Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w kategorii

Kuba 2018

Dystans całkowity:1050.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:65.62 km
Więcej statystyk

Trinidad

  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 stycznia 2018 | dodano: 28.02.2018

Rano prysznic, potem śniadanie przygotowane przez gospodynię - błogie lenistwo. Czas przestał istnieć - nigdzie się nie spieszymy, wspominamy minione dni, żartujemy - zażywamy luksusu. A przecież najpiękniejsze przed nami. Dzisiaj czeka nas zwiedzanie Trinidadu. Dla kolegów będzie to kontynuacja wczorajszego wieczoru. Poznawali nocne życie Trinidadu.
Dzień jest pogodny i słoneczny, idealny na spacer malowniczymi uliczkami.

Nie jesteśmy oryginalni. Zwiedzanie zaczynamy od zabytkowej starówki - głównego placu Plaza Mayor. Znajduje się tu Kościół Św. Trójcy,

Miejskie Muzeum Historyczne z wieżą widokową,

kamienne schody - chyba najbardziej oblegane przez turystów miejsce w Trinidadzie


Zastanawiamy się nad lekcją salsy :)


Z lekcji tańca rezygnuję, ale nie potrafię sobie odmówić zwiedzenia Miejskiego Muzeum Historycznego. Muzeum mieści się w bardzo okazałej rezydencji na Plaza Mayor. Piękne wnętrza.







Wchodzę na wieżę widokową.

Chcę się zgubić w tych malowniczych uliczkach, poczuć, usłyszeć bicie serca Trinidadu...

Spaceruję bez celu, dla samej przyjemności - czuję, słyszę bicie serca Trinidadu




Mam piękne wspomnienia. Mogę zamknąć oczy i znowu wrócić do Trinidadu - być, widzieć, czuć - to niesamowite :)


Kategoria Kuba 2018

Trinidad

  • DST 56.00km
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 stycznia 2018 | dodano: 27.02.2018

Dzisiaj chcemy dojechać do Trinidadu. Jestem bardzo ciekawa tego miejsca. Brukowane ulice, kolonialna zabudowa - domy pokryte kolorowymi tynkami, dachy wykonane z terakotowych kafelków, duże okna sięgające aż do chodników zabezpieczone żelaznymi lub drewnianymi dekoracyjnymi kratami... Czy takie miejsce naprawdę istnieje?

Przed godz. 6.00 obudziło nas pianie koguta. Kurza bestia nie dawała za wygraną - piała i piała, a przecież był środek nocy. Jesteśmy na Kubie prawie tydzień, a ja wciąż nie mogę przywyknąć do nocnych poranków.
Ranek był pochmurny. Zaczęło padać gdy zwijaliśmy obozowisko. Przed wyjazdem młoda gospodyni poczęstowała nas kawą - mocną, aromatyczną i bardzo słodką. Myślę, że będzie brakowało mi takiej kawy po powrocie do domu...

Jedziemy główną drogą. Gdyby nie deszcz i mgła widoki byłyby cudowne - kręta, wijąca się pod górę droga, tropikalny las - bajkowo.
Droga jest pełna niespodzianek typu asfalt tu był i szutr jest nadal w modzie.

Deszcz nie ustaje. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do miasteczka Guinia de Miranda. Zatrzymujemy się na śniadanie.

Uwielbiam pieczywo pod każdą postacią - chleb pełnoziarnisty, orkiszowy, razowy, bułeczki pszenne, kukurydziane - im bardziej wymyślne tym smaczniejsze. Kuba jest dla mnie pszennym rajem i kulinarną mekką. Takich dobrych bułeczek z "niespodzianką" jeszcze nie jadłam, a może po prostu jestem permanentnie głodna :) Wybór kanapki przyprawia o zawrót głowy :) Pan con jamonada (z szynką), pan queso (z serem), pan pasta (z nieokreślona pastą) i croqueta (krokiety z ciągnącym jakby serem)

Zamawiam kanapkę z pastą i kilka krokietów. Wrażeń podniebienia nie opiszą żadne słowa - tego trzeba po prostu skosztować!
Dalej jedziemy w deszczu. Trochę pedałujemy, trochę spacerujemy, nie narzekamy na nudę.

Widoki są prawdziwie tropikalne.

Ostatnie kilometry mamy z górki, ale zanim doświadczymy zjazdów prawie alpejskimi serpentynami zatrzymujemy się na wieży widokowej. Za nami we mgle wyłania się Trinidad.

Dalej był zjazd, a raczej masakra, jatka, śmierć w oczach. Moim rowerem bez hamulców nie sposób jechać. Kolega lituje się nade mną - daje mi swój rower. Ryzykant z niego. Jadę i o dziwo - hamuję. Takim rowerem mogłabym jechać i jechać. Dojechałam do kolegów, a zucha na moim rowerze nie ma i nie ma. Czekamy. Niepokoję się coraz bardziej. Wreszcie jest, z daleka słyszę metaliczny odgłos tarcia niby klocków hamulcowych o obręcze. Komentarz kolegi jest bezcenny - ja temu... za taki rower wyrwałbym... Tak, mój rower jest na pewno po serwisie :)
Dojechaliśmy do Trinidadu.

Tylko gdzie te brukowane ulice, kolorowe domy? 

Jest popołudnie. Wynajmujemy casę. Zostajemy w Trinidadzie dwa dni.


Kategoria Kuba 2018

Santa Clara

  • DST 61.00km
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 stycznia 2018 | dodano: 16.02.2018

Dzisiaj naszym celem jest Santa Clara - stolica prowincji o tej samej nazwie, leżąca w centrum Kuby.

Dzień zaczęliśmy od śniadania na tarasie naszej casy, potem przegląd rowerów i około godz. 8.00 pożegnaliśmy miłych gospodarzy. Do Santa Clara pozostało kilkanaście kilometrów. 

Wprawdzie jesteśmy po śniadaniu, ale mimo to nie potrafimy oprzeć się pokusie skosztowania lokalnych specjałów.

Racuszki smakowały wybornie :)

Przy okazji koledzy dokręcili koło w moim rowerze. Miałam szczęście, że nie odpadło w czasie jazdy.

Wjeżdżamy do Santa Clara.

Kolejne serwisko mego roweru. Tym razem dokręcamy stery korzystając z uprzejmości miejscowego fachowca. Odpadające koło, rozregulowane stery, brak hamulców i jedzie - to coś więcej niż rower - to niezniszczalny krążownik kubańskich dróg :)

Deptakiem dochodzimy do głównego placu w mieście.

Jest to plac o nazwie Parque Vidal. Znajduje się tutaj amfiteatr, pomnik ku czci Leoncio Vidal, hotel Santa Clara Libre, Museo de Artes Decorativas,Teatro La Caridad z XIX wieku.





Kiedy ja robię zdjęcia koledzy zajmują się kolejnym serwisko :)

Robimy kółeczko ulicami Santa Clara.


Chcemy zwiedzić fabrykę cygar, ale z uwagi na jej udostępnienie dla zwiedzających od godz. 18.00 - rezygnujemy. Odwiedzamy za to sklep z cygarami.

Jedziemy także na Plaza de la Revolution. Jest to główne miejsce defilad i wieców w Santa Clara. Nad placem góruje najbardziej znany na świecie, olbrzymi pomnik Che. Postać ma rękę w temblaku co symbolizuje rany odniesione w bitwie w 1953 roku. Szczątki kubańskiego bohatera znajdują się w mauzoleum pod pomnikiem. Mauzoleum przypomina wykutą w skale grotę, jest tutaj znicz oraz pięcioramienna gwiazda.
Czas nas nagli i dlatego rezygnujemy z obejrzenia Tren Blindado - muzeum mieszczącego się w pociągu pancernym. Jest to pociąg, którym podczas rewolucji jechali rządowi żołnierze do Hawany. Pociąg został wykolejony w okolicach Santa Clara przez samego Che. Obok tego pociągu pancernego możemy zobaczyć buldożer, którym Che osobiście zniszczył trakcję kolejową. Będzie co oglądać podczas kolejnej wizyty na Kubie.


Wyjeżdżamy z Santa Clara. Kierunek - Trynidad i...

... kolejne serwisko :)

W Matagua zatrzymujemy się na obiad.


Gdy zaczyna zmierzchać dojeżdżamy do Manicaragua.

Nie udaje się nam wynająć pokoju. Gdy zatrzymujemy się za miastem, aby sprawdzić miejsce na rozbicie biwaku, podchodzi do nas młody mężczyzna i zaprasza do siebie. Mieszka z żoną. Rozbijamy namioty na ich posesji. Bardzo mili i serdeczni młodzi ludzie.


Kategoria Kuba 2018

W drodze do Santa Clara. Esperanza

  • DST 100.00km
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 stycznia 2018 | dodano: 13.02.2018

Pozwoliliśmy sobie na odrobinę leniuchowania podczas porannego zbierania się do drogi. Jest niedziela, zamierzamy jechać główną drogą, żadnych szutrowych szaleństw, a do Santa Clara pozostało jedynie 100 km z małym załącznikiem. Ja mam swoją chwilę z kubkiem gorącej herbaty. Kubańczycy praktycznie nie piją herbaty. Wieczorem na prośbę o bardzo gorącą wodę (w słowniku nie znalazłam słowa wrzątek) nasza gospodyni podała mi podgrzaną wodę z filtra. Rano zagotowałam wodę na kuchence elektrycznej. Herbata miała wyjątkowy smak. 

Z Colon żegnamy się około godz. 9.00. Dojeżdżamy do miasta Los Arabos i robimy przerwę w cofererii. Jak ja lubię te przerwy na kanapki i kawę. 

Przez moment zastanawiamy się, czy do Santa Clara nie pojechać rowerową taksówką :)

Santa Clara jest miejscem, w którym legenda Che Guevary jest wciąż żywa. Napisy i rysunki na budynkach nie dają o tym zapomnieć.

Kolejny przystanek robimy w Cascajal. Koledzy okupują cafeterię, a ja idę na krótką modlitwę do kościoła. Mam towarzystwo :)


W Santo Domingo odbijamy w boczną drogę z uwagi na remont. Kilka kilometrów pokonujemy lokalną drogą. Zanim wrócimy na główną trasę będziemy mijać skromne wiejskie domy, a także budynki urzędów z "muralami" charakterystycznymi dla rejonu Santa Clara.


Bardzo późnym popołudniem dojeżdżamy do miasta Esperanza. Przedmieścia wyglądają bardzo skromnie.

Zaczyna padać mżawka, która przechodzi w rzęsisty deszcz. Dzięki informacjom uzyskanym przez kolegów podczas integracyjnego spotkania w miejscowym barze :) wynajmujemy pokoje w casa/agroturystyce.


Kategoria Kuba 2018

Colon

  • DST 98.00km
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 stycznia 2018 | dodano: 11.02.2018

Wstajemy jak zwykle po ciemku, około godz. 6.00. Powoli zbieramy się do dalszej drogi. Jedziemy na wschód w kierunku Santa Clara. Zmodyfikowaliśmy trasę - omijamy Varadero. Dzisiaj chcemy dojechać do Colon. 
Jedziemy główną drogą, ale na widoki nie narzekamy.  W miasteczku Camarioca kupujemy wodę. Kuba po kilku dniach pobytu nadal stanowi dla mnie zagadkę i ciekawostkę. Wprawdzie powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego, że definicja "sklepu" różni się od tej znanej mi tj. miejsca, w którym można kupić różne artykuły, np. spożywcze, poczynając od chleba, wędliny, a kończąc na wodzie. Tu jest inaczej - w jednym sklepie można kupić tylko jajka, a w innym tylko rum, choć można trafić na luksusowy sklepik, w którym jest woda, ciastka, rum, mydło :) Chleb z kolei można kupić w piekarni lub rano, a także po południu od obwoźnego sprzedawcy jadącego rowerem ze skrzynką na bagażniku lub przyczepką i wołającego "pan, pan" (chleb).

W Camarioca zjeżdżamy z głównej drogi. Asfaltem dojeżdżamy do kolejnego miasteczka

a stąd jedziemy dalej szutrami z postojem na serwisko. Zastrajkowała dętka w rowerze jednego z kolegów. Na kolejnym postoju zastrajkuje moja sakwa, mocowanie skapituluje na dziurach i wybojach.


Kubańskie miasteczka położone na wschód od Hawany kojarzą mi się z mrowiskiem, bądź ulem. Jedziemy przez pustkowia, małe wioski, a gdy wjeżdżamy do miast nagle znajdujemy się w samym środku tworu tętniącego życiem. Otacza nas niesamowity ruch, gwar, harmider. Ulice, po których pędzą auta, rowerowe i konne taksówki, rowerzyści, przechodnie i ....muzyka. Tu zewsząd dochodzą dźwięki latynoskich piosenek. To jest niesamowite. Całą sobą chłonę otaczającą mnie rzeczywistość i cieszę się chwilą. Dzień pełen wrażeń.  


Do Colon dojeżdżamy po zmierzchu. Dzisiaj nocujemy pod dachem - wynajmujemy "casę" za 7,5 CUC od osoby :)


Kategoria Kuba 2018

Matanzas

  • DST 94.00km
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 stycznia 2018 | dodano: 10.02.2018

Dzisiaj chcemy dojechać do Matanzas - miasta położonego nad zatoką o tej samej nazwie. Przepływają przez nie  trzy rzeki - Yumuri, San Juan i Canimar, nad którymi przerzuconych jest dwadzieścia jeden mostów. Stąd Matanzas nazywane jest miastem mostów. Inne jego określenie to kubańskie Ateny ze względu na licznych pisarzy i artystów, którzy się tutaj urodzili.

Wstajemy po godz. 6.00. Zwinięcie biwaku zajmuje nam czas do około godz. 8.00. Nie spieszymy się. Po raz pierwszy jestem tak blisko równika i nie mogę wyjść ze zdziwienia, że o godz. 19.00 jest już zmierzch, a o godz. 7.00 dopiero się rozwidnia.
Pierwsze kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt kilometrów pokonujemy autostradą. Mój rower nie jest wyposażony w licznik. Zaczynam dostrzegać zalety takiego stanu rzeczy. Jadę, a dystans nie ma znaczenia, po prostu jadę, choć od czasu do czasu zadaję kolegom pytanie - ile przejechaliśmy. Mijające nas auta kopcą straszliwie. Czy na Kubie nie istnieje problem smogu?! :)
Na moment zjeżdżamy z autostrady w Santa Cruz del Norte. Kupujemy wodę i  wracamy. Pogoda jak na Kubę jest bardzo rowerowa. Temperatura nie przekracza 20 stopni na plusie. Minusem jest szare niebo wróżące deszcz.
Zjeżdżamy na Playa Jibacoa. Koledzy pogonili, a mnie zauroczyła kręta droga obsadzona wielkimi drzewami, których nazw nie znam. 

Nie zdążyliśmy zażyć kąpieli. Rozpadało się.

Deszcz przeczekujemy w altanie przy budce z kanapkami. Dyskutujemy nad dalszą trasą. Wybór pada na drogę oznaczoną na mapie białym kolorem. Zapowiada się terenowa jazda. Szutr, dziury, wyboje, kałuże, błoto. Wyglądam jakbym jechała w maratonie na orientację. Na twarzy mam błotniste kropki, a na nogach błotniste ażurowe wzorki :)

Do Matanzas coraz bliżej. Zatrzymujemy się na chwilę odpoczynku w miasteczku Corral Nuevo. Uzupełniamy płyny. Mi bardzo smakuje kubańska cola. Koledzy natomiast gustują w napoju o wdzięcznej nazwie Prezidente :)

A dalej jest urokliwa droga obsadzona palmami

z pięknymi widokami na góry

Do Matanzas docieramy późnym popołudniem.

Koledzy pytają miejscowych o lokal gastronomiczny, a ja korzystając z okazji oddaję się fotograficznej pasji. Nie ma już odpowiedniego światła, ale jak nie uwiecznić w kadrze Parku Wolności z figurą kobiety symbolizującej wolność ze wzniesionymi ku niebu rękami, w których trzyma rozerwane łańcuchy. Tuż za nią znajduje się na wyższym cokole pomnik kubańskiego bohatera narodowego Jose Martiego. To jedna z wizytówek Matanzas, muszę zrobić zdjęcie :)
 
Miejscowy prowadzi nas do restauracji, w której ma pracować jego ojciec. Dostaniemy tu pierwszą lekcję "nabijania turystów w butelkę", choć może nie do końca. Knajpka świeci pustkami. Zamawiamy obiad, następnie prosimy o rachunek i konsternacja. Kwota jest o wiele wyższa od cen podanych w menu, wyższa od kwoty z 10-cio procentowym napiwkiem. Odliczamy kwotę wynikająca z menu, zostawiamy na stoliku i wychodzimy :) Myślę, że obsługa nie spodziewała się takiego obrotu sprawy.
Gdy wychodzimy z lokalu jest już ciemno. Niestety nie zwiedzamy miasta. Jedziemy dalej. Biwak rozbijamy na dzikiej plaży.


Kategoria Kuba 2018

Gdzie przeszłość spotyka się z teraźniejszością

  • DST 38.00km
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 11 stycznia 2018 | dodano: 05.02.2018

Poranek był chaotyczny. Sprawdzanie rowerów, zakładanie sakw, w biegu śniadanie...
Mój rower to cud techniki rowerowej sprzed kilku, a może kilkunastu lat. Rdza pałaszuje co tylko może. Witaj przygodo!
Wyjeżdżamy około godz. 11.00.
Robimy kółeczko po Starej Hawanie. Ulice jakże niepodobne do naszych. Tu przeszłość spotyka się z teraźniejszością. Jakbym przeniosła się do innej rzeczywistości. Gapię się na jadące auta - nowiuteńki skuter, smartfon w ręku kierującego, a obok auto z lat 50-tych.  Nie wierzę, że to dzieje się tu i teraz, gdzie ja jestem?!

Zatrzymujemy się w Parku Braterstwa w sąsiedztwie Kapitolu, spacerujemy słynnym hawańskim deptakiem Paseo del Prado.

Jest kolorowo i gwarno.
Kierujemy się na wschód. Chcemy dzisiaj spędzić pierwszą noc na plaży pod palmami. Jednak zanim wyjedziemy z Hawany rowery upomną się o swoje - w moim zastrajkuje bagażnik, a u kolegi dętka odmówi posłuszeństwa. Po prostu - serwisko. To słowo stanie się przewodnim hasłem naszej wyprawy. Przez najbliższe dni koledzy systematycznie będą naprawiać rowery, które przed wynajęciem były podobno serwisowane :)
Późnym popołudniem dojeżdżamy do plaży. Po zmierzchu, gdy odeszli ostatni plażowicze zostajemy  zupełnie sami. Rozbijamy namioty pod palmami. Jest pięknie :)



Kategoria Kuba 2018

Wakacje w rytmie kubańskiej salsy

  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 stycznia 2018 | dodano: 02.02.2018

Dlaczego Kuba? Tym razem kierunek był zupełnie przypadkowy.

Latem musiałam zrezygnować z wyprawy do Gruzji i Armenii i Kuba była na pocieszenie. A może chciałam nadrobić wyprawowe zaległości... Nigdy nie planowałam wyprawy na Kubę, nawet o tym nie myślałam, bo niby po co. Przecież tam oprócz starych aut nie ma nic ciekawego. Zresztą, to nie moje klimaty - ja lubię wolną przestrzeń, nieokiełznaną przyrodę, kocham góry.
Na forum podróże rowerowe trafiłam na posta z zaproszeniem na wspólny wyjazd na Kubę. Z przekory pomyślałam, że może jednak Kuba. Dwukrotnie rezerwowałam bilet lotniczy, a za trzecim razem kupiłam.
Stało się - 10 stycznia 2018 r. lecę do Hawany! Ekipa wyprawowa liczy sześć osób. Wyjazd ma być inny od dotychczasowych - Scott zostaje w domu. Rower wypożyczę na miejscu.
Do Hawany z Warszawy lecimy liniami Air Canada z dwoma przesiadkami - w Londynie i Toronto. Na wyspie lądujemy po północy z godzinnym opóźnieniem. Tyle się naczytałam o opóźnieniach i kolejce przy odprawie celnej, że rozglądam się dookoła z niepokojem i ... nic. Odprawa przebiega sprawnie. Celniczka ogląda bagaże i po chwili jesteśmy na Kubie!
Taksówką typu bus jedziemy do casy. Mimo późnej pory na ulicach Hawany jest gwarno, rozbrzmiewa muzyka.
Zarezerwowaliśmy pokoje przy ul. Zanja 418. Mieszkanie otaczają ruiny kamienicy. Zaskoczenie, ale tylko na początku :)

Kolejne zaskoczenie - rowery. Na takich leciwych krążownikach z łatwością wtopimy się w tłum kubańskich rowerzystów :)


Kategoria Kuba 2018