Wrzesień, 2015
Dystans całkowity: | 1388.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 47:43 |
Średnia prędkość: | 24.90 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.15 km/h |
Liczba aktywności: | 21 |
Średnio na aktywność: | 66.13 km i 2h 48m |
Więcej statystyk |
Popołudniowy spacer
-
DST
57.72km
-
Czas
02:42
-
VAVG
21.38km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ponownie gościliśmy koleżankę. Jutro wyjeżdża, więc dzisiaj po południu korzystając z powrotu lata wybrałyśmy się na spacer.
Niedzielne kółeczko
-
DST
70.79km
-
Czas
02:54
-
VAVG
24.41km/h
-
VMAX
34.20km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powtórka wczorajszego kółeczka. Było trochę cieplej, ale nadal porywiście wiało.
Kategoria Po pracy
Przydomowe kółeczko...
-
DST
70.78km
-
Czas
02:52
-
VAVG
24.69km/h
-
VMAX
35.60km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
...aby rozprostować - ja - nogi, a Scott pedały.
Nadal porywiście wieje, ale dzisiaj końcowe 16 km przyejechałam z wiatrem w plecy.
Kategoria Po pracy
Wietrzna setka
-
DST
104.59km
-
Czas
04:24
-
VAVG
23.77km/h
-
VMAX
37.61km/h
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wieje, to mało powiedziane....
Kategoria Po pracy
Rowerowa wyliczanka
-
DST
94.26km
-
Czas
03:25
-
VAVG
27.59km/h
-
VMAX
37.23km/h
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dawno, dawno temu będąc nastolatką wspólnie z koleżankami na akacjowych liściach powtarzałyśmy wyliczankę: kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie dba, żartuje, drwi, kpi, w myśli, mowie, sercu, na ślubnym kobiercu. Zwariowane lata, gdy przewodnim tematem dziewczyńskich rozmów byli koledzy z sąsiedztwa :)
A dzisiaj, kiedy rower stał się tematem numer 1 poważnych kobiecych rozmów, moja wyliczanka brzmi tak: będzie mżyło, padało, lało, jechać, nie jechać, zmoknę, nie zmoknę :) Może gdybym dzisiaj przed wyjazdem zerwała akacjowy liść i wyliczyła rowerową wyliczankę nie przemokłabym do suchej nitki.
Ostatnio na nasz Wschód zawitała deszczowa aura. W niedzielę zmokłam na rowerze. W poniedziałek i wtorek przelotnie padało, lub lało. Nie ryzykowałam. Dzisiaj rano padało, ale wczesnym popołudniem zawitało słońce. Miałam ochotę wykręcić seteczkę. Po godz. 15.00 byłam na rowerze. Ciepło, prawie bezwietrznie - rowerowy ideał. Dojeżdżałam 51 km, gdy pojawiły się czarne chmury i zaczęło wiać. Zbagatelizowałam to uznając, że deszcz ominie kierunek, w którym jadę. Na 59 km zaczęło padać. Schroniłam się na przystanku autobusowym. Może przestanie padać i pojadę dalej? Nie tym razem. Zawróciłam. Zaczęło mocniej padać. Odbiłam w leśną ścieżkę. Zaczęło lać. To było prawdziwe oberwanie chmury. W ciągu jednej chwili byłam przemoczona. Tak silnie padało, że nie było widać ścieżki. Nie tylko ja wpadłam dzisiaj na pomysł rowerowej przejażdżki. Na ścieżce wyprzedziłam dwóch rowerzystów. Ociekali wodą, jak ja...
Wyjechałam z lasu i deszcz zamienił się w mżawkę. Obejrzałam się za siebie, nad lasem nadal wisiały ciemne chmury. Przejechałam przez największą nawałnicę. Gdybym wybrała inną drogę powrotną może nie zmokłabym aż tak bardzo.
Wróciłam do domu zziębnięta, z drętwymi dłońmi....
Będzie mżyło, padało, lało, jechać, nie jechać, zmoknę, nie zmoknę.... taka rowerowa wyliczanka.
Kategoria Po pracy
Niczym miss mokrej kurteczki
-
DST
52.67km
-
Czas
01:57
-
VAVG
27.01km/h
-
VMAX
36.64km/h
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Z Muszyny do domu wróciliśmy po godz. 16.00, a już po godz. 17.00 byłam na rowerze. Wiało straszliwie, ale nie padało - na razie....
Nic nie zapowiadało takiej zlewy połączonej z wichurą. Do domu pozostało mi 16 km. Nagle zrobiło się ciemno, zaczęło jeszcze mocniej wiać i padać. Po raz pierwszy przydarzyło mi się coś takiego - tak mocno wiało w bok, że dosłownie spychało mnie na pobocze i z trudem panowałam nad rowerem. Zmieniłam chwyt dolny na górny i zwolniłam do kilkunastu km/h. Nie chciałam się zatrzymywać - byłam w "szczerym polu". Dobrze, że do krótkich spodenek z pampersem założyłam cienką rowerową kurtkę. Przejechałam około 10 km i przestało padać. Jednak te 10 km w deszczu wystarczyło, bym poczuła się niczym miss mokrej kurteczki :)
Kategoria Po pracy
Muszyna - dzień 3
-
DST
13.98km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
A jednak Starszy dał się namówić na rower :)
Po pochmurnym poranku nie pozostał ślad. Popołudnie jest bardzo słoneczne. Jedziemy do Jastrzębika. Chcemy zobaczyć kolejną cerkiew na szlaku architektury drewnianej.
W Jastrzębiku na stromym stoku w dolinie Jastrzebickiego Potoku wzniesiona została w 1837r. lub 1856r. cerkiew greckokatolicka pw. Św. Łukasza Ewangelisty. Wejście do cerkwi prowadzi przez dzwonnicę.
Zataczamy kółeczko. Wyjeżdżamy w Złockiem i zatrzymujemy się na ścieżce zdrowia za Szczawniczkiem. Ja dziarsko ćwiczę. Starszy z uśmiechem obserwuje moje zmagania na przyrządach :)
Po kolacji oglądamy jeden z moich ulubionych filmów - "Lepiej późno, niż później". Obsada gwiazdorska, dialogi rewelacyjne - zaśmiewamy się do łez :)
Jutro wracamy do domu.
Kategoria Dalej od domu
Muszyna - dzień 3
-
DST
102.75km
-
Czas
04:27
-
VAVG
23.09km/h
-
VMAX
42.40km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Starszy nie ma ochoty na dłuższą wycieczkę. Nie nalegam - przecież nie chodzi o to, aby zniechęcił się do roweru. On zamierza pojechać autem do Leluchowa, a ja jadę na rowerową wycieczkę do Starego Sącza.
Wyjeżdżam o godz. 8.15. Nie pada, ale niebo jest szaro - bure... Dojeżdżam do Milika i pada, a ja w bawełnianych dresach i polarowej bluzie - porażka. Zatrzymuję się w wiacie przystanku autobusowego i dzwonię do Starszego - proszę, aby przywiózł mi kurtkę. Kurtka jest, a ja dalej rozmyślam - jechać, czy wracać? Cały czas pada. Jadę - dojadę do Andrzejówki i podejmę decyzję. Mijam Andrzejówkę. A co, tam. Naciągam kaptur na czapkę. Nie jest aż tak źle.
Pada. Nie zatrzymuję się na fotki, ale przed Rytrem fotograficzny temperament bierze górę :)
W Starym Sączu jestem przed godz. 11.00. Wyglądam jak przemoczonych siedem szczęśliwych nieszczęść :) Spaceruję po rynku, zaglądam na Plac Św. Kingi. Przestało padać :) W Starym Sączu spędzam ponad godzinę.
W drodze powrotnej zatrzymuję się w Piwnicznej Zdrój na lody.
Pałaszuję sześć gałek, które są po prostu olbrzymie :) Wybieram smaki śmietankowy, czekoladowy, ciasteczkowy, pistacjowy, truskawkowy, jagodowy. Dodam, że lody to wyrób własny i rzeczywiście smakują jak lody z mego dzieciństwa :)
Pogoda się poprawia. Zza chmur wyjrzało słońce.
Może jakiś skrócik?
Zanim wrócę do Muszyny zwiedzę cerkwie w Złockiem i Szczawniku:)
Cerkiew greckokatolicka w Złockiem pw. Św. Dymitra istniała już w końcu XVI w., a w obecna została zbudowana w latach 1867r. - 1872r.
W Szczawniku przed cerkwią zastaję tłum turystów. Czekam do odjazdu jednej grupy po czym robię fotki, także we wnętrzu. Cerkiew pw. Św. Dymitra w Szczawniku została wzniesiona w 1841r.
Do Muszyny wracam cała w skowronkach. Może Starszy da sie namówić na popołudniowy rowerowy spacer :)
Kategoria Dalej od domu
Muszyna - dzień 2
-
DST
59.92km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie poznaję Starszego! Jakiż ambitny plan mamy na dzisiaj! Wybieramy się do Starego Sącza! To jego pomysł :)
Rano z niepokojem spoglądam na niebo. Prognozy na dzisiaj nie były zachęcające do rowerowej wycieczki - miało padać. Na szczęście prognoza się nie sprawdziła, przynajmniej do godz. 9.00. Nie pada - jedziemy. Jechaliśmy tą trasą z Zakopanego, tędy prowadziła trasa maratonu i tędy jechałam w marcu do Wierchomli. Droga prowadzi wzdłuż koryta Popradu. Jest pięknie!
Jadę za Starszym, to on nadaje tempo. Udzielam mu rady, aby często podnosił się z siodełka. Choć się nie skarży to domyślam się, że po wczorajszej wycieczce ma siodełkowe dolegliwości. Dojeżdżamy do Piwnicznej Zdrój i pogoda zaczyna grymasić.
Zbierają się czarne chmury. Deszcz wydaje się nieunikniony. Rezygnujemy z dalszej jazdy - wracamy do Muszyny. Przed powrotem kupuję lody w budce - lodziarni o wdzięcznej nazwie "Jagódka". Nie spodziewałam się, że w takiej niepozornej budce mogą być takie wyborne lody - są pyszne, przepyszne, rewelacyjne!
Po pokonaniu około 2 km zaczyna padać. Pedałujemy ile sił w nogach - dojeżdżamy do stacji benzynowej. Chwila na podjęcie decyzji - jedziemy, może deszcz ustanie. Nasze przewidywania sprawdziły się. Przestało padać.
W drodze powrotnej zwiedzamy cerkiew greckokatolicką z Żegiestowie pw. Św. Michała Archanioła wzniesioną w latach 1917r. - 1925r., która jest typem architektury bojkowskiej. Jest to jedyna taka budowla w Polsce i jedna z trzech w Europie. Jest wyjątkowa za względu na użyty budulec - kamień i cegłę.
Wstępujemy także do Andrzejówki. Starszy chce obejrzeć cerkiew, którą zwiedzałam w marcu.
Jedziemy dalej. Niebo staje się coraz bardziej błękitne. Droga jest urokliwa.
Muszyna wita nas pięknym słońcem :)
A wieczorem długi, długi spacer :)
Kategoria Dalej od domu
Muszyna - dzień 1
-
DST
46.18km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przy śniadaniu omawiamy ze Starszym trasę. Chcemy pojechać do Krynicy przez Tylicz. Sama myśl o wspólnym rowerowaniu sprawia mi radość, a co dopiero kolejna porcja wspomnień z maratonu. Starszy zobaczy drogę, którą pedałował jego Basik :) Moje wspomnienia staną się w ten sposób naszymi wspomnieniami.
Ruszamy zaraz po śniadaniu. Pogoda jest rowerowa - temperatura umiarkowana i najważniejsze - nie pada. Pierwszy przystanek robimy w Powroźniku. Zatrzymujemy się przy cerkwi. Byłam tu w marcu, ale cerkiew obejrzałam tylko z zewnątrz. Teraz mamy szczęście - wchodzimy do środka. Jest pięknie! Malowidła na drewnianych ścianach są niesamowite. Pan opiekujący się zabytkiem zaprasza nas do pomieszczenia przy ołtarzu. Tu również ściany pokryte są malowidłami. Pan opowiada historię cerkwi. Wychodząc kreślę kilka słów w księdze gości...
W Powroźniku wjechaliśmy na drogę prowadzącą do Tylicza.
Może jakiś "skrócik"? Tak, tak!!! Odbijamy do Wojkowej.
Tu również zwiedzamy cerkiew grecko - katolicką p.w. Św. Kosmy i Damiana pochodzącą z 1790r. lub 1792r.
Droga powrotna do trasy Powroźnik - Tylicz bardzo przypadła do gustu Starszemu - cały czas w dół :)
W Tyliczu pokazuję Starszemu gdzie stał nasz samochód techniczny w czasie maratonu, dodaję, że tu mieliśmy pierwszy nocleg.
Dojeżdżamy do rynku. Zwiedzamy cerkiew i kościół oraz idziemy ścieżkami drogi krzyżowej.
Jedziemy do Krynicy. Podziwiamy widoki.
Mamy pod górkę, po czym zaczyna się zjazd i do miasta wjeżdżamy w tempie rasowych rowerzystów :)
Jedziemy pod pomnik Jana Kiepury, spacerujemy deptakiem. W jednej z restauracji zatrzymujemy się na obiad. Mam ochotę na ruskie pierogi i o dziwo - Starszy również zamawia pierogi - z mięsem. Przecież on lubi wszystko co nazywa się schabowy, a tu niespodziewanie - pierogi. Rower, pierogi - ten wyjazd jest wyjątkowy :)
Jedziemy na Jaworzynę Krynicką, ale niestety Starszy nie daje się namówić na wjazd rowerem na szczyt. Tym razem on dzieli się swoimi wspomnieniami - to tu w marcu szusował na nartach :)
Z Jaworzyny wracamy do Muszyny. Jestem dumna ze Starszego - to jego pierwszy taki długi dystans.
A po kolacji idziemy na spacer do ogrodów sensorycznych. Jest tak, jak lubię - odpoczywamy czynnie :)
Kategoria Dalej od domu