Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Wielka Bieszczadzka-część 2

  • DST 341.05km
  • Czas 13:58
  • VAVG 24.42km/h
  • VMAX 54.26km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 lipca 2017 | dodano: 30.07.2017
Uczestnicy

Paweł nastawił budzik. Czyżby nie miał do mnie zaufania? Wstajemy o godz. 5.00, a o godz. 6.00 wyjeżdżamy. Podobno mamy do pokonania 310 km.
Po nocnej zlewie poranek jest pochmurny, nad górami unoszą się mgły. Pierwsze kilometry mamy z górki. Jedziemy do Cisnej, a stąd dalej w kierunku Leska.

Przed Cisną zatrzymujemy się na kawę w hotelu, którego nazwy nie zapamiętuję. Kuchnia jest już czynna. Pani przygotowuje nam kawę. Dobra z niej kobieta, ulitowała się nad zaspanymi rowerzystami :)
W Cisnej odbijamy w kierunku Leska. Nie wiem, czy to kawa tak nas orzeźwiła, czy to zasługa bieszczadzkiego powietrza, że jedzie się nam świetnie. Wiatru prawie nie czuję. Za Cisną droga zaczyna się wić w górę. Jest pięknie. Las i kręta droga. Nawet nie wiem kiedy dojeżdżamy do Baligrodu. Paweł zatrzymuje się w sklepie po picie, a ja jadę powoli dalej. Za moment jedziemy razem. Dostajemy mega przyspieszenia. Do Leska gonimy z prędkością 30 km i więcej, sporadycznie prędkość spada poniżej 30 km/h. Nie czuję wiatru, albo jest nam sprzyjający. Gonię licząc na krótki fotkowy postój w Lesku. Jednak nie wjeżdżamy do miasta. Na rogatkach odbijamy w kierunku Sanoka. Paweł bardzo fajnie poprowadził trasę do Sanoka. Zjeżdżamy z głównej drogi nr 84, w boczną równoległą. Ruchu praktycznie nie ma. Asfalt pozostawia trochę do życzenia, ale cóż nie można mieć wszystkiego. Trasa omija centrum Sanoka. Jednak Paweł po raz kolejny ulega mojej prośbie. Jedziemy do centrum po fotkę :)

Za Sanokiem jedziemy bardzo malowniczą drogą wzdłuż Sanu.

Moglibyśmy jechać tą drogą i jechać, ale Paweł miał inną koncepcję. Zaprojektował skrót. Odbiliśmy w jakąś wąską drożynę. Asfalt jest super, a jedyny widoczny minus, to auta, które jadąc przytulają się do nas. Początkowo jest płasko, nic nie wskazuje na TAKI PODJAZD. Alpejskie przełęcze przy tym czymś to pikuś. 10 km rzeźbienia w górę i to jakiego rzeźbienia. Jadę szosówką 7-9 km/h, a przecież nawet na 10% podjeździe jeżdżę szybciej! Paweł jest silniejszy, jedzie w przodzie. Czy ta droga na fotografii wygląda na hardkorowy podjazd?!

Już myślałam, że będzie dobrze, a zjazd tak szybko jak się zaczął, tak szybko się skończył i dalej w górę. Masakra.

Skrótem domęczyliśmy do drogi nr 835. Dojechaliśmy do Dynowa. Za Dynowem w zajeździe zatrzymujemy się coś zjeść, tzn. Paweł je żurek i pierogi, a ja poprzestaję na gorącej herbacie i kanapce. Na terenie zajazdu znajduje się taka ciekawostka :)

Po odpoczynku dostajemy przyspieszenia. Droga jest usiana hopkami. Góra-dół, góra-dół. Jedziemy dosyć dynamicznie aż do Przeworska. Zatrzymujemy się na krótki odpoczynek na rynku...


A potem jest wiatr w twarz i czar prysł. Paweł jedzie, ja rzeźbię. Zaczynam odczuwać znużenie. Nawet nie chce mi się robić zdjęć. Mijamy Leżajsk i całe mnóstwo ciekawych kadrów, a ja nie mam ochoty na fotkowy postój.
Z wielką radością witam tablicę informującą, że jesteśmy w województwie lubelskim.

Jedziemy to dynamicznie, to normalnie, to rzeźbimy.
Wjeżdżamy w Lasy Janowskie. Jest pięknie. Co raz przecinamy trasę Green Velo. Odzyskuję wigor. W Lasach Janowskich są nowe asfaltowe drogi, idealne do jazdy na szosówkach.
Dojeżdżamy do Janowa Lubelskiego. Robi się późno. Pozostał spory odcinek do Lublina. Początkowo jedziemy drogą K-19. Jest ruchliwa jak zwykle. Na szczęście ma szerokie pobocza. Słońce jest nisko i tak oślepia, że jadący przede mną Paweł jest ledwo widoczną czarną plamą. Z ulgą zjeżdżam w boczną drogę.
Powoli zapada zmierzch. Chciałabym być już w domu. Jedziemy uczęszczaną przez Pawła trasą. Mijamy Wojciechów, Szastarkę, Zakrzówek.Trzymam się blisko Pawła, sił dodaje mi myśl, że jeszcze chwila i dojedziemy do Lublina. Zatrzymujemy się na krótki postój i gdy ruszamy schodzi ze mnie powietrze. Paweł ma więcej sił. On jedzie, ja rzeźbię, aż do samego Lublina.
Wjeżdżamy do miasta od strony Zemborzyc. Wjeżdżamy na ścieżkę. Dochodzi godz. 23.00, a ścieżka tętni życiem. W knajpkach obok zalewu jest pełno ludzi, na ścieżce sporo spacerowiczów. Za zalewem ścieżka nie jest oświetlona. Moja przednia lampeczka ledwo świeci. Dobrze, że coraz bliżej domu.
Paweł odprowadza mnie ścieżką aż do ul. Turystycznej. Pozostały ostatnie kilometry. W domu jestem o godz. 23.40.
To były dwa wyjątkowe dni. Dziękuję Pawle :)
Bieszczady są piękne. Chętnie pojadę tam na wędrówkę z plecakiem.
                                                                                               Koniec :)


Kategoria Rekordy, Wycieczki


komentarze
polemar
| 20:46 środa, 9 sierpnia 2017 | linkuj Pogratulować dystansu i wytrwałości.
Opis bardzo ciekawie się czyta, szkoda, że czasu było mało na robienie zdjęć.
Z pozdrowieniami - szosowiec z Opolszczyzny.
Gość | 23:07 poniedziałek, 31 lipca 2017 | linkuj Garmin ma rację, nie ma prawie nic o Bieszczadach, a gdzie relacja Kolegi Logina. PS - co to za hotel koło Wetliny, który przygarnia rowerzystów? Pozdrawiam.
SimplyR
| 10:49 poniedziałek, 31 lipca 2017 | linkuj Piękna wycieczka - nabrałem wielkiej ochoty na Bieszczady . Na takie rzeźbiarskie podjazdy jak opisane wyżej natrafiłem też w Sudetach . Miałem wrażenie ,że jadę po płaskim tylko z tyłu 32 zęby rzeźbiły :D .Pozdrawiam
malarz
| 19:54 niedziela, 30 lipca 2017 | linkuj Brawo!

Oszałamiający dystans, malownicze fotografie i opis, który jak zwykle świetnie się czyta :)

Gratuluję Wielkiej Bieszczadzkiej, jak również podwójnego miesięczniaczka z rzędu! :)
garmin
| 19:42 niedziela, 30 lipca 2017 | linkuj A gdzie te tytułowe Bieszczady?
login
| 19:28 niedziela, 30 lipca 2017 | linkuj Baśka była bardzo dzielna, do tego cały czas dopingowali nas kibice na trasie "tempo, tempo" jak i w pitstopach, na których toczyły się dyskusje o wyjątkowej muskulaturze.

W konkursie na niejedzenie wygrała Baśka, w niepiciu - bezapelacyjnie ja.

uwaga: działa jak rowerowa heroina - mocno uzależnia fizycznie i psychicznie. Po zażyciu wylew endorfin, w okresie odstawienia zalew kortyzonu i pochodnych kwasu masłowego.

dziękuję za uwagę: chcę więcej :)
Jurek57
| 19:13 niedziela, 30 lipca 2017 | linkuj Taki dystans we dwa dni to wyczyn ! Nawet dla Ciebie !
Trochę za dużo narzekania ... jakby nie Ty ? :)
pozdrawiam !
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa stacw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]