Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2025

Dystans całkowity:497.75 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:27:56
Średnia prędkość:12.91 km/h
Maksymalna prędkość:48.57 km/h
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:31.11 km i 2h 47m
Więcej statystyk

Dzień 6 - Gjorm

  • DST 45.94km
  • Czas 02:35
  • VAVG 17.78km/h
  • VMAX 48.57km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 września 2025 | dodano: 11.11.2025

Nie mogłam usnąć. Gdy obudziłam się po raz pierwszy na wezwanie materacyka, założyłam puchówkę. Noc była bardzo zimna. Wstałam po godz. 7.00. Na zewnątrz była straszna wilgoć. Namiot wręcz ociekał wodą. Zaparzyłam herbatę i zrobiłam kanapki z paprykarzem. Czekam na pierwsze promienie słońca. Pojawiły się około godz. 9.00. Namiot wysechł w oka mgnieniu. Powoli zwijałam biwak. Przede mną kolejny cel wyprawy - Jezioro Koman. W wakacyjnym tempie powinnam tam dotrzeć za dwa dni.
Młody biznesmen wywiązał się z umowy. Na parkingu czekało auto. Kierowcą był ojciec chrzestny przedsiębiorczego młodzieńca :)



Droga na przełęcz zajęła około 40 minut. Cóż to była za jazda!!! Nie przypuszczałam, że na serpentynach udaje się wyprzedzać inne auta. Kierowca prowadził niesamowicie. Podobno jeździ tą drogą 30 lat i zna ją na pamięć. Mimo to nie chciałabym przeżyć ponownie takich ekstremalnych emocji.
A na przełęczy - kramik z miodem. Pewnie to stała miejscówka starszego sprzedawcy. Jadąc do Theth spotkałam tu Polaków podróżujących autem, a teraz - dwóch rodaków jadących do Theth na motocyklach. Jaki ten świat mały.
Ledwo zaczęłam zjeżdżać, a już minęłam luksusowy hotel i wioskę Bogë. Droga cały czas wiedzie w dół. Za Bogë zatrzymuję się w przydrożnej restauracji na obiad.


Mijam znane miejsca - wioskę Dedaj i skrzyżowanie z drogą prowadzącą do Zagorë. Z drogi SH21 zjeżdżam w drogę prowadzącą do osady Rec. Na początkowym odcinku droga jest asfaltowa. Po jej obu stronach znajdują się pola, a może raczej ugory, bo co można uprawiać na ziemi usianej kamieniami.    




Dojeżdżam do jakiejś osady. Nie ma tablicy informacyjnej. Nawet nie wiem, że właśnie przejeżdżam przez Rec. Kończy się asfalt. Droga przechodzi w szuter. Sprawdzam na mapie gdzie jestem. Dojechałam do Dukë. Kolejną większą osadą jest Gjorm.


Za Dukë rozciągają się bezdroża i góry aż po horyzont. Jest pięknie!


Zbliża się godz. 18.00. Zaczynam rozglądać się za miejscem na biwak. Droga staje się coraz bardziej kamienista. Pobocza też są kamieniste, pofalowane i porośnięte krzewami. Do Gjorm raczej nie dojadę przed zmierzchem. 
Jest miejsce na biwak! Za prowizoryczną "bramą" - stosem gałęzi znajduje się wejście na łąkę położoną poniżej drogi. Gramolę się ze Scottem przez te gałęzie. Miejscówka jest idealna. 

Rozbijam namiot. Kończy się kolejny dzień...


Kategoria Albania 2025, wyprawy

Dzień 5 - Theth i Blue Eye

  • DST 7.95km
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 września 2025 | dodano: 10.11.2025

Noc była bardzo zimna. Nie powinno to dziwić, przecież jestem w sercu Gór Przeklętych. Czy wyprawową tradycja stanie się nocne pompowanie materaca?! Niestety. Powietrze zeszło i dzisiejszej nocy. Nie mam złudzeń - tak będzie do końca wyprawy.
Wyprawowa tradycja, wyprawowy hymn :) No właśnie, ta melodia w mojej głowie to... "Smak i zapach pomarańczy" Tadeusza Woźniaka :) Z pomocą przyszedł wyprawowy kompan - gdy zanuciłam, od razu rozpoznał, że to TA piosenka. Idealnie wkomponowuje się w rytm rowerowej jazdy, choć tekst nie jest rowerowy ;)
I. Kto to pędzi tak przez miasto,
komu w tych ulicach ciasno.
Biegnę gryząc pomarańcze,
ziemia pod nogami tańczy :)
II. Naokoło kipi życie
i ja mam się znakomicie.
Wszyscy niosą oczy jasne,
trotuary są za ciasne :)
III. Przejmująco pachną lipy,
rośnie mi po cichu broda.
Wieczór aż od dziewcząt kipi,
może czeka mnie przygoda :)
IV. Lubię kiedy jest sobota,
gdy po wszystkich już kłopotach.
Lubię śpiewać, lubię tańczyć,
lubię zapach pomarańczy :)

I tak to leci w mojej głowie i tak to sobie podśpiewuję, fałszując na wszelkie możliwe sposoby :)
Ale co tam pomarańcze. Jestem w Theth. Wstałam ciut przed godz. 8.00 i od razu wybrałam się na zakupy. Oprócz portfela zabrałam aparat fotograficzny.
Rozglądam się z zaciekawieniem. Agro tu, agro tam i auta na podjazdach. Theth na zakończenie letniego sezonu przeżywa najazd turystów. Niektórzy już ruszają w góry.




W Theth jest tylko jeden sklep. Nie można do niego nie trafić, znajduje się przy głównej ulicy. Kupuję chleb, konserwę rybną i oczywiście ciasteczka na deser. 
Wracam. Dzisiaj śniadaniuję przy stole. Gdy popijam herbatę i podjadam ciasteczko, podchodzi rodak ze zmotoryzowanej grupy. Przyjechali na dwa auta. Cztery lata temu, przed wyasfaltowaniem drogi z przełęczy byli tu na rowerach. Theth wyglądało wówczas inaczej... Kilka dni temu wracając z trekkingu do Valbone, znajomy złamał nogę... Dziś wracają do Szkodry... Podczas rozmowy czas szybko ucieka. 
Z campingu wyjeżdżam w samo południe. 
Będąc w Theth ciężko przejść obojętnie obok tutejszej świątyni. Lokalny kościół zbudowany w 1892 r. jest dość kompaktowy, jednak fantastycznie prezentuje się na tle okolicznych szczytów. Mały, kamienny kościół, z wieżą i dachem pokrytym gontem to jeden z najchętniej powielanych kadrów, będący wizytówką miejscowości.


Chciałam również zobaczyć Wieżę odosobnienia, ale rowerowy kompan pogonił nie oglądając się za siebie. Cóż, będę musiała przyjechać do Theth raz jeszcze i obejrzeć na spokojnie jego atrakcje, a może też wybrać się w góry na trekking :) 


Jadę do Nderlysaj, obejrzę jeziorko błękitne oko i ruszę dalej szutrową drogą przez Kir do Prekal, a stąd przez Szkodrę do Koman. Taki jest plan. Czy uda mi się go zrealizować - zobaczymy :)
Droga jest do Nderlysaj jest bardzo urokliwa. Czy ja nie nadużywam tego stwierdzenia? 




Dojechałam. Zostawiam rower na parkingu przed przydrożnym barem. Młody właściciel baru ma zadatki na wielkiego biznesmena. Jest bardzo operatywny, zaprasza kierowców na swój parking, zabawia klientów rozmową. Mnie wytłumaczył jak dojść do jeziorka i upewnił, że rower jest bezpieczny pod okiem kamer zainstalowanych na ścianie jego restauracji.


Do niebieskiego oka z Nderlysaj prowadzi szlak o długości około 2 km. Początkowa trasa łagodnie pnie się w górę szutrową drogą. Im wyżej, tym droga staje się bardziej kamienista i stroma. Nie widzę przed sobą tłumów. Idę samotnie. Natomiast mijają mnie wracający turyści. Idę ostrożnie patrząc pod nogi, dlatego nie sposób nie zauważyć obuwia innych. Co ci ludzie mają na nogach! Najbardziej zaskakujący widok - plastikowe klapki i czółenka na obcasie. Ja pewnie w takich butach nie dałabym rady :) 








Dojście do jeziorka zajęło mi około 45 minut. Było warto.
Błękitne Oko zostało wyżłobione przez spływające z góry potoki. Wypełnione jest lodowatą wodą, która spływa niewielkim wodospadem. Ma głębokość od 3 do 5 metrów.
Wyjątkowość temu miejscu nadaje intensywny turkusowy kolor wody.


Do baru wracam około godz. 16.00. Przed dalszą drogą zamieniam słowo z młodym biznesmenem. Okazuje się, że trasa przez góry do Prekal jest nieprzejezdna. W Kirze drogę zerwała lawina z kamieni. A to pech. Trzeba będzie zawrócić. Wyprawowy kompan nie chce wjeżdżać na przełęcz rowerem. Cóż, nie będę dyskutować. Z pomocą przychodzi właściciel baru, załatwia transport na przełęcz (za jedyne 30 euro od osoby) i proponuje nocleg na swoim campingu po przeciwnej stronie drogi. 
Miejscówka zwana górnolotnie campingiem nie jest zła. Jest prysznic z ciepłą wodą, toaleta, zlew na zewnątrz, miejsce na ognisko. Jest wszystko czego potrzeba na wyprawie.
Rozbijam namiot. Dzień powoli dobiega końca.


Kategoria Albania 2025, wyprawy

Dzień 4 - Theth

  • DST 36.62km
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 września 2025 | dodano: 01.11.2025

Noc była bardzo zimna. Ubrałam się na cebulkę - ostatnia warstwa - puchówka :) Temperatura nie była jedyną "niespodzianką". Z materaca zeszło powietrze, niezupełnie, ale prawie. Musiałam trzy razy dopompowywać. Chyba rozszczelniła się zatyczka. 
Wstałam o godz. 7.00. Śniadanie, składanie namiotu, pakowanie i jeszcze coś. Szukając w kosmetyczce lusterka znalazłam licznik! Zupełnie nie pamiętałam, że tam go zapakowałam.
Budzi się dzień. Powoli ożywia się ruch na drodze. Auta zatrzymują się przed restauracją. Nie ma to jak łyk kawy na dobry początek dnia. Ja również idę do restauracji. Kawę zaparzyłam na biwaku - torebkową dwa w jednym. Brakuje tylko deseru - racuszka babci Marysi. 
Błogie lenistwo. Kawa, racuszek, widok na góry. Czy można sobie wymarzyć piękniejszy poranek? 
Aby tradycji stało się zadość w trasę ruszam ciut po godz. 10.00. Słońce już świeci, jest gorąco. Zimna noc i rześki poranek przeszły do historii :) 
Według wskazań licznika do Bogë było jedynie 3 km. Tu już zawitała cywilizacja. Drogę usiały tablice informujące o campingach. Przydrożne cafeterie kuszą kawą i zapachami lokalnych potraw.  


Wzmaga się ruch na drodze. Mijają mnie sznury aut - osobowe, terenowe, kampery. Tablice rejestracyjne wskazują na turystów z różnych zakątków Europy. Ciekawostką może być to, że na albańskich numerach jadą najczęściej nowe modele Mercedesów, VW, Audi. Za kierownicą bardzo młodzi ludzie. Wnioskuję, że do Theth jedzie kwiat albańskiej śmietanki młodych dorobkiewiczów :)   
Na chwilę zatrzymuję się przed olbrzymim hotelem. Ośrodek wygląda na nowoczesny i komfortowy. Jest też zadaszony parking, bankomat. A ja myślałam, że Albania to jeszcze taki koniec świata. A tu - proszę - wypasiony hotel :)


Za hotelem zaczyna się podjazd na przełęcz. Droga staje się kręta. Pojawiają się pierwsze łagodne serpentyny. Chciałabym aby ta droga nigdy się nie skończyła! 


Zatrzymuję się na fotkę na punkcie widokowym - wybetonowanym podeście. Patrzę na drogę, którą jeszcze niedawno jechałam. Ileż zakrętów, zygzaków! Piękności. Cieszę się, że tu jestem. Cieszę się tą chwilą. Liczy się tu i teraz, wszystko inne w tym momencie nie jest ważne. Rowerowa chwilo trwaj! :)


Serpentyny zagęszczają się. Coraz bliżej do przełęczy. 


Jedna, druga, trzecia agrafka i dojechałam. Jestem na przełęczy Buni i Thores!
Jeszcze do niedawna droga z przełęczy do Theth była szutrowa. Niestety w 2021 r drogę wyasfaltowano. Stąd tyle aut pędzi do serca Gór Przeklętych. 
Rozglądam się z zaciekawieniem. Widoki są przednie. Nieopodal rozbił kram starszy pan. Zachęca do zakupu miodu. Raczej nie skorzystam, nie ze względu na cenę - słoik tylko 40 euro :) 
Obok zatrzymuje się auto na albańskich numerach. I jaki język słyszę? Oczywiście polski. Mówię "dzień dobry" i zaczynamy rozmowę. Skąd, dokąd, jak fajnie zwiedzać Albanię na rowerze, ich syn też jest na Bałkanach, chyba obecnie w Chorwacji... Gaworzymy jak dobrzy znajomi :) Nie wiedziałam, że jestem aż tak towarzyska i rozmowna :) Żegnamy się życząc sobie wszystkiego dobrego. 


Zaczynam zjazd. Jest już popołudnie. Zrobiło się chłodno. Zakładam wiatrówkę i... z górki :)


Droga jest bardziej niż urokliwa. Wije się między drzewami. Jeden zakręt, drugi... Jest oczywiście pięknie! Pedałuję, nie pedałuję, zaciskam hamulce, odbijam, a w głowie słyszę  tada, tada, tada dam, tada, tata dam. Podśpiewuję! Co to za melodia?! Przypomnę sobie :) Tada, tada, tada dam :)


Jadę, jadę i jadę. Nie myślałam, że zjazd będzie aż tak długi. Wieje lodem! Zamarzam! 
Nareszcie. Asfalt się kończy. Wjeżdżam na mostek. Dojechałam. Jestem w Theth.
Pierwsze wrażenie. Nie tak sobie wyobrażałam osadę na końcu świata - jedną z najbardziej izolowanych w Europie. Wprawdzie to jeszcze nie nasze Zakopane, ale pewnie za kilka lat nim będzie. 
Grill bary, restauracje, ośrodki noclegowe i wszędzie auta. Cywilizacja przez duże "C" zawitała do Thteth. Z drugiej strony, czy można się dziwić, że rzesza ludzi chce zobaczyć takie wspaniałości natury. Theth stało się popularnym ośrodkiem turystyki górskiej w Europie. Najczęściej słyszałam na ulicy język francuski i niemiecki.


Biwak rozbijam na campingu "Zorgji". Cena za namiot 5 euro.
Na campingu zauważam dwa auta (powiedzmy, że to kampery) na polskich tablicach. Dziś już jest za późno na pogawędkę. Powoli ewakuuję się do snu. Zrobiło się ciemno. Jutro zamienię słowo z rodakami :) 


Wieczór jest bardzo rześki. Zimnica! Noc zapowiada się hardkorowo...


Kategoria Albania 2025, wyprawy

Dzień 3 - w drodze do Theth

  • DST 34.10km
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 17 września 2025 | dodano: 25.10.2025

Noc była całkiem ciepła, poranek zaś dosyć rześki. Wystarczyło jednak aby pokazało się słońce i zrobiło się bardzo przyjemnie. 
Kanapki z pasztetem podlaskim z Polski i herbata okazały się idealną kompozycją śniadaniową :)
W drogę wyruszam po godz. 10.00. Bez pośpiechu. Zupełny luz. Jestem przecież na wakacjach. Kierunek Theth. 
Jadę za znajomym. On za Rrapsh-Starja odbija z trasy SH20 w boczną drogę. To raczej asfaltowa ścieżka. Bardzo urokliwa. Widoki są niesamowite. 





Mijam rozrzucone wzdłuż drogi domy. Niektóre są zniszczone i opuszczone. Z mapy wynika, że jadę przez wieś/osadę Kastrat.

Dojeżdżam do Bratosh. To już większa miejscowość. Znajduje się tu bar/kawiarnia, sklep, kościół. Na chwilę zatrzymuję się w barze. Kupuję colę. Z pomocą tłumacza Google rozmawiam z miejscowymi. 



Ruszam dalej. Przed osadą Goraj-Budishë na horyzoncie pokazuje się Skadarsko jezero - Jezioro Szkoderskie. Cudowny widok. Mogłabym patrzeć i patrzeć. Jestem zauroczona. Chcę zapamiętać każdy kilometr tej niesamowitej drogi, każdą chwilę, aby móc wracać do tego dnia myślami. 


Dojeżdżam do Zagorë. Na chwilę zatrzymuję się w sklepie. Kupuję wodę i ciastka. Znowu ciasteczka, a przecież postanowiłam ograniczać słodycze :) 
Dojeżdża do głównej drogi SH21. Dojadę nią do Theth. Jakież jest moje zdziwienie. Droga jest wąska, nie przypomina naszych wojewódzkich. Ruch jest spory. Oprócz samochodów i motocykli uczestnikami ruchu są też krowy! Chodzą luzem niczym się nie przejmując. 



Droga wije się w górę. Widoki są niesamowite. Góry przepiękne. Wyprzedzają mnie auta na numerach rejestracyjnych z Francji, Szwajcarii, Czech, Niemiec, Austrii i oczywiście Polski. W  Dedaj spotykam znajomych motocyklistów. Zatrzymali się w restauracji na obiad. Ja nie jestem głodna. Zjem obiado-kolację. Chcę dojechać przed zmierzchem do Bogë.
 Zbliża się godz. 18.00. Zaraz zajdzie słońce. Do Bogë pozostało około 4 km. Wydaje się, że to takie nic, a jednak na górskich drogach odległość odmierza się inaczej.
Ja pewnie bym dojechała, ale znajomy został w tyle.
Zatrzymuję się na campingu. Całkiem przyjemne miejsce. Jest restauracja, można coś zjeść oraz skorzystać z Wi-Fi. Cena też jest zachęcająca. Płacę 5 euro za nocleg. Rozbijam namiot i idę na kolację. Kolacja jest na słodko. Racuchy, jak u mojej babci Marysi i zielona herbata. Takich racuchów nie jadłam od dzieciństwa.



Dzień dobiega końca.


Kategoria Albania 2025, wyprawy

Dzień 2 - Rrapsh - Starja

  • DST 38.98km
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 16 września 2025 | dodano: 25.10.2025

Obudziłam się o godz. 5.30. Emocje wzięły górę. W głowie mam natłok myśli. Jak będzie, czy po tak długiej przerwie poradzę sobie na górskich serpentynach... Wstaję. Idę na rekonesans okolicy. W pobliżu jest piekarnia (Pekara Montenegro), market Idea, Targ. Robię zakupy na śniadanie i bezskutecznie szukam butli z gazem do swego palnika. Butle turystyczne są, ale na wbijane palniki, a mój jest wkręcany. Znalazłam nawet komplet - butlę z palnikiem. Jednak palnik był dosyć duży i miałabym problem z ulokowaniem takiego cudeńka w sakwie. Trudno, będę korzystała z kuchenki wielopaliwowej znajomego. On nie robi z tego powodu problemu. 
Pensjonat opuszczam po godz. 9.00. Z Podgoricy wyjeżdżam drogą R-27. Widok przedmieścia stolicy Czarnogóry jest dla mnie szokujący. Dosłownie wszędzie są tony śmieci. 
Jadę wzdłuż rzeki Cijevna. Mijamy Dinošę, Cijevne. Droga pnie się w górę. Jest bardzo widokowa. 


Jak się nie ekscytować! Jest pięknie! Góry, rower, wiatr na twarzy, wolność! Jak bardzo mi tego brakowało!  
Do przejścia granicznego jest około 27 km. Celnik patrzy na mój paszport i mówi Polska - tak, tak, dobrze, dobrze. Pewnie często odprawia rodaków, skoro tak DOBRZE mówi po polsku :)
Witaj Albanio, witaj przygodo!
Wjeżdżam na drogę Rruga Postes, a następnie na SH-20. Dawno nie oglądałam takich widoków. Jest bardziej niż pięknie! 
 

Nie jestem jedynym uczestnikiem ruchu. Co chwila mijają mnie motocykliści. Być może przyciągają ich serpentyny. 




Zatrzymuję się na chwilę na punkcie widokowym. Spotykam tu motocyklistów z Polski. Jest wśród nich dziewczyna. Wymieniamy uprzejmości. Jak fajnie spotkać rodaków. Oni odjeżdżają, a ja w samochodowym barze kupuję colę. Patrzę w dół i jestem z siebie dumna. Mimo braku kondycji, dałam radę. To dobrze wróży na kolejne dni rowerowej włóczęgi. 
Zaraz zaczyna się zjazd. Dojeżdżam do wsi Rrapsh - Starja. W sklepie kupuję na kolację owoce - banany, brzoskwinie i oczywiście ciasteczka na deser. Właściciel sklepu jest bardzo miły. Pozwala rozbić biwak za budynkiem. 
Jeszcze przed zachodem słońca rozkładam namiot.
Dzień dobiega końca.


Kategoria wyprawy, Albania 2025

"Smak i zapach pomarańczy" - czyli rowerem przez Albanię. Dzień 1 - Podgorica

  • DST 11.00km
  • Temperatura 30.0°C
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 15 września 2025 | dodano: 25.10.2025

15 września 2025 r. Kraków godz. 7.00. Jestem na lotnisku w Balicach. Trudno uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Po bardzo długiej przerwie jadę na WYPRAWĘ! Dołączyłam do Forumowicza z Forum rowerowego podrozerowerowe.info. Wspólnie będziemy przemierzać Prokletije/Bjeshkët e Nemuna/Góry Przeklęte! Lecę do Podgoricy, a stąd już na dwóch kołach jadę do Albanii. Nie wierzę! A jednak :)
Podgorica godz. 13.45. Lądujemy.
W Czarnogórze przywitało mnie piękne słońce i góry na horyzoncie! Nie wierzę! A jednak :)
Zaczynam od złożenia roweru.

Pomaga mi znajomy. Zakładam sakwy i mój Scotuś jest gotowy do drogi.
Znajomy rozebrał swój rower wręcz na czynniki pierwsze i złożenie go zajęło mu sporo czasu. Zbliża się godz. 17.00. Decydujemy, że przenocujemy w Podgoricy pod dachem. W trasę wyruszymy następnego dnia. Pierwotny plan był taki, że od razu jedziemy w kierunku granicy i nie zarezerwowaliśmy noclegu. Z pomocą przychodzi mój Garmin. Szukam najbliższego hostelu. Nawiguję. Dosłownie na ostatnich metrach mylę się i mijam docelową ulicę. Zamiast do hostelu dojeżdżam pod kilkupiętrowy blok. Tym razem z pomocą przychodzi nastolatek. Wskazuje drogę do znajdującego się nieopodal pensjonatu. Wszystko pod kontrolą. Jest ok. Mam nocleg!
Przed snem myślę o kończącym się właśnie dniu. Czy zapomniałam coś jeszcze oprócz licznika? Dobrze, że mam ze sobą Garmina... Zasypiam...


Kategoria wyprawy, Albania 2025

sobota w domu

  • DST 50.14km
  • Czas 01:57
  • VAVG 25.71km/h
  • VMAX 36.04km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 września 2025 | dodano: 09.09.2025


Kategoria Trening