2017-02-19
-
DST
71.80km
-
Czas
02:52
-
VAVG
25.05km/h
-
VMAX
42.12km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miało być szybko, sprawnie, dynamicznie. Oczywiście na Specu. Jednak wiatr szybko, sprawnie i dynamicznie rozwiał rozwiał moje zakusy na jazdę szybko, sprawnie i dynamicznie :)
Kategoria Po pracy
2017-02-18
-
DST
60.08km
-
Czas
02:30
-
VAVG
24.03km/h
-
VMAX
41.40km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zima powoli odchodzi. Moja drożyna zamieniła się z lodowiska w wielki basen.
Rano było pochmurno i mżyło. Podobno nie należy pytać "Dlaczego?", ale... Dlaczego akurat w sobotę, gdy mam wolne popołudnie aura pochlipuje mżawką?! Dlaczego, dlaczego, dlaczego!!!! To nie było pytanie, moje myśli krzyczały. Jednak matka natura okazała się litościwa dla pokornej (?) rowerzystki, a może miała dosyć jej krzyku "dlaczegoooo!!!!" Przestało mżyć. Po obiedzie było tylko pochmurno. Mimo to kółeczko na suchym kole nie było możliwe. Nie szkodzi - najważniejsze, że kółeczko w ogóle było możliwe.
Spec został w domu, a ja na rowerze do zadań specjalnych pognałam na wojewódzką - dzisiejszy najsuchszy kółeczkowy wariant.
Po lekturze o kolarskich treningach już nic nie jest takie same. Zwykłe popołudniowe pedałowanie na Scottcie zamienia się w interwałowy trening. Czy coś poprzestawiało mi się w głowie? a może w nogach :) Szaleństwo. Pierwsze 10 km - rozgrzewka, tj. takie tam pedałowanie, czyli spontan, następne 5 km - duszenie na niższym biegu, następne 5 km - odpoczynek na wyższym biegu i od początku - duszenie, odpoczynek. "Duszenie" :))) ależ to dynamicznie brzmi :) a w rzeczywistości nie byłam w stanie dusić więcej niż 27 km/h i to oczywiście nie na całym 5km odcinku, nie licząc oczywiście mini zjazdów, na których dusiłam, jak ciut nie na szosówce :)
Reasumując - cieniutko :) Ale przecież jechałam na góralu na mocarnych terenowych oponach :)
Kategoria Po pracy
2017-02-16
-
DST
71.69km
-
Czas
03:27
-
VAVG
20.78km/h
-
VMAX
39.90km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jeszcze w niedzielę było tak....
Kiedy ja tu ostatnio zaglądałam??? :) Oj, jakoś dawno to było :)
Zima
rozgościła się na naszym Wschodzie na dobre. Nie jest to TAKA zima,
jaką pamiętam z dzieciństwa, ale jest biało, mroźnie, po prostu
cudownie! Nawet drogi przez krótką chwilę były nieprzejezdne!
Tęsknię za rowerowymi wycieczkami, za kółeczkami po wojewódzkiej, za leśną ścieżką, za interwałowymi treningami... i czekam :)
Czekam i wiem, że to czekanie kiedyś się skończy i znowu będziemy razem - ja i moje marzenie, wierny cień, bo... Rower sprawił, że moja zwyczajność stała się nadzwyczajna. Miał być
antidotum na stres, a stał się pasją i wyzwaniem. Nowym życiem, życiem w
drodze, gdzie nie ma jutra i nie ma wczoraj. Jest tylko dziś - tu i
teraz, gdzie jestem ja i moje marzenie, wierny cień.Więc tęsknię i witam każdy dzień z nadzieją, że może to właśnie dziś spełni się moje marzenie :)
Przeczytałam i omal się nie popłakałam :) Biedny, biedny Basik.... :)
Wpis odłożyłam do szuflady, aż do dziś, bo dziś zamiast pisać rzewnie o czekaniu i tęsknocie wyszłam, a raczej wyjechałam im na przeciw.
Trochę się ujechałam :)
Byliśmy razem Scott i moje marzenie - wierny cień :)
Kategoria Po pracy
2017-01-29
-
DST
82.77km
-
Czas
03:18
-
VAVG
25.08km/h
-
VMAX
40.94km/h
-
Temperatura
-3.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie pojechałam na leśną ścieżkę. Od wczesnego ranka było mgliście i szaroburo. Termometr wskazywał jedynie 3 stopnie na minusie, ale porywisty (chyba wschodni) wiatr wzmagał uczucie chłodu. Zimnica. Mimo nieprzyjaznej aury pognałam na rower. Drogi są przejezdne, co o tej porze roku jest dużym plusem. Chciałam jedynie przewietrzyć głowę, a warunki ku temu były idealne :)
Mam jeszcze sporo czasu na przygotowania do pierwszego maratonu szosowego, ale tyle się naczytałam o zmianie tempa jazdy, o tym, jakie jest to istotne, że nawet niedzielne wyjście na rower zamieniło się w interwałową przejażdżkę. Za trenera/przeciwnika/sprzymierzeńca miałam wiatr.
Dzisiaj dla odmiany pojechałam w przeciwnym kierunku niż zazwyczaj. Pedałowałam trasą dawnego średniego kółeczka przy osobliwej fontannie. Teoretycznie miałam boczny wiatr, jednak praktycznie wiało jakby w twarz. Do 12 km jechałam w tempie na jakie pozwalał mi trener/przeciwnik/sprzymierzeniec. Rzeźbiłam na szosówce. Od jakiegoś czasu, wiem, że to możliwe. A średnia? Cóż, średnia dzisiaj nie była najważniejsza. Liczyło się tylko to, czy zdołam szybciej pedałować, szybciej kręcić młynki. Interwały z bocznym wiatrem robiłam na wspak - na lżejszych biegach młynki były szybsze, ciut wzrastała prędkość, zmiana biegu o oczko niżej i siłowa "walka" ze sobą, z wiatrem i nie wiem z kim i czym jeszcze... Starałam się, aby na lżejszych przełożeniach licznik pokazywał 24 km/h. To była max prędkość jaką zdołałam wykrzesać, choć przyznam, że nie było tak na każdej zmianie.... Narzuciłam sobie minimalny max dystans - 1 km i zmiana/odpoczynek - 1 km do 2 km i kolejna zmiana. Na odcinkach z odpoczynkiem prędkość była różna, nawet poniżej 20 km/h. W ten sposób dojechałam do +- 21 km. Zmieniłam kierunek jazdy. Przez kolejne 6 km miałam sprzyjający wiatr. To miał być i był interwałowy szybki odcinek. Jechałam z prędkością w granicach 31 - 34 km/h. Wprawdzie odcinek był niewielki, ale w pancernym stroju (kurtka narciarska, koszulka termiczna z długim rękawem, spodnie rowerowe na szelkach, a pod nimi kalesony :) czapka z polaru, kominiarka i kominek na szyi) nawet taki dystansowy drobiażdżek jest wyzwaniem. Dałam radę, a co się wypociłam to moje :) W nagrodę spałaszowałam mleczną krówkę z Biedronki :) No... może dwie, a może trzy..... były pyszne :)
Zmieniłam kierunek jazdy. Znowu miałam boczny wiatr. Jechałam na zmianę - kilka kilometrów wolniejszym tempem, kilka kilometrów szybszym. Bieg na lżejszy zmieniałam jedynie "pod górkę". Ni to jazda, niż rzeźbienie, ale tempo różne/zmienne :) Dojechałam do 60 km. Zawróciłam. Do domu pozostało +- 22 km. O dziwo - wiatr złagodniał, stał się jakby ciut sprzyjający. Do swojej drożyny wręcz pomykałam. Nie patrzyłam na interwały, jechało się dobrze, więc, dlaczego to przerywać. Licznik pokazywał 27-30 km/h. Jak ja lubię zimą takie cyferki. Jadąc drożyną nie szalałam :) Lodowe jęzory działają na wyobraźnię.
Reasumując - głowę przewietrzyłam, nogi ciut zmęczyłam, czyli ogólnie było ok :)
Kategoria Po pracy
2017-01-28
-
DST
83.80km
-
Czas
03:28
-
VAVG
24.17km/h
-
VMAX
36.43km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
W sobotę zamierzałam zabrać aparat i pojechać na leśną ścieżkę. Las, śnieg i słońce idealnie komponują się na fotografiach. Pochmurny i mglisty poranek zweryfikował moje plany. Cóż, jutro też jest dzień. A dzisiaj pognałam tu i tam kręcąc się po okolicy. Wzmógł się wiatr. Wiało, jak dla mnie - porywiście. Miałam wrażenie, że bez względu na kierunek mojej jazdy wiatr był raz mniej, raz bardziej niesprzyjający.
Kategoria Po pracy
Na sto dwa!
-
DST
102.87km
-
Czas
04:02
-
VAVG
25.50km/h
-
VMAX
42.31km/h
-
Temperatura
-2.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj pogoniłam Specem ciut dalej. Nie planowałam trasy i dystansu. Po prostu chciałam pojechać ciut dalej.
Zaczęłam kręcić kółeczko przez Czemierniki. W lesie przed miasteczkiem, na asfalcie pojawiły się lodowe jęzory. Za Czemiernikami trasa prowadzi dużymi leśnymi odcinkami. Może być interesująco. Ale czy ja muszę jechać TĄ trasą? Dojechałam do niby ronda przy kościele. Czy ja chcę jechać dalej TĄ trasą? Nie! Wracam na swoją wojewódzką.
Pokręciłam sie po wojewódzkiej. I w ten sposób dzisiejszy dzień był na sto dwa!
Dodam, że aby uspokoić rowerowe sumienie po rozgrzewce na malusim odcinku, tj. 8 km :) trenowałam interwały, a potem jechałam, jak chciałam. Ba, ja nawet spacerowałam ze Specem po drożynie. Nie szło przejechać po lodzie :)
Kategoria Po pracy
2017-01-26
-
DST
60.00km
-
Temperatura
-5.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogodny poranek zwiastował piękny dzień. Wprawdzie było bardzo rześko - 11 stopni na minusie, ale oszronione drzewa, zimowy błękit nieba i jasne promienie słońca prowokowały do snucia rowerowych planów.
Wróciłam wcześniej z pracy.
Pogoniliśmy ze Scottem na wojewódzką. Ostatnie bardzo skromne rowerowe tygodnie/miesiące sprawiają, że każda chwila na rowerze jest dla mnie świętem. To nic, że wciąż i wciąż ganiam wojewódzką, bez znaczenia jest trasa. Liczy się tylko jazda, bycie w drodze. Czy już pisałam, jak dużo radości dają mi kradzione rowerowe chwile?
Dzisiaj, podobnie, jak w niedzielę, pedałowałam robiąc interwały. Aby było ciekawiej zmieniałam ich częstotliwość: 5/3, 3/2, 2/2. Dzień był pogodny, drożyna przejezdna i mogłam bez ryzyka wywrotki wrócić do domu po zmierzchu. Zwiększyłam dystans dojeżdżając do PK na 30 km :)
W drodze powrotnej zmodyfikowałam interwały o zmianę biegów. Jechałam w tempie 3/3 plus zmiana biegu o oczko niżej. Tak się rozjechałam, że odpłynęłam... Rozkojarzyłam się, zamyśliłam i.... zapomniałam o interwałach. Oprzytomniałam kilka kilometrów przed swoją drożyną :)
Szkoda, że nie miałam więcej czasu, aby pojechać na leśną ścieżkę. Dawno tam nie byłam. Stęskniłam się za moją leśną ścieżką, jak za dawno niewidzianą bliską osobą. Może w najbliższy weekend nadrobię zaległości i pogonię do lasu :)
Kategoria Po pracy
2017-01-22
-
DST
52.00km
-
Temperatura
1.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przyszła niedziela i drugi dzień odwilży. Stanęłam przed dylematem - iść, czy jechać na spacer? Moja drożyna wyglądała dzisiaj tak sobie - przebłyski asfaltu w śnieżnym błocie... Iść, czy jechać? Jeśli iść, to po powrocie będę miała do umycia tylko buty, a jeśli pojadę, to czeka mnie szorowanie Scotta... Nie wiem... Choć wojewódzka powinna być tylko mokra... Jadę!
Toczyłam się wojewódzką układając w myślach plan treningów przed MRDP. Ostatnio dużo czytałam i oglądałam filmy o kolarskich treningach. We wszystkich artykułach oraz filmach przewijał się wspólny wątek - interwały. Aby jazda była efektywna, aby zwiększyć prędkość i wytrzymałość należy ćwiczyć stosując interwały. A może... Wprawdzie jadę na góralu, bez licznika, a do tego w stroju rowerowo-narciarskim..., ale może sprawdzę "na oko" jak wyglądają w praktyce rowerowe interwały?! W narciarskiej kurteczce zapocę się na maksa, to pewne, ale co tam, jakoś to przeżyję :)
Mijałam +-16 km. Rozgrzewkę miałam za sobą. Interwały górą! Basik na start! Do interwałowego treningu wykorzystałam słupki drogowe. Coś mi się wydaje, że wojewódzka będzie idealnym miejscem kolarskich treningów. Zaczęłam bardzo ambitnie, co najmniej ze średniej półki :) 5 słupków - normalna jazda, kolejne 5 - jazda na maksa. Przesadziłam :) Przecież nie chcę się zamęczyć, a przy tym zniechęcić do treningowych interwałów, tym bardziej, że wiał boczny wiatr z przewagą w twarz. Zmieniam taktykę. Jadę 5 słupków - 500 metrów w normalnym tempie, a kolejne 2 słupki - 200 metrów pedałuję najszybciej jak mogę i potrafię :) Pierwszy trening jest lajtowy, przy jeździe na maksa nie zmieniam przełożeń. Ależ się rozjechałam :) Przed zawrotko/nawrotko na 26 km zrobiłam kilka max-zmian po 3 słupki.
Zawróciłam.Teraz miałam korzystny wiatr - boczny z przewagą w plecy. Zmodyfikowałam interwały na 5/3, przy czym jadąc na maksa zmieniałam bieg o oczko niżej. Dojeżdżając do słupka zaczynałam szybciej kręcić młynki, a mijając słupek zmieniałam bieg. Przy zmianie dojeżdżając do słupka zwalniałam i zmieniałam bieg na lżejszy. Ależ się rozjechałam :) Zrobiłam kilka zmian 5/4 :)
Kto nie jeździł w ten sposób, to polecam. Zabawa jest przednia, a do tego czuje się pedałowanie w mięśniach. Irzi pewnie by powiedział, że robi się słodko w mięśniach :)
Interwały ćwiczyłam do 8 km. Końcówka powinna być i była spokojna w tempie rozgrzewki.
Miał być spacer, a był trening i to jaki - pierwszy prawdziwy interwałowy trening kolarski ;)
Kategoria Trening
2017-01-19
-
DST
52.00km
-
Temperatura
-5.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Oczywiście wojewódzka, oczywiście przez moją białą drożynę. Ależ miałam rowerową gimnastykę :) Oblodzona drożyna jest idealnym miejscem do ćwiczenia równowagi, koordynacji ruchów oraz synchronizacji pedałowania z błyskawicznym zatrzymaniem z podpórką :)
A było to tak:
Oddychamy - wdech, wydech - spokojnie, pedałujemy - spokojnie, patrzymy przed siebie - spokojnie, rozluźniamy mięśnie - spokojnie, oddychamy... Dojeżdżam do zakrętu. Lecęęęę!!!! ..... (przecinek), ufff, podpórka..... (przecinek) Udało się! Jadę dalej. Oddychamy- wdech, wydech - spokojnie, pedałujemy - spokojnie, patrzymy przed
siebie - spokojnie, rozluźniamy mięśnie - spokojnie.... i tak do wojewódzkiej. A wojewódzką tylko pomykać. Asfalt suchuteńki i czarny z białym solnym odcieniem. Dojechałam do PK na 26 km i zawróciłam. Chciałam przy dziennym świetle pokonać białą drożynę. W powrotnej drodze także ćwiczyłam równowagę, koordynację ruchów oraz synchronizację pedałowania z błyskawicznym zatrzymaniem z podpórką. Jednak tym razem obeszło się bez przecinków :)
Kategoria Po pracy
Niedzielny spacer
-
DST
10.00km
-
Czas
01:30
-
VAVG
9:00min/km
-
Temperatura
-2.0°C
Dwa lata temu, aby zobaczyć śnieżną zimę, pojechaliśmy ze Starszym do Muszyny. Za to tegoroczna zima nas rozpieszcza. Jest biało, słonecznie i mroźnie, czasem bardzo mroźnie :) Po prostu pięknie!
Chwilowo swoje rowery wysłałam na urlop, a sama trochę inaczej korzystam z uroków zimy. Spaceruję :)
Dziś podobnie, jak tydzień temu wybrałam się na niedzielny spacer. Dzień był jak zimowe marzenie - bezwietrznie, słonecznie z niewielkim załącznikiem poniżej zera. Tylko iść, iść, iść... Pogoniłam swoją drożyną, zrobiłam orła na śniegu, zajrzałam do lasu, widziałam dzika i sarny, przypomniało mi się dzieciństwo. To tylko +- 10 km w nogach i niezliczona ilość radości w... sercu? :)