Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Alpejska przygoda - prolog :)

  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 21 czerwca 2013 | dodano: 12.08.2013

Jeśli ktoś w ubiegłym roku, a nawet na początku tego roku, powiedziałby mi, że pojadę w Alpy i zdobędę "honorne" przełęcze (tj. ponad 2 tysięczne), odpowiedziałabym, że marzenia są po to aby marzyć, a nie po to by się spełniać. A jednak.... Przeżyłam piękną przygodę - 7 niepowtarzalnych dni w towarzystwie wyjątkowych osób.Celem naszej wyprawy była Szwajcaria.
Dla mnie przygoda zaczęła się 21 czerwca o godz. 8.25 na dworcu w Lublinie, peron nr 1. O godz. 17.30 byłam na miejscu spotkania ze znajomymi. Powitanie, żarty z pokaźnych sakw, ostatnie zakupy, nocleg w hotelu i powracające pytanie, czy dam radę, czy podołam trudom jazdy w górach. Następnego dnia wstaję przed godz. 4.00. Mimo, że jedziemy tylko we troje, robię kanapek jak dla wojska. Jak się później okazało moi znajomi również zostali zaopatrzeni w kanapki na drogę. O godz. 6.00 odjeżdża nasz pociąg.
Pierwsza przesiadka w Berlinie. Zanim dotrzemy do Bazylei będziemy się przesiadać jeszcze kilka razy. Podróż przebiega bardzo przyjemnie, choć nie brakuje emocji. Kto by się spodziewał, że niemieckie pociągi mają opóźnienia, a my przecież musimy zdążyć na kolejny pociąg. Szczęście nas jednak nie opuszcza - mimo spóźnień pociągów jedziemy zgodnie z planem. Zmęczenie daje o sobie znać i ostatni odcinek naszej trasy przesypiam. Podobno w tym czasie w pociągu było bardzo gwarno - na jednej ze stacji wsiadła duża grupa rozbawionej młodzież. Przed godz. 1.00 wysiadamy na dworcu w Bazylei. Wskakujemy w rowerowe ciuchy i ruszamy na nocne zwiedzanie.
Jesteśmy oczarowani miastem. Ono żyje mimo późnej pory, a może to była wczesna pora. Na ulicach mnóstwo młodzieży, też na rowerach :) Za miastem pierwsze śniadanie na obczyźnie, pierwsza próba naszych kuchenek gazowych. Gotujemy wodę, parzymy kawę i herbatę i jemy polskie kanapki. Mży deszcz. Podejmujemy decyzję - jedziemy zanim się rozpada, a w trasie zatrzymamy się, rozbijemy namiot i zdrzemniemy się godzinkę.

Ruszamy w nieznane :) Pierwszy cel Lucerna.

Tu tak na prawdę zaczyna się nasza alpejska przygoda. W ciągu kolejnych dni przejedziemy w sumie 647,48 km. Zdobędziemy 5 przełęczy ponad 2 tysięcznych, przejedziemy w pionie 10 km, będziemy nocować na dziko na dachu garaży straży pożarnej, w domku do remontu, pod mostem na wysokości 2 tysięcy metrów w temperaturze 0 stopni, za "Lidlem", na łące u podnóża gór, na campingu i hostelu za magiczną kwotę 75 euro za dwa pokoje, będziemy jechać w deszczu, pod wiatr i w słońcu, będziemy zachwycać się pięknymi drogami widokowymi, wijącymi się serpentynami, niesamowitymi wiaduktami zawieszonymi między górami..... Jeszcze wtedy nie wiedziałam jak będzie pięknie i niesamowicie :)


Kategoria wyprawy, Szwajcaria 2013


komentarze
Misiacz
| 10:33 niedziela, 4 sierpnia 2013 | linkuj No, ja mam nadzieję, że pojawi się pełna relacja wraz z fotkami ? ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa serwo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]