Dzień 11 - Valbonë i Cerem
-
DST
29.35km
-
Czas
03:03
-
VAVG
9.62km/h
-
VMAX
44.30km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mój namiocik dobrze zniósł nocną ulewę. Obudziłam się o godz. 7.00, wyjrzałam z namiotu, z sąsiedniego dobiegało pochrapywanie. Jestem przecież na wakacjach, poleniuchuję jeszcze. Wstaję ciut przed godz. 8.00. Poranek jest bardzo pogodny. Niebo błękitne. Po wczorajszych ciemnych chmurach nie pozostał najmniejszy ślad.
Przed śniadaniem wybieram się na zwiedzanie okolicy. Nad obozowiskiem położone są ogrodzone łąki/pastwiska. Sąsiedztwo rzeki i szczyty na horyzoncie sprawiają, że miejsce jest urokliwe. Humor mi dopisuje. Podśpiewuję hymn wyprawowy. Kolega się przyłącza, śpiewamy na dwa głosy.
W dalszą drogę wyruszam w samo południe. 

Droga pnie się w górę. Łatwo nie jest, ale trud rekompensują widoki. Dobrze, że mam wiatr w plecy. Ruch jest duży. Mijają mnie samochody osobowe, busy, kampery. Dojeżdżam do rozjazdu na Cerem. Czekam na kolegę. Do Valbonë pozostało 11 km, a do Cerem 9 km. Wspólnie decydujemy, że jedziemy do Valbonë, po czym wrócimy i pojedziemy do Cerem. Nie pojechać stąd do Valbonë to jak być w Watykanie i nie widzieć papieża :)
Mijam stary młyn wodny. 
Zbliża się godz. 15.00. Ze zdziwieniem stwierdzam, że dojechałam do Valbonë. Dawniej kameralne i uśpione Valbonë, podobnie jak Theth, staje się dużym ośrodkiem turystyki górskiej. W wiosce znajdują się hotele, pensjonaty, campingi. Na trasie również mijałam hotele i campingi. Te okolice w sezonie odwiedza z pewnością wielu turystów. 





W Valbonë zatrzymuję się na obiad. Po godz. 16.00 wyruszam w drogę powrotną. Jadę w dół, jaka to przyjemna odmiana, praktycznie nie pedałuję, Scott sam pędzi. Dojeżdżam do rozjazdu i odbijam w drogę szutrową w kierunku Cerem. 
Trasa jest bardzo malownicza i widokowa, a przy tym bardzo wymagająca. Droga pnie się w górę. Jadę powoli. Pot dosłownie zalewa mi oczy. Co raz zatrzymuję się i czekam na kolegę. On prowadzi rower. 
Przed samym Cerem droga się jakby wypłaszcza, nareszcie jest spadek i można jechać w miarę normalnym tempem. Jest dużo kamieni. Zapada zmierzch, włączam lampkę. Marzę o tym, aby jak najszybciej dojechać. Dochodzi godz. 18.40 - do Cerem pozostały ostatnie 2 km.
W pobliżu drogi nie ma odpowiedniego miejsca na rozbicie namiotu. Będę musiała znaleźć nocleg pod dachem. Z oddali widać światła. Dojechałam.
Tablica informuje o Guest Housie Afrimi. Odbijam w tym kierunku. Agroturystykę prowadzi młode małżeństwo. Pomaga im kilkuletni synek :) Pokoje są skromnie urządzone, ale są czyste i zadbane. Łazienka mała, ale również bardzo czysta. Można skorzystać z Wi-Fi. Takie luksusy na końcu świata :) 
Za nocleg z kolacją i śniadaniem płacę 40 euro. Dzień dobiega końca...
Kategoria Albania 2025, wyprawy






