Luty, 2015
Dystans całkowity: | 1149.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 48:25 |
Średnia prędkość: | 23.75 km/h |
Maksymalna prędkość: | 44.70 km/h |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 63.89 km i 2h 41m |
Więcej statystyk |
Plany sobie, życie sobie
-
DST
61.08km
-
Czas
02:45
-
VAVG
22.21km/h
-
VMAX
31.10km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj miało nie być mnie w domu, a jestem. Planów miałam mnóstwo, od wyjazdu na prezentację znajomego z wyprawy w Himalaje i spotkanie z rowerowymi znajomymi po udział w rajdzie pieszym na orientację Skorpion na Roztoczu, w jednej drużynie z Jurkiem. Zgłoszenie na rajd wysłane, opłata startowa uiszczona, szczegóły z Irzim dogadane, urlop przyznany, a ja zostałam w domu. Plany sobie, życie sobie... Po poniedziałkowej wywrotce obawiałam się, że mogę nie podołać dystansowi 50 km, tym bardziej, że teren jest urozmaicony - górki, pagórki, wąwozy, jak to na Roztoczu. Trudno. Będzie jeszcze mnóstwo okazji do spotkań i wspólnych startów w pieszych i rowerowych maratonach.
Na otarcie łez poleciałam na rower. Scott przeżył wywrotkę bez większych obrażeń - zgiął się jedynie lewy pedał. Ja odczuwam jeszcze dolegliwości po upadku, ale nie jest źle :)
Dzisiejszy dzień był bardzo słoneczny. Wyjechałam z domu kilka minut po godz.14.00. Zrobiłam średnie kółeczko z akcentem leśnym. Pognałam na ścieżkę. Wprawdzie przejechałam tylko pierwszy odcinek ścieżki, ale to wystarczyło, aby się nacieszyć ciszą i spokojem.
A w taką dróżkę skręciłam jadąc na ścieżkę :)
DST: 61,08 km
Czas: 02:45
V AVG: 22,21 km/h
V MAX: 31,10 km/h
Kategoria Po pracy
Filozofia jajka i kury
-
DST
23.71km
-
Czas
01:24
-
VAVG
16.94km/h
-
VMAX
24.50km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie przyszła zima! W ciągu dnia padał śnieg, ale gdy wracałam do domu padał ni to deszcz, ni to mżawka. Ostatnio na blogach rowerzystów pojawiły się takie ładne białe zdjęcia... Choć na chwilę wyrwać się na rower, pognać w śnieżny świat, a że ślizgawica na drodze i zjechane opony w moim rowerze, to przecież takie małe nic :) Jak pomyślałam tak zrobiłam, przecież to jajko jest mądrzejsze od kury :) Na moim pierwszym siedmiokilometrowym hardkorowym odcinku - białe lodowisko. Jechałam powoli, bardzo powoli. Trochę zarzucało, ale dałam radę - przejechałam bezkolizyjnie. Padała marznąca mżawka i tworzyła cienką lodową warstwę na przodzie i rękawach mojej kurtki oraz na rękawicach. Fajnie szeleściło. Nie chciałam ryzykować - postanowiłam, że zrobię mini kółeczko. Wyjechałam na drogę główną. Asfalt czarny, ale... lodowisko. Ze zdziwieniem patrzyłam na pomykające drogą z dużą prędkością auta. Chyba kierowcy nie wiedzieli po czym jadą. Pokonałam bezkolizyjnie kolejne kilometry. Skręciłam w swoją drożynę. Pozostały ostatnie 4 km do domu. Droga bielusieńka i błyszcząca. Super lodowisko :) Ale, co tam - zmarzłam jadąc w powolnym tempie i chciałam się rozgrzać dynamiczniejszym pedałowaniem. Jajeczko chciało być mądrzejsze od zimowej aury. Przyspieszyłam, zarzuciło rower, licznik zatrzymał się na prędkości 24,50 km/h, upadłam, przewiozło mnie po lodzie i z całym impetem uderzyłam głową o zmarznięty i pokryty lodem asfalt. Gdy się ocknęłam leżałam w poprzek drogi, rower przede mną. Podniosłam się. Jakoś wsiadłam na rower i pojechałam. Gapa. W tym amoku nie zauważyłam braku przedniej lampki. Ujechałam może z kilometr... Ale miałam szczęście lampeczka była cała, leżała przy krawędzi jezdni :)
Epilog filozofii jajka i kury :)
Po powrocie do domu okazało się, że mam drugą głowę na głowie, ale w całości. Następnego dnia z trudem poruszałam szyją tak naciągnęłam mięśnie i przy oddychaniu dopadał mnie kłujący ból w lewym boku. O głowie i innych częściach ciała nie wspomnę :) Wczoraj byłam u lekarza, dzisiaj jeszcze nie idę na rower, ale jutro kto wie :) I jeszcze coś - jeżdżę w czapce, od jesieni kupuję nowy kask, teraz kupię już na pewno i będę zakładać nie tylko na maratonach :) I nareszcie jestem PRAWDZIWYM ROWERZYSTĄ - po takiej wywrotce, a nie tylko z jakimiś siniakami i otarciami naskórka :)
DST: 23,71 km
Czas: 01:24
V AVG: 16,94 km/h
V MAX: 24,50 km/h
Kategoria Po pracy
Pod dyktando wiatru
-
DST
53.62km
-
Czas
02:28
-
VAVG
21.74km/h
-
VMAX
30.50km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj tylko tak na chwilę, aby rozprostować nogi i pokręcić spokojne młynki pod dyktando wiatru. Wieje z zachodu i uczy pokory rowerzystów ze wschodu pozwalając kręcić młynki w tempie raz-daw, raz-dwa 30 km/h i raz.... dwa, raz.....uffff....... 16 km/h :)
DST: 53,62 km
Czas: 02:28
V AVG: 21,74 km/h
V MAX: 30,50 km/h
Kategoria Po pracy
Dwójeczka z przodu licznika :)
-
DST
73.25km
-
Czas
03:03
-
VAVG
24.02km/h
-
VMAX
38.60km/h
-
Temperatura
-3.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wpisałam pozostałe styczniowe dystanse, uzupełniłam wpisy z tego tygodnia i niespodziewanie dla mnie samej pojawiła się dzisiaj nowa cyferka z przodu licznika :) To moje pierwsze TAKIE zimowe rowerowe cyferki - w styczniu jedyneczka, a w lutym dwójeczka :)
W ubiegłym roku w styczniu byłam tylko raz na rowerze. W lutym dzięki uprzejmości aury udało mi się więcej popedałować. To był wyjątkowo ciepły miesiąc, jak na nasze wschodnie warunki. Nie muszę sięgać pamięcią daleko wstecz - zaledwie dwa lata temu nie nadążyliśmy odśnieżać wyjazdu z bramy. To była zima, jak z mego dzieciństwa.
A dzisiaj? Nie mogę uwierzyć, że jest luty. W ciągu dnia zaledwie trzy stopnie na minusie. W nocy temperatura spada tylko o kilka stopni. Nie ma śniegu.... Warunki na rower idealne. Szok! I tak się zachłysnęłam tym zimowym rowerowaniem, że gonię, pędzę, pomykam. Kręcę swoje kółeczka i cieszę się, że udaje mi się wygospodarować na nie czas. Ale coraz bardziej brakuje mi wycieczek i maratonów. Pojechać nową trasą, pedałować cały dzień, nacieszyć oczy nowymi klimatami. Może już wkrótce uda mi się raz na dwa, trzy tygodnie wyruszyć dalej, a do tego czasu będę się cieszyć tym co mam - treningowymi kółeczkami i nowymi cyferkami z przodu licznika :)
DST: 73,25 km
Czas: 03:03
V AVG: 24,02 km/h
V MAX: 38,60 km/h
Kategoria Po pracy
Biały szwendacz
-
DST
54.35km
-
Czas
02:19
-
VAVG
23.46km/h
-
VMAX
40.60km/h
-
Temperatura
-4.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranek był bardzo rześki. Pięć stopni na minusie. Nad drogą unosiła się mroźna szadź. Oszronione drzewa. Bardzo ładnie. Lubię patrzeć na biały świat. Gdy wracałam z pracy nadal było na minusie. Na drzewach pozostały resztki bieli. Chciałam się zauroczyć białą przestrzenią. Wróciłam do domu i od razu pognałam na rower. Jak się zauroczyć, to się zauroczyć. Zabrałam aparat. Skoro wyjeżdżam za dnia, to może uda mi się zatrzymać w kadrze białą chwilę....
Trasa mego kółeczka staje się bardzo widokowa po pokonaniu około 25 km od domu - pola, lasy, otwarte przestrzenie. Mimo wszystko nie zdążę dojechać tam przed zmrokiem i o fotce mogę zapomnieć... A może na chwilę odbić z trasy, wjechać w boczną dróżkę i nacieszyć oczy widokiem oszronionej przyrody? I tak włączył mi się biały szwendacz. Odbiłam w jedną drogę, drugą.... wjechałam na pole....
A potem już tylko pomykałam ścigając się z przekornym wiatrzyskiem, który z każdym dniem przybiera na sile.
DST: 54,35 km
Czas: 02:19
V AVG: 23,46 km/h
V MAX: 40,60 km/h
Kategoria Po pracy
Tylko jechać
-
DST
73.34km
-
Czas
02:59
-
VAVG
24.58km/h
-
VMAX
40.80km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj zakończyłam ważny służbowy projekt. Cały dzień spędziłam przy komputerze. Byłam znużona. Uciekłam na rower. Chciałam tylko jechać. Nie myśleć, nie analizować, tylko jechać. Zmęczyć mięśnie, odświeżyć umysł, jechać, jechać, jechać....
Zrobiłam wczorajsze kółeczko. Było trochę cieplej. Woda w butelce, którą zabieram zamiast bidonu, nie zmieniła konsystencji - pozostała wodą, a nie jak dzień wcześniej i w niedzielę, lodową kaszą. Wiało. Być może wiatr zwiastuje zmianę pogody.
DST: 73,34 km
Czas: 02:59
V AVG: 24,58 km/h
V MAX: 40,80 km/h
Kategoria Po pracy
Jeszcze rowerzysta, czy już pieszy
-
DST
72.05km
-
Czas
02:47
-
VAVG
25.89km/h
-
VMAX
43.10km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
W nocy spadł śnieg. Niewiele, ale rano było urokliwie. Trzy stopnie na minusie, pięknie oszronione drzewa, dookoła biało. Oczami wyobraźni widziałam siebie pomykającą na rowerze w śnieżnej scenerii.... Po południu czar prysł. Wracałam do domu po mokrym asfalcie. Mimo braku urokliwych śnieżnych klimatów warunki pod rowerowe koła były idealne - dwa stopnie na plusie, delikatny wiaterek, pogodnie. Tak, pogoda tej zimy rozpieszcza rowerzystów ze wschodu.
Pognałam na rower po godz. 16.00. Pedałując wspominałam ostatnią rowerową burzę mózgów. Dyskutowaliśmy - dwóch kolegów i ja - o hipotetycznej sytuacji na drodze z udziałem rowerzysty. Rozważaliśmy, czy rowerzysta, w sytuacji fabrycznego wyposażenia roweru w lampkę przednią zasilaną za pomocą dynama, zatrzymując się przy osi jezdni przed wykonaniem manewru skrętu w lewo w celu udzielenia pierwszeństwa przejazdu pojazdom jadącym z przeciwka, naruszył przepisy prawa ruchu drogowego i ewentualnie przepisy karne, jeżeli doszłoby do kolizji lub wypadku z powodu braku oświetlenia przedniego roweru. Byliśmy zgodni, co do tego, że nie naruszył przepisów ruchu drogowego, bo rower był wyposażony fabrycznie w lampkę, ale czy przypadkiem nie podpadłby pod jakiś paragraf z powodu braku "czynnego" oświetlenia???? I tu nie byliśmy już jednomyślni. Poszliśmy dalej.... Czy stojąc na jezdni był rowerzystą, czy już pieszym.... Rozważaliśmy, czy będzie to zależało od jego pozycji - czy stał obok roweru, czy w pozycji gotowej do jazdy. A jeśli przyjąć, że byłby już pieszym i miałby założoną kamizelkę odblaskową, a w rowerze byłyby odblaski, to czy można mu zarzucić brak właściwego "czynnego" oświetlenia? Choć, czy będąc pieszym mógł stać przy osi jezdni.... Każdy z nas przytaczał argumenty. Dyskusji rowerowej nie było końca.... A zaczęło się całkiem niewinnie od rowerowego dynama....
I tak pedałując rozmyślałam o biednym rowerzyście, który zatrzymał się przy osi jezdni, czy był jeszcze rowerzystą, czy już pieszym???
DST: 72,05 km
Czas: 02:47
V AVG: 25,89 km/h
V MAX: 43,1km/h
Kategoria Trening
Uśmiechnięte wyniki :)
-
DST
105.38km
-
Czas
04:08
-
VAVG
25.50km/h
-
VMAX
39.70km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
To miała być standardowa setka treningowa, nie za szybka, nie za wolna, ot taka w tempie terenowym, jak przystało na mego górala. Pomykałam w tempie basikowo-scottowym. Doścignął mnie rowerzysta w kominiarce. Brat bliźniak - pomyślałam. Zapytał o drogę. Wytłumaczyłam mu na którym skrzyżowaniu i w którą stronę ma skręcić. Mieliśmy jechać około 7 kilometrów w tym samym kierunku. I tak to się zaczęło.... Pomykaliśmy rozmawiając o rowerach, startach w maratonach, wyprawach z sakwami i takie tam. Gdy na najbliższym skrzyżowaniu odbiliśmy na drogę główną Grzegorz zaproponował, że będzie jechał pierwszy. Ok. I tak sobie pomykaliśmy gęsiego przez około 4 kilometry z prędkością 27-30 km/h. Fajnie. Na kolejnym skrzyżowaniu każde z nas pojechało w swoją stronę. Podziękowaliśmy sobie za wspólną jazdę i pożegnaliśmy się. Niby nic nadzwyczajnego, takie przypadkowe spotkanie, a jednak podziałało ambicjonalnie. A może pojechać trochę dynamiczniej, pościągać się sama ze sobą? Niemądre? Może. Przełączyłam licznik na wskazania średniej prędkości. I w ten oto sposób dzisiejsze wyniki są uśmiechnięte - uśmiechnięty dystans :), uśmiechnięty czas :), uśmiechnięta średnia i maksymalna prędkość :)
DST: 105,38 km
Czas: 04:08
V AVG: 25,50 km/h
V MAX: 39,7 km/h
A tak było na trasie:
wiosennie...
....urokliwie...
....tajemniczo....
........
Kategoria Trening