Marzec, 2015
Dystans całkowity: | 1503.73 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 57:30 |
Średnia prędkość: | 24.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.60 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 88.45 km i 3h 35m |
Więcej statystyk |
Pod dyktando wiatru
-
DST
55.49km
-
Czas
02:24
-
VAVG
23.12km/h
-
VMAX
37.00km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znowu porywiście wieje i znowu pomykałam pod dyktando wiatru. Jedyny plus to dodatnia temperatura dzięki, której wiatr nie wiał mrozem. Dzisiaj krótki dystans trasą średniego kółeczka z powrotem do domu drogą nad stawami.
Dostałam informację ze sklepu rowerowego! W środę odbieram szosówkę! Nareszcie!
DST: 55,49 km
Czas: 02:24
V AVG: 23,12 km/h
V MAX: 37,00 km/h
Kategoria Trening
Ach, wiosna, czy to już Ty :)
-
DST
110.41km
-
Czas
04:30
-
VAVG
24.54km/h
-
VMAX
36.60km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niemożliwe bywa jednak możliwe. Wróciłam z pracy przed południem. W domu miałam do zrobienia to, to i to, ale cykloza wzięła górę. Zresztą, czy można się temu dziwić? Wiosna! Pognałam na rower testując nową trasę. To taki mały rekonesans niewielkiego odcinka trasy majowego ultramaratonu, w którym zamierzam wystartować. Popedałowałam do Międzyrzeca Podlaskiego - małego miasteczka w powiecie bielskim.
Dzień był pogodny i słoneczny - idealny na rowerową wycieczkę. Ach, wiosna, czy to już Ty :)
Trasa do Międzyrzeca była bardzo urozmaicona - lasy, pola, urokliwe wioski i miasteczka....
Pierwszy etap przebiegał przez Czarny Las.
Pierwsza większa wieś - Rudno
A tak wyglądała dalsza trasa...
Nawierzchnia taka sobie, ale jakie widoki! Pola, lasy.... piękności! A jakie ptasie śpiewy!
To już Komarówka Podlaska - nie wiem, czy posiada prawa miejskie...
Dalej pomykam...
i dalej....
Mijam Kanał Wieprz - Krzna....
Tak wygląda z bliska :)
Dojechałam :)
A to taka mała ciekawostka - stok narciarski :)
Pamiątkowa fotka w centrum. Basik i Scott tu byli :)
I pozostało już tylko wrócić do domu...
Po drodze w miejscowości Ostrówki odkrywam urokliwy drewniany kościółek.
To był piękny dzień....
DST: 110,41 km
Czas: 04:30
V AVG: 24,54 km/h
V MAX: 35,60 km/h
Kategoria Wycieczki
Świątecznie
-
DST
105.76km
-
Czas
04:19
-
VAVG
24.50km/h
-
VMAX
37.70km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po obiedzie pognaliśmy ze Scottem na świąteczny spacer. Powłóczyć się tu i tam....
DST: 105,76 km
Czas: 04:19
V AVG: 24,50 km/h
V MAX: 37,70 km/h
Kategoria Trening
:)
-
DST
55.43km
-
Czas
02:13
-
VAVG
25.01km/h
-
VMAX
40.20km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
DST: 55,43
Czas: 02:13
V AVG: 25,01 km/h
V MAX: 40,20 km/h
Kategoria Trening
Trójeczka z przodu licznika :)
-
DST
105.65km
-
Czas
04:33
-
VAVG
23.22km/h
-
VMAX
39.70km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj pozwoliłam sobie na dłuższy dystans. Już dawno nie wykręciłam treningowej setki. Chciałam potrenować tempo jazdy.
Pogoda nie zachęcała do długiego treningu - było wietrznie i zimno, jednak kto upartemu zabroni. Planowałam pokonać dystans bez przystanku. Mimo dosyć porywistego i mroźnego wiatru do 72 km utrzymywałam średnią 24 km/h z załącznikiem po przecinku. Miałam werwę i siłę. Dalszy dystans to totalna masakra... Nie wiem, czy to wiatr tak mnie sponiewierał, czy miałam gorszy dzień. To nie było pomykanie, to była jazda w tempie rowerowego żółwia. Wiatr kręcił dziwne zygzaki. Bez względu na kierunek jazdy wiał w twarz lub w bok, a raczej na skos z przewagą na twarz. Jechałam i jechałam.... Było ciężko, bardzo ciężko, mega ciężko. Ostatnie 12 km do domu miałam z wiatrem wiejącym centralnie w twarz. Odniosłam wrażenie, że to był najtrudniejszy odcinek na całej trasie kółeczka. Dzisiejszą treningową setkę wymęczyłam.... Choć teraz gdy o tym piszę, to uważam, że było surrealistycznie (zapożyczenie z filmu) i mimo wszystko fajnie :)
Reasumując => dzisiejszy trening miał jeden minus - nie udało się przejechać w rytmicznym, miarowym i stałym tempie oraz bez przystanku (był jeden ok. 5-cio minutowy i drugi chwilowy na poprawienie koszulki pod kurtką), ponadto były trzy plusy treningu:
- pierwszy plus: pojawiła się kolejna cyferka z przodu licznika!!!
- drugi plus: pokonałam dystans suchym kołem - nie padało i nie było kałuży!!!
- trzeci plus - nie pogoniły mnie psy!!! I tu wspomnę, że pomyliłam się z oceną dwóch czworonogów. Fizjonomia rasowców rowerowych, a jednak grzeczne :) Pierwszego zauważyłam z bliskiej odległości. Przez głowę z szybkością błyskawicy przemknęły mi możliwe warianty uniknięcia głośnej konfrontacji z psiną. Nie miałam siły na ucieczkę, więc nie pozostawało nic innego, jak wziąć pieska na litość - przejechać obok niego bardzo wolno i powiedzieć najcieplej, jak potrafię "piesku, piesku". Jakaż byłam zaskoczona, gdy potencjalny rowerowiec nawet nie szczeknął. Drugi podobnie... Poczułam ulgę....
DST: 105,65 km
Czas: 04:33
V AVG: 23,22 km/h
V MAX: 39,70 km/h
Kategoria Trening
Oczywista oczywistość
-
DST
80.41km
-
Czas
03:20
-
VAVG
24.12km/h
-
VMAX
35.20km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dalej zimno, wieje i przelotnie pada. A ja czuję niedosyt jazdy, ale cóż nie można mieć codziennie wszystkiego. Choć dzisiaj miałam prawie wszystko - rower, rower, rower :) Wykręciłam kółeczko na wspak. Nie było ono oczywistą oczywistością, bo....
Przejechałam 2 km od domu i sypnęło białą kaszą. Nic to - niech sypie i wieje - dzisiaj założyłam kominiarkę. Dojechałam do pierwszego skrzyżowania. Patrzę, a nad moją trasą ciemna ściana. Pada? Przez kolejne 9 km przeżywałam dylematy i biłam się z myślami. Którędy jechać? A może być kreatywną i ruszyć w przeciwnym kierunku - jasną stroną nieba. Przyzwyczajenie wygrało z kreatywnością. Wybrałam standardowe średnie kółeczko. Argumentem, który przeważył były olbrzymie kałuże na drodze. Tu już padało, więc nie powinno być źle. Pomykam zadowolona, że nie pada z nieba, a tylko chlapie spod kół. Chlap, chlap, błotna kropka tu, błotna kropka tam :) Jest fajnie. I jak tu wracać za dnia do domu, przecież to wstyd. W ten sposób oczywista oczywistość średniego kółeczka stała się mniej oczywista.
Na kolejnym skrzyżowaniu odbiłam na wspak. Pognałam do Ostrowa. Trochę mnie zmoczyło i z nieba, ale i tak miałam szczęście. W Starej Jedlance na poboczach leżał czysty, biały, prawdziwy śnieg! Tym razem zima mnie oszczędziła :)
DST: 80,41 km
Czas: 03:20
V AVG: 24,12 km/h
V MAX: 35,20 km/h
Kategoria Trening
Śnieżny oddech zimy
-
DST
76.15km
-
Czas
03:16
-
VAVG
23.31km/h
-
VMAX
35.50km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj po południu pięknie świeciło słońce. W południe zaczęło padać. I tak do wieczora - lało lub padało...
Dzisiejszy poranek był rześki i pogodny - jeden stopień na minusie i nieśmiałe słońce przebijające przez chmury. Zapowiadał się rowerowy dzień. Tylko czy nie będzie powtórki z wczoraj?
Do południa było słonecznie, ale gdy wracałam z pracy przez moment sypnęło białą kaszą. Śnieg, grad, deszcz?! Tylko nie to! Ja chcę na rower! Wróciłam do domu. Nie pada. Super. Pokręciłam się, zrobiłam to, to, to i... wykręciłam się po angielsku. Pognałam na rower. Zimno. Zawiewało mrozem, a ja nie założyłam kominiarki. To był błąd, wielki błąd. Po pierwszych 6 km znowu sypnęło białą kaszą. Przecież nie wrócę... Kasza zamieniła się w drobny deszcz ze śniegiem. Może to tylko chwilowy kaprys odchodzącej zimy? Jadę dalej. Przestało padać. Fajnie. Niepokoi mnie jednak ciemny kolor nieba. Nie wróży on dobrze. Trudno.
Kolejna biała kasza po 20 km. Wiatr przybiera na sile i kasza mocno smaga po twarzy. Białe granulki odbijają się ode mnie. Dobre i to - kurtka, spodnie, rękawiczki, buty na razie są mokre, ale jeszcze nie przemokły.
Gonię na leśną ścieżkę. A co tam, niech pada. Tylko co oznacza szara ściana na horyzoncie. Czyżby padało tam, dokąd jadę? Robi się dziwnie ciemno. Czy to nie za wcześnie na zmierzch? Przecież jest dopiero za kwadrans godz.17.00?
Wyjechałam ze ścieżki i dopadła mnie śnieżyca. Czego, jak czego, ale takiej zamieci śnieżnej nie spodziewałam się. Pada rzęsisty, mokry śnieg z ogromną intensywnością. Wieje, strasznie wieje wprost na twarz. Śnieg uderza niczym lodowe igły, a ja bez kominiarki.... Trzymam kierownice jedną ręką, a drugą osłaniam twarz. Na drodze momentalnie pojawia się śniegowe błoto. Od grudnia nie jechałam w taką pogodę. Z pewnością gdybym została w domu 10 -15 minut dłużej nie pognałabym na rower....
Pada, wieje, a ja co robię? Wybieram dłuższą trasę powrotną. To tylko, a może aż około 3-4 km dalej. Odbijam w drogę przy osobliwej fontannie. Być może to ostatni śnieżny oddech tegorocznej zimy. Wypadałoby się nim zauroczyć ;) I tak jestem już przemoczona - kurtka, czapka, spodnie, rękawiczki, buty są całe w śniegu.
Śnieg przestaje sypać. Zaczyna padać deszcz, który powoli zamienia się w mżawkę. Jadę i nie dowierzam oczom - nie ma śniegu na poboczach. Czy tutaj padał tylko deszcz, czy śnieg zginął równie szybko, jak się pojawił.
Dojeżdżam do domu....
DST: 76,15 km
Czas: 03:16
V AVG: 23,31 km/h
V MAX: 35,50 km/h
Kategoria Po pracy