Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2022

Dystans całkowity:880.76 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:67.75 km
Więcej statystyk

Rabsztyn, Pieskowa Skała i Dolina Prądnika

  • DST 72.40km
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 20 lipca 2022 | dodano: 20.11.2022

Kolejny dzień rowerowej włóczęgi. Dzisiaj zamierzamy zwiedzić zamki - Rabsztyn i Pieskową Skałę, przejechać Doliną Prądnika i zachwycić się urokami Jury.

Jak przystało na rowerowych włóczęgów omijamy asfalty. Jedziemy przez Lasy Błędowskie. Piachu jest tu dostatek :) Jadę, prowadzę rower, znowu jadę. Jest ciekawie i bardzo ciepło. Poranek zwiastuje kolejny upalny dzień. Nie chcę, aby ta droga się skończyła. 

Wyjeżdżamy z lasu na asfalt. Mijamy Olkusz i jesteśmy w Rabsztynie. 
To tu na szczycie Kruczej Skały w połowie XIV w., w czasach Kazimierza Wielkiego zbudowano zamek. Wielokrotnie zmieniał on właścicieli. Byli nimi: Spytko z Melsztyna, rodzina Toporczyków zwana Rabsztyńskimi, później m.in. Bonerowie, aż na początku XVII wieku przeszedł w ręce Zygmunta Myszkowskiego. Jeszcze przed rokiem 1615 powstał tu zamek dolny, przyklejony do skały, na której stała stara twierdza. Barokowy zamek, przetrwał do 1657 r., kiedy to został spalony przez Szwedów. Po „potopie szwedzkim” został tylko częściowo odbudowany ze zniszczeń. Na początku XVIII wieku wybudowano u podnóża zamku dwór starościński i folwark, a sam zamek popadał w coraz większą ruinę. W połowie XIX w. zniszczenia dopełniła miejscowa ludność rozbierając zamkowe mury dla odzyskania budulca, a w 1901 r. poszukiwacze skarbów wysadzili w powietrze wysoką cylindryczną wieżę. Obecnie ruiny zamku zostały zrekonstruowane.
To co zobaczyłam mogę określić trzema słowami - szkło, metal i parasolki. Połączono nowoczesność z przeszłością/legendą. Wygląda to interesująco, ale dziedziniec usiany parasolkami w ogóle nie komponuje się z duchem średniowiecznej twierdzy.







Po rewitalizacji zamku, u jego podnóża stanęła drewniana Chata Kocjana. Jest to dom z 1862 r., który w 2004 roku rozebrano i przeniesiono z jednej z dzielnic pobliskiego Olkusza. Natomiast Antoni Kocjan, który kiedyś w nim mieszkał, był najbardziej zasłużonym przedwojennym konstruktorem szybowców. W czasie II wojny światowej aktywnie brał udział w ruchu oporu. Kierował wywiadem lotniczym Armii Krajowej, który odkrył tajemnice niemieckiej broni V1 i V2. Antoni Kocjan został aresztowany 1 czerwca 1944 r. W dniu 13 sierpnia 1944 r. został rozstrzelany wraz z grupą stu ostatnich więźniów Pawiaka. Jego grób jest nieznany. 
W chacie, która stanowi jakby mini-muzeum, a może również mini-skansen, znajduje się szereg pamiątek po Antonim Kocjanie. Można również obejrzeć i wysłuchać jemu poświęconą  audio prezentację. W chacie nie brakuje też sprzętów wyposażenia gospodarstwa.

 









Jedziemy dalej. Rabsztyn zostaje za nami. 

Trzymamy się Szlaku Orlich Gniazd. Wapienne skały wskazują, że wjechaliśmy do Doliny Prądnika.   

Przed nami zamek Pieskowa Skała. 

Zamek Pieskowa Skała powstał w czasach Kazimierza Wielkiego jako gotycka strażnica i był usytuowany nieco wyżej na skale zwanej Dorotką. W 1377 r. Ludwik Węgierski nadał zamek rodzinie Szafrańców, której był siedzibą do 1608 r. W tym czasie został rozbudowany i stał się typową renesansową siedzibą magnacką. Nowa budowla powstała w miejscu dawnego podzamcza. W 1640 r. zamek stał się własnością Michała Zebrzydowskiego, który go ufortyfikował. W 1718 r. pożar zniszczył budowlę, która jednak została odbudowana 60 lat później przez Hieronima Wielopolskiego. W II połowie XIX w. był własnością Mieroszewskich i to oni odremontowali go po kolejnym pożarze w 1850 r. Po 1905 r. zamek wykupiono w celu zorganizowania pensjonatu. Dopiero w latach 1948-64 przeprowadzono dokładne prace badawcze, a następnie budowlane. Przywrócono mu wygląd z czasów największej jego świetności. Obecnie jest siedzibą filii Muzeum Zamku Królewskiego na Wawelu.
Mamy pecha. Zastajemy wokół zamku metalowe przęsła. Prowadzone są prace budowlano-remontowe. Widok ten trochę odstrasza. 

Jednak mimo rozstawionych metalowych przęseł, arkadowy dziedziniec robi wrażenie. 

Dziedziniec zbliżony kształtem do nieregularnego trapezu. Wokół dziedzińca na poziomie dwóch wyższych kondygnacji biegną krużganki. W krużgankach, w tzw. trójkątach sferycznych znajduje się 21 maszkaronów (stylizowane głowy ludzkie i zwierzęce). 



Zamek otacza park. 

Natomiast u jego podnóża znajdują się ogrody włoskie, również udostępnione dla zwiedzających. My zadawalamy się ich widokiem z góry :)

Wnętrza zamku robią wrażenie. Obrazy, arrasy, ozdobne żyrandole, meble, zastawa...Pięknie, bogato, stylowo. Jak przystało na kobietę, moją uwagę przyciągają również stroje ;)





Ruszamy dalej. Jedziemy do Ojcowa. Przejeżdżamy obok Maczugi Herkulesa - najbardziej osobliwej skały w Ojcowskim Parku Narodowym. 

Na rogatkach Ojcowa, przy drodze głównej znajduje się Kaplica "Na Wodzie" p.w. św. Józefa Rzemieślnika (Robotnika). Budowla ta została wzniesiona w 1901 r., nad dwoma brzegami potoku Prądnik w w miejscu dawnych łazienek zdrojowych, które przerobione zostały na obiekt sakralny.
Położenie kapliczki zgodnie z miejscową tradycją związane było z zakazem carskim, wydanym przez cara Mikołaja II zakazującym budowania obiektów sakralnych na ziemi ojcowskiej. W związku z tym, postanowiono wybudować kaplicę „ na wodzie”.

Gdy Robert moczy nogi w potoku, ja zaglądam do wnętrza kaplicy.

W Ojcowie zatrzymujemy się na obiad.
Jest późne popołudnie, gdy ruszamy w dalszą drogę. Podczas obiadu Robert opowiada legendę o skale zwanej "ręką Boga". Według tej legendy podczas jednego z najazdów tatarskich okoliczna ludność szukała schronienia w Jaskini Ciemnej. Jednak Tatarzy penetrowali dolinę poszukując ludności. Wówczas Bóg zasłonił wejście do jaskini własną ręką, ratując w ten sposób ludzi od śmierci lub haniebnej niewoli. Opowieść rozbudziła moją ciekawość. Koniecznie chcę zobaczyć skałę przypominającą palce dłoni, tym bardziej, że znajduje się ona na naszej trasie.
Dojeżdżamy rowerami do wejścia na szlak prowadzący do Jaskini Ciemnej. Rowery zostają na dole. Dalej pójdziemy pieszo. 

Jaskinia jest już nieczynna dla zwiedzających. 

Zaglądam do jaskini przez okratowane wejście. 

A to już skała, o której opowiadał Robert. Nazywana jest Rękawicą, Pięciopalcówką lub Białą Ręką. Rzeczywiście składa się w górnej części z 5 palczastych kolumn, przypomina swoim kształtem dłoń. 
Z miejsca, z którego podziwiam skałę, rozciąga się również widok na Bramę Krakowską. Jest pięknie.

Jedziemy przez Ojcowski Park Narodowy Doliną Prądnika. Po czym wjeżdżamy do Kolejnej doliny - Doliny Będkowskiej. Droga jest niesamowita, bardzo, bardzo urokliwa. 

Trzeba wykazać się dużymi umiejętnościami technicznymi jadąc wąską ścieżką. Ja wszelakie przeszkody pokonuję na piechotę :) 

Robi się późno, więc nabieramy coraz szybszego tempa. Już nie jedziemy - pędzimy.

Pora poszukać noclegu. Zatrzymujemy się przy schronisku Brandysówka. Odstrasza nas tłum turystów. Jedziemy dalej. 

Dopiero o zmierzchu znajdujemy miejsce na biwak.


Kategoria Jura Krakowsko-Częstochowska

Jurajskie zamki - Ostrężnik, Bobolice, Pilcza, Bydlin

  • DST 75.10km
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 19 lipca 2022 | dodano: 01.11.2022

W 1957 r. w Złotym Potoku powstał Rezerwat Parkowe, chroniący najbardziej malowniczą część doliny Wiercicy z jej źródłami, różnorodnymi formami skalnymi i jaskiniami. Rezerwat Parkowe to jedna z ciekawszych atrakcji na Jurze. Najważniejsze jest jednak to, że Rezerwat Parkowe znajduje się na trasie naszego dzisiejszego szlaku.
Ze Złotego Potoku wyjeżdżamy ścieżką biegnącą obok Stawu Amerykan. Prowadzi ona do Rezerwatu Parkowe.  

Zielone kobierce, skałki i ostańce ukryte między drzewami. Jest pięknie. Jestem zauroczona. Achom i ochom nie ma końca.
Zatrzymujemy się przy Jaskini Niedźwiedziej, zwanej też Grotą Niedźwiedzią. Podczas II wojny światowej służyła ona miejscowej ludności jako schron przed nalotami. Grota Niedźwiedzia znana jest również z tego, że odnaleziono tu wiele kości zwierząt jaskiniowych i to nie tylko niedźwiedzia, na co wskazuje nazwa, ale również nosorożca i renifera. Najcenniejszym znaleziskiem jednak okazały się tu ślady bytności człowieka ze starszej epoki kamienia.

Kolejny przystanek - Diabelskie Mosty.
Jest to wysoki na 15 m ostaniec skalny. Skała porozcinana jest głębokimi szczelinami, a w jej górnej partii znajduje się obszerne wydrążenie o długości ok. 8 metrów, tworzące tunel. To malownicze zgrupowanie skałek zostało tak nazwane przez Zygmunta Krasińskiego. Szczyty skał łączył niegdyś wiszący most, zbudowany z inicjatywy samego Krasińskiego.
Legendy wiążą Diabelskie Mosty z postacią czarnoksiężnika Twardowskiego. Mówią m.in. o tym, jak to diabeł chciał stąd obserwować przebywającego na księżycu Twardowskiego, ale wpadł do skalnej szczeliny. Inna z legend mówi o rycerzu, który miał tutaj zamek. Wszedł on w pakty z diabłami, które obiecały pomóc mu w zebraniu wielkiego majątku, pod warunkiem jednak, iż rycerz nigdy nie może przespać porannego piania koguta. Niestety, skłonność do całonocnych libacji przywiodła go do zguby. Diabły zniszczyły zamek, zamieniając rycerza w kamień. Niewątpliwie tego rodzaju legendy sprawiły, że Zygmunt Krasiński w połowie XIX w. nadał tym skałom taką właśnie nazwę - Diabelskie Mosty. 



Dojeżdżamy do skalnego wzgórza Ostrężnik. Znajdują się na nim niewielkie fragmenty murów zamku o tej samej nazwie, pochodzące z XIV wieku. Prawdopodobnie budowa zamku nigdy nie została dokończona i dlatego zamek nie był zasiedlony. Pozostałości murów zajmują wierzchołki skał, które od strony północnej i zachodniej przybierają postać pionowych ścian o wysokości do 20 m. Obiekt ten składał się z zamku górnego, dolnego oraz podzamcza. Podzamcze było otoczone drewniano-ziemnym wałem i fosą.





U podnóża wzgórza Ostrężnik znajduje się Jaskinia Ostrężnicka. Wejście do jaskini jest bardzo charakterystyczne. Jest to duży otwór w ogromnym podziurawionym ostańcu. Przez miejscową ludność bywa ono nazywane płucami, gdyż potężny kamienny słup dzieli komorę na dwie części. Ciekawe są również kolory skał, przypominające łaciate moro.

 Nasza trasa omija zamek Bobolice. Jednak, gdy widzimy znak informujący o kierunku do Bobolic, zmieniamy plany. Być na Jurze i nie odwiedzić zamku Bobolice, to grzech ciężki :) 
Jeszcze nie tak dawno zamek był niewielkimi, ale robiącymi wrażenie ruinami na Szlaku Orlich Gniazd. Takim go zapamiętałam z wyprawy z Bożenką i Młodym. 
Z zamkiem bobolickim związana jest legenda o dwóch braciach, z których jeden władał zamkiem w Bobolicach a drugi w Mirowie. Bracia byli ze sobą bardzo zżyci, nie mogli się bez siebie obejść. Pewnego razu przybył posłaniec królewski i wezwał władcę Bobolic do wzięcia udziału w wojnie na Rusi. Drugi brat postanowił o chlebie i wodzie oczekiwać na powrót brata. Ten wrócił ze skarbami i piękną dziewczyną w której zakochał się i pan Mirowa. Skarbami się podzielili a o tym kto poślubi dziewczynę miało zadecydować ciągnięcie losu. Wygrał brat z Bobolic. Od tej pory braterska miłość się skończyła. Pan Mirowa nie dawał za wygraną, tym bardziej że dziewczyna pokochała właśnie jego. Gdy władca Bobolic opuszczał zamek, jego żona i brat spotykali się w podziemiach łączących oba zamki. Gdy rzecz się wydała, pan Bobolic zabił brata a żonę zamurował w lochach.

Zamek bobolicki wzniesiono za Kazimierza Wielkiego w XIV w. Prawdopodobnie wcześniej istniała tu drewniana warownia zbójecka. Legendy mówią też o siedzibie rycerza Bolesława Krzywoustego - Boboli. Zamek Bobolice był elementem systemu obronnego jurajskich warowni, które chroniły zachodniej granicy królestwa od strony Śląska.
Na przestrzeni wieków Bobolice oraz zamek wielokrotnie zmieniały właścicieli. Miejscowość na przełomie XIV i XV wieku była częścią dóbr królewskich, by następnie przejść w ręce takich rodów jak m.in.: Szafrańcy, Krezowie, Myszkowscy, Męcińscy.
Zamek oraz jego okolice mocno ucierpiały podczas kilkukrotnych najazdów. Najbardziej dramatyczny okazał się "potop szwedzki". W 1657 r. Szwedzi zdobyli zamek i spalili. Od tego czasu zamek zaczął popadać w ruinę. Ostatnią świetną kartę w historii Bobolic zapisał król Jan III Sobieski, który obozował pod murami tutejszego zamku udając się do Krakowa na koncentrację wojsk przed odsieczą wiedeńską.
Pod Koniec XVII w. rodzina Męcińskich próbowała odbudować zamek, ale bez skutku. Zamek został opuszczony i był dewastowany. Z rozkazu carskiego dokonano parcelacji ziemi w Bobolicach. Część z ruinami zamku otrzymała chłopska rodzina Baryłów. Byli oni jej właścicielami jeszcze w latach 90-tych XX w. W 1999 r. - ruiny od potomka Baryły kupili bracia Jarosław oraz Dariusz Laseccy.

Zamek został zrekonstruowany. Poniżej zamku powstał obiekt hotelowo - gastronomiczny.
W plenerach zamku kręcone były sceny do filmu "Powidoki". Nadto odbudowany zamek Bobolice stał się Wawelem w serialu "Korona Królów".
Od niedawna płatny wstęp jest już na błonia zamkowe. Nie ma też wstępu na ścieżkę prowadzącą do Mirowa. Dojście do skałek od strony obu zamków zostało zamknięte siatkowym ogrodzeniem. Czerwony Szlak Orlich Gniazd został usunięty i przeniesiony na drogę asfaltową. 

Zamek zwiedzamy z przewodnikiem. Na zwiedzanie przeznaczone jest 30 minut. 





Nowy zamek bobolicki prezentuje się nawet nieźle i jakoś wkomponował się w jurajski krajobraz, ale jeśli ktoś widział dawne ruiny to będzie mu doskwierać wrażenie sztuczności...
Opuszczamy Bobolice i jedziemy do Pilicy. Tu w pizzerii na rynku jemy obiad - pizzę koszmarek :)

Z Pilicy jedziemy do miejscowości Smoleń. Tam na terenie rezerwatu przyrody Smoleń położony jest zamek Pilcza. To główny cel naszego dzisiejszego rowerowania. 



Zamek Pilcza położony jest na Górze Zamkowej. Zamek choć znacznie zrujnowany jest bardzo malowniczy. Charakterystycznym punktem jest wieża wyrastająca ponad las. 
Pierwszy zamek w Smoleniu powstał prawdopodobnie w XIII wieku, ale w 1300 roku uległ spaleniu. Kolejna, gotycka warownia powstała w II połowie XIV wieku za sprawą Ottona z Pilicy - starosty i zaufanego doradcy Kazimierza Wielkiego. Poprzez jego córkę Elżbietę, zamek w XV wieku odziedziczył wnuk Ottona -Jan - pierwszy z linii Pileckich. Smoleń do XVI wieku nosił nazwę Pilcza. W 1577 toku zamek od Pileckich kupił biskup krakowski Filip Padniewski (niektórzy twierdzą, że Seweryn Boner, ten, który panował na słynnym zamku Ogrodzieniec), który później przekazał swemu bratankowi - Wojciechowi Padniewskiemu - kasztelanowi oświęcimskiemu. Ten zamieszkał już na folwarku pod zamkiem, po czym zbudował dla siebie pałac w Pilicy. Opuszczony zamek zaczął popadać w ruinę. Zamek Pilcza w Smoleniu, jak wiele innych warowni na Jurze, ucierpiał znacznie podczas potopu szwedzkiego, w 1655 roku Szwedzi go spalili, a dalszych zniszczeń dokonali Austriacy, którzy rozebrali część murów w 1787 roku, kiedy budowali komorę celną. Dalszych zniszczeń dokonały walki rosyjsko-austriackie podczas I wojny światowej, w grudniu 1914 roku. Od tamtej pory warownia pozostaje w ruinie.
W 2013 r. w znaczący sposób zabezpieczono mury zamkowe, a częściowo nawet zrekonstruowano. Prace kontynuowane były w dalszych latach. Obecnie teren zamku został zrewitalizowany.
Piękne miejsce, aż żal opuszczać...

Jedziemy Szlakiem Orlich Gniazd w kierunku Bydlina. Trasa jest bardzo urokliwa.



Kolejny przystanek na naszej trasie to zamek w Bydlinie, a raczej to co po nim pozostało.

Zamek w Bydlinie na przestrzeni wieków przechodził burzliwe dzieje. Został wybudowany w XIV w. jako strażnica. Składał się z wieży, budynku mieszkalnego i dziedzińca. W pierwszej połowie XVI wieku Bydlin przeszedł na własność Bonerów, a budowlę, która utraciła swoje walory obronne, zamieniono na kościół. W dobie reformacji, około roku 1570, nowy właściciel – Jan Firlej, zamienił kościół na zbór ariański. W 1594 r. Mikołaj Firlej, syn Jana, przywrócił poprzedni charakter kościołowi, nadając mu nazwę Świętego Krzyża. W 1655 roku kościół zniszczyli Szwedzi. 80 lat później został odbudowany, ale wciąż ograbiany przez panoszące się po Polsce obce wojska, został definitywnie opuszczony pod koniec XVII w. Od tego czasu stopniowo popadał w ruinę.
Zachowały się jedynie fragmenty ścian budynku mieszkalnego oraz ślady po murach obwodowych. Budowlę można obejść wokoło wąską ścieżką.
Zwiedzanie nie zajmuje nam dużo czasu. 
Jedziemy dalej. Przed zachodem słońca dojeżdżamy do miejscowości Klucze. Chcemy obejrzeć zachód słońca nad Pustynią Błędowską. Pokonujemy stromy podjazd, aby dostać się na  taras widokowy Czubatka. Gdy tak ledwo jedziemy i dyszymy jak stare lokomotywy, wyprzedza nas dwóch rowerzystów na elektrykach. Zaszumiało i tyle ich było widać :)
Widok na pustynię w promieniach zachodzącego słońca jest obłędny! Na pustyni znajduje się tajemnicze obozowisko.  

Dzień się kończy...


Kategoria wyprawy, Jura Krakowsko-Częstochowska

Jura Krakowsko-Częstochowska

  • DST 48.46km
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Trek
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 lipca 2022 | dodano: 01.11.2022

Jadę na Jurę. Zamiar stał się faktem. To będzie mój drugi wyjazd na Jurę i pierwszy rowerowy. Kiedy Młody był jeszcze Małym, moja kuzynka zabrała nas na skałki. Ależ była zabawa, a jak dzielnie wspinaliśmy się z Młodym, przy asyście Bożenki. Niezapomniane chwile. 
Teraz też będę się wspinać, tylko ciut inaczej - rowerowo na jurajskich podjazdach. Na swoim Trekusiu będę przemierzać Szlak Orlich Gniazd. Wyjątkowe miejsce, miłe towarzystwo, a w prognozach słoneczne dni. Wyjazd zapowiada się wyjątkowo dobrze.  

Spotykamy się na dworcu w Częstochowie. Tu zaczyna się nasza wakacyjna przygoda. Jestem podekscytowana. To będzie moja rowerowa włóczęga po dłuższej przerwie. Choroba, nowa praca, a potem pandemia pokrzyżowały na kilka lat moje wakacyjne plany. Aż do dziś! Ma być pięknie i będzie pięknie! Jazda bez pośpiechu, dużo fotek, pogaduchy, mnóstwo achów i ochów  nad cudami przyrody i średniowiecznymi zamkami. Taki mam plan na najbliższe dni :)
Dziś zamierzamy zwiedzić zamek w Olsztynie. Wyjeżdżamy z Częstochowy i kierujemy się na wschód. Unikamy głównych dróg. Budowniczy trasy dobrze ją zaprojektował. Jedziemy bocznymi drożynami i rowerowymi ścieżkami. 

Jedziemy wzdłuż Warty. Dwukrotnie ją przecinamy. Jednak zanim dojedziemy do drugiego mostu w Jaskrowie, mijamy znak "Przejazd ekstremalny". To zapowiedź tego, co czeka nas na Jurze. Podjazd i zjazd, oj trzeba się będzie nakręcić. 
Na drugą stronę Warty przejeżdżamy przez most w Jaskrowie koło Mstowa. Rzeka płynie tu spokojnym nurtem, jej brzegi porastają drzewa. Spokój, cisza. Piękny widok. Nie może być inaczej, bo to przecież przełom Warty.
Przełom Warty pod Mstowem to fragment doliny Warty o długości ok. 12 km, mający swój początek w Mirowie (dzielnicy Częstochowy), między wzgórzami Sołek i Skałki, a kończący się w Mstowie pod Górą Wał. To piękne i malownicze miejsce. Nic dziwnego, że przyciąga kajakarzy. Spływ można rozpocząć przy Bramie Mirowskiej w Częstochowie i zakończyć w Mstowie (około 10 km), lub ambitniej - wybrać trasę około 30 km z Częstochowy do Skrzydlowa przez Jaskrów, Mstów i Rajsko.  

Spotykamy kajakarza. Zatrzymał się na plaży w Jaskrowie na odpoczynek.

Koło mostu w Jaskrowie znajduje się przystań kajakowa. Są tu altany z ławkami, miejsce na ognisko oraz gril. Nie zapomniano również o toalecie i koszach na śmieci. Teren jest zadbany, trawa przycięta, wszędzie czysto. Aż chce się zatrzymać na chwilę odpoczynku. 
Dojeżdżamy do Mstowa. To jedna z najstarszych miejscowości regionu. Pierwszą informację o Mstowie można znaleźć w bulli Papieża Celestyna III z 1193 r. W 1278 r. Mstów otrzymał prawa miejskie, a stracił je po powstaniu styczniowym w 1870 r. Obecnie Mstów jest siedzibą samorządu gminnego.
Nie zwiedzamy Mstowa. Ograniczamy się jedynie do Skały Miłości.

Według podań Skała Miłości to zaklęta para zakochanych, a źródło bijące u jej stóp posiada właściwości lecznicze.

Do wzniesienia prowadzi ścieżka spacerowa. Znajdują się przy niej ławki. Można się zatrzymać aby odpocząć lub nacieszyć oczy malowniczą scenerią.
W Mstowie zmieniamy kierunek jazdy. Odbijamy na południe. Następny przystanek to Olsztyn. 

Olsztyn nazywany jest też Olsztynem Jurajskim. Od 2022 r. jest znów miastem. W 2012 roku zrewitalizowano Rynek. Moją uwagę przyciągnęły postacie zawieszone na linach. 

Ponad miejscowością, na jurajskim wapiennym wzgórzu wznoszą się ruiny średniowiecznego zamku, który wybudował w XIV wieku król Kazimierz Wielki. Do ruin prowadzi z Rynku ulica Zamkowa - swoisty deptak z kramami i knajpkami. Dawniej  na zamku olsztyńskim odbywały się pokazy laserów. Natomiast kilka lat temu odbył się pierwszy, turniej rycerski. Od tamtego czasu każdego sierpnia, w dniu odpustu w Olsztynie, organizowany jest Turniej Rycerski o szablę Starosty Olsztyńskiego. We wrześniu natomiast hucznie obchodzi się Juromanię.

Wejście na zamek jest oczywiście płatne. I na tym nie koniec. Aby wejść na wieżę, kupujemy drugi bilet. Przypomina mi to trochę zwiedzanie Kazimierza Dolnego - wejście na Górę Trzech Krzyży - bilecik, wejście na Basztę - bilecik, wejście do ruin zamku - bilecik. Istny bilecikowy zawrót głowy :)

Z Olsztyna jedziemy do Złotego Potoku. To ostatni punkt na naszej dzisiejszej mapie. 
Złoty Potok położony jest w sercu Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Przyciąga turystów licznymi atrakcjami. My dojeżdżamy do Złotego Potoku wczesnym wieczorem. Pozostało nam niewiele czasu na zwiedzanie. 

Jednym z zabytków Złotego Potoku, związanym z osobą Zygmunta Krasińskiego, jest dworek, wzniesiony w pierwszej połowie XIX w. Ojciec poety, Wincenty Krasiński zakupił ten obiekt w 1851 r. Zygmunt Krasiński,  przebywał tutaj dwukrotnie. Obecnie w dworku mieści się Muzeum Regionalne im. Zygmunta Krasińskiego. 

Obok dworu znajduje się Pałac Raczyńskich. Został przebudowany w latach 50 XIX wieku, z inicjatywy nowego właściciela Wincentego Krasińskiego. Powstał na miejscu zamku, a wcześniej dworu obronnego z wieżą, stojącego tutaj od końca XIII wieku. Ostateczną, neoklasycystyczną formę budynek uzyskał na początku XX wieku, po przebudowie dokonanej przez hrabiego Karola Raczyńskiego. Pałac otacza park krajobrazowy.
Dworek i pałac oglądamy z zewnątrz (pałac można oglądać tylko z zewnątrz). Robimy fotki. Dzień dobiega końca. 


Kategoria wyprawy, Jura Krakowsko-Częstochowska