Dzień 3 - w drodze do Theth
-
DST
34.10km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Noc była całkiem ciepła, poranek zaś dosyć rześki. Wystarczyło jednak aby pokazało się słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie.
Kanapki z pasztetem podlaskim z Polski i herbata okazały się idealną kompozycją śniadaniową :)
W drogę wyruszam po godz. 10.00. Bez pośpiechu. Zupełny luz. Jestem przecież na wakacjach. Kierunek Theth.
Jadę za znajomym. On za Rrapsh-Starja odbija z trasy SH20 w boczną drogę. To raczej asfaltowa ścieżka. Bardzo urokliwa. Widoki są niesamowite. 

Mijam rozrzucone wzdłuż drogi domy. Niektóre są zniszczone i opuszczone. Z mapy wynika, że jadę przez wieś/osadę Kastrat. 
Dojeżdżam do Bratosh. To już większa miejscowość. Znajduje się tu bar/kawiarnia, sklep, kościół. Na chwilę zatrzymuję się w barze. Kupuję colę. Z pomocą tłumacza Google rozmawiam z miejscowymi. 
Ruszam dalej. Przed osadą Goraj-Budishë na horyzoncie pokazuje się Skadarsko jezero - Jezioro Szkoderskie. Cudowny widok. Mogłabym patrzeć i patrzeć. Jestem zauroczona. Chcę zapamiętać każdy kilometr tej niesamowitej drogi, każdą chwilę, aby móc wracać do tego dnia myślami. 
Dojeżdżam do Zagorë. Na chwilę zatrzymuję się w sklepie. Kupuję wodę i ciastka. Znowu ciasteczka, a przecież postanowiłam ograniczać słodycze :)
Dojeżdża do głównej drogi SH21. Dojadę nią do Theth. Jakież jest moje zdziwienie. Droga jest wąska, nie przypomina naszych wojewódzkich. Ruch jest spory. Oprócz samochodów i motocykli uczestnikami ruchu są też krowy! Chodzą luzem niczym się nie przejmując. 
Droga wije się w górę. Widoki są niesamowite. Góry przepiękne. Wyprzedzają mnie auta na numerach rejestracyjnych z Francji, Szwajcarii, Czech, Niemiec, Austrii i oczywiście Polski. W Dedaj spotykam znajomych motocyklistów. Zatrzymali się w restauracji na obiad. Ja nie jestem głodna. Zjem obiado-kolację. Chcę dojechać przed zmierzchem do Bogë.
Zbliża się godz. 18.00. Zaraz zajdzie słońce. Do Bogë pozostało około 4 km. Wydaje się, że to takie nic, a jednak na górskich drogach odległość odmierza się inaczej.
Ja pewnie bym dojechała, ale znajomy został w tyle.
Zatrzymuję się na campingu. Całkiem przyjemne miejsce. Jest restauracja, można coś zjeść oraz skorzystać z Wi-Fi. Cena też jest zachęcająca. Płacę 5 euro za nocleg. Rozbijam namiot i idę na kolację. Kolacja jest na słodko. Racuchy, jak u mojej babci Marysi i zielona herbata. Takich racuchów nie jadłam od dzieciństwa. 
Dzień dobiega końca.
Kategoria Albania 2025, wyprawy






