Rowerowo, urodzinowo i niekoniecznie rozsądnie
-
DST
75.34km
-
Czas
03:05
-
VAVG
24.43km/h
-
VMAX
38.78km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
13 grudnia... Dla mnie to wyjątkowy dzień. Dzień moich urodzin. O ile wierzyć mamie, to urodziłam się w sobotę z samego rana :)
Dzisiaj nie liczyłam na świętowanie na rowerze, choć jeszcze kilka dni temu układałam trasę wycieczki.
Od rana padało. Gdy wracaliśmy z kościoła padał śnieg z deszczem. W domu chodziłam od okna do okna... Nie tak miało być...
Padało lub mżyło na zmianę. Chyba przestało siąpić! Spojrzałam na zegarek. Była godz. 14.15. Nadal na niebie wisiały ciemne chmury, ale nie padało! Tylko te wielkie kałuże na jezdni - nie było kolorowo. Jechać - nie jechać. Wahałam się. Jadę, choć na chwilę. Nie przesądzałam z góry, jakie wykręcę kółeczko.
Zaczęłam standardowo od hardkorowego odcinka. Ostatnio omijałam tą drogę.
Dojechałam do skrętu na leśną ścieżkę. Jeśli odbiję w las - zrobię średnie 70-cio kilometrowe kółeczko - analizowałam w myślach. Jednak rezygnuję. Nie jadę przez las. Z pewnością na ścieżce jest bardzo mokro i nie wykluczone, że zalega błoto nawiezione przez ciężarowe auta z gruntowych dróżek przy zrywce drewna.
Jadę dalej trasą treningowej setki. Pedałuje mi się całkiem dobrze, jak na pochmurny, deszczowy grudzień. Dojechałam do 37 km i zaczęło delikatnie mżyć. Co mam zrobić? Skrócić kółeczko i wracać do domu, czy jechać dalej i pokusić się o 70 km? Dzisiaj setka nie wchodzi w rachubę. Jadę dalej. Wiatr zaczyna wzmagać na sile. Wieje w bok i spycha mnie do osi jezdni. Czy podjęłam właściwą decyzję? Może powinnam zawrócić. Teraz już jest za późno, za daleko odjechałam. Mam do pokonania zbliżony dystans, bez względu na to, czy teraz zawrócę do domu, czy dojadę do domu zataczając kółeczko.
Zmieniam kierunek jazdy. Teraz mam wiatr w plecy. Droga wije się zakrętami. Wiatr raz wieje w plecy, raz w bok. Od jakiegoś czasu jest ciemno.
Znowu zmieniam kierunek jazdy. Teraz wiatr wieje centralnie w twarz. Do domu pozostało około 16 km, w tym 12 km z przednim wiatrem. Zaczyna padać śnieg z deszczem. Dobrze, że założyłam kominiarkę. Nawet przez tkaninę czuję uderzenia lodowatych igieł. Jadę coraz wolniej. Wstaję na pedały... Deszcz moczy siodełko, ale jest mi wszystko jedno. Mam mokre spodnie, a w butach przelewa się woda. Wyprzedzają mnie auta. I nagle stało się coś, co sprawiło, że pedałuje mi się lżej. Dwóch kierowców chyba mnie pozdrowiło, bo jak inaczej zrozumieć takie gesty. Jeden z kierowców po wyprzedzeniu mnie pomigał światłami awaryjnymi, a drugi - kierunkowskazami na zmianę :) Ciekawe jakie mieli myśli widząc na drodze rowerzystkę w taką nierowerową pogodę?
Wieje coraz mocniej. Pokonuję 5 km. Deszcz ze śniegiem ustaje. Pozostało mi tylko 7 km pod wiatr. Tylko... I wtedy się zaczęło. Wichura!!!Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę!!!Wiatr zatrzymuje mi rower. Na drogę lecą drobne patyki. Pobocza są obsadzone drzewami. Szum przechylanych konarów jest przerażający! Po raz pierwszy zaczynam się bać. A co będzie jeśli nie zauważę padającej na drogę większej gałęzi? Wiatr jest taki silny, że nie wiem, czy mam prowadzić rower, czy zatrzymać się. Siłuję się z wichurą. Wstaję na pedały z wielkim wysiłkiem jadę - bardzo wolno. Karcę się w myślach za brak rozsądku. Nie powinnam dziś jechać.
Dojeżdżam do lasu. Ściana drzew tłumi podmuchy. Jeszcze 3 km i odbiję w swoją drożynę. Będę miała boczny wiatr...
Nareszcie. Jestem w domu. Już się nie boję. Jestem bezpieczna.
Dałam dzisiaj popis nieodpowiedzialności i głupoty...
Kategoria Po pracy
komentarze
Życie nie składa się tylko z dobrych wyborów ... dobrze że jesteśmy (TY) w stanie to ocenić.