Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Kolbudy - wiosenny Harpagan 2013r.

  • DST 172.25km
  • Teren 55.00km
  • Czas 09:55
  • VAVG 17.37km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 kwietnia 2013 | dodano: 12.08.2013

Moja przygoda z Harpaganem zaczęła się 19 kwietnia o godz. 10.20. Wyruszyłam z domu i po przejechaniu 10 km zorientowałam się, że zostawiłam bluzę.... Wróciłam. Na miejscu spotkania z koleżanką miałam ok. kwadransa spóźnienia. Wrzuciłyśmy rowery na jej auto, moje zostało u niej i w drogę. Zabrałyśmy jeszcze kolegę. Do Kolbud dotarliśmy około godz. 21.00. Rejestracja, poszukiwanie miejsca do spania i ... Tego nie da się opisać, tych rzeszy pozytywnie zakręconych osób. Atmosfera była niesamowita. Na miejscu spotykamy się z dwoma kolegami moich znajomych. Chcemy się do nich podpiąć w czasie maratonu. Oni są świetnymi nawigatorami. Ja skłamałabym pisząc, że znam się na mapach.
Ruszamy 20 kwietnia o godz. 6.30. Mój numer startowy to 1144. Wybrałam Trasę Rowerową 200. Wszystkich zgłoszonych zawodników na tej trasie było 202. Tuż przed startem dostajemy mapy. Zakładam mapę do mapnika i w drogę. Wyjeżdżamy z Kolbud większą grupą. Wjeżdżamy w teren i... zadaję sobie pytanie: "Co ja tutaj robię?". Dostałam zadyszki. To mój pierwszy maraton. Wcześniej nie jeździłam w terenie, nie licząc ubiegłorocznego wypadu na Mazury. Jechałam wówczas trekingiem. Specjalnie na Harpagana kupiłam sobie nowy rower - Scotta Aspect 920. Świetny rower, ale to nie zmienia sytuacji, że to mój pierwszy raz w terenie. Mam problem z ustawieniem optymalnych przełożeń. Eksperymentuję, ale nie poddaję się i jadę dalej. O godz. 6.59 zaliczamy pierwszą bazę kontrolną - punkt nr 15 i zdobywamy 4 punkty. Ze mną jest lepiej, płuca przyzwyczaiły się do wysiłku, oddech stał się miarowy. Jedziemy dalej w piątkę.
W sumie dzięki naszym niesamowitym nawigatorom zaliczyliśmy 12 baz i zdobyliśmy 44 punkty. Zaliczaliśmy kolejno bazy: 15, 9, 13, 17, 16, 8, 20, 12, 18,10, 14, 6. Oczywiście zatrzymywaliśmy się, jak to mówią "na popas", nawigatorzy ustalali strategię, my też włączaliśmy się czynnie do dyskusji o tym, która bazę atakujemy jako następną. Sporo jechaliśmy asfaltem nadganiając czas. Było dużo męczących podjazdów. Ja przed 100 km dostałam takiego kopa, chyba po pepsi :), że aż czułam się zakłopotana. Wszystkie podjazdy były moje :) Na zmianę z koleżanką narzucałyśmy ostre tempo. Po dobrych chwilach przyszedł kryzys. Po przejechaniu około 137 km zmieniliśmy kierunek jazdy i od tego momentu aż do mety mieliśmy wiatr w twarz. Dosłownie wymiękłam. Jechaliśmy już wówczas w czwórkę. Jeden z naszych nawigatorów po zdobyciu 18 bazy stwierdził, że nie będzie nas spowalniał i w dalszej części realizował swój, jak określił "plan autorski".
Wiatr mnie strasznie spowolnił. Grupa odjechała na znaczną odległość, uważam, że może nawet do 1 km. Zdobywaliśmy kolejny długi podjazd. Jakby było tego było mało - wiatr w twarz, wzniesienie, dostałam silnych skurczy w obu łydkach. Miałam ochotę zsiąść z roweru, ale przecież nie mogłam się poddać! Moi koledzy trochę zwolnili, poczekali na mnie i w ten sposób dojechałam do nich. Jechaliśmy na kole. To była piękna praca zespołowa. Co 1 km zmienialiśmy się. Faktycznie jadąc w ten sposób można było zregenerować siły. Zdobyliśmy jeszcze dwie bazy 14 i 6. Zrezygnowaliśmy z ataku na 11 bazę i ruszyliśmy do mety. Zostało około 17 - 18 km. Jechaliśmy zespołowo na kole. Na około 10 km od mety jednego z kolegów dopadł kryzys. Nie zatrzymywaliśmy się jednak. Nasz nawigator z koleżanką pomknęli, a ja zostałam z kolegą. Zjadł batonika - Marsa, którego podobno nie lubi ;) Jechał za mną, na kole. Gdy zregenerował siły zmieniliśmy się i mknęliśmy dalej. Na szczęście przed samymi Kolbudami było z górki :) W Kolbudach dojechaliśmy do naszych. Razem wpadliśmy na metę. Ja odbiłam swoją kartę SI o godz. 17:56:10 - trzy sekundy przed koleżanką.
Jak było - niesamowicie. To był prawdziwy Harpagan, przez błoto, wodę, ale kto by na to zwracał uwagę. Trochę marszobiegu w terenie, trochę zdobywania leśnych górek. Wspaniała przygoda.
Gdy wczoraj przed godz. 22.00 sprawdziłam nieoficjalne wyniki, to okazało się, że byłam 44 w ogólnej klasyfikacji i pierwsza w kategorii kobiet. Dostałam piękny i okazały puchar ufundowany przez Wójta Gminy Kolbudy i od organizatora statuetkę z literą H. Cieszę się z wyniku, ale nie zdobyte miejsce jest dla mnie najważniejsze. Nie traktowałam udziału w maratonie ambicjonalnie, chciałam jedynie spełnić swoje marzenie, sprawdzić siebie, udowodnić sobie, że potrafię. Jestem dumna z tego, że pokonałam swoje słabości, że pokonałam wiatr, skurcze, że się nie poddałam, jechałam dalej, że dałam radę :)


Kategoria Maratony


komentarze
Misiacz
| 08:43 wtorek, 23 kwietnia 2013 | linkuj Basiu, gratuluję wytrwałości, zajętego miejsca i doskonałego stylu relacji, którego czytanie bardzo wciąga.
Teraz czekam(y) na jakieś fotki z wyjazdów :).
Pozdrawiam(y)!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa iemni
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]