Przechodniu powiedz Polsce....
-
DST
84.77km
-
VMAX
47.10km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstajemy około godz. 5.30. Poranek jest rześki. Zwinięcie obozu zajmuje nam około godziny, no może niektórym trochę dłużej. Patrząc na Patryka odnoszę wrażenie, że się ściga. Znowu?! Ach, ci mężczyźni, ale czy urodził się taki, który prześcignął kobietę w pakowaniu?! O ile rozbijanie "nieodgadnionej zagadki" idzie mi tak sobie, to w jej składaniu jestem mistrzynią!
Ostatni na drogę wychodzi Michał. Czekając na niego zmarzłam.
Na rozgrzewkę mamy podjazd. Patryk na poczekaniu wymyśla hasło, które będzie towarzyszyło nam do końca wyprawy - "Podjazd z rana, jak śmietana!"
Humory dopisują, tym bardziej, że nareszcie zaczynają się ładniejsze widoki -
górki, pagórki, aż chce się pedałować.
Początkowo jedziemy wspólnie, ale
Michał, jak to Michał jedzie w swoim tempie, niekoniecznie w naszym i
jak to Michał.... gubi się na pierwszym skrzyżowaniu. Zauważamy zgubę.
Czekamy 5 minut, 10 minut... Gdzie on jest, powinien już dojechać.
Wracamy do skrzyżowania. Rozjeżdżamy się. Po pokonaniu 3 km dostaję
sms-a od Patryka - zguba się odnalazła.
Jedziemy bocznymi drogami. Nawierzchnia przypomina nasze połatane szosy. W jednej z mijanych miejscowości czeka nas stromy podjazd. Fajnie, jest od czasu do czasu pospacerować ze Scotem :)
Jedziemy od około dwóch godzin, a przecież wyjechaliśmy na głodniaka. Przyszła pora na śniadanie. Znajdujemy idealną miejscówkę na postój. Pomidorowa z makaronem smakuje wybornie.
Kończy się woda. Zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Obok jest bar. Mili są ci Włosi - pan z baru pozwala nam napełnić butelki.
W miasteczku Roccasecca zatrzymujemy się na zakupy w supermarkecie. Ja z Patrykiem robimy zrzutkę po 5 euro do wspólnej kasy. Kupujemy za nasze chleb. Od tej pory on i ja będziemy prowadzić na wyprawie wspólną politykę finansową i żywieniową.
Jedziemy dalej. Mijamy między innymi miejscowości Castrocielo, Auqino, San Germano.
W południe, około godz.13.00 rozpoczynamy zdobywanie Monte Cassino. Ja jadę pierwsza. Inaczej wyobrażałam sobie ten podjazd. Myślałam, że będzie ciężko, a jedzie się całkiem przyjemnie.
Jestem! Dojechałam! Dochodzi godzina 14.20.
Dłuższą chwilę czekam na kolegów. Patryk miał na trasie problemy z nogą. Mamy nadzieję, że to tylko nadwyrężony mięsień.
Jedziemy na cmentarz....
To miejsce jest bardzo ważne dla nas Polaków...
Wracamy. Przejeżdżamy przez miasto Cassino. Nie spieszymy się, jedziemy powoli rozglądając się.
Zbliża się godz. 18.00 gdy wyjeżdżamy z miasta. Pokonujemy około 20 km i rozglądamy się za miejscem na biwak. Odbijamy w boczną drogę, jeszcze jedną boczną drogę, przejeżdżamy pod wiaduktem kolejowym i rozbijamy namioty na łące zasłoniętej od drogi drzewami i krzewami.
Gotuję kolegom makaron, myję się i nareszcie mam czas, aby na spokojnie przygotować dla siebie kolację. W tym czasie koledzy zażywają kąpieli. Pełen kompromis wyprawowy.
Kategoria wyprawy, Toskania 2014