Luty, 2016
Dystans całkowity: | 1090.05 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 43:15 |
Średnia prędkość: | 25.20 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.43 km/h |
Liczba aktywności: | 11 |
Średnio na aktywność: | 99.10 km i 3h 55m |
Więcej statystyk |
Raz na cztery lata
-
DST
73.08km
-
Czas
02:53
-
VAVG
25.35km/h
-
VMAX
39.55km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wiało, mżył deszcz i było mgliście, a ja wróciłam z pracy do domu o normalnej porze. Czyżby nierowerowa pogoda chciała mi dać pstryczka w nos? Taka data zdarza się raz na cztery lata, a ja z powodu jakiegoś pogodowego kaprysu miałabym nie zamieścić wpisu z 29 lutego?! O nie! Tym razem nie będzie falstartu! Kwadrans po godz. 16.00 byłam na rowerze. Pognałam trasą średniego kółeczka. Wróciłam, jak to mówi moja mama "zlopana", ale co tam wpis jest, a ciuchy już się piorą.
Kategoria Po pracy
Falstart...
-
DST
16.57km
-
Czas
00:41
-
VAVG
24.25km/h
-
VMAX
34.32km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
...bo jak inaczej nazwać taki dystans :) Od rana padało, ale ja niepoprawna optymistka myślałam, że uda mi się choć trochę popedałować w przerwie między deszczowymi chmurami. Jednak - tym razem, wiatr zbyt szybko gonił deszczowe chmury.
Kategoria Po pracy
Dwójeczka z przodu licznika :)
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
To był wyjątkowy dzień :) Niesamowita wycieczka, kolejna cyferka z przodu licznika i miesięczniaczek!
Dzisiaj byłam w Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie.
Wyjeżdżam z domu o godz. 7.00. Mży... Nie upieram się - obiecuję mamię, że wrócę jeśli się rozpada.
Trasę zaczynam od swojej wojewódzkiej.
Jadę do Wisznic. Tu odbijam na Sławatycze.
Pędzę kilka kilometrów drogą K-63 i na skrzyżowaniu skręcam do Sosnówki.Spotykam wiosnę :)
W Sosnówce kieruję się na Romanów.
Chwila i jestem u celu.
Piękne miejsce. Robię fotki na zewnątrz, zwiedzam muzeum. Czeka mnie niespodzianka. Pani Jadzia - przewodnik zaprasza mnie na herbatę. Prowadzimy bardzo miłą konwersację. Pani Jadzia to przeurocza i bardzo serdeczna osoba. W muzeum pracuje 25 lat. Opowiada o jego historii i aktualnościach - konkursach Kraszewskiego, imprezach plenerowych. Żegnając się obiecuję, że na pewno wrócę do Romanowa i to nie sama.
W muzeum spędzam dwie godziny. Jak ten czas szybko leci...
Jadę dalej. Chcę zatoczyć kółeczko i może pokusić się po raz kolejny w tym roku o 200 km.
Dojeżdżam do Hanny.
Stąd do Włodawy jadę ścieżką rowerową
Dojeżdżam do Włodawy, wyjmuję aparat i pada bateria... Skąd ja to znam. Gapa ze mnie. nie zabrałam zapasowej. Może to i lepiej - mogę tylko jechać :)
Od Włodawy zaczynam kluczyć. Wjeżdżam na trasę swego dwusetkowego kółeczka. W Lubieniu odbijam na Stary Brus. Dojeżdżam do Sosnowicy i ...zawracam - teoretycznie :) Skręcam na Urszulin. Jadę przez Górki, Zienki do Orzechowa Starego i wyjeżdżam w... Sosnowicy. Zrobiłam dodatkową 14-kilometrową pętelkę.
Dojeżdżam do trasy średniego kółeczka. Zostało już tylko dojechać do domu i udokumentować dystans po założeniu do aparatu pełnej baterii :)
W Romanowie u Józefa Ignacego Kraszewskiego
-
DST
204.79km
-
Czas
07:59
-
VAVG
25.65km/h
-
VMAX
37.03km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj pojechałam na wycieczkę do Romanowa, gdzie od 1962 r. funkcjonuje muzeum jednego z najwybitniejszych i najbardziej interesujących osobowości XIX wieku - Józefa Ignacego Kraszewskiego.
Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie mieści się we dworze
dziadków pisarza Malskich, u których pisarz spędził wiele lat dzieciństwa. Romanów leży koło miejscowości Wisznice między miastami Białą Podlaską a Włodawą.
W XVI w. Romanów i okoliczne dobra należały do Sanguszków.
Około 1640 roku książę Roman Sanguszko, hetman polny litewski zbudował
tu swoją posiadłość mały zameczek myśliwski. Okolica obfitowała w
lasy. Przez małżeństwo jego wnuczki Anny Radzimińskiej z wojewodą
bełskim Rafałem Leszczyńskim w 1620 roku, włości stały się własnością Leszczyńskich, a później Sapiehów, do których Romanów należał przez cały XVIII wiek. Teofila Sapieha i jej syn Aleksander sprzedali w roku 1801 dobra romanowskie o powierzchni 2500 ha Błażejowi
i Annie Malskim. W starym, siedemnastowiecznym parku, na miejscu
drewnianego domu myśliwskiego wznieśli w latach 1806-1811 klasyczny, murowany parterowy dwór z gankiem od frontu. Ich córka Zofia poślubiła Jana Kraszewskiego i 1846 roku zostali właścicielami posiadłościami Romanowa. Owocem tego związku był Józef Ignacy Kraszewski urodzony w Warszawie w 1812 roku.
Józef Ignacy Kraszewski dzieciństwo spędził w Romanowie w domu dziadków, a później jako uczeń
szkoły bialskiej często przyjeżdżał tu na wakacje. Był on przez całe swoje życie emocjonalnie najbardziej związany był
z tym miejscem.
W 1846 dobra
romanowskie przeszły w ręce rodziców pisarza, a po śmierci Jana
Kraszewskiego w 1864 r. odziedziczył je jego najmłodszy syn, brat Józefa
Ignacego, Kajetan Kraszewski,
malarz, rzeźbiarz, literat, muzyk i astronom oraz kolekcjoner antyków.
Zgromadził on w tutejszym dworze bogaty księgozbiór, liczący około 10
tys. tomów, w tym liczne starodruki i rękopisy, bardzo ciekawą kolekcję
historycznych portretów polskich z XVI-XVIII w., zbiór broni i innych
pamiątek historycznych. W zbiorach romanowskich znajdował się niemal
komplet wszystkich ówczesnych wydań dzieł Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz
kilkanaście namalowanych przez niego obrazów.
A tak sam pisarz
opisuje rezydencję swojego brata: „Na rozległej płaszczyźnie ciągnącej się ponad Bugiem w Podlasiu
dawnym, jest majętność zwana Romanowem. Piękne to miejsce o tyle, ile
bez biegnącej wody i gór może być kraj jaki pięknym. Zdobią okolice i
osadę samą lasy starych bardzo drzew, jedna z najcenniejszych ozdób, bo
jej za żadne pieniądze dostać nie można (...). Na małym wzgórku wznosi
się nowy, murowany dom mieszkalny, poważny, milczący, przed któren
zajeżdża się okrążając dziedziniec otoczony zewsząd drzewy, zamknięty z
jednej strony długimi, drewnianymi oficynami z drugiej strony
odpowiadającymi im stajniami. Dookoła tych zabudowań i obszernego,
cienistego ogrodu ciągną się kanały, otoczone olszami starymi, a każda
prawie z nich nosi na sobie gniazdo bocianie. Od ganku wychodzącego na
ogród, wzdłuż przezeń idzie ulica z ogromnych starych jodeł posępnie
zawsze szumiących. Po bokach ciągną się szpalery z lip i grabów, a
przestrzenie między nimi znajdują się rozrzucone tam i sam grusze,
wieczne odwieczne kasztany i lipy.”
Kajetan Kraszewski był człowiekiem z bardzo szerokimi zainteresowaniami. Zorganizował w
romanowskim dworze obserwatorium astronomiczne z wyposażeniem
sprowadzonym z Monachium, Berlina, Wiednia i Paryża, a w samym majątku wprowadził nowoczesną gospodarkę rolną, zakupił
maszyny rolnicze, założył ogrody, ananasarnię i oranżerię. Po jego
śmierci Romanów stał się własnością syna, Bogusława Kraszewskiego, który
kontynuował kolekcjonerską działalność ojca.
Zmarł w 1914 r., a majątek stał się własnością jego córek, Marii i
Pauliny, pozostając w ich rękach do 1945 roku. Paulina wraz z mężem
Janem Rościszewskim byli ostatnimi właścicielami dóbr. Sprzedawszy
majątek, wyjechali oni z Romanowa w czerwcu 1939 roku. Wystawiony także
na sprzedaż dwór opustoszał. W 1943 roku grupa partyzantów złożona ze
zbiegłych z niewoli niemieckiej jeńców radzieckich podpaliła dwór, by
nie dopuścić do osadzenie tu posterunku żandarmerii.
Losy niszczejącego przez lata zabytku odmieniła uchwała Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie z dnia 23 grudnia 1958 roku, powołująca Muzeum Józefa Ignacego
Kraszewskiego w Romanowie. Odbudowując dwór po pożarze w 1858 r.
Kraszewscy powiększyli go przez dodanie piętra. Dawny ganek zastąpiono
portykiem czterema kolumnami toskańskimi wspierającymi balkon z kamienną
balustradą. Na frontowym szczycie umieszczono kartusz z herbem Kraszewskich – Jastrzębcem .
Dwór palił się jeszcze dwukrotne w 1914 i 1943 r. Po ostatniej wojnie
odrestaurowano go w latach 1959-1962 i z inicjatywy nieżyjącego już
włodawskiego nauczyciela Wacława Czecha zorganizowano w nim muzeum
biograficzne Józefa Ignacego Kraszewskiego. Dwór odbudowano w kształcie,
jaki nadał mu Kajetan i 28 lipca 1962 roku, w sto pięćdziesiątą
rocznicę urodzin autora Starej baśni muzeum otwarto.
Dwór romanowski zbudowany przez Malskich na początku XIX wieku,
postawiono na piwnicach starszego budynku, być może dworu Sapiehów. Była
to początkowo budowla parterowa, murowana, z okazałym gankiem.
Mieszczące muzeum wnętrza mają układ symetryczny, z dużą kwadratową
sienią od strony podjazdu i prostokątnym salonem od strony ogrodu, gdzie
znajduje się również taras. Dwór otacza XVIII-wieczny park o
charakterze regularnego ogrodu włoskiego. Ma on kształt prostokąta i
niegdyś obwiedziony był kanałem, dziś wyschniętym. Zachowała się aleja
świerkowa. Do parku prowadzi neogotycka brama z połowy XIX w., z półkolistą basztą o wąskich okienkach po
jednej stronie i zwieńczonym krenelażem słupem, na którym zawieszono
kratę bramną. Przy bramie leżą dwa duże kamienie. Godnym uwagi obiektem
jest znajdująca się na obrzeżu parku klasycystyczna kaplica św. Anny z początku XIX w., ufundowana przez Konstancję z
Grochowskich Nowowiejską (matkę Anny, żony Błażeja Malskiego, czyli
prababkę sławnego pisarza). W późniejszym okresie kaplicę zamieniono na mauzoleum rodziny Kraszewskich. Jest to budowla na rzucie koła, z apsydą, dwoma ryzalitami, portykiem
kolumnowym oraz dachem w kształcie kopuły. W ściany kaplicy wmurowano
sześć ozdobionych herbami epitafiów dziedziców Romanowa i członków ich
rodzin: Wojciecha Nowowiejskiego (męża fundatorki), Jana Kraszewskiego,
jego żony Zofii z Malskich, Kajetana Kraszewskiego, jego żony Marii z
Rulikowskich oraz Krzysztofa Kraszewskiego.
Po prostu pięknie. Z pewnością tu jeszcze wrócę.
Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna
Po pracy...
-
DST
33.56km
-
Czas
01:22
-
VAVG
24.56km/h
-
VMAX
35.29km/h
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kiedy to ja ostatnio byłam na rowerze? Wydaje mi się, że wieki temu... Praca i jeszcze raz praca. Dzisiaj wróciłam do domu prawie normalnie około godz. 16.30. Od razu przebrałam się w rowerowe ciuchy i poleciałam na rower. Chciałam choć przez krótką chwilę odpocząć. Nadal wieje. Wybrałam opcję po wojewódzkiej z wiatrem w plecy w czasie powrotu. Nie wiedziałam, że jestem aż tak zmęczona i znużona... Dobrze, że jutro już jest piątek :)
Kategoria Po pracy
Po pałacową fotkę
-
DST
107.09km
-
Czas
04:06
-
VAVG
26.12km/h
-
VMAX
36.06km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj wracałam do domu przez Radzyń Podlaski, ale w pierwszej wersji nie odbiłam do centrum. Pognałam dalej. Za 4, może 5 km przyszła refleksja. Minęłam pałac Potockich nie robiąc fotki?! Wprawdzie bateria w aparacie migała na czerwono, ale może jeszcze się uda... Zawróciłam, wybrałam kadr i... bateria padła. Wrócę tu jutro po fotkę - postanowiłam. Czy ma znaczenie to, że na moim blogu są zdjęcia pałacu Potockich - nie. Dodam jeszcze, że odjechałam około 3 km i ponownie wróciłam do Radzynia...
A dzisiaj - pognałam po pałacową fotkę.
Pognałam oczywiście rowerowym skrótem.
Skoro zabrałam aparat...
Pierwszy fotkowy przystanek robię w Stoczku. Lubię budownictwo sakralne, to dawne i to całkiem nowe
Czemierniki... Piękny kościół z bogatą historią. Pisałam już na blogu o tym kościele i parafii.
Wieże są niesamowite
I cel mojego dzisiejszego wyjazdu. Pałac Potockich!
I kilka fotek dzisiejszych dróg...
Kategoria Po pracy
Śladami Generała Kleeberga i jego żołnieży
-
DST
129.59km
-
Czas
05:09
-
VAVG
25.16km/h
-
VMAX
40.52km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Prognozy pogody na sobotę nie były łaskawe dla rowerzystów. Miało padać... Jednak sobotni poranek nie wróżył deszczu. Wstałam przed wschodem słońca. Nie padało. Pomyślałam, że może by tak odwrócić kolejność sobotnich czynności - skoro prognozują opady, to może pognać na rower, a po - zająć się domem i obowiązkami i... Przed godz. 7.00 byłam na rowerze. Jadę na sobotnią setkę. Falstart i powrót do domu po aparat. Urzekł mnie wschód słońca. I wtedy zrodził się pomysł wycieczki do Kocka. To w okolicach Kocka rozegrała się od 2 do 6 października1939 roku ostatnia bitwa kampanii wrześniowej pomiędzy oddziałami polskiej Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie" gen. Franciszka Kleeberga a niemieckimi oddziałami XIV Korpusu Zmotoryzowanego gen. von Wietersheima.
Taktycznie bitwa była zwycięska dla Polaków, jednak strategicznie
wygrali Niemcy. Była to ostatnia bitwa kampanii wrześniowej stoczona
przez regularne wojsko.
Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” pod dowództwem gen. bryg.
Franciszka Kleeberga, dowódcy IX Okręgu Korpusu w Brześciu nad Bugiem,
powołana została przez Sztab Generalny Naczelnego Wodza 9 września 1939
r. Pierwotnie zakładano, że jej głównym celem będzie osłona północnego
odcinka frontu na linii Brześć-Pińsk przed niemieckim manewrem
okrążającym. W pierwszej fazie walk przeciwnikiem SGO „Polesie” był XIX
Korpus Pancerny gen. Heinza Guderiana, twórcy niemieckiej broni
pancernej.
Od 14 do 16 września wchodząca w skład SGO „Polesie” dywizja „Kobryń”
oraz załoga twierdzy w Brześciu skutecznie opierały się pancernych
oddziałom Guderiana, które wspierała Luftwaffe. Mimo dużej dysproporcji
sił Niemcom nie udało się dokonać wyłomu w polskich liniach obronnych. W
trakcie walk Grupę wzmocniło m.in. ok. 30 czołgów lekkich z Brześcia,
jednostki kawalerii, artylerii, spieszeni marynarze Flotylli Pińskiej
oraz żołnierze KOP. Liczebność SGO „Polesie” szacowana jest na ok. 18-20
tys. żołnierzy. Sowiecki atak na wschodnie terytoria Rzeczypospolitej,
który nastąpił 17 września 1939 r., całkowicie zmienił sytuację i cele
działania SGO „Polesie”. Odtąd oddziały WP walczyły już z dwoma,
znacznie silniejszymi przeciwnikami. Gen. Kleeberg zdecydował przebijać
się na zachód z odsieczą oblężonej Warszawie. Polskie jednostki miały
uzupełnić uzbrojenie i amunicję ze składnicy w Stawach koło Dęblina. W
dniach 29-30 września oddziały z 60 Dywizji Piechoty (wcześniej dywizja
„Kobryń”) płk. Adama Eplera stoczyły zwycięskie walki z oddziałami
sowieckimi, zadając im ciężkie straty pod Jabłoniem i Milanowem. 29
września oddziały SGO „Polesie” w okolicach Włodawy przeprawiły się
przez Bug. W pierwszym dniu października operowały już w rejonie
Radzynia i Kocka. Na Lubelszczyźnie ich przeciwnikiem była niemiecka 13
Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej oraz inne oddziały wchodzące w skład XIV Korpusu
Zmot. gen. Gustava von Wietersheima. Rozpoczęły się zmagania, które
znamy jako bitwa pod Kockiem, rozgrywające się w okolicy Adamowa,
Charlejowa, Helenowa i Serokomli. W ostatniej fazie zacięte walki
toczyły się w rejonie klasztoru i cmentarza w Woli Gułowskiej. Jeszcze 5
października żołnierze 60 Dywizji Piechoty i kawalerzyści natarli na
lewe skrzydło niemieckiej 13 DPZmot, osiągając taktyczne zwycięstwo. Po
kilkudniowych, zaciętych walkach polskim oddziałom skończyła się
amunicja do dział ppanc oraz broni ręcznej. Brakowało również prowiantu i
środków medycznych dla rannych. Gen. Kleeberg podjął dramatyczną
decyzję o kapitulacji.
Wieczorem 5 października 1939 r. napisał
swój ostatni rozkaz: „Żołnierze! Z dalekiego Polesia, znad Narwi, z
jednostek, które oparły się w Kowlu demoralizacji – zebrałem Was pod
swoją komendę, by walczyć do końca. (…) Wykazaliście hart i odwagę w
czasie zwątpień i dochowaliście wierności Ojczyźnie do końca. Dziś
jesteśmy otoczeni, a amunicja i żywność są na wyczerpaniu. Dalsza walka
nie rokuje nadziei, a tylko rozleje krew żołnierską, która jeszcze
przydać się może. Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na
siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili – każąc zaprzestać
dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie.
Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą Karność, wiem, że staniecie, gdy
będziecie potrzebni. Jeszcze Polska nie zginęła. I nie zginie”.
6 października 1939 r. treść pożegnalnego
rozkazu gen. Kleeberga odczytano żołnierzom SGO „Polesie”. Przed
honorową kapitulacją na dziedzińcu pałacu w Kocku, żołnierze zniszczyli
lub zakopali część uzbrojenia, aby nie dostało się w ręce wroga. Polskie
straty pod Kockiem szacuje się na ok. 250-300 zabitych. Do niewoli
niemieckiej trafiło ponad 16 tys. żołnierzy i oficerów. Po zakończonej
bitwie gen. Kleeberg dostał się do niewoli niemieckiej. Przetrzymywany
był w Oflagu IVB w twierdzy Koenigstein koło Drezna. Ciężko chorował na
serce. Zmarł 5 kwietnia 1941 r. w szpitalu wojskowym w Weisser Hirsch.
Pochowany został na cmentarzu w Neustadt w Dreźnie. W trzydziestą
rocznicę bitwy pod Kockiem szczątki gen. Kleeberga przewiezione zostały
do Polski i złożone na cmentarzu wojennym w Kocku. Gen. Franciszek
Kleeberg odznaczony był m.in.: Orderem Virtuti Militari kl. III i V,
Orderem Polonia Restituta kl. IV oraz czterokrotnie Krzyżem Walecznych.
W Kocku byłam w ubiegłym roku, ale nie dotarłam na cmentarz wojskowy.
A tak wyglądał wspomniany wcześniej wschód słońca
Jadąc do Kocka zatrzymuję się w miejscowości Tchórzew, przy kamieniu gen. Kleeberga.
Dojeżdżam do Kocka. Jadę na cmentarz wojenny. Znajduje się on na obrzeżach miasta, przy drodze nr 48 prowadzącej do Moszczanki.
Na chwilę zatrzymuję się przed pomnikiem gen. Kleeberga
Chmurzy się coraz bardziej. Wracam do domu. Następnym razem pojadę do Adamowa,
Charlejowa, Helenowa, Serokomli i Woli Gułowskiej, będę podążać śladami generała i jego żołnierzy.
P.s.
Jednak prognozy się sprawdziły. Do domu wróciłam przy siąpiącej mżawce przechodzącej w deszcz.
Kategoria Wycieczki
Po pracy...
-
DST
72.18km
-
Czas
02:44
-
VAVG
26.41km/h
-
VMAX
37.61km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
... pognałam wojewódzką... Zatęskniłam za tylko teoretycznymi koleinami :) Wiało okrutnie i nawet Spec nie pomógł w sprawniejszym kręceniu młynków.
Kategoria Po pracy
Jakoś tak...
-
DST
80.10km
-
Czas
03:26
-
VAVG
23.33km/h
-
VMAX
34.70km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
...szaro-buro, pochmurno, smutno... Czyżby zamiast wirusa grypy dopadł mnie kryzys egzystencjalny pospolicie zwany dołem?! Wróciłam z pracy ciut wcześniej i pognałam na rower. To pomaga, ale dzisiaj...
Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy pedałowałam trasą średniego kółeczka. Zajrzałam do lasu na ścieżkę i zawróciłam - jakoś tak mokro i brudno, szkoda roweru. Kółeczko bez leśnej ścieżki... A miałam poprawić sobie nastrój... Pokręciłam się jeszcze tu i tam, aby choć trochę dalej/dłużej popedałować i do domu zwrócił mnie deszcz... Jutro będzie lepiej :)
Kategoria Po pracy
Na okrągło, czyli niedzielne kółeczko
-
DST
76.73km
-
Czas
03:23
-
VAVG
22.68km/h
-
VMAX
34.70km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po obiedzie wybrałam się na rower. Spontanicznie/standardowo, bez uprzedniego planowania dystansu. Powód - straszliwie wieje. Czyli - jadę, a gdy poczuję znużenie/odechce mi się - wracam.
Temperatura jest wiosenna, ale wiatr... Dmucha, to mało powiedziane. Wystarczy! Wracam do domu! Ale i tak było fajnie, jak to na rowerze.
Kategoria Po pracy