchni 2500 ha Błażejowi i Annie Malskim. W starym, siedemnastowiecznym parku, na miejscu drewnianego domu myśliwskiego wznieśli w latach 1806-1811 klasyczny, murowany parterowy dwór z gankiem od frontu. Ich córka Zofia poślubiła Jana Kraszewskiego i 1846 roku zostali właścicielami posiadłościami Romanowa. Owocem tego związku był Józef Ignacy Kraszewski   urodzony w Warszawie w 1812 roku.
Józef Ignacy Kraszewski dzieciństwo spędził w Romanowie w domu dziadków, a później jako uczeń szkoły bialskiej często przyjeżdżał tu na wakacje. Był on  przez całe swoje życie emocjonalnie najbardziej związany był z tym miejscem. 
W 1846 dobra romanowskie przeszły w ręce rodziców pisarza, a po śmierci Jana Kraszewskiego w 1864 r. odziedziczył je jego najmłodszy syn, brat Józefa Ignacego, Kajetan Kraszewski, malarz, rzeźbiarz, literat, muzyk i astronom oraz kolekcjoner antyków. Zgromadził on w tutejszym dworze bogaty księgozbiór, liczący około 10 tys. tomów, w tym liczne starodruki i rękopisy, bardzo ciekawą kolekcję historycznych portretów polskich z XVI-XVIII w., zbiór broni i innych pamiątek historycznych. W zbiorach romanowskich znajdował się niemal komplet wszystkich ówczesnych wydań dzieł Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz kilkanaście namalowanych przez niego obrazów.
A tak sam pisarz opisuje rezydencję swojego brata: „Na rozległej płaszczyźnie ciągnącej się ponad Bugiem w Podlasiu  dawnym, jest majętność zwana Romanowem. Piękne to miejsce o tyle, ile bez biegnącej wody i gór może być kraj jaki pięknym. Zdobią okolice i osadę samą lasy starych bardzo drzew, jedna z najcenniejszych ozdób, bo jej za żadne pieniądze dostać nie można (...). Na małym wzgórku wznosi się nowy, murowany dom mieszkalny, poważny, milczący, przed któren zajeżdża się okrążając dziedziniec otoczony zewsząd drzewy, zamknięty z jednej strony długimi, drewnianymi oficynami z drugiej strony odpowiadającymi im stajniami. Dookoła tych zabudowań i obszernego, cienistego ogrodu ciągną się kanały, otoczone olszami starymi, a każda prawie z nich nosi na sobie gniazdo bocianie. Od ganku wychodzącego na ogród, wzdłuż przezeń idzie ulica z ogromnych starych jodeł posępnie zawsze szumiących. Po bokach ciągną się szpalery z lip i grabów, a przestrzenie między nimi znajdują się rozrzucone tam i sam grusze, wieczne odwieczne kasztany i lipy.
 Kajetan Kraszewski był człowiekiem z bardzo szerokimi zainteresowaniami. Zorganizował w romanowskim dworze obserwatorium astronomiczne z wyposażeniem sprowadzonym z Monachium, Berlina, Wiednia i Paryża, a w samym majątku wprowadził nowoczesną gospodarkę rolną, zakupił maszyny rolnicze, założył ogrody, ananasarnię i oranżerię. Po jego śmierci Romanów stał się własnością syna, Bogusława Kraszewskiego, który kontynuował kolekcjonerską działalność ojca. Zmarł w 1914 r., a majątek stał się własnością jego córek, Marii i Pauliny, pozostając w ich rękach do 1945 roku. Paulina wraz z mężem Janem Rościszewskim byli ostatnimi właścicielami dóbr. Sprzedawszy majątek, wyjechali oni z Romanowa w czerwcu 1939 roku. Wystawiony także na sprzedaż dwór opustoszał. W 1943 roku grupa partyzantów złożona ze zbiegłych z niewoli niemieckiej jeńców radzieckich podpaliła dwór, by nie dopuścić do osadzenie tu posterunku żandarmerii.
Losy niszczejącego przez lata zabytku odmieniła uchwała Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie z dnia 23 grudnia 1958 roku, powołująca Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie. Odbudowując dwór po pożarze w 1858 r. Kraszewscy powiększyli go przez dodanie piętra. Dawny ganek zastąpiono portykiem czterema kolumnami toskańskimi wspierającymi balkon z kamienną balustradą. Na frontowym szczycie umieszczono kartusz z herbem Kraszewskich – Jastrzębcem . Dwór palił się jeszcze dwukrotne w 1914 i 1943 r. Po ostatniej wojnie odrestaurowano go w latach 1959-1962 i z inicjatywy nieżyjącego już włodawskiego nauczyciela Wacława Czecha zorganizowano w nim muzeum biograficzne Józefa Ignacego Kraszewskiego. Dwór odbudowano w kształcie, jaki nadał mu Kajetan i 28 lipca 1962 roku, w sto pięćdziesiątą rocznicę urodzin autora Starej baśni  muzeum otwarto.
Dwór romanowski zbudowany przez Malskich na początku XIX wieku, postawiono na piwnicach starszego budynku, być może dworu Sapiehów. Była to początkowo budowla parterowa, murowana, z okazałym gankiem. Mieszczące muzeum wnętrza mają układ symetryczny, z dużą kwadratową sienią od strony podjazdu i prostokątnym salonem od strony ogrodu, gdzie znajduje się również taras. Dwór otacza XVIII-wieczny park o charakterze regularnego ogrodu włoskiego. Ma on kształt prostokąta i niegdyś obwiedziony był kanałem, dziś wyschniętym. Zachowała się aleja świerkowa. Do parku prowadzi neogotycka brama z połowy XIX w., z półkolistą basztą o wąskich okienkach po jednej stronie i zwieńczonym krenelażem słupem, na którym zawieszono kratę bramną. Przy bramie leżą dwa duże kamienie. Godnym uwagi obiektem jest znajdująca się na obrzeżu parku klasycystyczna kaplica św. Anny z początku XIX w., ufundowana przez Konstancję z Grochowskich Nowowiejską (matkę Anny, żony Błażeja Malskiego, czyli prababkę sławnego pisarza). W późniejszym okresie kaplicę zamieniono na mauzoleum  rodziny Kraszewskich. Jest to budowla na rzucie koła, z apsydą, dwoma ryzalitami, portykiem  kolumnowym oraz dachem w kształcie kopuły. W ściany kaplicy wmurowano sześć ozdobionych herbami epitafiów dziedziców Romanowa i członków ich rodzin: Wojciecha Nowowiejskiego (męża fundatorki), Jana Kraszewskiego, jego żony Zofii z Malskich, Kajetana Kraszewskiego, jego żony Marii z Rulikowskich oraz Krzysztofa Kraszewskiego.













Po prostu pięknie. Z pewnością tu jeszcze wrócę.

KONIEC






Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna

Zew błękitnej krwi

  • DST 119.71km
  • Czas 05:38
  • VAVG 21.25km/h
  • VMAX 37.70km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 27 lipca 2014 | dodano: 27.07.2014

A dzisiaj pognało mnie na pałace. Moim celem był pałac Zamoyskich w Kozłówce.....

Mijam pierwszy pałac - Pałac Sanguszków w Lubartowie. Odbudowany w XVIII w po zniszczeniu podczas wojny północnej przez księcia Pawła Karola Sanguszki. aktualnie mieści się w nim Starostwo Powiatowe.

Kierunek - Kozłówka. Zespół pałacowo - parkowy zbudowany w latach 1736 - 1742 prze Wojewodę Chełmińskiego Michała Bielińskiego, wg projektu włoskiego architekta Józefa II Fontany. W okresie 1799 - 1944 pałac należał do rodziny Zamoyskich.
Dojechałam....

i się zachwyciłam....

Pięknie....




Pomoczyłam nogi, a Scott kółeczka w jeziorze w Firleju....

Odpoczęłam na rynku w Kocku...

Zajrzałam do pałacu Potockich w Radzyniu Podlaskim...




Opowieść już wkrótce.....



Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna