Niezdecydowanie
-
DST
140.71km
-
Czas
05:39
-
VAVG
24.90km/h
-
VMAX
33.50km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mijający tydzień był pełen pogodowych niespodzianek. Media donosiły o wiośnie w styczniu. Słupki termometrów w Warszawie sięgały 10 stopni na plusie.
Siedząc za biurkiem spoglądałam w okno tęsknym wzrokiem. Ach...Godziny pracy w stolicy odbiegają od wschodnich standardów. Tu zaczyna się pracę później. Zresztą... Mój popołudniowy codzienny grafik pęka w szwach. Zresztą...
Przyjechałam do domu z mocnym postanowieniem. Gonię na rower! Obowiązki, obowiązkami, ale przecież są rzeczy ważne i ważniejsze! Starszego poproszę o zrobienie zakupów, Młodego o pomoc w sprzątaniu, Mamę o przygotowanie obiadu. A po powrocie z rowerowania - w rewanżu oraz podziękowaniu za pomoc upiekę drożdżówki z jabłkami. Jestem genialna ;)
Nastawiłam budzik na godz. 6.30. Co to za hałas. I znowu cisza. Budzik sobie, a ja sobie. Wstałam przed godziną ósmą. Jak późno! Podkręcę tempo, do godz. 9.30 z grubsza ogarnę temat sprzątania, zjem śniadanie i w drogę!
Nasz dom jest zdecydowanie za wielki. Ileż tego sprzątania. Ganiam z odkurzaczem i myślę dokąd pojechać. Wiem! Popędzę Nadbużańską trasą... Nie... Mam ponad godzinę w plecy.
Planowałam wyjechać około godz. 10.00. Cóż. Ostatnio często zmieniam plany. Wyjeżdżam przed godz. 11.00.
Dokąd jechać. Zrobiło się późno, a ja nie mam pomysłu. Miało być tak pięknie - dokumentacja fotograficzna trasy, uczta dla duszy - trening dla nóg ;) Ach... Jednak zabieram aparat i stawiam na spontan :) Albo zrobię jakąś fotkę, albo nie zrobię. Hmm... Czy to jest spontan ;)
Dokąd jechać. Czyżby dopadał mnie stres. Przecież to tylko przejażdżka rowerowa! Apetyt mam na setkę z bonusem. Przeszukuję w pamięci dystanse swoich kółeczek. Nie, nie chce mi się jechać objeżdżoną setkową trasą... Tak za blisko, tak za daleko. Dojadę drożyną do wojewódzkiej i zdecyduję. Dojechałam i nic. Pustka w głowie. Czuję się jak zerwany psiak ze smyczy. Nareszcie wolna, a nie wiem jak wykorzystać rowerową chwilę.
Włodawa. Liczę kilometry. Może nie zdążę z drożdżówkami. A tam, jadę. Po +- 17 km odbijam w kierunku Włodawy. Pokonuję+- 1 km i... Może to zły pomysł. Wracam do głównej. Pojadę do Wisznic, odbiję na Radzyń ;) i zatoczę setkowe kółeczko kręcone w czasie remontu wojewódzkiej. Dojeżdżam do skrzyżowania, odbijam. Licznik pokazuje 40 km z załącznikiem. Pokonuję +- 500 m i... Może to zły pomysł. Zawracam. Dojeżdżam do ronda na rogatkach Wisznic. Kierunek - Chełm. A może to jest TO. Pojadę inna trasą do Włodawy.Tędy jeszcze nie jechałam. Ok, jadę. I tak +- 6 km. Mam wiatr w twarz. Nie jest zbyt silny, ale gdy spowalnia mnie do 23 km/h... Nie, w takim tempie drożdżówki będę piec do rana. Wracam. Pojadę do Radzynia. Przeliczam kilometry. Powinno być ok. Przynajmniej wykręcę setkę z załącznikiem. To puste kilometry, bez ładu, składu, celu i fotki! Zatrzymuję się. Pstryk i jest jedno pamiątkowe zdjęcie :)
Zataczam kółeczko. Dojeżdżam do drożyny. Spoglądam na licznik. Czy ja się nigdy nie zmienię!!! Jeśli zrobię +-5 km + drożyna, to wykręcę 140 km. W sumie to tylko trening. Skoro wycieczka nie wyszła... +-2,5 km ścieżką wzdłuż wojewódzkiej i powrót. Dokręciłam! Nie, ja się nie zmienię!
Odbijam do domu. Jestem padnięta! Ale - było super mimo, że bez ładu, składu, celu i tylko z jednym pamiątkowym zdjęciem :)
BTW: a drożdżówki są bardziej niż smakowite :)
Do nastepnego razu :)