Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Dolina Dunaju - Kopački rit

  • DST 95.00km
  • Czas 05:17
  • VAVG 17.98km/h
  • VMAX 39.67km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 22 września 2018 | dodano: 08.10.2018

Noc była ciepła i cicha. Dzwon kościelny rozbrzmiał po raz ostatni chyba o godz. 22.00. Mimo to nie mogłam spać. Wstawałam  trzy razy, a od godz. 4.00 już nie usnęłam. Leżakowałam do godz. 5.00, po czym zabrałam się za porządki - przepakowałam sakwy i  uzupełniłam wpisy w wyprawowym dzienniku. Jeden z moich znajomych twierdzi, że ludzie się nie zmieniają. Czy to prawda? Ile głów, tyle poglądów. Jednak mój przykład jest potwierdzeniem teorii o ludzkiej niezmienności - w domu sprzątam, a na wyprawie przepakowuję sakwy. Po co - nie wiem. Tym razem przynajmniej ich nie myję. Mój nawyk mycia sakw był powodem niejednego żartu kolegów na wcześniejszych wyprawach. Cóż - jestem jaka jestem, niczym Bridget Jones, tylko ciut starsza. 
Wstałam o godz. 6.00 i zajęłam się śniadaniem. Żurek Winiary z makaronem, kanapki z makrelą w sosie pomidorowym, herbata, a na deser kisielek truskawkowy. Jak nic, Mama nie pozna swojej córki po powrocie. Powie, a cóż to za pączek do nas przyjechał. Będę gruba! Od dziś przechodzę na wyprawową dietę - suchary i woda!!!
Zanim opuścimy gościnny plac sportowy czyszczę łańcuch szczoteczką Hani. Rozpływam się w zachwytach. Jak ona cudownie czyści oczka łańcucha, jakiż to cudowny wynalazek... Ostatnio takie zachwyty kierowałam w Szkocji pod adresem gazet i papieru toaletowego, które wkładałam do mokrych butów. Nie znałam tej metody suszenia butów, powiedzieli mi o niej koledzy. To było COŚ na miarę rowerowej Ameryki odkrytej dzień wcześniej. 
Wyjeżdżamy po godz. 9.00. Poranek różni się od wcześniejszych. Jest pochmurno i dosyć chłodno.
Robimy rundkę przez wieś. Wieś, jak wieś, choć chorwacka, ale podobna do węgierskich. Domy położone są przy asfaltowej drodze. Zatrzymujemy się w sklepie na zakupy. Kupuję wodę i bułkę na drugie śniadanie. Niestety nie było sucharów, więc na wyprawową dietę przejdę od jutra.
Myślałam, że po zakupach ruszymy w drogę do Osijeka przez Park prirode Kopački rit. Jednak nie przyszła na to jeszcze pora. Hania i kolega jadą w głąb wsi. Uroki jazdy w grupie... Ja kieruję się do drogi wyjazdowej. Zatrzymuję się przed kościołem. Znajduję polski akcent - pomnik Jana Pawła II oraz pomnik przypominający o bolesnych wydarzeniach sprzed kilkunastu lat...


Przyjeżdżają moi kompani. Informuję Hanię, że dzisiaj jadę sama i spotkamy się w Kopačevie lub w Osijeku. Zamierzam przejechać przez park prirode Kopački rit. Trasa przez Kopački rit to także mój pomysł. Hania nie ma nic przeciwko temu, gdy odjeżdżam woła za mną, że oni także będą  jechać przez Kopački rit ścieżką rowerową od miejscowości Batina. Jednak jazda w grupie ma swoje uroki, zawsze mogę pojechać własną ścieżką i spotkać się z reszta ekipy w umówionym miejscu. Hanię zostawiam pod opieką kolegi.
Drogą, którą przyjechaliśmy do Duboševicy prowadzi trasa EV 6. Zamierzam dalej nią jechać, ale nie wiem, czy zechce mi się pedałować aż do Batiny, czy nie odbiję wcześniej w kierunku Kopačeva.
Przejeżdżam przez kolejną wioskę - Topolje. Wieś, jak wieś - niczym nie różni się od Duboševicy. Domy są bliźniaczo do siebie podobne - murowane, parterowe, usiane jeden obok drugiego. Jest zwarta zabudowa. Zatrzymuję się przed skansenem.


To mój pierwszy pobyt w Chorwacji. Mimo to jestem wręcz pewna, że się nie zgubię. W każdej mijanej miejscowości jest mnóstwo znaków informujących gdzie co jest. Są także tablice z dwujęzycznymi nazwami miejscowości. Na rogatkach miejscowości Draž odbijam w asfaltową drogę prowadzącą wałem. Jestem ciekawa, czy prowadzi do granicy. Jadę sama, więc mogę sobie pozwolić na takie szaleństwo. Przejadę kilka kilometrów i wrócę na trasę - pomyślałam. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. I to są uroki jazdy w pojedynkę! Jadę dokąd chcę i jak chcę! Drogą prowadzącą wałem dojeżdżam do zielonej granicy Węgier i Chorwacji. Na ścieżce znajduje się szlaban, a po węgierskiej stronie stoi wojskowe auto. Nie podjeżdżam bliżej. Dobrze, że wczoraj nie chcieliśmy przekraczać tędy granicy, z pewnością nie udałoby się to nam. Wracam do Draž. Postanawiam, że nie jadę do Batiny. Na ścieżkę EV 6 prowadzącą z Batiny do Kopačeva wjadę w miejscowości Zlatna Greda. 

Na pierwszym skrzyżowaniu za Draž odbijam w kierunku miasteczka Zmajevac. Mijam winnice i piwniczki winne. Na jednej z winnic spora grupa pracuje przy zbiorze winogron. Kiście winogron wyglądają bardzo smakowicie. Czas mnie nagli, nie zatrzymuję się zarówno przy zrywających winogrona na pogaduszki polsko-chorwackie, jak też w mijanych miasteczkach na fotkę.
Kolejnym mijanym miasteczkiem jest Suza. Tutaj odbijam w kierunku miejscowości Mirkovac. Zgodnie z informacją na tablicy do Mirkovac dzieli mnie odcinek 6 km. Jadę asfaltową, wyboistą drogą pośród pól. Na jednej z plantacji kukurydzy pracuje kombajn. Mirkovac to bardzo mała wioska, podobnie, jak mijana kolejna - Sokolovac. Jadę sama i nie odczuwam żadnego lęku, niepokoju. Jestem wśród ludzi i jeśli będę miała jakąś awarię roweru to z pewnością znajdzie się osoba, która mi pomoże.
Za Sokolovac odbijam w drogę oznaczoną na mapie numerem 4055. Przejeżdżam niewielki odcinek i wjeżdżam na drogę prowadzącą do Zlatnej Gredy. Zlatna Greda znajduje się na wysokości Mirkovac, więc teraz jakbym się cofała. Droga jest wąska, prowadzi przez las. Tylko dlaczego stoją auta w korku? Podjeżdżam bliżej. Droga zamknięta jest czerwoną taśmą. Na straży stoją dwie młode damy i jeden młodzieniec. Chłopak po angielsku tłumaczy mi, że droga jest zamknięta z powodu odbywającego się maratonu właśnie na trasie od Zlatnej Gredy do Dvorac Tikveš. Brakuje mi słów, aby zapytać, czy pozwoli mi przejechać poboczem. Z pomocą przychodzą młode damy. Korzystając z tłumacza na smartfonie prowadzimy pisemny dialog. Mogę jechać, tylko mam zatrzymać rower podczas wymijania się z biegaczami. Robię wielkie ufff, a minę mam bardzo zadowoloną. Dziękuję młodym damom i młodzieńcowi, wyściskuję ich na pożegnanie i jadę dalej.
Pozdrawiam biegaczy, a oni mnie. Niby zwykły gest - uśmiech i podniesiony kciuk  lub cała dłoń, a tak wiele znaczy. Ludzka życzliwość ma niesamowitą moc, powoduje, że w tym obcym miejscu nie czuję się samotna. 

Droga do Zlatej Gredy prowadzi przez las. Nareszcie mijam tablicę z nazwą miejscowości. Wjeżdżam na ścieżkę. Nawierzchnia jest szutrowa, pokryta drobnymi białymi kamykami. Kurzy się strasznie. Dzisiaj wieczorem pewnie będzie mycie sakw. Jadę jak na takie warunki dosyć sprawnie. Licznik wskazuje prędkość 20 - 25 km/h. Szukam śladów kół rowerów. Ciekawe czy moim kompani już tędy przejeżdżali. Na ścieżce są ślady rowerowych opon, czy to ich? Niestety. Ślady kół należą do dwukołowca prowadzonego przez starszego mężczyznę. Na zjeździe do miejscowości Tikveš czeka mnie kolejna niespodzianka - zamknięty szlaban, a przed nim radiowóz policji. Na mapie sprawdzam w jaki sposób mogłabym dojechać do Kopačeva. Nie, nie, nie! Musiałabym dojechać do drogi, z której odbiłam w kierunku Zlatnej Gredy. Jadę dalej ścieżką.! Za nic nie zawrócę! Podchodzę do radiowozu, mówię "dobryje jutro", pokazuję mapę i pytam panów, czy dojadę tędy do Kopačeva. Jeden z policjantów odsuwa szybę w bocznych drzwiach i twierdząco kiwa głową. Pozwala mi jechać dalej mimo zamkniętego szlabanu. Panowie zaszyli się w bocznej drodze, aby spokojnie zjeść obiad, a ja im przeszkodziłam. Podziękowałam po angielsku i odjechałam. Nie ryzykowałam już ze słówkiem "smacznego".
Jadąc rozglądam się z ciekawością. Zgodnie z mapą jestem na terenie Parku prirode Kopački rit, a raczej na jego obrzeżach.
Park prirode Kopački rit położony jest pomiędzy Dunajem a rzeką Drawą i jest jednym z 11 chorwackich parków narodowych. Park to w rzeczywistości mokradło - jedno z najważniejszych w Europie. Bagna, stawy i zbiorniki wodne tworzą dużą sieć wodociągową w tej części Chorwacji i Europy. W Kopačkim rit  żyje ponad 40 gatunków ryb, ponad 140 gatunków roślin i ponad 260 gatunków ptaków.

Nie do końca tak sobie wyobrażałam ścieżkę przez park przyrody Kopački rit. Aby zobaczyć coś ciekawego powinnam pewnie wjechać głębiej w las. Nie ma żadnych oznaczeń ścieżek przyrodniczych, więc nie ryzykuję. Jadę prosto do Kopačeva.
Na wysokości miejscowości Podunavlje wjeżdżam na asfaltową drogę. Po kilkunastu kilometrach jazdy białą drobnokamienistą tartką z zadowoleniem witam asfalt. Niemożliwe!? A jednak!
Dojeżdżam do Kopačeva - serca parku przyrody Kopački rit. Jestem z siebie zadowolona. Zrobiłam to - przyjechałam do miejsca, które sama wybrałam jako jeden z celów wyprawy! Robię krótką przerwę na batonika, po czym zabieram mego Scottusia na spacer drewnianym szlakiem. To właśnie dla tego labiryntu drewnianych kładek tu przyjechałam. Jest pięknie, piękniej niż na zdjęciach widzianych w internecie. Zresztą cóż ja będę pisać, wystarczy spojrzeć na fotografie...


Kończę spacer. Robi się coraz chłodniej. Jest późne popołudnie. Pora jechać dalej, do Osijeka. Dzwonię do Hani, pytam gdzie są, czy byli już w Kopačevie. Okazuje się, że są przed  Kopačevem w miasteczku Vardarac. Nie pojechali do Batiny i nie jadę rowerową trasą, tylko głównymi drogami. Jest za późno i nie przyjadą do Kopačeva. Proponuję, że poczekam na nich w mieście Bilje. Intuicja podpowiedziała mi dzisiaj dobrą decyzję, że jechałam sama, zobaczyłam to co chciałam, a przy tym jechałam którędy chciałam i jak chciałam.
Od Bilje jedziemy we troje. Hania ma coraz większe problemy z kolanem. Ból jest na tyle dokuczliwy, że nie jest w stanie pedałować, co raz schodzi z roweru. Dobrze, że do Osijeka pozostało tylko kilka kilometrów. Na rogatkach Osijeka robimy krótki postój. Podejmujemy decyzję, że dzisiejszą noc spędzimy pod dachem. Szukam na Garminie agroturystyki. Najbliżej znajduje się B&B Maksimilian na starym mieście przy ulicy Franjevačka 12.
Przejeżdżamy na drugą stronę Drawy, z mostu podziwiam panoramę Twierdzy i już za moment parkujemy rowery przed kamienicą przy ulicy Franjevačka 12, w której znajduje się B&B Maksymilian. Wchodzę do środka i...jest pięknie, cudownie, bosko!!!. Zostajemy tu na noc. Wynajmujemy trzyosobowy pokój rodzinny - my z Hanią zajmujemy sypialnię z małżeńskim łożem, a kolega sąsiedni pokój. Płacimy 24 euro od osoby. W cenę wliczone jest śniadanie. Cena za pokój może nie jest niska, ale naprawdę było warto.















Hania czuje się coraz gorzej. Po kolacji kontaktuje się z przedstawicielem towarzystwa ubezpieczeniowego. Jutro będzie miała konsultację lekarską i nie wykluczone, że wróci do Polski. A co ze mną, co ja zrobię. Pomyślę o tym jutro...


Kategoria Dolina Dunaju 2018


komentarze
Basik
| 17:48 środa, 10 października 2018 | linkuj Login - intuicja mi podpowiada, że zatęskniło Ci się w czasie szosowego łojenia za towarzystwem niektórych znajomych, pewnie nie miałeś kogo w tym sezonie poganiać swoim w kółko szybciej i szybciej ;)
login
| 16:44 środa, 10 października 2018 | linkuj w końcu miałaś czas na fotograficzne szaleństwo a nie w kółko szybciej i szybciej...;)
Basik
| 19:26 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj Cytuj moje powiedzenia do woli :)
sky1967
| 10:28 poniedziałek, 8 października 2018 | linkuj Ludzka życzliwość ma niesamowitą moc ... Wybacz,ale skradnę Ci to stwierdzenie.Trafne spostrzeżenie,będę je cytował jeśli pozwolisz ..?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa unach
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]