2019-04-07
-
DST
65.94km
-
Czas
02:22
-
VAVG
27.86km/h
-
VMAX
38.59km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej...
2019-04-06
-
DST
64.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
2019-03-24
-
DST
50.35km
-
Czas
02:04
-
VAVG
24.36km/h
-
VMAX
43.88km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przed pociągiem pogoniłam na rower. Pogoniłam, no może nie do końca, bo.... ledwo się turlałam. Albo tak okropnie wiało, albo tak bardzo odwykłam od roweru i straciłam kondycję. O ja nieszczęśliwa !!!!! ;)
Muszę, nie - ja chcę wreszcie się ogarnąć i zabrać rower do "stolycy", bo jeszcze trochę a zardzewieję. Pomocyyyy!!!!!
O ja nieszczęśliwa!!!! ;)
W domu
-
DST
108.35km
-
Czas
04:20
-
VAVG
25.00km/h
-
VMAX
35.06km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dom i rower - smakują wybornie :) Choć wiatr w twarz na ostatnich 35 km trochę mnie sponiewierał.
Cyklozowy chaos
-
DST
51.64km
-
Czas
02:03
-
VAVG
25.19km/h
-
VMAX
36.63km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Prognozy sprawdziły się. We wtorek 19 lutego zawitała na nasz Wschód wiosna. A ja wróciłam z pracy wcześniej, a raczej normalnie :) Po ostatnim i przed kolejnym służbowym maratonem - dziś ulotniłam się po angielsku, po to aby pogonić na rower. Piękniejszego zakończenia dnia nie mogłam sobie nawet wymarzyć.
Jak dobrze jest popedałować po pracy. Kręciłam się szosowo bez ładu i składu, ale czy to ma jakieś znaczenie? Po ostatnich miesiącach bez roweru - wszystko, nawet taki cyklozowy chaos smakuje niczym rowerowe delicje :)
Rowerowe wspomnienia
-
DST
111.02km
-
Czas
04:34
-
VAVG
24.31km/h
-
VMAX
36.04km/h
-
Temperatura
9.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kolejna niedziela. Kolejna, ale nie taka sama jak wcześniejsze. Byłam na rowerze! Trzeba stracić, aby docenić. Choć nie straciłam, to jeszcze bardziej doceniam każdą skradzioną chwilę na rower i żałuję, że doba ma tylko 24 godziny.
A dzisiaj, jak było nie pogonić na rower?! Temperatura wiosenna, czasem przebijało przez chmury słońce, trochę wiało. Pogoda prowokowała do ucieczki z domu. Pojechałam swoją wojewódzką na leśną ścieżkę. Moja wojewódzka... Nie poznaję jej. Trwa remont - wykarczowane drzewa, pod którymi tyle razy siadałam, aby odpocząć, lub po prostu nacieszyć się ich cieniem, rozkopane pobocza, na które tyle razy uciekałam przed ....., których nie sieją, a sami się rodzą :) Smutny widok. Nie sposób jechać po tym co zostało z mojej wojewódzkiej. Jechałam i wspominałam swoją wojewódzką. Remont, a raczej budowa nowej wojewódzkiej ma trwać dwa lata. Będzie piękna, nowa droga, a ja będę tęsknić za tą starą, połataną moją wojewódzką.
Dojechałam do skrętu na leśną ścieżkę. Odbiłam do lasu. Zima pozostawiła na ścieżce czarne i mokre plamo-kałuże. Spec ma czyściutki łańcuch, szkoda byłoby go sponiewierać tą czarną mazią tryskającą spod kół. Zawróciłam. Pogoniłam dalej przed siebie główną drogą. Pomyślałam, że dawno nie jechałam przez Ostrów Lubelski. Ożyły wspomnienia treningowych setkowych kółeczek przez Ostrów. Moje pierwsze setkowe kółeczko... Kiedy to było...
Zatrzymałam się na chwilę nad Jeziorem Białym w Białce. Spec wdzięczył się do obiektywu. Na deptaku i pomoście pojawili się pierwsi amatorzy wiosennych spacerów. Jeszcze jest tu cicho i spokojnie.
Potem były Jedlanki - Stara/Nowa i Ostrów Lubelski.
Zebrało mi się dzisiaj na wspominki. Pedałowałam i przywoływałam w pamięci obrazy z przeszłości. Ile razy tędy przejeżdżałam, a ile razy jeszcze tędy przejadę? Wróciłam do domu. Wzięłam prysznic, zaparzyłam herbatę, zanurzyłam się w fotelu, zamknęłam oczy i dałam ponieść się rowerowym wspomnieniom. Pamięć to cudowny dar.
Dróżkami i drogami W...
-
DST
48.63km
-
Czas
02:18
-
VAVG
21.14km/h
-
VMAX
30.18km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kiedy to ja tu byłam :) Czy jeszcze pamiętam, jak zamieszcza się wpisy?! Czy jeszcze pamiętam jak się pedałuje?!
Dopadł mnie pracoholizm i sroga zima :) Gonię tylko, że przed laptopem pisząc służbowe wypracowania. Ale wszystko się kończy, nawet służbowe wypracowania. Jeszcze chwila i wrócą pogodne rowerowe dni. Przede mną zmiany i to jakie - wielkomiejskie. Czy mój Scottuś i Spec nauczą się wielkomiejskich rowerowych manier :) Czy nauczą się jeździć ścieżkami rowerowymi nad Wisłą ;) Czy zostaną rowerowymi słoikami ;) I czy ja dowiem się, czy to czego pragnę jest tym czego potrzebuję? Same niewiadome. To już wkrótce, ale dziś....
Pogoniliśmy ze Scottusiem na niedzielny spacer, tak bez celu, gdziekolwiek, dróżkami i drogami W, po to tylko, aby znowu poczuć to niesamowite rowerowe uczucie, ten ogromny przypływ endorfin. Było.... ach...cudownie, jak to na rowerze :) A teraz znowu praca, praca, praca.... Cyklozo ratuuujjj!!!!!
2018-12-02
-
DST
81.98km
-
Czas
03:11
-
VAVG
25.75km/h
-
VMAX
36.43km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
:)
2018-11-24
-
DST
40.24km
-
Czas
01:37
-
VAVG
24.89km/h
-
VMAX
33.10km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
:)
Wpis dla Chorybździaków
-
DST
40.27km
-
Czas
01:34
-
VAVG
25.70km/h
-
VMAX
37.22km/h
-
Temperatura
-3.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przychodzą czasem takie dni, jak dzisiejszy i muszę po prostu muszę, mimo wszystko, mimo natłoku służbowej prozy wyjść na rower. Ostatnio bardzo zaniedbuję Scotta i Speca. Ten rok, ten sezon jest dla mnie wyjątkowy i to niekoniecznie "wyjątkowy" w pozytywnym znaczeniu. Mam lukę w pamięci. Początek maja - pełne zawodowe obroty, obiecujący początek rowerowego sezonu i nagle pustka - przedłużające się oczekiwanie na zabieg. Później kilka tygodni rekonwalescencji/urlopu, jakaś wyprawa/nie wyprawa, powrót do pracy i nagle olśnienie - jest listopad, za moment koniec roku! Wir obowiązków i przyspieszające tempo. A rower? Kiedy to było... I przychodzi wieczór, dowiaduję się, że nie tylko ja mam monopol na chorowanie i szlifowanie szpitalnej podłogi. Ktoś bliski chce mi odebrać ten przywilej. A potem przychodzi dzień i muszę przewietrzyć głowę.
Wsiadam na rower i kolejne olśnienie - jak bardzo mi tego brakowało, jak bardzo mi brakowało codziennego ganiania po drogach W-o różnych numerach, jak bardzo mi brakowało przydomowych kółeczek! Jak dobrze jest znowu pędzić, być w drodze.
Dziwi mnie, że jest tak rześko. Nie pamiętam lata, a tu już puka zima do rowerowych drzwi. Kominiarka na twarzy, ochraniacze na butach i.... oddech traktorzysty na plecach :) Jechałam zatopiona w myślach, zdziwiona widokiem szronu na gałęziach i trawach. Z rowerowego zamyślenia wyrwał mnie basowy odgłos pracy silnika. Tir, czy inny drogowy olbrzym? Dźwięk był coraz bliżej, tuż za moimi plecami. Jechał za mną traktor. Odgłosy jakie z siebie wydobywał wskazywały na wielką nowoczesną maszynę, nie jakąś traktorową ciuchcię. Dlaczego mnie nie wyprzedza, przecież dojechał i jedzie za mną od jakiś 3 km?! Zbliżyłam się do wysepek, podkręciłam tempo na wypadek, gdyby kierowcy przyszło do głowy wyprzedzać mnie na zwężeniu. Wiatr mi sprzyja. Uff... Przejechałam. Minęłam łuk i wjechałam na prostą. Dlaczego wciąż jedzie za mną, przecież 35 km/h to żadna prędkość dla takiej "traktorowej bestii". Dojechałam do ronda na rogatkach wsi, zwolniłam, spojrzałam przez ramię. Za mną jechał duży czerwony ciągnik, marki nie rozpoznałam z doczepionymi ramionami od ładowacza. Zwolniłam do 24 km/h i po wyjeździe z ronda nie przyspieszałam. Niech mnie w końcu wyprzedzi! Nic.O co chodzi, przecież nie jadę 50 km/h, może mnie wyprzedzić, nic nie jedzie z przeciwka! Wyjeżdżam z wioski. Podkręcam tempo do 30 km/h z załącznikiem. Kolejna wysepka i prosta. Jestem poza terenem zabudowanym. Traktor za mną. Chce mnie staranować, czy sprawdza ile można wydusić na szosówce, a może nie może oderwać wzroku od tyłu mego Speca :) I tak przez około 8 km. Nareszcie! Basowy głosik zostaje daleko za mną, przestaję go słyszeć. Chyba odbił w jedną z bocznych dróg. Zwalniam. Pokonuję kolejne 3 km, zbliżam się do drugiego ronda. I co słyszę? Basowy odgłos pracy silnika! Taki sam, czy ten sam - nie jestem w stanie odróżnić. Wjeżdżam na rondo, patrzę przez ramie do tyłu. Dojechał do mnie czerwony duży ciągnik z doczepionymi ramionami od ładowacza.Planowałam dojechać do trzeciego ronda, ale przecież plany można zmieniać. Wyjeżdżam z ronda i zjeżdżam w zatoczkę autobusową. Chciał, nie chciał, musiał mnie wyminąć. Na pożegnanie pan - rozpoznałam, że to był on, obejrzał się do tyłu i spojrzał w moim kierunku. Nareszcie wolna! Zawróciłam i tą samą trasą wróciłam do domu pedałując powolutku, pomalutku.
Dzisiaj tak trochę z przymrużeniem oka o "traktorowej bestii" - dla wszystkich Chorybździaków, aby się uśmiechnęli :) Będzie dobrze!
A na koniec dla wszystkich Chorybździaków muzyczny upominek
https://www.youtube.com/watch?v=UyGjbDQlfro