Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Lanckorona - miasto aniołów

  • DST 49.00km
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 lipca 2022 | dodano: 11.12.2022

Od wczoraj jesteśmy w Kalwarii Zebrzydowskiej. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Za to moja Mama... To jej ukochane miejsce pielgrzymowania. Była tu kilka, kilkanaście razy. Wracała każdego roku 15 sierpniu na odpust Wniebowzięcia NMP. Po powrocie z wielkim przejęciem opowiadała o odbywających się uroczystościach. 
A dzisiaj ja jestem w Kalwarii. Chcę zobaczyć miejsca, które tak bardzo zapadły w pamięci mojej Mamy.
Jedziemy do sanktuarium pasyjno-maryjnego. Należy ono do najważniejszych miejsc kultu pasyjnego i maryjnego w Polsce. To nie tylko kościół i klasztor, ale również zespół kaplic oraz park krajobrazowy.
A wszystko zaczęło się na początku XVII wieku. Jak głosi legenda wojewoda krakowski Mikołaj Zebrzydowski miał pewnego dnia ujrzeć na wzgórzu Żar trzy płonące krzyże, unoszące się ku niebu. W tym miejscu w 1602 r. ufundował kościółek i przekazał go w opiekę zakonowi bernardynów. Z czasem, za sprawą rodu Zebrzydowskich, kompleks zaczął się rozrastać. Wybudowano barokowy kościół, w którym umieszczony jest cudowny wizerunek Matki Bożej Kalwaryjskiej, następnie klasztor bernardynów. Cudowny obraz Matki Bożej Kalwaryjskiej podarowany został sanktuarium w 1641 r. W okresie Wielkiego Tygodnia odgrywane są tu Misteria Męki Pańskiej, z kulminacją w Wielki Piątek. W 1979 r. sanktuarium odwiedził Jan Paweł II podnosząc je do rangi bazyliki mniejszej. To jedno z najważniejszych polskich sanktuariów zostało w 1999 r. wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO.

Dojechaliśmy. Plac przed sanktuarium jest pusty. Wchodzę do kościoła. Jest tak, jak opisywała Mama. Właśnie odprawiana jest msza św.  Nie chcę przeszkadzać i zwracać na siebie uwagi rowerowo-turystycznym strojem. Klękam w kąciku i tak trwam przed dłuższą chwilę.

A jednak, już nie ja, ale my zwracamy na siebie uwagę. Gdy stoimy przy rowerach i dzielimy się wrażeniami, podchodzi do nas starszy mężczyzna. Pyta skąd jesteśmy, czy pierwszy raz w Kalwarii, dokąd jedziemy. Mówi, że jest księdzem i również jeździł z sakwami. Teraz już zdrowie nie pozwala mu na takie wycieczki. Rower oddał, ale sentyment pozostał. Bardzo miłe spotkanie.
Ruszamy w dalszą drogę. Jedziemy do Lanckorony. Cieszę się, bo nasza trasa prowadzi kalwaryjskimi dróżkami. Ileż to ja się nasłuchałam od Mamy o tych dróżkach...



Dróżki o łącznej długości 5 km wytyczone w naturalnym krajobrazie stanowią tzw. park pielgrzymkowy. Składają się z kompleksu kościołów i kaplic wzniesionych na potrzeby dwóch rodzajów kultu: pasyjnego i maryjnego. 
Dróżki Pana Jezusa ułożone w ciągu narracyjnym przedstawiają historię Męki Pańskiej. Dróżki Matki Boskiej służą do kontemplowania bólu Marii pod krzyżem. 



Jadąc myślę o swojej Mamie. Jak Ona dała radę iść tymi dróżkami, a przeszła je wszystkie i to nie raz. Górka, z górki. Żar z nieba. 
Do Lanckorony jest tylko kilka kilometrów, a myślę, że nie dojedziemy tam do nocy. Górka, z górki, podjazdy iście alpejskie. 
Do Lanckorony wjeżdżamy jakąś boczną drogą przez las, a może przez park. Oczywiście na końcu był ostry podjazd. Wjeżdżam na górę i co widzę - Lanckorona 1!  Zaskoczenie i niesamowita radość, że dojechaliśmy.
Zwiedzanie Lanckorony zaczynamy od ruin zamku. Zostawiamy rowery pod kościołem i dalej idziemy pieszo. Wspinamy się na szczyt Góry Lanckorońskiej. Szlak jest dobrze oznaczony. Nie sposób nie trafić do ruin, ale... Na rozwidleniu drogi, skręcamy w lewo zamiast w prawo i idziemy, idziemy, a wejścia do zamku brak. Ścieżka prowadzi dookoła ruin. Oglądamy je z daleka. Teren zamkowy jest ogrodzony siatką. Czyżby zwiedzanie ruin zamku nie było możliwe. Dlaczego?! Aż nagle - jest. Zupełnie dla nas niespodziewanie doszliśmy do wejścia. 



Zamek w Lanckoronie miał strzec granicy pomiędzy ziemią krakowską a Księstwem Oświęcimskim. Zbudowany został przez Kazimierza Wielkiego w połowie XIV wieku.
Pierwsze wzmianki o zamku dotyczą 1366 r. W dokumentach wymieniany jest związany z zamkiem burgrabia Orzeszko. Późniejszy okres istnienia zamku, to czas, w którym jest on siedzibą starostów lanckorońskich. Zamek wielokrotnie zmieniał właścicieli. W 1579 r., na krótko przeszedł w ręce Kacpra Biekiesza, który pretendował do tronu w Siedmiogrodzie. W latach osiemdziesiątych XVI w., zamek w Lanckoronie stał się własnością Mikołaja Zebrzydowskiego. W tym właśnie zamku przygotował w nim tak zwany Rokosz Zebrzydowskiego, wzniecony przeciwko królowi, którym był w tym czasie Zygmunt III Waza. We władaniu Zebrzydowskich, zamek znajdował się do połowy XVIII w. Wtedy to Starostwo Lankorońskie przeszło na Czartoryskich, później zaś na Wielkopolskich. 6 czerwca 1772 r., w wyniku pierwszego rozbioru Polski, zamek został zajęty przez wojska austriackie. Ostatnim polskim starostą zamku w Lanckoronie był hrabia Józef Wielkopolski.
Ciekawe wydarzenia związane z zamkiem, przypadają na okres konfederacji barskiej. W 1768 r. zamek w Lanckoronie zajmują konfederaci pod przywództwem Maurycego Beniowskiego. Zamek staje się swego rodzaju punktem wypadowym na tereny Małopolski. Rok później przywódca konfederatów, toczy niedaleko zamku bitwę z wojskami rosyjskimi.
Rok 1771 to czas, w którym rozpoczynają się na zamku się prace budowlane. Wokół zamku zaczęto budować fortyfikacje bastionowe, o budowie decyduje pułkownik de la Serre, kilka tygodni później, zamek zostaje zaatakowany przez korpus rosyjski, którego dowódcą był Aleksander Suworow. Starcie jest znane dzisiaj jako obrona Lanckorony. Próba zdobycia zamku zakończyła się niepowodzeniem a obie strony poniosły w tej bitwie niemałe straty.
Kolejna bitwa w okolicy zamku, odbyła się w maju tego samego roku. Zakończyła się ona sromotną porażką konfederatów, zamek jednak przez wojska rosyjskie nie został zdobyty.
Władze Galicji zaadoptowały zamek na więzienie dla przestępców kryminalnych. Po podjęciu decyzji o przeniesieniu więzienia do Wadowic, zadecydowano o wysadzeniu zamku w Lanckoronie w powietrze.
W 1884 r.  rozpoczęto rozbiórkę ruin, co oczywiście przyczyniło się do większych zniszczeń obiektu. Zawaleniu uległo wiele ścian.

Obecnie zachowały się tylko fragmenty muru tarczowego oraz fundamenty wież. Szkoda, że tak niewiele pozostało ze wspaniałej niegdyś budowli.



Wracamy do Lanckorony. Uznawana jest ona za najbardziej urokliwą wieś w Polsce. Słynie ze swojej drewnianej zabudowy, uroczych kawiarenek oraz sielskiego klimatu. Drewniana zabudowa Lanckorony wpisana została na Szlak Architektury Drewnianej. 


Zatrzymujemy się na Rynku. To wizytówka wsi. Jednak pierwsze moje wrażenie to nie są ochy i achy. Rozstawione stoły targowe nie komponują się z aurą tego miejsca. 
Na szczęście jest coś, co przyciąga wzrok. To parterowe domy podcieniowe wokół rynku. Wzniesiono je w latach 1869-72, po ostatnim pożarze Lanckorony. Są one piękne, przepiękne! Spacerując podcieniami można przenieść się w czasie. Nie bez powodu rynek w Lanckoronie określany jest często „żywym skansenem”. 



Nie dziwi mnie to, że Lanckorona - dawne miasteczko z drewna przyciąga jak magnes wielu artystów. Jednym z nich był Marek Grechuta. Poświęcił on Lanckoronie piosenkę "Widok z balkonu". W 2006 r. przyznano mu tytuł Anioła Lanckorońskiego. 
Anioły tu, anioły tam... Lanckorona zwana jest Miastem Aniołów. 





Coraz popularniejszy staje się grudniowy festiwal "Anioł w miasteczku" w Lanckoronie. W bieżącym roku odbędzie się już po raz dziewiętnasty (9-11.12.2022 r.). W czasie festiwalu Rynek staje się anielskim plenerem dla wielu przebierańców. Odbywają się tu anielski jarmark, warsztaty, wernisaże, wystawy, koncerty i konkursy. Można także pokosztować „Anielskich Przysmaków” prosto od lokalnych rolników.

Z przyjemnością kiedyś wrócę do Lanckorony, a może wybiorę się na festiwal aniołów. 
Pora jechać dalej. 
Pierwotnie nasza trasa z Lanckorony prowadziła dalej na południe. Upał zweryfikował jednak nasze plany. Jedziemy na wschód. Dokąd? Coś wymyślimy. Znajdziemy ciekawe miejsce na mapie, to tamtędy pojedziemy, zobaczymy coś ciekawego na trasie to się zatrzymany. 
Na pierwszy przystanek nie trzeba było długo czekać. Moją uwagę zwrócił mały drewniany kościół w  Woli Radziszowskiej.

Dużo tych przystanków, ale przecież jesteśmy na urlopie, no i trzeba też odpocząć po tych prawie alpejskich podjazdach. 
Mijamy Mogilany, Świątniki Górne. Już tradycyjnie z asfaltu uciekamy na gruntowe drogi. Trasa urokliwa, widoki piękne. Cóż można dodać - jest po prostu fajnie, choć podjazdom nie ma końca. A może właśnie dlatego jest tak fajnie. 



Za Woźniczówką, na skraju łąki rozbijamy biwak. Dzień dobiega końca.


Kategoria Jura Krakowsko-Częstochowska


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa kjakw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]