Rzym i droga na Monte Cassino
-
DST
104.08km
-
VMAX
45.50km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstajemy zgodnie z planem - skoro świt - około godz. 5.30. Zwijamy obozowisko w wojskowym tempie - przecież nocowaliśmy w parku :)
Ku
naszemu wielkiemu zdziwieniu okazuje się, że namioty rozbiliśmy przy
drodze, a przecież wieczorem brodziliśmy w trawie po kolana, aby jak
najdalej od niej odejść. Chcieliśmy się ukryć przed nieproszonymi
gośćmi, a tu proszę rozstawiliśmy namioty przy drodze w sąsiedztwie
baraków... To zapewne stąd dochodziły w nocy odgłosy rozmów. Śmiejemy
się sami z siebie. Jakie z nas zuchy :)
Takie są właśnie uroki
rozbijania namiotów po ciemku.
Namioty są bardzo mokre. W życiu nie widziałam TAKIEJ rosy. Zwijamy obozowisko i jedziemy dalej zwiedzać Rzym.
Jest niedzielny poranek. Ulice są puste.
Kierujemy się w stronę Watykanu. Chcemy tam być przed tłumem turystów.
Zanim trafimy na Plac Św. Piotra jedziemy do Zamku św. Anioła.
Zamek św. Anioła nazywany jest
inaczej Mauzoleum Hadriana. Można go podziwiać po
lewej stronie rzeki Tybr niedaleko Watykanu. Jest to grobowiec cesarza
Hadriana, zaczęto go budować jeszcze za życia tego władcy. Dokładny
okres wznoszenia obiektu mieści się między sto trzydziestym piątym
a sto trzydziestym dziewiątym rokiem naszej ery. Cały ten
architektoniczny kompleks ma formę kwadratu, natomiast budowla główna -
czyli zamek, ma kształt kolisty. Nie było to jednak mauzoleum przez cały
czas, a jedynie do roku dwieście siedemdziesiątego pierwszego. Obiekt
włączono w poczet obronnych murów. Potem został zamieniony na więzienie.
Wiek piaty przyniósł kolejne zmiany - budowla stała się fortecą.
Dopiero wraz z końcem szóstego stulecia została nazwana Zamkiem św.
Anioła. Miano takie nadał jej papież Grzegorz I Wielki. W drugiej połowie trzynastego
wieku budowla została połączona z Watykanem korytarzami pod ziemią.
W oddali widać Bazylikę Św. Piotra na Watykanie. Jest to jedno z
najważniejszych miejsc dla chrześcijan w Rzymie. Bazylika Św. Piotra to
także drugi co do wielkości kościół na świecie, wysokość budowli to 119
metrów, powierzchnia jej wynosi 15160m². Bazylika powstawała w latach
1506 – 1626, a jej głównymi architektami byli słynni: Michał Anioł,
Rafael Santi i Donato Bramante. Budowla jest charakterystycznym
przykładem stylu renesansowego, a budulcem jej jest kamień i marmur.
Legenda mówi, że bazylika stoi w miejscu ukrzyżowania i pochówku św.
Piotra.
Jesteśmy już bardzo blisko...
Patryk zostaje przy rowerach, a ja i Michał wchodzimy do Bazyliki. Możemy do woli cieszyć oczy widokiem pięknego wnętrza. Jesteśmy w grupie nielicznych zwiedzających.W centralnej części bazyliki znajduje się zejście do Grot
Watykańskich, których umieszczone są sarkofagi papieskie, w tym również
grób papieża Jana Pawła II.
Plac Św. Piotra zapełnia się, a my ruszamy dalej.
Dojeżdżamy do Pałacu Sprawiedliwości, w którym mieści się siedziba Sądu Najwyższego. Popularnie nazywany jest terminem Palazzaccio.
Jeden z bardziej zjawiskowych budynków Wiecznego Miasta. Patrząc na
fasadę, od strony mostu Umberto I widać bogato zdobioną
elewację. Dwupiętrowy obiekt zdobią wysokie, wąskie okna. Wszystkie
oddzielone od siebie zdobnymi kolumnami. Nad całością czuwa pomnik
usytuowany na dachu Pałacu. Podjeżdżając bliżej można zauważyć z
jakimi pietycyzmem i szczegółowością wyrzeźbiono wszelkie gzymsy i
ozdobniki ponad oknami oraz na elewacji frontowej. Całość utrzymana jest
w ciemnobrązowej tonacji.Do pięknego gmachu raczej nie pozwala się wchodzić turystom. Pozostaje obejście pałacu wokoło. I tak warto.Pałac Sprawiedliwości mieści się w dzielnicy Prati - w kwadracie między
Piazza dei Tribunali, Via Triboniano, Via Ulpiano i Piazza Cavour.Pałac Sprawiedliwości mieści się niedaleko za Zamkiem św. Anioła, patrząc
od strony Watykanu.
Jesteśmy na Placu Navona. Na samym środku Placu Navona stoi jedna z bardziej znanych fontann -
Fontanna Czterech Rzek. Powstała na zlecenie papieża Inocentego X, a
wykonał ją Gianlorenzo Bernini w połowie XVII w. Cztery rzeki wyrażone
symbolicznie w rzeźbiarskich formach to Dunaj, Nil, Ganges i Rio de la
Plata. Obelisk, który współtworzy fontannę stał wcześniej przy via
Appia i został wkomponowany przez artystę.
Czy to echo przeszłości... Dojechaliśmy do Forum Romanum ( z łac. rynek rzymski), centrum religijnego, politycznego i gospodarczego życia starożytnego Rzymu. Znane też jako Forum Magnum tj. plac w starożytnym Rzymie,
położony u stóp Kapitolu i Palatynu. W okresie cesarstwa Forum zostało
rozbudowane i wzbogacone o liczne świątynie i łuk triumfalny cesarza
Augusta. Od V wieku ulegało stopniowemu zniszczeniu. W IX, X wieku
stanowiło kamieniołom gdzie łatwo pozyskiwano budulec do nowych budowli.
Do XVIII wieku służyło na wypas bydła. Prace wykopaliskowe rozpoczęto
na początku XIX wieku i prowadzono systematycznie.
Zwiedzamy, zwiedzamy i... gubimy Michała. Zauważamy, że jedziemy we dwoje przed Koloseum. Wracamy, kluczymy uliczkami i nic. Zostaję w miejscu, w którym po raz ostatni widzieliśmy Michała, a Patryk szuka go dalej. Zauważam ich z daleka. Jaka ulga... Michał odnalazł się przy Koloseum... Od tej chwili, będziemy się gubić i odnajdywać :)
Przed Koloseum są tłumy turystów. Koloseum, czyli Amfiteatr Flawiuszów to jedna z najbardziej
zadziwiających, zachowanych do czasów obecnych starożytnych rzymskich
budowli. Koloseum zostało wybudowane za panowania dynastii Flawijskiej w
latach 70 – 80 nowej ery. W 80 r. zakończono budowę Koloseum i była to
wówczas największa budowla w Rzymie. Koloseum było wielkim
- 50 m wysokości, 188 m długości i 156 m szerokości – elipsowatym
amfiteatrem. W niszach kolumnad frontowych umieszczono posągi bóstw.
Ogromny posąg (Collossus) poświęcony bogu – Słońcu dał nazwę
amfiteatrowi – Koloseum. Bezimienny architekt, który zaprojektował
Koloseum korzystał z greckich i rzymskich tradycji budowlanych dodając
kilka nowych rozwiązań. Amfiteatr był miejscem krwawych imprez i walk
gladiatorów. Organizowano tu uroczystości o charakterze religijnym,
święta państwowe oraz pokazy historyczne.
Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę przed Łukiem Konstantyna Wielkiego. Ta okazała budowla powstała w okresie pomiędzy trzysta dwunastym a trzysta
piętnastym rokiem ery nowożytnej. Jej wzniesienie wiązało się między
innymi z obchodami dziesięciolecia objęcia władzy w cesarstwie przez Konstantyna. Rzeźby umieszczone
na łuku są przedstawieniem ludów, które to podbił jeszcze za
swego panowania cesarz Trajan. W budowli znajdują się pomiędzy posągami również płyty z
pięknymi płaskorzeźbami datowane jeszcze na czasy Marka Aureliusza. Cała budowla jest fantastycznie ozdobiona.
Czas nagli. Uzupełniamy zapasy wody i ruszamy dalej. Cel - Monte Cassino.
Wyjechaliśmy z Rzymu. Jedziemy główną drogą. Ruch jest duży, upał straszliwy i zero ładnych widoków. Jest po prostu brudno, przy drodze walają się śmieci. O zgrozo! Prawie najechałam na martwego szczura! Okropność! Patryk żartuje, że jest świeże mięsko...
To nie są moje klimaty! Ja lubię zachwycać się przyrodą, kontemplować widok gór, jezior, potoków... A tu co?! Ale, jak mówi ludowe porzekadło "Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma". Wszystkiego trzeba w życiu posmakować, nawet rywalizacji z kolegą. Tak, Patryk nakręca coraz szybsze tempo. Michał zostaje daleko w tyle. Zdecydowanie to nie są moje klimaty, jestem na wakacjach, a nie na zawodach i nie zamierzam z nim się ścigać! Zwalniam, Patryk także. Dojeżdża Michał. Około godz. 13.00 zatrzymujemy się na postój na jakimś placu, pod drzewami. Obok znajduje się budynek - ruina, a przed nim auto z przyczepą pełną arbuzów. Patryk wybiera bardzo okazałego. Cena jest przystępna. Arbuz jest bardzo soczysty, pyszny, przepyszny.
Korzystając z chwili odpoczynku rozkładam na słońcu swój namiot. Suszę "nieodgadnioną zagadkę".
W cieniu drzew jest bardzo przyjemnie, ale pora ruszać dalej.
Mijamy między innymi miejscowości San Cesareo, Volmontone.
Nie przypominają one urokliwych miasteczek w północnych Włoszech położonych nad jeziorami alpejskimi, ale jak się nie ma co się lubi...
Dojeżdżamy do miasteczka Frosinone. Nawigacja skierowała nas na prywatną drogę. Włoch stojący przy bramie jednej z posesji zatrzymuje nas i gestykulując tłumaczy, że tędy nie ma przejazdu. Pyta skąd jesteśmy i dokąd jedziemy. Odpowiadamy, że jesteśmy Polakami i jedziemy do Monte Cassino. Mężczyzna kiwa głową ze zrozumieniem i... wskazuje nam skrót do głównej drogi, tłumacząc przy tym, że będzie bardzo pod górę. I było...
To nic, że jest ciężko. Nareszcie widać coś ładnego - górki, pagórki...
Jedziemy drogą wśród lasów i łąk. To taki przyjemny akcent na koniec dnia. Zbliża się godz. 20.00. Szukamy miejsca na biwak.
Rozbijamy namioty na łące osłoniętej od drogi lekkim wzniesieniem porośniętym jeżynami. Podczas moich dotychczasowych podróży z sakwami miałam ustalony wieczorny rytuał - rozbijam namiot, myję się i jem obiado-kolację. Moim kompani mają jednak nieco odmienne zapatrywania na kolejność wieczornych wyprawowych czynności - namiot, posiłek i mycie. Jestem nieugięta. Proszę bardzo, mogę przygotować posiłek, ale po butelkowym prysznicu. Wolnoć Tomku... Ja się myję, a koledzy kucharzą. Mamy tylko jedną kuchenkę gazową.
Podano do stołu:) Koledzy zapraszają mnie na kolację. Danie z makaronu prawie im wyszło :) Cóż, skoro można zmieniać poglądy, to co dopiero jakaś tam kolejność wieczornych czynności na wyprawie. Do kosza z nią - przecież jesteśmy jedną ekipą :)
Kategoria wyprawy, Toskania 2014
Roma
-
DST
21.99km
-
VMAX
32.70km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Italia powitała nas ciemnymi chmurami i deszczem. Padało, to za mało powiedziane - lało, ale im bliżej Rzymu, tym niebo było pogodniejsze.
Do Rzymu przyjeżdżamy z niewielkim opóźnieniem. Na dworcu czeka na nas Michał - kolejny kompan naszej rowerowej ekipy. Jesteśmy w komplecie.
Składamy rowery, zawieszamy sakwy i.... Zaczyna się nasza włoska przygoda.Celem jest Sycylia.
Pierwsze rowerowe kroki kierujemy na dworzec. Wypada kupić bilety powrotne z Palermo do Neapolu. Spotyka nas pierwsze rozczarowanie - biletów brak! Należało dużo wcześniej zrobić rezerwację. A może to dobry znak? Będzie, co będzie, jak przygoda, to przygoda przez duże "P". Nie rezygnujemy z podróży na Sycylię. A powrót do Neapolu? Jakoś to będzie :)
Ruszamy w miasto. Roma woła!
Rzym położony jest na siedmiu wzgórzach skupionych nad
rzeką Tyber, która przepływa przez środek miasta z północy na
południe.Według legendy miasto zostało założone w 753 r. p.n.e. przez
Romulusa na
Wzgórzu Palatyńskim. W ciągu kolejnych pięciu stuleci Rzymowi udało się
podporządkować sobie obszar całego Półwyspu. Miasto stworzyło
najpotężniejszy organizm państwowy w basenie Morza Śródziemnego
(republikę, potem cesarstwo). W okresie rozkwitu cesarstwa Rzym
zamieszkały był przez ponad pół miliona ludzi. Na początku nowej ery
miasto było jednym z największych ośrodków chrześcijaństwa. Po podziale
cesarstwa na zachodnie i wschodnie w 395 r., Rzym
przestał być stolicą kraju. Upadek miasta, który nastąpił w 476 r.
przypieczętowały liczne najazdy plemion germańskich. W 754 r. miasto
stało się stolicą Państwa Kościelnego. Przez kolejne kilkaset lat rozwój
miasta hamowały konflikty papieży z cesarzami i najazdy. W XV i XVI w.
Rzym
stał się obok Florencji i Mediolanu głównym centrum kultury i sztuki
renesansowej. W 1870 r. miasto zostało włączone do Włoch, stając się w
1871 r. stolicą kraju, zaś władzę papieską ograniczono do Watykanu.
Na ulicach panuje duży ruch. Patryk jest przewodnikiem. To jego kolejny pobyt we Włoszech i w Rzymie. Korzysta z rowerowej nawigacji, więc mamy pewność, że się nie pogubimy...
Przemykami rowerami między autami. Czasem jedziemy pod prąd, aby skrócić trasę, a może tak kieruje nas nawigacja Patryka? Kierowcy są dla nas bardzo wyrozumiali. Pewnie przyzwyczaili się do widoku sakwiarzy. Nasza trójka trzyma się razem. Jak się później okaże będzie to jeden z tych nielicznych dni, gdy się nie pogubimy :)
W Rzymie jestem pierwszy raz. Historia jest na wyciągniecie dłoni...
Jestem oczarowana, zauroczona, zachwycona. To nic, że chodnikami płynie
morze turystów. Jest pięknie - koniec, kropka, basta! Czuję jak coraz
bardziej ogarnia mnie błogie uczucie, cieszę się, że tu jestem, że
pomykam na rowerze ulicami Wiecznego Miasta. Czy to ta krótka chwila
szczęścia?! Tak czuję się szczęśliwa i wolna!!! Codzienność została
gdzieś tam daleko, liczy się tu i teraz :)
Mamy niewiele czasu na zwiedzanie. Ograniczamy się do najbardziej znanych miejsc....
Zaczynamy od Ołtarza Ojczyzny.Uważany jest za największy współczesny monument w Europie. Zbudowany
został w latach 1885-1911 według projektu G. Sacconi dla uczczenia 50.
rocznicy powstania Królestwa Włoch. Ma przypominać zjednoczenie kraju i
jednocześnie stanowić symbol Ojczyzny. Znajdują się tu także prochy
Nieznanego Żołnierza. Nad całością dominuje gigantyczny posąg pierwszego
króla zjednoczonych Włoch - Wiktora Emanuela II Sabaudzkiego.
Ołtarz Ojczyzny oddano społeczności w 1925 r.
Jedziemy do Fontanny di Trevi. Jest ona monumentalną konstrukcję XVIII-wieczną o wymiarach 20x26 metrów z łukiem triumfalnym w centrum i licznymi figurami. Niestety rok 2014 przebiega w Rzymie pod hasłem
"Remontujemy zabytki". Fontanna Di Trevi jest w remoncie (podobnie
Koloseum).
Kolejny przystanek to Schody Hiszpańskie, prowadzące do kościoła Trinitia dei Monti. Schody te są uznawane za najdłuższe i najszersze w Europie. Mimo tłumu turystów czujemy się jak modele na
wybiegu :)
Będąc w Rzymie nie sposób ominąć Panteonu, starożytnej świątyni zlokalizowanej na Polu Marsowym.
Robi się późno. Kręcimy się po mieście szukając księgarni. Chcę kupić mapę Włoch. Po co mi mapa, skoro korzystamy z nawigacji? Jestem staroświecka. Lubię wodzić palcem po mapie, po drogach, którymi jechałam. Gdy już niemalże rezygnujemy z poszukiwań okazuje się, że w olbrzymim budynku przed którym zatrzymaliśmy się jest.... księgarnia i to jaka! Kupuję dwie mapy - Włochy północne i Włochy południowe. Jestem zadowolona, bardzo zadowolona.
Zapadł zmrok. Robimy rundę po mieście. Rzym nocą wygląda cudownie :)
Szukamy noclegu. W dwóch hostelach, do których prowadzi nas nawigacja Patryka jest komplet gości... Pozostaje nam jedno rozwiązanie - wyjeżdżamy na obrzeża, tylko, że jutro do południa mamy w planie dalsze zwiedzanie. A może... Nie, to nierozsądny pomysł... ale, jak przygoda przez duże "P" to PRZYGODA! Patryk na planie Rzymu odnajduje zielony teren - w pobliżu jest park. Biwak w parku, praktycznie w centrum Rzymu. Jak to brzmi?! SZALEŃSTWO, a jednak :)
W sąsiedztwie parku jest osiedle bloków mieszkalnych :) Zapowiada się ciekawie. Wchodzimy przez jakąś boczną furtkę. Nie chcą nas tu - furtka jest tak wąska, że aby przeprowadzić przez nią rowery zdejmujemy sakwy. No, poszło... Jest jakaś ścieżka. Ktoś idzie... Nie wiem kto był bardziej zestresowany - my czy Włoch. Pan pozdrowił nas, my jego również. Nie świecimy świateł, nie chcemy rzucać się w oczy miejscowym... Odchodzimy od drogi, brodzimy po kolana w trawie. Szukamy miejscówki na biwak. Jest! W ciemnościach miejsce wydaje się idealne - z dala od drogi, bloków, między drzewami, w trawie po kolana :) Ciekawe, co pokaże ranek, czy dobrze trafiliśmy ;)
Rozbijam namiot. Chcąc zmniejszyć wagę ekwipunku pożyczyłam malutki namiocik od Bożenki. Przed wyjazdem Bożenka pokazała mi, jak rozkłada się to miniaturowe cudeńko. Nieodgadniona zagadka :) Śpię między dwoma zwisającymi nade mną firankami. Coś poszło nie tak?
Słyszę, jak koledzy spinają rowery. Tylko, czy rozmawiają przy tym po włosku. Pewnie mi się wydawało, przecież założyliśmy obozowisko daleko od ludzi.... Głosy są coraz cichsze, cichsze... Zasypiam....
Kategoria wyprawy, Toskania 2014
Życie w drodze
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
W domu panuje cisza... Jest już po północy. Wszyscy śpią. Ja nie mogłam usnąć. Wiem, że powinnam choć chwilę odpocząć przed podróżą, ale bezsenna noc stała się standardem przed rowerowym wyjazdem. Za kilka godzin po raz kolejny wyruszam na rowerową włóczęgę z sakwami. Po raz drugi jadę do Włoch. Tym razem trasa wiedzie z Rzymu do Palermo na Sycylii. Ta wyprawa będzie inna od dotychczasowych - nie chciałam jechać sama. Jadę z osobami, które znam tylko z kilku rozmów telefonicznych , sms-ów i maili. Połączyła nas wspólna pasja - ciekawość świata i zauroczenie rowerową włóczęgą - życiem w drodze. Życie w drodze... To moje drugie życie. Czy potrafiłabym żyć bez tego "drugiego życia"? Nie, już nie.
Gdy piszę te słowa wspomnienia jawią się, jak żywe. Kiedyś podczas wakacyjnego wyjazdu w góry spotkałam kobietę, która z synem wędrowała rowerem. Sakwy zawieszone na rowerach, namiot, karimaty, jakież to wydawało mi się niesamowite. Podróżować po świecie rowerem.... Od tego czasu zaczęłam marzyć.... Kupiłam rower. Robiłam przydomowe kółeczka. Pewnego razu przyjaciółka przysłała mi linka do stron rowerowych. Zaczęłam czytać relacje z wypraw, oglądałam zdjęcia i dalej śniłam na jawie.
Zupełnie niespodziewanie los postawił na mojej drodze sakwiarza - rowerowego podróżnika i włóczęgę. On pokazał mi jaki piękny jest świat oglądany z rowerowej perspektywy. Z nim odbyłam swoje pierwsze zagraniczne wyprawy. Był dla mnie kimś wyjątkowym. Nasze drogi się rozeszły. Pozostały piękne wspomnienia i albumy zdjęć. Dziękuje Ci mój Przyjacielu i życzę, aby spełniło się Twoje wielkie rowerowe marzenie, abyś wyruszył na niekończącą się wyprawę przez świat.
Pora jechać. Jadę do Piły. Tu zaczyna się moja włoska przygoda. Jak będzie?
15 sierpnia 2014 r. godz. 10.45.
Jestem w Pile. Dworzec PKP, skąd ma odjechać autokar nie robi na mnie dobrego wrażenia. Sprawdzam połączenia powrotne. Porażka. Nie wiem jak się stąd wydostanę po powrocie. Nie chce teraz o tym myśleć. Będę się nad tym zastanawiać później....
Dostaje sms-a od Patryka. Pisze, że już jest w Pile. Rozglądam się.... Widzę jak w oddali szczupły chłopak przechodzi przez ulicę prowadząc rower obwieszonym sakwami. Z pewnością to Patryk. Idę w jego kierunku i dzwonię do niego. Chłopak odbiera telefon. Teraz jestem pewna, że to Patryk - jeden z rowerowych kompanów. Mówię, aby spojrzał do tyłu i pozdrawiam go z daleka. Widzimy się po raz pierwszy.... Mamy wspólnie spędzić dwa tygodnie na rowerowej włóczędze. Po kilku grzecznościowych zwrotach zaczynamy gadać, jak znajomi :) Mam wrażenie, że nadajemy na podobnych falach :) Moje obawy co, do wyjazdu z nieznajomymi powoli gasną. Podchodzimy do Starszego i Młodego - moi faceci odwieźli mnie do Piły. Rozmawiamy wspólnie. Zbliża się godz. 12.00 - godzina odjazdu autokaru. Patryk dostaje telefon od kierowcy, czeka na nas w pobliżu.... Konsternacja - przyjechał po nas bus. Okazuje się, że mamy jechać do Złocieńca, gdzie czeka na nas autokar.Ładujemy rowery, żegnam się ze swoimi i w drogę.
Przed godz. 14.00 dojeżdżamy do Złocieńca. Jedziemy z firmą Roma Bus.
W autokarze jest prawie komplet pasażerów. Rowery i nasze bagaże lądują w luku bagażowym. Ruszamy. Trasa wiedzie przez Szczecin - moje ulubione miasto, cieszę się z tego. Kolejne przystanki są w Berlinie, Norymberdze, Monachium, Bolzano, Trento, Veronie, Modenie, Florencji. O godz. 15.00 mamy dojechać do Rzymu.
Podróż przebiega spokojnie. Cały czas rozmawiamy. Słuchamy razem muzyki - Patryk podzielił się ze mną słuchawkami :) Nabieram pewności, że po raz kolejny los postawił na mojej drodze dobrego człowieka, fajnego kompana i że nie będę żałowała decyzji o wyjeździe z "nieznajomymi".
Kategoria wyprawy, Toskania 2014
Trudne wybory
-
DST
24.42km
-
Czas
00:58
-
VAVG
25.26km/h
-
VMAX
33.40km/h
-
Temperatura
18.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie wzięłam na tapetę moje nowe - i jedyne buty do biegania. Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem potruchtania. Teoretycznie byłam przygotowana. Jurek udzielił mi trenerskich wskazówek - 100 kroków marszu, zmiana - sto kroków truchtu :)
Liczenie kroków to niezła zabawa :) Sto kroków marszu, owszem - dało radę :) ale przy biegu, no truchcie - nie mogłam zsynchronizować liczenia z obiema nogami, po prostu za szybko truchtałam i mój umysł nie nadążał za lewą i prawą. Aby zbytnio nie nadwyrężać szarych komórek liczyłam kroki prawej nogi - sto kroków i zmiana :) Było nieziemsko. Takim truchto - biegiem pokonałam 8 km. Po powrocie do domu byłam z siebie bardzo dumna - czułam tylko trochę stawy w biodrach, więc była szansa, że mimo wszystko następnego dnia będę chodzić :)
Po powrocie do domu zrobiłam coś jeszcze, bez zastanowienia w sprinterskim ubranku wskoczyłam na Scotta i pognałam trasą mego pierwszego przydomowego kółeczka. Właśnie takie dystanse robiłam w 2006r. po zakupie pierwszego roweru :) Jakież to były odległości :))))
Wieczorem starszy podsunął mi pomysł na nowy patent jak pogodzić bieganie z jazdą na rowerze - biec obok roweru - sto kroków i zmiana..... :)))
Kategoria Po pracy
Wspomnienie Grassora
-
DST
81.42km
-
Czas
03:28
-
VAVG
23.49km/h
-
VMAX
40.06km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranny deszcz i ciepłe słowa Uli zmobilizowały mnie do uzupełnienia relacji z Grassora. Moja przyjaciółka czyta bloga Basika i podoba jej się ta moja pisanina :)
Uzupełniając relację z maratonu ożyły wspomnienia. To była piękna przygoda z brukiem w tle :) Po powrocie do bazy, gdy pakowałam rzeczy do samochodu myślałam, że mam uszkodzonego pilota w kluczyku. Naciskam i nic, zamek ani drgnie. Wszystko wyjaśniło się nieco później. Najprawdopodobniej brukowe wstrząsy sponiewierały mi nadgarstki :) Po zakończeniu maratonu odpoczęłam godzinę w aucie i ruszyłam w drogę powrotną. Spędziłam osiem godzin za kółkiem. Ostatnie kilometry pokonałam przy otwartych szybach i śpiewem na ustach :) Robiłam wszystko, aby nie usnąć za kierownicą. Będę miała co wspominać w długie zimowe dni....
A dzisiaj po południu powłóczyłam się po okolicy. Z tej włóczęgi wyszedł całkiem fajny dystansik. A co tam, przecież jestem na urlopie :)))
Kategoria Trening
Prawie bladym świtem
-
DST
101.28km
-
Czas
04:15
-
VAVG
23.83km/h
-
VMAX
41.80km/h
-
Temperatura
26.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Budzik nie zawiódł, zadzwonił o godz. 4.45, to mi nie chciało się wstawać bladym świtem. Urlop rozleniwia - niestety. Obudziłam się o godz. 6.00 i nadal było ciężko z synchronizacją woli i narządów ruchu :) Tak się guzdrałam, że wyjechałam o godz. 6.35. Nie był to już blady świt. Wyjechałam na głodniaka z litrem wody w bidonie. Jak zwykle wybrałam trasę treningowego kółeczka z nieznaczną modyfikacją. Dojechałam do Białki, zrobiłam rundkę nad jeziorem, wróciłam do ścieżki rowerowej, pognałam około 15 km przez las i zamknęłam pętelkę trasą mego treningowego kółeczka.
Kategoria Trening
Szósteczka z przodu
-
DST
84.23km
-
Czas
03:33
-
VAVG
23.73km/h
-
VMAX
33.40km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj powitałam szósteczkę z przodu licznika. To całkiem fajna cyferka. Na rower wybrałam się bladym świtem ;) To oczywiście żart, bo godz. 8.00 trudno nazwać bladym świtem. Zastanawiam się, czy to moje wybieranie się na rower należy do kategorii "Po pracy
", czy to już możne kategoria "Trening". Wkrótce startuję w kolejnym maratonie na orientację, więc może trening :)))
Kategoria Po pracy
Być kobietą....
-
DST
102.41km
-
Czas
04:12
-
VAVG
24.38km/h
-
VMAX
37.40km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jeśli domeną kobiet jest niezdecydowanie, to dzisiaj byłam stu procentową kobietą.
Przed południem odebrałam Scotta z serwisu. Koniecznie chciałam sprawdzić, jak chodzi po liftingu, tym bardziej, że od czterech dni nie byłam na rowerze :) Rowerek chodził bez zarzutu, za to ze mną było gorzej. Pierwotnie chciałam zrobić setkę. Zaczęłam tradycyjnie trasą treningowego kółeczka. Dojechałam do ścieżki rowerowej i zaczęły się dylematy - jechać dalej, czy skrócić trasę. Postanowiłam - jadę dalej. Dojechałam do Białki - zmiana decyzji - wracam, chcę być wcześniej w domu. Wyjechałam ze ścieżki - w którą stronę jechać - wrócić trasą kółeczka, którą jechałam wcześniej, czy pojechać dalej zamykając kółeczko? Żałowałam, że nie mam monety, gdyż jedynym rozwiązaniem wydawał się właśnie rzut monetą, tylko co miałoby być orłem, a co reszką? Pojechałam trasą kółeczka. Przejechałam może 1 kilometr i ....zmieniłam zdanie. Zawróciłam. Dzięki mojemu niezdecydowaniu przejechałam większy dystans niż zamierzałam. Ot, tak już bywa z kobietami...
I jeszcze coś! Dzisiaj po raz pierwszy w życiu jechałam szosówką!!!! Tak tylko, po chodniku przed sklepem rowerowym. Pierwsze metry stres, kolejne coraz większa euforia :) To wszystko za sprawą złożonego zamówienia. Tak, tak - dzisiaj zamówiłam szosówkę i wpłaciłam zaliczkę. Pod koniec marca 2015r. będę miała szosowe cudeńko - Specialized Dolce Comp C2 :) W ten właśnie sposób zrobiłam mały kroczek w kierunku spełnienia mego marzenia 1008 :) Już nie mogę się doczekać odbioru szosóweczki, ależ będę ganiać!!! :)))
A na koniec najważniejsze - witam mego nowego znajomego Grabcia. Grabcio jest synem Jacka. Cieszę się, że kontynuuje jego pasję. A kto wie, może Kuba i mój Młody będą, jak ja z Jackiem razem jeździć i planować starty w maratonach i wyprawy w nieznane :) Już się poznali i wszystko wskazuje na to, że to początek fajnej męskiej znajomości, a możne przyjaźni.
Kategoria Po pracy
Przyjaźń
-
DST
102.25km
-
Czas
04:33
-
VAVG
22.47km/h
-
VMAX
30.50km/h
-
Temperatura
33.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
To było 4 lata temu.... Odeszły dwie moje przyjaciółki, jedna miała wypadek na rowerze i mimo wysiłków lekarzy odeszła 22 lipca, a druga 4 sierpnia przegrała walkę z nowotworem. Pojechałam zapalić światło na grobie w wigilię jej odejścia. To miał być krótki wyjazd, tym bardziej, że z domu wyruszyłam w samo południe. Po powrocie zamierzałam uzupełnić wpisy na blogu. Jadąc wspominałam moje dziewczyny. Znałyśmy się od zawsze, razem pracowałyśmy, razem spędzałyśmy wolny czas, potrafiłyśmy godzinę gadać przez telefon, plotkować o wszystkim i o niczym na babskich wieczorach....
Zapaliłam światło jej na grobie... Nie chciałam wracać do domu... Pojechałam przed siebie... Rozmyślałam o przyjaźni. Jak trudno w dzisiejszym świecie znaleźć bezinteresowną, szczerą i życzliwą przyjaźn i jak łatwo ją utracić - wystarczy jeden zjazd ze wzniesienia, jedna diagnoza, jedna burza z piorunami.... W myślach definiowałam pojęcie "Przyjaciel". Nie czułam gorących promieni słońca. Jechałam, jechałam, jechałam, a One były ze mną....
Kategoria Po pracy
...że ci się chce...
-
DST
88.63km
-
Czas
03:48
-
VAVG
23.32km/h
-
VMAX
33.40km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Właśnie takimi słowami zwróciła się do mnie mama, gdy wychodziłam na rower.
Odpowiedziałam, że chce mi się i to nawet bardzo :) Mimo godz. 16.30 żar lał się z nieba. Wiatr chłodził, ale i przeszkadzał nie pozwalając rozwinąć max prędkości :)
Zaczęłam jak zwykle trasą treningowego kółeczka. Mijając ośrodek pozdrowiłam "znajomego". Nacieszyłam się cieniem na ścieżce rowerowej. Z daleka rzuciłam okiem na jeziora w Białce oraz Jedlance.... I wróciłam cała w skowronkach do domu :)))
Lato w tym roku rozpieszcza rowerzystów - jest pieknie, upalnie, pogodnie. A ja jestem na urlopie :)))
Kategoria Po pracy