Dzień 10 - Koman
-
DST
33.17km
-
Czas
03:00
-
VAVG
11.06km/h
-
VMAX
35.72km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Noc minęła spokojnie. Po przebudzeniu czułam się dobrze. Siły i chęci do dalszej jazdy wróciły.
Wstałam o godz. 6.00. Śniadanie, składanie obozowiska i w drogę. Z campingu wyjeżdżam o godz. 7.50. Do przystani w wiosce Koman pozostały jedynie 2 km. Droga pnie się w górę. Spoglądam za siebie. Jeszcze niedawno tam byłam. 
Droga do przystani na niewielkim odcinku prowadzi przez tunel. 
Z tunelu wjeżdża się wprost na przystań. Coś takiego widzę po raz pierwszy. Bilet na prom kosztuje 20 euro od osoby (oraz rower). Na przystani nie ma kasy biletowej. Bilet kupuję bezpośrednio od mężczyzny nadzorującego wjazd samochodów na prom. Panuje duże zamieszanie. Wjeżdżają auta, tłoczą się piesi. Podchodzi do mnie jakiś gość z zeszytem w ręku, początkowo nie wiem o co mu chodzi. Tłumaczy mi, że za przejazd rowerem przez tunel mam zapłacić 2 euro, za dwa rowery. Nie myśląc daję mu żądaną kwotę. Gość odchodzi, a ja zostaję bez biletu/pokwitowania. Chyba zostałam naciągnięta na 2 euro :)
Zajmuję miejsce na górnym pokładzie. Zaraz wyruszę w rejs po Jeziorze Koman, do przystani w Fierzë.
Górny pokład okupują Francuzi - rozsiedli się na ławce po prawej stronie i Hiszpanie - ławka po lewej stronie, środek - trzech młodych Anglików, tylne miejsca stojące - para Polaków, trzy pary francuskie i my, a przód - nie wiem jakie narodowości :) Natomiast z dolnego pokładu dochodzi język niemiecki :)
Po godz. 9.00 prom wyrusza w rejs. Nareszcie.
Jezioro Koman to sztuczny zbiornik wodny, który powstał w wyniku budowy zapór na rzece Drin w latach 70 i 80 XX wieku. Ma długość około 35 kilometrów, a jego powierzchnia wynosi około 12 km². To jedna z głównych atrakcji turystycznych w Albanii. 
Jest pięknie. Woda ma niesamowity kolor – od turkusowego, przez brunatno-zielony, aż po błękitny. Rozglądam się z zaciekawieniem. Na wzgórzach rozrzucone są pojedyncze domy/chatki. Są też wioski z ośrodkami wypoczynkowymi i przystaniami. Niestety w wodzie, na wysokości zaludnionych wzgórz, pojawiają się śmieci, mnóstwo śmieci...
Rejs trwał około 2,5 godziny. Na przystani czekały już auta na prom. Wśród samochodów był kamper na szczecińskich tablicach. Nie mogłam się oprzeć i co powiedziałam - pozdrawiam Szczecin :)
Zatrzymuję się na colę w barze na przystani. Sprawdzam mapę. Dalej pojadę wzdłuż rzeki Valbonë - kierunek Valbonë.
Minęła godz. 12.00. Wyruszam w trasę. Jadę drogą SH22. W oddali majaczą szczyty, rzeka przyjemnie szmerze, jest cudownie. I jak tu nie śpiewać! Już nie nucę, nie podśpiewuję, tylko śpiewam na cały głos hymn wyprawowy - "Smak i zapach pomarańczy". Kolega został w tyle, nikt mnie nie słyszy, więc mogę sobie pozwolić na takie muzyczne ekstrawagancje :)
Dojeżdżam do miasta Bajram Curri. Zbliża się godz. 15.00. Na liczniku mam 19 km. Rozglądam się za jakąś "jadłodalnią", dobrze byłoby zjeść coś ciepłego i lekkostrawnego. Kolega odkrywa restaurację. To lokal typu bar mleczny. W środku schludnie i czysto, przed lokalem dużo zieleni, stoliki pod parasolkami. Pytam o menu, Pan kieruje mnie do kuchni, a tam pewnie jego żona pokazuje mi potrawy :) Wybieram gulasz warzywny i ryż. Dostaję jeszcze chleb, surówkę i dwa plastry sera. Pan nakrywa stół jednorazowym obrusem. Pięknie. Jedzenie przepyszne, obsługa na medal. W restauracji pomaga nastolatek, pewnie syn właścicieli, bardzo miły chłopiec. Jeśli jeszcze kiedykolwiek będę przejeżdżać przez Bajram Curri to z pewnością zatrzymam się w Restorante Man Lamnica. 
Za Bajram Curri tablica informuję, że do Valbonë pozostało 28 km. Dziś na pewno tam nie dojadę. Droga staje się bardzo widokowa. 
Mijam pasterzy goniących owce. Przed stadem biegają psy. Kto mnie zna to wie, że bardzo, ale to bardzo boję się psów. Schodzę z roweru. Idę powoli. Pasterze przywołują psy, a nawet jednego przytrzymują. Uff, skończyło się na strachu...
Robi się późno. Zaraz zacznie zmierzchać. Niebo ma niepokojąco ciemny kolor. Czyżby zbierało się na burzę?
Dojeżdżam do Dragobi. Miejscowi wskazują miejsce gdzie można rozbić biwak. Super miejscówka. Bardzo malowniczo położona - nad rzeką, pod drzewami, w sąsiedztwie meczetu. 
Rozbijam namiot. Słychać odgłosy nadchodzącej burzy... Około godz. 23.00 zaczyna padać. Pada i leje na zmianę. Niebo co raz rozświetlają błyskawice. Błyskawica i grzmot. Dobrze, że nocuję Dragobi. Burza na całego szaleje wysoko w górach, może w Valbonë.
Kategoria Albania 2025, wyprawy






