2018-04-11
-
DST
81.18km
-
VMAX
35.06km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dalej wieje. Na 77,18 km padł mi licznik. Wjechałam na swoją drożynę i moje bezprzewodowe niby cudo padło. Liczę, że i tym razem to bateria.
2018-04-08
-
DST
31.92km
-
Czas
01:21
-
VAVG
23.64km/h
-
VMAX
34.28km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zakleiłam dętkę i pojechałam sprawdzić, czy dobry ze mnie fachowiec :) Przy okazji remontu wyszorowałam Speca - lśni, jak nowy :)
Dzisiaj też wiało, z tym, że ja już nie trenowałam :)
Wiosenny Kazimierz czyli trening "szosowca" w krzywym zwierciadle
-
DST
195.03km
-
Czas
07:48
-
VAVG
25.00km/h
-
VMAX
49.17km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Często, gdy doświadczam ze strony zmotoryzowanych niebezpiecznych lub nieprzyjemnych sytuacji na drodze powtarzam w myślach zasłyszane powiedzenie - "głupich nie sieją, sami się rodzą". Dzisiaj to powiedzenie zemściło się na mnie. Ale od początku...
Kilka dni po Świętach Wielkanocnych odezwałam się do Logina z propozycją sobotniego wypadu do Kazimierza, tak aby pokręcić przed PW, a przede wszystkim, aby odwiedzić urokliwe miejsce i na chwilę zatrzymać machinę codzienności. W odpowiedzi usłyszałam zaproszenie na dwusetkę ze znajomymi Logina trasą wzdłuż Wisły. W pierwszym odruchu odmówiłam, ale po chwili nie byłam już taka pewna. Skoro to ma być trening przed PW, to co za różnica, może przełoić 200 km po to tylko, aby zaliczyć dwusetkę. Jednak nie zdecydowałam się na szosowe łojenie z Loginem i jego znajomymi. Wybrałam łojenie z głębią :) Jadę do Kazimierza - nadam zwykłemu łojeniu cel i sens :)
Nastawiłam budzik na godz. 5.00, a kosztem śniadania wstaję o godz. 5.30. Ociągałam się z wyjazdem. Szron na dachu altanki jest skutecznym hamulcem i znakiem bardzo rześkiego poranka. Założyłam kominiarkę, czapkę i kominek z polaru oraz jesienne rękawiczki. Reszta rowerowego stroju jest wiosenna.
Wyjeżdżam z domu o godz. 6.30. Jest naprawdę bardzo rześko. Żałuję, że nie założyłam ochraniaczy na buty, lub drugiej pary skarpet. Wieje. Łojenie zapowiada się bardzo treningowo na wszelkich płaszczyznach - aerobowej, wytrzymałościowej, technicznej i sama nie wiem jakiej jeszcze. Mam boczny wiatr z przewagą w plecy. Jeśli się nie uspokoi w drodze powrotnej będę miała wiatr w twarz i boczny z przewaga w twarz.
Do Kazimierza wybrałam trasę przez Kock i Puławy. Przy okazji potrenuję łojenie w parze z kolumną aut pędzących w dziką prędkością. Przed Kockiem wjechałam na ulubioną krajówkę K-19. Zmieniam chwyt z dolnego na górny. Tir za tirem, osobówka za osobówką. Dobrze, że nie mam czapki z daszkiem, bo pewnie trenowałabym także ekspresowe wypinanie z pedałów i biegi za czapką. Jedyny plus to dobra nawierzchnia. W Kocku wjeżdżam na drogę nr 48. Kończy się doby asfalt, ale za to zaczynają się hopki. Trochę w górę, trochę w dół. Podjazdy są tyci, tyci, więc zaczynam trening siłowy - nie zmieniam biegów, tylko piłuję stając na pedały. Teraz wiatr mam teoretycznie sprzyjający, ale te podmuchy przy wymijaniu z tirami... - mam to co chciałam :) Plus to dobra nawierzchnia od Przytoczna.
Odbijam na Sobieszyn. Jest mniejszy ruch i gorszy asfalt. Teraz trenuję technikę - finezyjną jazdę między pęknięciami, nierównościami i takimi tam niedogodnościami szosowymi. Mam dopiero 80 km z załącznikiem i czuję się już sponiewierana przez wiatr, a to dopiero początek. Może to jednak dał o sobie znać wyjazd z domu na głodniaka. Pauza na śniadanie. Zatrzymuję się w Żerdzi w wiacie przystankowej. Kanapka + banan, łyk wody i poszłaaa...
Droga z Żyrzyna do Puław to rowerowy koszmar. Tego nie planowałam trenować. Tym razem żałuję, że nie założyłam kasku. Wąska droga, niczym polna tylko asfaltowa, a ruch, że strach. Nic dziwnego, tędy prowadzi trasa do Radomia. Moje pedałowanie nie przypomina treningu, tylko walkę o przetrwanie. W nagrodę przez Puławy przejeżdżam całkiem sprawnie. I w ten oto treningowy sposób dojechałam cała do Kazimierza.
Kazimierz jak zwykle urokliwy.Przyjezdnych witają kazimierzowskie spichlerze.
Na rynku tradycyjnie tłoczno.
Kupuję koguta i idę na Górę Trzech Krzyży.
Rozsiadam się na trawie, zajadam koguta. Nareszcie mogę poleniuchować i naładować "akumulatory" przed powrotem :)
Idę na zamek...
i na basztę.
Wracam na rynek. Rozsiadam się przy stoliku, pałaszuję gofra z owocami, popijam kawę i gapie się na turystów oraz Cyganki namawiające na wróżenie z ręki. Jest błogo. Przy studni jacyś młodzi grają na gitarach. Siedzę i siedzę, zapominam o tym co mnie przygnało dzisiaj do Kazimierza. Zapominam o treningu.
Jadę nad Wisłę. Pora zakończyć błogie lenistwo i wrócić do łojenia. Z Kazimierza do domu wracam przez Nałęczów i Niemcy.
Do Bochotni mam boczny wiatr. Wieje jakby mocniej. Z Bochotni do Nałęczowa 20 km wiatru w twarz i droga usiana hopkami. W górę i pod wiatr, a ja oczywiście piłuję siłowo stając na pedały. Mijają mnie prawdziwi szosowcy - stroje jak z kolarskiego żurnala, a jak kręcą młynki - od samego patrzenia bolą nogi :) A ja jadę i sapię, a podobno to miał być trening. Ileż tych hopków będzie przed Nałęczowem?!
I ja wybieram się na ULTRAMARATON!!! Zaczyna się park zdrojowy i podjazd - tego już za wiele - odbijam do parku.
Na dłuższą chwilę przysiadam na ławeczkę. Wyjmuję z plecaka kartkę - rozpiskę trasy. Dotychczas tylko raz jechałam przez Niemcy. Sprawdzam nr drogi, w którą mam odbić.
Jadę do Przybysławic. Nie wiem jak wieje, czy w bok, czy w twarz, ale wieje jak dla mnie okrutnie. Wjeżdżam na drogę nr 12 i teraz mam na pewno wiatr w twarz. Tęsknię za bocznym wiatrem i cały czas trenuję, ale nie wiem co :) Za Garbowem odbijam na Niemcy i moje marzenia się spełniają - mam boczny wiatr, tylko dlaczego taki porywisty. Ależ mam zaprawę, od 103 km. Pauza na kanapkę i picie.
Przed Nasutowem zatrzymuje się w lesie w wiadomym celu i jakaż niespodzianka! W lesie jest biało od zawilców. Piękności.
A potem były Niemce i 10 km wiatru w plecy. Patrzę na licznik i nie wierzę, że jadę z prędkością nawet 30 km/h :) Po przyjemnych 10 km pozostały ostatnie 30 km do domu z bocznym wiatrem. I stało się. 15 km od domu złapałam gumę, na 195 km. Niby nic, ale ja przecież nie zabrałam ze sobą pompki - mam łatki, klej, łyżki, a nawet dobrą dętkę, tylko nie mam pompki. Zresztą z moimi technicznymi zdolnościami naprawa takiego drobiazgu zajęłaby mi wieki. Dzwonię do Starszego, a ten przysyła Młodego, a ten zamiast przywieźć pompkę i pomóc w sprawnej wymianie dętki - holuje mnie do domu. Czar prysł - dwusetka nie zaliczona. A gdybym tak pojechała z Loginem i jego znajomymi - przełoiłabym dwusetkę i pewnie za bardzo bym się nie ujechała jadąc na zmiany, może nie złapałabym gumy, a jeśli nawet, to Loginem na pewno zabrał pompkę. Jak to było z tym powiedzeniem.... Żaden ze mnie szosowiec :) ale to i dobrze :)
ale ciąg dalszy nastąpi ;)
Kategoria Wycieczki
2018-04-06
-
DST
101.90km
-
Czas
03:40
-
VAVG
27.79km/h
-
VMAX
37.61km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
:)
2018-04-05
-
DST
72.24km
-
Czas
02:37
-
VAVG
27.61km/h
-
VMAX
36.63km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
2018-04-04
-
DST
53.85km
-
Czas
01:50
-
VAVG
29.37km/h
-
VMAX
41.33km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Chce mi się śpiewać! Czuję jak krew zaczyna szybciej krążyć! A to dopiero początek wiosny i początek nowego sezonu rowerowego :)
Dzisiaj tylko treningowo. Może jutro także uda mi się pogonić po pracy na rower :) Może, może, może... :)
2018-04-03
-
DST
101.93km
-
Czas
03:46
-
VAVG
27.06km/h
-
VMAX
36.63km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kiedy to ja byłam na rowerze? Pogoda nie rozpieszcza, praca nie daje o sobie zapomnieć. Rower staje się luksusem, na który stać mnie coraz rzadziej. Ale dosyć narzekania. Wstałam skoro świt, prawie odrobiłam służbowe zadania i pogoniłam na rower. Tak pół na pół - pół spacerowo, pół treningowo. Piękny Wschód coraz bliżej, a ja z przygotowaniami w lesie.
Ostatnio kręciłam alternatywne kółeczka - trochę dla zmiany rowerowych klimatów, a trochę z konieczności - moja ulubiona leśna droga nie była przyjazna dla szosowych opon Speca. Tak było do dzisiaj, bo... Dzisiaj pojechałam na swoje ulubione kółeczko przez leśną ścieżkę :) Byłam ciekawa, czy w lesie widać wiosnę
Zabrałam ze sobą aparat - może potrzebnie, a może niepotrzebnie, bo po kilkunastu kilometrach włączył mi się tryb spacerowego leniwca. Zobaczyłam bociana w gnieździe - pierwszego w tym roku! Ach!!! Przejechałam i zawróciłam, jakżeby tego nie uwiecznić.
A dalej było oglądanie wielkiej kałuży przypominającej staw, liczenie nowych pozimowych dziur w asfalcie. I tak noga za nogą, bez pośpiechu, bez stresu, że nie zdążę. Ależ przyjemnie!
Dojechałam do leśnej ścieżki, minęłam dwie nastolatki na rolkach, pana na rowerze, biesiadników w altanie przy Jeziorze Obradowskim... Leśna ścieżka żyje.
Drzewa są jeszcze szare, ale już wkrótce las się zazieleni. Znalazłam pierwsze leśne kwiatki - słoneczne mlecze :)
A w drodze powrotnej spotkałam bocianią rodzinę. Witaj wiosno!
2018-03-25
-
DST
107.85km
-
Czas
03:53
-
VAVG
27.77km/h
-
VMAX
45.85km/h
-
Temperatura
6.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
2018-03-24
-
DST
106.61km
-
Czas
03:57
-
VAVG
26.99km/h
-
VMAX
42.90km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pojechałam szukać wiosny na Pojezierzu Łęczyńsko -Włodawskim. Byłam ciekawa miejsc, do których lubię wracać.
U nas na Wschodzie nadal zima wiosną :)
Trudno uwierzyć, że to końcówka marca
Lubię zaglądać nad Jezioro Rogóźno. Dzisiaj, aby tam dotrzeć brodziliśmy ze Specem po łańcuch w śniegu :)
Jezioro Łukcze także zasypane śniegiem,
a na Jeziorze Krasne pozostała resztka lodowej pokrywy
Było pięknie. Mimo śniegu i resztek lodu wiosnę czuć w powietrzu.
2018-03-23
-
DST
22.63km
-
Czas
00:58
-
VAVG
23.41km/h
-
VMAX
37.41km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dopadła mnie niemoc :) Kiedyś musiała :)