Akurat
-
DST
73.18km
-
Czas
02:53
-
VAVG
25.38km/h
-
VMAX
41.00km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda, droga, dystans - wszystko jest akurat, aby cieszyć się jazdą. Natura szaleje - styczeń, a po południu gdy wracałam z pracy były dwa stopnie na plusie, bezwietrznie i nie padało, choć straszyli deszczem. I jak tu nie pognać na rower?! W taką pogodę, jak dziś można powalczyć o średnią. Nie przeszkadza mi to, że kręcę to samo kółeczko. Wprawdzie udało mi się dziś wyjechać za dnia (ok. godz.15.45), ale wkrótce zapada zmierzch i dlatego wolę jechać znaną trasą. Wiem gdzie i czego mogę się spodziewać. I może właśnie dlatego jechało się rewelacyjnie!!!!
DST: 73,18 km
Czas: 02:53
V AVG: 25,38 km/h
V MAX: 41,00 km/h
Temperatura: 2,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Po pracy
W sam raz
-
DST
73.25km
-
Czas
03:00
-
VAVG
24.42km/h
-
VMAX
33.90km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj też się udało . Po pracy pognałam na rower. Trudno mi uwierzyć w to, że jest styczeń, a ja jeżdżę. Jeszcze kilka lat temu o rowerowaniu w styczniu mogłam tylko pomarzyć. Zmiany, zmiany, zmiany....
Wykręciłam wczorajsze kółeczko. Dystans bardzo fajny, w sam raz aby się zauroczyć i nacieszyć chwilą na rowerze.
DST: 73,25 km
Czas: 03:00
V AVG: 24,42 km/h
V MAX: 33,90 km/h
Temperatura: 5,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Po pracy
A ja płynę
-
DST
72.46km
-
Czas
02:55
-
VAVG
24.84km/h
-
VMAX
36.90km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
W nocy wiało. Poranek również nie zwiastował poprawy pogody - pochmurno, szaro-buro i jedynie trzy stopnie na plusie. Wracając z pracy z niedowierzaniem patrzyłam na termometr w aucie - wskazywał siedem stopni na plusie, a jakby tego było mało zza chmur wyglądało słońce!!! Styczeń i taka temperatura! Zakręciłam się po domu i pognałam na rower. Jak ja lubię to wieczorne rowerowanie. Założyłam kurtkę rowerową. Ostatnio jeździłam w kurtce narciarskiej po Młodym, ale na taką temperaturę jest zdecydowanie za ciepła. Warunki do jazdy były idealne - ciepło i prawie bezwietrznie. Nie narzucałam sobie z góry dystansu. Ależ się jechało! A jakie były klimaty - rozgwieżdżone niebo - piękności. I jeszcze powracające w myślach słowa piosenki - a ja płynę, płynę....
DST: 72,46 km
Czas: 02:55
V AVG: 24,84 km/h
V MAX: 36,90 km/h
Temperatura: 7,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Po pracy
Wieczorny spacer
-
DST
52.22km
-
Czas
02:24
-
VAVG
21.76km/h
-
VMAX
33.50km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
A dzisiaj tylko tak na chwilę, aby przewietrzyć głowę i trochę popedałować.
DST: 52,22 km
Czas: 02:24
V AVG: 21,76 km/h
V MAX: 33,50 km/h
Temperatura: 4,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Po pracy
Powiało przeszłością
-
DST
100.87km
-
Czas
04:29
-
VAVG
22.50km/h
-
VMAX
36.20km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zazwyczaj ciągnie mnie nad jeziora, a dzisiaj postanowiłam pojechać w przeciwnym kierunku.
Wymyśliłam sobie, że zrobię kółeczko przez Czemierniki, Kock i Radzyń Podlaski. Jeździłam przez te miejscowości robiąc inne kółeczka, ale nie wykręciłam dotychczas pętelki, która by je połączyła. Rzuciłam okiem na mapę i pognałam. Miałam jechać nieznanymi mi drogami.
Pierwszy przystanek w Czemiernikach. Uwagę przyciąga Kościół p.w. Stanisława Biskupa i Męczennika.
Zaczęło mżyć. Minęłam Kock nie zatrzymując się w miasteczku.
Kolejny przystanek w Radzyniu Podlaskim. Wizytówką tego miasta jest Pałac Potockich.
Znajdująca się przy kościele drewniana dzwonnica pochodzi z II połowy XIX w.
Powiało przeszłością....
A teraźniejszość? Przed domem miałam na liczniku 98,5 km, więc dokręciłam do pełnej cyferki.
DST: 100,87 km
Czas: 04:29
V AVG: 22,50 km/h
V MAX: 36,20 km/h
Temperatura: 3,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Wycieczki
Bonus od wiatru
-
DST
72.05km
-
Czas
03:13
-
VAVG
22.40km/h
-
VMAX
32.30km/h
-
Temperatura
-3.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Życie powoli wraca do zwyczajności - poranne wstawanie, praca, dom i wieczorne rowerowanie. Brakowało mi pędzenia w ciemność :)
Dzisiaj pognałam na rower około godz.17.00. Po ostatnich mroźnych podmuchach dzisiejsza temperatura była wręcz wiosenna :) Jednak nadal wieje. Nie potrafię określić jak wiało, po prostu wiało, a może przyzwyczaiłam się już do przekornego wiatrzyska. Dzisiaj jak zwykle przekomarzał się ze mną, ale 20 kilometrów od domu dostałam bonusa od wiatru :) Wiał w bok (17 km) i w plecy (3 km), ba nawet momentami wiejąc w bok był łagodny jak letni wietrzyk :)
DST: 72,05 km
Czas: 03:13
V AVG: 22,40 km/h
V MAX: 32,30 km/h
Temperatura: -3,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Po pracy
Plany i wyzwania jak promienie słońca
-
DST
127.33km
-
Czas
05:03
-
VAVG
25.21km/h
-
VMAX
39.70km/h
-
Temperatura
-7.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj promienie słońca walkę z chmurami zaczęły właśnie tak - delikatnie i nieśmiało, by na koniec jasno zaświecić, pokazać swoją moc oraz siłę i pozwolić rowerzystce pomykać w pogodny dzień :)
A moje plany i wyzwania w nowym sezonie rowerowym? Plany są nieśmiałe, a wyzwania - bardzo delikatne. Jako pierwszy cel postawiłam sobie jedynkę z przodu licznika na koniec stycznia. Czy się uda? Ja łatwo się nie poddam :) A wyzwanie na dzisiejszy dzień - średnia 21 km/h :)
Pognałam na rower z samego rana. Bardzo chciałam pokonać dystans minimum 118 kilometrów. Wybrałam trasę w okolicach Pojezierza Łęczyńsko - Włodawskiego. Jechałam tamtędy 6 grudnia 2014 r. Zaczęłam kółeczkowo. Delikatnie sypał śnieg. Trochę wiało, trochę mroziło. O wietrze szkoda pisać - niby nie wiał, a na otwartych przestrzeniach pokazywał co potrafi. Kręcił, zawiewał, jak zwykle przekomarzał się ze mną. Bez wzgledu na mój kierunek jazdy odnosiłam wrażenie, że wieje z przodu. Jedynie na trzech odcinkach - 10 km, 5 km i 8 km wyraźnie czułam wiatr z tyłu, na plecach.
Przed Dębową czekała na mnie niespodzianka - biała droga :) Ależ było urokliwie :)
Dalej mokry asfalt pokryty solno - śniegową mazią.
Pognałam do Sosnowicy, odbijając z trasy na moment do naturalnej toalety :) Dalej był Orzechów Stary, Orzechów Nowy i Piaseczno. Tu odbiłam na Ostrów Lubelski. Ostatnio wszystkie moje rowerowe drogi prowadzą przez Ostrów Lubelski :)
Na trasie minęłam taki oto sielski obrazek :)
Zatrzymałam się nad Jeziorem Krasne. Poprosiłam Pana, aby zrobił mi fotkę na pomoście :)
Może jeszcze jedna :)
Wyjeżdżając z Ostrowa miałam boczny wiatr. Osiem kilometrów za Ostrowem odbiłam na moje kółeczko. Czekało mnie 19 kilometrów z wiatrem wiejącym z przodu. A średnia? Była ok - 21,88 km/h. Wiedziałam, że będę musiała powalczyć, aby nie spadła poniżej 21 km/h. Przyznam, że nie lubię wracać do domu tą trasą. Niby nie ma bardzo pod górkę, a jednak są minimalne podjazdy. Takie "podjazdy" w bezwietrzną pogodę to nic, ale przy wiejącym wiaterku trzeba się napedałować. Ustawiłam licznik na wskazania średniej prędkości. Spadała.... Nie chciałam patrzeć..... Ustawiłam licznik na dystans. Po powrocie do domu sprawdziłam średnią. Udało się! Wyzwanie na dzisiaj pokonane! Z optymizmem patrzę na koniec stycznia. Może się uda, a jeśli nie, trudno - styczniowa jedynka z przodu licznika będzie wyzwaniem na 2016 r. :)))
DST: 127,33 km
Czas: 05:03
V AVG: 21,64 km/h
V MAX: 39,70 km/h
Temperatura: -7,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Po pracy
Bardziej cykloza :)
-
DST
105.08km
-
Czas
05:03
-
VAVG
20.81km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jutro wracam do pracy po urlopie, kurtka i reszta tekstylnego ekwipunku rowerowego wyschła po wczorajszym praniu, Mama zajęła się obiadem, więc... pognałam na rower :) I to z samego rana, zaraz po kościele :) Kilka minut po godz. 10.00 byłam na rowerze! Wiało, ale nie padało i nieśmiało przebijało się słońce zza chmur. Pomyślałam, że pojadę do Ostrowa Lubelskiego. Popędzę tam za dnia - będzie to coś nowego, gdyż ostatnimi czasy przejeżdżam przez Ostrów na ciemniaka. Ponadto uzmysłowiłam sobie, że w ubiegłym roku zamieściłam tylko dwie fotki z Ostrowa - znak z kierunkiem na Węgry i tablicę z nazwą miasta. Powinnam nadrobić zaległości :)
Gnaliśmy ze Scottem jak zwykle kółeczkowo. Zatrzymaliśmy się nad rzeką na fotkę.
A to może jeszcze mój Scott na moście :)
Wiatr przeganiał chmury do 29 km, po czym posypało białą kaszą. Ja pędzę i nie pada?! Nie tak być nie może. Kolejna kasza na 38 km, 51 km oraz od 54 do 56 km :) To tylko kasza. Po wczorajszych prysznicach spod kół tirów, taka przelotna kaszka to drobiażdżek :)
Sorki, ale teraz odrobiną poświntuszę.... To moja naturalna toaleta na trasie setkowego kółeczka ;) Nie mogłam się powstrzymać, aby jej nie uwiecznić :)
Tak wygląda od zaplecza - czytaj drogi głównej ;)
A tak od frontu.... ;)
Dzisiaj nie korzystałam ;)
W Białce zatrzymałam się na Tymbarka jabłko - mięta. Zakąsiłam go bananem zabranym z domu. Następnym razem zaopatrzę się także w bułkę i będzie małyszowa dieta :)
Wiało w twarz. A już myślałam, że wiatr zmieni kierunek, a tu nic. Trudno. Jadę dalej. Jeszcze 13 km i jestem w Ostrowie Lubelskim. I się zaczęło. Fotki, fotki, fotki, czyli sesja zdjęciowa :)
Pierwsza fotka przed miejscowym gimnazjum :)
Ulica, którą zazwyczaj pomykam :)
I jak dla mnie najładniejszy budynek w miasteczku :)
A tą ulicą jechałam od koscioła zwiewając przed ciemnymi chmurami :)
Ciąg dalszy ucieczki krętą drogą przez las :)
Jednak dopadły mnie chmury, z których ponownie sypnęło białą kaszą....
Przecież prognozy ostrzegały przed opadami śniegu.... a ja znowu pognałam na rower. To raczej nie miłość, bardziej cykloza :))
DST: 105,08 km
Czas: 05:03
V AVG: 20,81
V MAX: 36,9 km/h
Temperatura: 3,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Wycieczki
Bo po co.... :)
-
DST
72.10km
-
Czas
03:28
-
VAVG
20.80km/h
-
VMAX
42.20km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wiało okrutnie, padało okrutnie, a ja pognałam na rower, choć wczoraj mówiłam, że na taką pogodę szkoda roweru.... Nic więcej nie napiszę, bo po co.... Wniosek sam się nasuwa.... ;)
Rozmowa po powrocie do domu:
- Starszy - Dzisiaj dostałaś w kość, ależ padał deszcz ze śniegiem, a jak wiało!!!
- Ja - Nie zauważyłam.....
- Starszy - Czego? Śniegu na kurtce???!!!
- Ja - Yhy....
- Mama - Dostanę przez ciebie rozstroju nerwowego!!!!
- Ja - Oj, Mamo, jutro nie pojadę....
- Mama - Zawsze tak mówisz!!!!
- Młody - Bez komentarza (grzeczne dziecko:))
DST: 72,10 km
Czas: 03:28
V AVG: 20,80 km/h
V MAX: 42,20 km/h
Temperatura: 0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Po pracy
Poszłooo..... :)
-
DST
105.35km
-
Czas
04:47
-
VAVG
22.02km/h
-
VMAX
42.06km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranek był słoneczny, ale do obiadu bardzo prężnie działałam na polu rodzinno - domowym :) O godz. 13.00 z czystym sumieniem pognałam na rower. Wiało, ale jeszcze nie padało. Było dosyć przyjemnie. Pierwsze 7 kilometrów pedałowałam z wiatrem w twarz. Tak sobie pomykałam 16-17 km/h ubolewając nad swoją kondycją i wytrzymałością. Żeby taki wiaterek tak mnie spowalniał. A planowałam popracować nad kadencją.... Porażka. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to była prędkość.... ho, ho, ponaddźwiękowa. Zaczęłam jak zwykle kółeczkowo, nieśmiało myśląc o setce, ot tak, na dobry początek. Pokonałam kilkanaście kilometrów przekomarzając się z wiatrem, który wiał to w twarz, to w bok, tylko nie w plecy i.... zaczęło padać. Prognoza pogody sprawdzała się - od rana miało wiać, a po południu wiać i padać. Odnosiłam wrażenie, że deszcz osłabia wiatr, a może tylko mi się wydawało.... Jechałam dalej. Nie była to przyjemna przejażdżka dla Scotta. Asfalt mokry, kałuże, straszliwie chlapało wodą z piaskiem. Na najbliższe dni meteorolodzy nie zapowiadali poprawy pogody, a nawet straszyli deszczem ze śniegiem. Taka pogoda jak nic zatrzyma mnie w domu, żal roweru, więc dziś gnaliśmy ze Scottem dalej nie zważając, że na zmianę padało lub mżyło. Zatrzymałam się na moment w Białce, aby uzupełnić płyny. Tymbark jabłko - mięta smakował wyśmienicie, a może tak bardzo chciało mi się pić :) Znowu od 5 kilometrów jechałam pod wiatr. Tak było do samego Ostrowa Lubelskiego. 18 kilometrów pod wiatr, to było.... Dodatkowy stres w Jedlance Starej, to tu ostatnio pognały mnie dwa sporaśne psy. Jak nic, dzisiaj przez ten wiatr nie zwieję bestiom. Odetchnęłam. Jedlanka Stara i Nowa bez psich ekscesów. Mam takiego fajniutkiego pupila w Jedlance Nowej, często okazuje mi swoją sympatię :) Wyjeżdżając z Ostrowa liczyłam na wiatr w plecy.... i się przeliczyłam :) Wiało w bok. I tak przez kolejne 18 kilometrów. Nie było jednak źle, można było pomykać w tempie rekonwalescenta :) Najfajniejsze było przede mną :) Ostatnie 12 kilometrów do domu, to prawdziwa wietrzna masakra. Przez 8 kilometrów wiatr wiał w twarz. To już nie był wiatr, to było istne WIATRZYSKO!!! Dmuchało bardzo porywiście. A moja prędkość? Było już ciemno i nie widziałam cyferek na liczniku, ale myślę, że jechałam z prędkością 6 - 7 km/h, a gdy ciut ustawało do 10 km/h. Kolejne 4 kilometry przejechałam z wiatrem w bok. Do domu wróciłam sponiewierana i uśmiechnięta, bo poszłoooo... Nowy sezon rowerowy zainaugurowany!!!! Przyznam, aby być w pełni obiektywną, że odcinki z wiatrem w plecy były bardzo przyjemne, nawet w deszczu :)
A po powrocie do domu powitały mnie takie komentarze:
- Starszy - Zmokłaś?
- Mama - Basiu, zobaczysz stracisz zdrowie.
- Młody - bez komentarza (grzeczne dziecko :))
DST:105,35 km
Czas: 04:47
V AVG: 22,02 km/h
V MAX: 42,06 km/h
Temperatura: - 1,0 C
Sprzęt: Scott
Kategoria Po pracy