Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Maraton Lago Di Italia :)

  • DST 87.24km
  • Czas 06:08
  • VAVG 14.22km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 19 września 2013 | dodano: 29.09.2013

Obudziłam się jak zwykle ok. godz. 7.00. Następne dwie godziny zabrało mi małe leniuchowanie w śpiworze, ubieranie, notowanie, pakowanie, fotografowanie.... I jak zwykle wyjechałam później niż pierwotnie zamierzałam, a dziś wypadało się pospieszyć. Plan miałam napięty - przede mną maraton Lago Di Italia. Czekały na mnie cztery jeziora!
Wyjechałam ok. godz. 9.00 tradycyjnie na głodniaka, ale naubierana na cebulkę :) Poranek był rześki, a przede mną kilka kilometrów zjazdu. Po przejechaniu 4 km dotarłam do Anfo. Na rondzie obrałam kierunek na Lago Garda. Jazda w pojedynkę ma jedną wadę - nikt się nie martwi, że źle pojechałam na rondzie, że nie zaczekałam na skrzyżowaniu, nikt mnie nie szuka za rondem i skrzyżowaniem ;)))
Za Anfo zrobiło mi się ciepło - cebulka nie wytrzymała konkurencji z promieniami słońca. To już u mnie standard - ubieranie - rozbieranie :)
Już na letniaka i dalej na głodniaka dojechałam do miasteczka Lavenone. Zatrzymałam się na zakupy. Miałam ochotę na pszenne bułeczki :) Kupiłam dwie olbrzymie w kształcie granatu bojowego :) Gdybym jechała z kimś, to zapewne kupilibyśmy cztery... Mój apetyt podpowiedział, że z bułeczkami dobrze komponują się pomidory... Też kupiłam, aż ... cztery :) W sakwie miałam konserwy - polskie paszteciki drobiowe: tradycyjny, z pomidorami i papryką. Śniadanko zapowiadało się pysznie - bukiet pasztecików z dodatkiem pomidorka :)
Zaraz za marketem, w którym robiłam zakupy odbiłam w drogę nad jezioro Idro. To moja pierwsza wodna premia w maratonie Lago Di Italia. Dodam, że premię wodną należało zdobyć równocześnie z premią górską. Nie ma dobrze, cały czas pod górę :) Na liczniku miałam dopiero 10 km. Ciekawe jak długo ciągnie się premia górska? Czy wierzyć mapie?!


Co tam premia górska, co tam wysiłek, gdy się ma TAKIE widoki!
Droga była coraz piękniejsza i coraz bardziej wymagająca - w górę i w górę, a ławeczki i stolika jak nie było tak nie ma... Podjazd coraz bardziej męczący, coraz więcej wysiłku trzeba wkładać w pedałowanie.

Trudno... Tym razem rozbiłam katering na "zajeździe" drogi. Do kanapek pasztecikowo - pomidorkowych obowiązkowo zaparzyłam herbatę. Ja jadłam śniadanko a obok mnie przejeżdżały auta i motocykle, a nawet jakaś para sakwiarzy - młodzi ludzie Ona i On. Dodam, że przejechało także auto z polskimi numerami rejestracyjnymi...
Ruszyłam dalej i po przejechaniu około 1 km minęłam... ławeczki i stolik :)
Premia górska ciągnęła się przez 9 km, ale potem było już tylko w dół... i kolejna premia wodna.

Piękne jezioro Lago Di Valvestino. Woda w tym jeziorze jest krystaliczna. Przez środek wije się jakby wstążka. Coś cudownego! Jest to jezioro zaporowe zwieńczone olbrzymią tamą. Żałowałam, że nie dojechałam tu na nocleg...
Dalej jechałam w dół, po płaskim, lub lekko w górę. W miasteczku Navazzo po raz pierwszy zobaczyłam Gardę. Olbrzymie jezioro, niczym morze...

Do jeziora był zjazd. Zatrzymywałam się co chwila podziwiając Lago Garda. Nad Gardę zjechałam w miejscowości Gargnano. Jechałam drogą zawieszoną na półce skalnej nad jeziorem. Zaciekawiły mnie winnice, inne niż dotychczas widziałam. Mocowania winorośli rozciągnięte były między murowanymi słupami. Wyglądało to dość osobliwie.

W Tingale zjechałam na plażę.

Cały czas droga prowadziła skarpą zawieszoną nad jeziorem. Była wykuta w skale. Przejeżdżałam przez tunele, najdłuższy liczył niewiele ponad 3 km.

Czas naglił. Nie zjeżdżałam do miasteczek. Podziwiałam je z daleka. Moim celem była Riva de Garda - miasto położone na krańcu jeziora u podnóża nietypowej skały.
Z mostu zobaczyłam odbijającą się w świetle księżyca taflę jeziora. Zjechałam w dół. Do jeziora prowadziły schody, a przy nich była tabliczka.... Jak rozbić namiot?
Dróżką przez jakieś krzaczory zeszłam w dół. Zobaczyłam na końcu ścieżki rozbity namiot :) Było ciemno, ja byłam zmęczona, a mimo tabliczki ktoś rozbił namiot, więc...


Jezioro w pobliżu, którego rozbiłam namiot było jeziorem bezodpływowym. Zbierało wodę z gór, która następnie najprawdopodobniej odparowywała. Woda w jeziorze była koloru turkusowego. Urokliwe :)


Kategoria wyprawy, Jeziora alpejskie 2013


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa czuci
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]