Passo della Spina -przełęcz u szczytu Rifugio Piardi
-
DST
53.96km
-
Czas
04:29
-
VAVG
12.04km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstałam dosyć wcześnie, jakbym nie była na wakacjach :) Już o godzinie 9.40 byłam gotowa do wyjazdu. Nie to, żeby pośpiech był spowodowany przechodzącymi obok namiotu turystami ;)
Wieczorem gdy rozbijałam namiot na wierzchołku wzniesienia nad szlakiem prowadzącym w góry, nie było żadnego samochodu na pobliskim parkingu. Jacyś zabłąkani turyści odjechali niemal równocześnie z moim pojawieniem się na przełęczy.
Jakże się myliłam myśląc, że namiot rozbiłam w dyskretnym miejscu, na wzniesieniu, nad drogą i z dala od parkingu... Rano, gdy wyszłam z namiotu okazało się, że na parkingu jest dużo samochodów, a turyści ciągnął w góry drogą u podnóża mego wzniesienia i ścieżką obok mego domku. Słychać było też odgłosy pojedynczych wystrzałów. Czyżby rozpoczął się sezon polowań na misia? :)
Założyłam ciepłe ubrania i zaczęłam zjeżdżać z przełęczy, jak zwykle na głodniaka :) Zjechałam kilka kilometrów i zobaczyłam przy drodze, nieopodal wjazdu do gospodarstwa agroturystycznego, coś co na tej wyprawie wywoływało mój uśmiech - ławeczkę i stolik :) Idealne miejsce na śniadanie, tym bardziej, że nieopodal płynął mały strumyczek - idealna zmywarka na menażkę. Tym razem śniadanko było na bogato - zupa grzybowa z wkładką - makaronem świderkami, choć kusiła mnie zupa ogórkowa z chlebem :)
Zadowolona - najedzona :) - zjechałam około 13 km do Lavone, a stąd już droga prowadziła lekko pod górę. Mijając Collio zauważyłam wprost przede mną drogę w górach biegnącą zboczem. Zastanawiałam się czy to moja droga, a jeśli tak to jak tam dojechać i kiedy?
Tak, to była droga, którą miałam jechać. Dzieliło mnie od niej tylko, a może AŻ 25 km. W Collio zaczął się właściwy podjazd... Kilkakrotnie mijani rowerzyści zjeżdżający w dół oraz miejscowi pokazywali mi gest powodzenia? Dlaczego???!!!
Szybko miałam przekonać się dlaczego...Droga była malownicza, ale podjazd był morderczy - zakręty, serpentyny, zakręty, serpentyny...
Powtórzę się - warto było wylewać pot dla widoku z góry i widoku, który roztoczył się po wjeździe na drogę widzianą z dołu w Collio.
Droga z szerokiej drogi asfaltowej przeszła w wąską dróżkę asfaltową, a ta w drogę szutrową biegnącą nad przepaścią. Byłam na wysokości około 1600 m n.p.m., a moja przełęcz znajdowała się na wysokości 1500 m n.p.m. i wieńczył ją tunel. Jadąc lekko w dół nie mogłam nacieszyć oczu pięknem otaczającej mnie przyrody... Passo della Spina - tak nazywa się przełęcz. Jest piękna, niesamowita...
Dojechałam do tunelu. Pierwsza jego część była naturalna - wykuta w skale, a w dalszej części był do połowy wysokości wybetonowany. Jednak nawet taka ingerencja człowieka w jego konstrukcję nie ujmowała mu uroku.
Za tunelem zaczynał się zjazd.
Robiło się późno i było coraz zimniej. Zjeżdżając minęłam jedynie dwie zamieszkałe posesje i nagle zobaczyłam przy drodze na łuku idealne miejsce na biwak - stoliki i ławeczki, a obok nich w sam raz miejsca na namiot :) Niżej było widać kilka domów, ale wyżej były tylko dwa :)
Pomyślałam, a któż będzie jeździł nocą na taką przełęcz, przecież mijałam tylko motocyklistów, więc analizowałam dalej - mimo odkrytego miejsca powinno być bezpiecznie. Było, choć jedno auto hamowało nie mogąc bezpiecznie wjechać w zakręt i kierowca musiał cofać. Pewnie zagapił się na mój namiot :)
Kategoria wyprawy, Jeziora alpejskie 2013