Rowerowy grzybiarz
-
DST
74.81km
-
Czas
02:56
-
VAVG
25.50km/h
-
VMAX
36.04km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jeszcze wczoraj nic nie zapowiadało dzisiejszego rowerowego grzybobrania.
Ale od początku...
Deszcz, plucha, szaruga. Tak wyglądały ostatnie dni. Powoli zaczął mi się udzielać szarugowy nastrój. Dzisiejszy poranek różnił się od poprzednich tylko tym, że nie mżyło. Niebo nadal było zasłonięte ciężkimi ołowianymi chmurami. A jednak. W południe słońce zaczęło nieśmiało przebijać się przez szarość chmur. Nareszcie! Pojechałam na spacer do lasu. Chciałam nacieszyć się słońcem i ciszą przerywaną jedynie szelestem liści.
Wyszłam z lasu. Ruszyłam tą samą drogą do domu. I wtedy ogarnęło mnie to dziwne uczucie. Znam je doskonale. Ono wraca zawsze po przerwie w rowerowaniu. Nie ważne, jak długo trwała ta przerwa. Ono zawsze wraca. To wypadkowa tęsknoty, zdziwienia, zaskoczenia, radości, zauroczenia. Jadę dalej, przed siebie, nie chcę wracać do domu, nie teraz.
Czy muszę pisać dokąd pojechałam?
Na leśnej ścieżce spotkałam grzybiarzy.
Ja nie potrafię zbierać grzybów, zresztą nie potrafię nawet powiedzieć, czy lubię zbierać grzyby. Na pewno lubię spacerować po lesie, ale grzyby... I stało się. Być może sprawił to widok grzybiarzy - zaczęłam rozgarniać liście w poszukiwaniu grzybów. Znalazłam! Grzyby były malutkie, ale były!
Zachęcona rozglądałam się dalej. Są! Ależ dorodne!
Może będzie jeszcze ze mnie grzybiarz - rowerowy grzybiarz :)
Kategoria Po pracy
komentarze
Poza tym widząc kolejny wpis na Twym blogu wnoszę, że jednak ich nie spożyłaś... ;)
Ślicznie uchwyciłaś dary lasu :)