Wpis dla Chorybździaków
-
DST
40.27km
-
Czas
01:34
-
VAVG
25.70km/h
-
VMAX
37.22km/h
-
Temperatura
-3.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przychodzą czasem takie dni, jak dzisiejszy i muszę po prostu muszę, mimo wszystko, mimo natłoku służbowej prozy wyjść na rower. Ostatnio bardzo zaniedbuję Scotta i Speca. Ten rok, ten sezon jest dla mnie wyjątkowy i to niekoniecznie "wyjątkowy" w pozytywnym znaczeniu. Mam lukę w pamięci. Początek maja - pełne zawodowe obroty, obiecujący początek rowerowego sezonu i nagle pustka - przedłużające się oczekiwanie na zabieg. Później kilka tygodni rekonwalescencji/urlopu, jakaś wyprawa/nie wyprawa, powrót do pracy i nagle olśnienie - jest listopad, za moment koniec roku! Wir obowiązków i przyspieszające tempo. A rower? Kiedy to było... I przychodzi wieczór, dowiaduję się, że nie tylko ja mam monopol na chorowanie i szlifowanie szpitalnej podłogi. Ktoś bliski chce mi odebrać ten przywilej. A potem przychodzi dzień i muszę przewietrzyć głowę.
Wsiadam na rower i kolejne olśnienie - jak bardzo mi tego brakowało, jak bardzo mi brakowało codziennego ganiania po drogach W-o różnych numerach, jak bardzo mi brakowało przydomowych kółeczek! Jak dobrze jest znowu pędzić, być w drodze.
Dziwi mnie, że jest tak rześko. Nie pamiętam lata, a tu już puka zima do rowerowych drzwi. Kominiarka na twarzy, ochraniacze na butach i.... oddech traktorzysty na plecach :) Jechałam zatopiona w myślach, zdziwiona widokiem szronu na gałęziach i trawach. Z rowerowego zamyślenia wyrwał mnie basowy odgłos pracy silnika. Tir, czy inny drogowy olbrzym? Dźwięk był coraz bliżej, tuż za moimi plecami. Jechał za mną traktor. Odgłosy jakie z siebie wydobywał wskazywały na wielką nowoczesną maszynę, nie jakąś traktorową ciuchcię. Dlaczego mnie nie wyprzedza, przecież dojechał i jedzie za mną od jakiś 3 km?! Zbliżyłam się do wysepek, podkręciłam tempo na wypadek, gdyby kierowcy przyszło do głowy wyprzedzać mnie na zwężeniu. Wiatr mi sprzyja. Uff... Przejechałam. Minęłam łuk i wjechałam na prostą. Dlaczego wciąż jedzie za mną, przecież 35 km/h to żadna prędkość dla takiej "traktorowej bestii". Dojechałam do ronda na rogatkach wsi, zwolniłam, spojrzałam przez ramię. Za mną jechał duży czerwony ciągnik, marki nie rozpoznałam z doczepionymi ramionami od ładowacza. Zwolniłam do 24 km/h i po wyjeździe z ronda nie przyspieszałam. Niech mnie w końcu wyprzedzi! Nic.O co chodzi, przecież nie jadę 50 km/h, może mnie wyprzedzić, nic nie jedzie z przeciwka! Wyjeżdżam z wioski. Podkręcam tempo do 30 km/h z załącznikiem. Kolejna wysepka i prosta. Jestem poza terenem zabudowanym. Traktor za mną. Chce mnie staranować, czy sprawdza ile można wydusić na szosówce, a może nie może oderwać wzroku od tyłu mego Speca :) I tak przez około 8 km. Nareszcie! Basowy głosik zostaje daleko za mną, przestaję go słyszeć. Chyba odbił w jedną z bocznych dróg. Zwalniam. Pokonuję kolejne 3 km, zbliżam się do drugiego ronda. I co słyszę? Basowy odgłos pracy silnika! Taki sam, czy ten sam - nie jestem w stanie odróżnić. Wjeżdżam na rondo, patrzę przez ramie do tyłu. Dojechał do mnie czerwony duży ciągnik z doczepionymi ramionami od ładowacza.Planowałam dojechać do trzeciego ronda, ale przecież plany można zmieniać. Wyjeżdżam z ronda i zjeżdżam w zatoczkę autobusową. Chciał, nie chciał, musiał mnie wyminąć. Na pożegnanie pan - rozpoznałam, że to był on, obejrzał się do tyłu i spojrzał w moim kierunku. Nareszcie wolna! Zawróciłam i tą samą trasą wróciłam do domu pedałując powolutku, pomalutku.
Dzisiaj tak trochę z przymrużeniem oka o "traktorowej bestii" - dla wszystkich Chorybździaków, aby się uśmiechnęli :) Będzie dobrze!
A na koniec dla wszystkich Chorybździaków muzyczny upominek
https://www.youtube.com/watch?v=UyGjbDQlfro