Mazurskie pożegnanie
-
DST
67.90km
-
Temperatura
16.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obudziły mnie odgłosy deszczu uderzającego o namiot. Deszcz i zimnica. Postanawiam, że wracam do domu. O dziwo - moi kompani również wpadli na taki sam pomysł, a jeszcze wczoraj chcieli zostać na campingu. Jem śniadanie w namiocie - kromka razowca + pomidor. Pakuję sakwy i gotowa do jazdy wychodzę ze swego przytulnego namiociku. Koledzy kończą śniadanko w altanie :) Nie są zdziwieni, że jestem już spakowana, nawet żartują, że pewnie będę wracać sama.... A jednak wystarczyły dwa dni, aby mnie rozszyfrowali, a myślałam, że jestem tajemniczą rowerzystką :) Odpowiadam, że pewnie pojadę z nimi. Pytam o dystans i trasę. Na skróty krajówką K-16 przez Mikołajki do Piecek jest podobno 50 km. Tylko tyle?! Dla mnie to zdecydowanie za krotki dystans!!! Pytam o trasę przez Orzysz, Pisz, Ruciane. Marek głośno przelicza kilometry..... ma być około 70.... No, to już lepiej, myślę i uśmiech pojawia się na mojej rowerowej twarzyczce :)
Pada. Chłopaki czekają pod daszkiem na mniejszy deszcz, aby zwinąć swoje namioty. Ja nie czekam. Pakuję namiot, zakładam sakwy na rower i jestem gotowa do drogi. Jeszcze chwilę zostaję z kolegami, niech deszcz się wypada. Nie chcę, aby myśleli (a pewnie i tak pomyśleli), że jestem jakimś rowerowym cyborgiem, któremu nie straszne żadne warunki. Nie jestem ubrana na deszcz, nie mam kurtki przeciwdeszczowej, ale to nie jest dla mnie żadnym problemem :) Założyłam długie spodnie (szybkoschnące), koszulkę termiczną i letnią kurteczkę rowerową. Będzie mi całkiem przyjemnie, gdy przemoknę do ostatniej nitki.
Nie czekam dłużej. Jadę. Nareszcie na rowerze! Do Orzysza pada, za Orzyszem leje i tak będzie do samych Piecek. A co ja robię? Jadę i podśpiewuję, serio. Cieszę się jazdą, czy to normalne. Ciekawe co myśleli mijający mnie kierowcy - pewnie - wariatka. 4 km przed Piszem zatrzymuję się na małe zakupy. Wcinam dwie drożdżówki - z serem i dżemem. To był dobry pomysł, nie to żebym była głodna, ale jak mówią moi maratonowi znajomi - Jurek i Daniel - gdy poczujesz głód będzie za późno i jak pewnie dodałby Jurek - kiszka :)
Jak wspomniałam jadę i podśpiewuję. Nie przeszkadza mi, że w Piszu wjechałam na K-63. Ruch jest spory, ale na szczęście kierowcy dużym łukiem wyprzedzają zmokniętą rowerzystkę. Czuję się bezpiecznie. Tą trasą jechałam autem dwa dni temu. Droga jest urokliwa - lasy, pagórki, coś dla mnie :) Jadę swoim tempem, nikt mnie nie spowalnia i nie pogania. Jest tak, jak lubię - jestem wolna i niezależna :)
Jak to zwykle bywa, gdy dojeżdżam do Piecek, deszcz jest mniej rzęsisty :) Fajnie :)
Koledzy docierają na miejsce, gdy ja już wykąpana i wysuszona kończę przepyszny obiadek - zupę gulaszową i pierogi z jagodami. Wspominamy wyjazd, oglądamy zdjęcia.... Wracam do domu.
Dzięki temu wyjazdowi zdobyłam nowe doświadczenie związane z jazdą w grupie i dowiedziałam się czegoś bardzo ważnego o sobie.
Czy jeszcze kiedykolwiek wybiorę się na rowerową włóczęgę z Markiem, Darkiem i Januszem - nie wiem, ale życie pisze różne scenariusze......
Kategoria Wycieczki