Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

Falstart...

  • DST 16.57km
  • Czas 00:41
  • VAVG 24.25km/h
  • VMAX 34.32km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 lutego 2016 | dodano: 29.02.2016

...bo jak inaczej nazwać taki dystans :) Od rana padało, ale ja niepoprawna optymistka myślałam, że uda mi się choć trochę popedałować w przerwie między deszczowymi chmurami. Jednak - tym razem, wiatr zbyt szybko gonił deszczowe chmury.


Kategoria Po pracy

Dwójeczka z przodu licznika :)

Sobota, 20 lutego 2016 | dodano: 20.02.2016

To był wyjątkowy dzień :) Niesamowita wycieczka, kolejna cyferka z przodu licznika i miesięczniaczek!
Dzisiaj byłam w Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie.

Wyjeżdżam z domu o godz. 7.00. Mży... Nie upieram się - obiecuję mamię, że wrócę jeśli się rozpada.
Trasę zaczynam od swojej wojewódzkiej.

Jadę do Wisznic. Tu odbijam na Sławatycze.

Pędzę kilka kilometrów drogą K-63 i na skrzyżowaniu skręcam do Sosnówki.Spotykam wiosnę :)

W Sosnówce kieruję się na Romanów.

Chwila i jestem u celu.

Piękne miejsce. Robię fotki na zewnątrz, zwiedzam muzeum. Czeka mnie niespodzianka. Pani Jadzia - przewodnik zaprasza mnie na herbatę. Prowadzimy bardzo miłą konwersację. Pani Jadzia to przeurocza i bardzo serdeczna osoba. W muzeum pracuje 25 lat. Opowiada o jego historii i aktualnościach - konkursach Kraszewskiego, imprezach plenerowych. Żegnając się obiecuję, że na pewno wrócę do Romanowa i to nie sama.
W muzeum spędzam dwie godziny. Jak ten czas szybko leci...
Jadę dalej. Chcę zatoczyć kółeczko i może pokusić się po raz kolejny w tym roku o 200 km.
Dojeżdżam do Hanny.

Stąd do Włodawy jadę ścieżką rowerową


Dojeżdżam do Włodawy, wyjmuję aparat i pada bateria... Skąd ja to znam. Gapa ze mnie. nie zabrałam zapasowej. Może to i lepiej - mogę tylko jechać :)
Od Włodawy zaczynam kluczyć. Wjeżdżam na trasę swego dwusetkowego kółeczka. W Lubieniu odbijam na Stary Brus. Dojeżdżam do Sosnowicy i ...zawracam - teoretycznie :) Skręcam na Urszulin. Jadę przez Górki, Zienki do Orzechowa Starego i wyjeżdżam w... Sosnowicy. Zrobiłam dodatkową 14-kilometrową pętelkę.
Dojeżdżam do trasy średniego kółeczka. Zostało już tylko dojechać do domu i udokumentować dystans po założeniu do aparatu pełnej baterii :)





W Romanowie u Józefa Ignacego Kraszewskiego

  • DST 204.79km
  • Czas 07:59
  • VAVG 25.65km/h
  • VMAX 37.03km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 20 lutego 2016 | dodano: 20.02.2016

Dzisiaj pojechałam na wycieczkę do Romanowa, gdzie od 1962 r. funkcjonuje muzeum jednego z najwybitniejszych i najbardziej interesujących osobowości XIX wieku - Józefa Ignacego Kraszewskiego.

Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie mieści się we dworze dziadków pisarza Malskich, u których pisarz spędził wiele lat dzieciństwa. Romanów leży koło miejscowości Wisznice między miastami Białą Podlaską a Włodawą. 
W XVI w. Romanów i okoliczne dobra należały do Sanguszków.  Około 1640 roku książę Roman Sanguszko, hetman polny litewski zbudował tu swoją posiadłość mały zameczek myśliwski. Okolica obfitowała w lasy. Przez małżeństwo jego wnuczki Anny Radzimińskiej z wojewodą bełskim Rafałem Leszczyńskim w 1620 roku, włości stały się własnością Leszczyńskich, a później Sapiehów, do których Romanów należał przez cały XVIII wiek. Teofila Sapieha i jej syn Aleksander sprzedali w roku 1801 dobra romanowskie o powierzchni 2500 ha Błażejowi i Annie Malskim. W starym, siedemnastowiecznym parku, na miejscu drewnianego domu myśliwskiego wznieśli w latach 1806-1811 klasyczny, murowany parterowy dwór z gankiem od frontu. Ich córka Zofia poślubiła Jana Kraszewskiego i 1846 roku zostali właścicielami posiadłościami Romanowa. Owocem tego związku był Józef Ignacy Kraszewski   urodzony w Warszawie w 1812 roku.
Józef Ignacy Kraszewski dzieciństwo spędził w Romanowie w domu dziadków, a później jako uczeń szkoły bialskiej często przyjeżdżał tu na wakacje. Był on  przez całe swoje życie emocjonalnie najbardziej związany był z tym miejscem. 
W 1846 dobra romanowskie przeszły w ręce rodziców pisarza, a po śmierci Jana Kraszewskiego w 1864 r. odziedziczył je jego najmłodszy syn, brat Józefa Ignacego, Kajetan Kraszewski, malarz, rzeźbiarz, literat, muzyk i astronom oraz kolekcjoner antyków. Zgromadził on w tutejszym dworze bogaty księgozbiór, liczący około 10 tys. tomów, w tym liczne starodruki i rękopisy, bardzo ciekawą kolekcję historycznych portretów polskich z XVI-XVIII w., zbiór broni i innych pamiątek historycznych. W zbiorach romanowskich znajdował się niemal komplet wszystkich ówczesnych wydań dzieł Józefa Ignacego Kraszewskiego oraz kilkanaście namalowanych przez niego obrazów.
A tak sam pisarz opisuje rezydencję swojego brata: „Na rozległej płaszczyźnie ciągnącej się ponad Bugiem w Podlasiu  dawnym, jest majętność zwana Romanowem. Piękne to miejsce o tyle, ile bez biegnącej wody i gór może być kraj jaki pięknym. Zdobią okolice i osadę samą lasy starych bardzo drzew, jedna z najcenniejszych ozdób, bo jej za żadne pieniądze dostać nie można (...). Na małym wzgórku wznosi się nowy, murowany dom mieszkalny, poważny, milczący, przed któren zajeżdża się okrążając dziedziniec otoczony zewsząd drzewy, zamknięty z jednej strony długimi, drewnianymi oficynami z drugiej strony odpowiadającymi im stajniami. Dookoła tych zabudowań i obszernego, cienistego ogrodu ciągną się kanały, otoczone olszami starymi, a każda prawie z nich nosi na sobie gniazdo bocianie. Od ganku wychodzącego na ogród, wzdłuż przezeń idzie ulica z ogromnych starych jodeł posępnie zawsze szumiących. Po bokach ciągną się szpalery z lip i grabów, a przestrzenie między nimi znajdują się rozrzucone tam i sam grusze, wieczne odwieczne kasztany i lipy.
 Kajetan Kraszewski był człowiekiem z bardzo szerokimi zainteresowaniami. Zorganizował w romanowskim dworze obserwatorium astronomiczne z wyposażeniem sprowadzonym z Monachium, Berlina, Wiednia i Paryża, a w samym majątku wprowadził nowoczesną gospodarkę rolną, zakupił maszyny rolnicze, założył ogrody, ananasarnię i oranżerię. Po jego śmierci Romanów stał się własnością syna, Bogusława Kraszewskiego, który kontynuował kolekcjonerską działalność ojca. Zmarł w 1914 r., a majątek stał się własnością jego córek, Marii i Pauliny, pozostając w ich rękach do 1945 roku. Paulina wraz z mężem Janem Rościszewskim byli ostatnimi właścicielami dóbr. Sprzedawszy majątek, wyjechali oni z Romanowa w czerwcu 1939 roku. Wystawiony także na sprzedaż dwór opustoszał. W 1943 roku grupa partyzantów złożona ze zbiegłych z niewoli niemieckiej jeńców radzieckich podpaliła dwór, by nie dopuścić do osadzenie tu posterunku żandarmerii.
Losy niszczejącego przez lata zabytku odmieniła uchwała Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie z dnia 23 grudnia 1958 roku, powołująca Muzeum Józefa Ignacego Kraszewskiego w Romanowie. Odbudowując dwór po pożarze w 1858 r. Kraszewscy powiększyli go przez dodanie piętra. Dawny ganek zastąpiono portykiem czterema kolumnami toskańskimi wspierającymi balkon z kamienną balustradą. Na frontowym szczycie umieszczono kartusz z herbem Kraszewskich – Jastrzębcem . Dwór palił się jeszcze dwukrotne w 1914 i 1943 r. Po ostatniej wojnie odrestaurowano go w latach 1959-1962 i z inicjatywy nieżyjącego już włodawskiego nauczyciela Wacława Czecha zorganizowano w nim muzeum biograficzne Józefa Ignacego Kraszewskiego. Dwór odbudowano w kształcie, jaki nadał mu Kajetan i 28 lipca 1962 roku, w sto pięćdziesiątą rocznicę urodzin autora Starej baśni  muzeum otwarto.
Dwór romanowski zbudowany przez Malskich na początku XIX wieku, postawiono na piwnicach starszego budynku, być może dworu Sapiehów. Była to początkowo budowla parterowa, murowana, z okazałym gankiem. Mieszczące muzeum wnętrza mają układ symetryczny, z dużą kwadratową sienią od strony podjazdu i prostokątnym salonem od strony ogrodu, gdzie znajduje się również taras. Dwór otacza XVIII-wieczny park o charakterze regularnego ogrodu włoskiego. Ma on kształt prostokąta i niegdyś obwiedziony był kanałem, dziś wyschniętym. Zachowała się aleja świerkowa. Do parku prowadzi neogotycka brama z połowy XIX w., z półkolistą basztą o wąskich okienkach po jednej stronie i zwieńczonym krenelażem słupem, na którym zawieszono kratę bramną. Przy bramie leżą dwa duże kamienie. Godnym uwagi obiektem jest znajdująca się na obrzeżu parku klasycystyczna kaplica św. Anny z początku XIX w., ufundowana przez Konstancję z Grochowskich Nowowiejską (matkę Anny, żony Błażeja Malskiego, czyli prababkę sławnego pisarza). W późniejszym okresie kaplicę zamieniono na mauzoleum  rodziny Kraszewskich. Jest to budowla na rzucie koła, z apsydą, dwoma ryzalitami, portykiem  kolumnowym oraz dachem w kształcie kopuły. W ściany kaplicy wmurowano sześć ozdobionych herbami epitafiów dziedziców Romanowa i członków ich rodzin: Wojciecha Nowowiejskiego (męża fundatorki), Jana Kraszewskiego, jego żony Zofii z Malskich, Kajetana Kraszewskiego, jego żony Marii z Rulikowskich oraz Krzysztofa Kraszewskiego.













Po prostu pięknie. Z pewnością tu jeszcze wrócę.

KONIEC






Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna

Po pracy...

  • DST 33.56km
  • Czas 01:22
  • VAVG 24.56km/h
  • VMAX 35.29km/h
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 18 lutego 2016 | dodano: 18.02.2016

Kiedy to ja ostatnio byłam na rowerze? Wydaje mi się, że wieki temu... Praca i jeszcze raz praca. Dzisiaj wróciłam do domu prawie normalnie około godz. 16.30. Od razu przebrałam się w rowerowe ciuchy i poleciałam na rower. Chciałam choć przez krótką chwilę odpocząć. Nadal wieje. Wybrałam opcję po wojewódzkiej z wiatrem w plecy w czasie powrotu. Nie wiedziałam, że jestem aż tak zmęczona i znużona... Dobrze, że jutro już jest piątek :)


Kategoria Po pracy

Po pałacową fotkę

  • DST 107.09km
  • Czas 04:06
  • VAVG 26.12km/h
  • VMAX 36.06km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 lutego 2016 | dodano: 14.02.2016

Wczoraj wracałam do domu przez Radzyń Podlaski, ale w pierwszej wersji nie odbiłam do centrum. Pognałam dalej. Za 4, może 5 km przyszła refleksja. Minęłam pałac Potockich nie robiąc fotki?! Wprawdzie bateria w aparacie migała na czerwono, ale może jeszcze się uda... Zawróciłam, wybrałam kadr i... bateria padła. Wrócę tu jutro po fotkę - postanowiłam. Czy ma znaczenie to, że na moim blogu są zdjęcia pałacu Potockich - nie. Dodam jeszcze, że odjechałam około 3 km i ponownie wróciłam do Radzynia...
A dzisiaj - pognałam po pałacową fotkę.

Pognałam oczywiście rowerowym skrótem.
Skoro zabrałam aparat...
Pierwszy fotkowy przystanek robię w Stoczku. Lubię  budownictwo sakralne, to dawne i to całkiem nowe

Czemierniki... Piękny kościół z bogatą historią. Pisałam już na blogu o tym kościele i parafii.

Wieże są niesamowite


I cel mojego dzisiejszego wyjazdu. Pałac Potockich!





I kilka fotek dzisiejszych dróg...





Kategoria Po pracy

Śladami Generała Kleeberga i jego żołnieży

  • DST 129.59km
  • Czas 05:09
  • VAVG 25.16km/h
  • VMAX 40.52km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 lutego 2016 | dodano: 13.02.2016

Prognozy pogody na sobotę nie były łaskawe dla rowerzystów. Miało padać... Jednak sobotni poranek nie wróżył deszczu. Wstałam  przed wschodem słońca. Nie padało. Pomyślałam, że może by tak odwrócić kolejność sobotnich czynności - skoro prognozują opady, to może pognać na rower, a po - zająć  się domem i obowiązkami i... Przed godz. 7.00 byłam na rowerze. Jadę na sobotnią setkę. Falstart i powrót do domu po aparat. Urzekł mnie wschód słońca. I wtedy zrodził się pomysł wycieczki do Kocka. To w okolicach Kocka rozegrała się od 2 do 6 października1939 roku ostatnia bitwa kampanii wrześniowej pomiędzy oddziałami polskiej Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Polesie" gen. Franciszka Kleeberga a niemieckimi oddziałami XIV Korpusu Zmotoryzowanego gen. von Wietersheima. Taktycznie bitwa była zwycięska dla Polaków, jednak strategicznie wygrali Niemcy. Była to ostatnia bitwa kampanii wrześniowej stoczona przez regularne wojsko.
Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” pod dowództwem gen. bryg. Franciszka Kleeberga, dowódcy IX Okręgu Korpusu w Brześciu nad Bugiem, powołana została przez Sztab Generalny Naczelnego Wodza 9 września 1939 r. Pierwotnie zakładano, że jej głównym celem będzie osłona północnego odcinka frontu na linii Brześć-Pińsk przed niemieckim manewrem okrążającym. W pierwszej fazie walk przeciwnikiem SGO „Polesie” był XIX Korpus Pancerny gen. Heinza Guderiana, twórcy niemieckiej broni pancernej.
Od 14 do 16 września wchodząca w skład SGO „Polesie” dywizja „Kobryń” oraz załoga twierdzy w Brześciu skutecznie opierały się pancernych oddziałom Guderiana, które wspierała Luftwaffe. Mimo dużej dysproporcji sił Niemcom nie udało się dokonać wyłomu w polskich liniach obronnych. W trakcie walk Grupę wzmocniło m.in. ok. 30 czołgów lekkich z Brześcia, jednostki kawalerii, artylerii, spieszeni marynarze Flotylli Pińskiej oraz żołnierze KOP. Liczebność SGO „Polesie” szacowana jest na ok. 18-20 tys. żołnierzy. Sowiecki atak na wschodnie terytoria Rzeczypospolitej, który nastąpił 17 września 1939 r., całkowicie zmienił sytuację i cele działania SGO „Polesie”. Odtąd oddziały WP walczyły już z dwoma, znacznie silniejszymi przeciwnikami. Gen. Kleeberg zdecydował przebijać się na zachód z odsieczą oblężonej Warszawie. Polskie jednostki miały uzupełnić uzbrojenie i amunicję ze składnicy w Stawach koło Dęblina. W dniach 29-30 września oddziały z 60 Dywizji Piechoty (wcześniej dywizja „Kobryń”) płk. Adama Eplera stoczyły zwycięskie walki z oddziałami sowieckimi, zadając im ciężkie straty pod Jabłoniem i Milanowem. 29 września oddziały SGO „Polesie” w okolicach Włodawy przeprawiły się przez Bug. W pierwszym dniu października operowały już w rejonie Radzynia i Kocka. Na Lubelszczyźnie ich przeciwnikiem była niemiecka 13 Dywizja Piechoty Zmotoryzowanej oraz inne oddziały wchodzące w skład XIV Korpusu Zmot. gen. Gustava von Wietersheima. Rozpoczęły się zmagania, które znamy jako bitwa pod Kockiem, rozgrywające się w okolicy Adamowa, Charlejowa, Helenowa i Serokomli. W ostatniej fazie zacięte walki toczyły się w rejonie klasztoru i cmentarza w Woli Gułowskiej. Jeszcze 5 października żołnierze 60 Dywizji Piechoty i kawalerzyści natarli na lewe skrzydło niemieckiej 13 DPZmot, osiągając taktyczne zwycięstwo. Po kilkudniowych, zaciętych walkach polskim oddziałom skończyła się amunicja do dział ppanc oraz broni ręcznej. Brakowało również prowiantu i środków medycznych dla rannych. Gen. Kleeberg podjął dramatyczną decyzję o kapitulacji.
Wieczorem 5 października 1939 r. napisał swój ostatni rozkaz: „Żołnierze! Z dalekiego Polesia, znad Narwi, z jednostek, które oparły się w Kowlu demoralizacji – zebrałem Was pod swoją komendę, by walczyć do końca. (…) Wykazaliście hart i odwagę w czasie zwątpień i dochowaliście wierności Ojczyźnie do końca. Dziś jesteśmy otoczeni, a amunicja i żywność są na wyczerpaniu. Dalsza walka nie rokuje nadziei, a tylko rozleje krew żołnierską, która jeszcze przydać się może. Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w tej najcięższej chwili – każąc zaprzestać dalszej bezcelowej walki, by nie przelewać krwi żołnierskiej nadaremnie. Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą Karność, wiem, że staniecie, gdy będziecie potrzebni. Jeszcze Polska nie zginęła. I nie zginie”.
6 października 1939 r. treść pożegnalnego rozkazu gen. Kleeberga odczytano żołnierzom SGO „Polesie”. Przed honorową kapitulacją na dziedzińcu pałacu w Kocku, żołnierze zniszczyli lub zakopali część uzbrojenia, aby nie dostało się w ręce wroga. Polskie straty pod Kockiem szacuje się na ok. 250-300 zabitych. Do niewoli niemieckiej trafiło ponad 16 tys. żołnierzy i oficerów. Po zakończonej bitwie gen. Kleeberg dostał się do niewoli niemieckiej. Przetrzymywany był w Oflagu IVB w twierdzy Koenigstein koło Drezna. Ciężko chorował na serce. Zmarł 5 kwietnia 1941 r. w szpitalu wojskowym w Weisser Hirsch. Pochowany został na cmentarzu w Neustadt w Dreźnie. W trzydziestą rocznicę bitwy pod Kockiem szczątki gen. Kleeberga przewiezione zostały do Polski i złożone na cmentarzu wojennym w Kocku. Gen. Franciszek Kleeberg odznaczony był m.in.: Orderem Virtuti Militari kl. III i V, Orderem Polonia Restituta kl. IV oraz czterokrotnie Krzyżem Walecznych.
W Kocku byłam w ubiegłym roku, ale nie dotarłam na cmentarz wojskowy.

A tak wyglądał wspomniany wcześniej wschód słońca

Jadąc do Kocka zatrzymuję się w miejscowości Tchórzew, przy kamieniu gen. Kleeberga.

Dojeżdżam do Kocka. Jadę na cmentarz wojenny. Znajduje się on na obrzeżach miasta, przy drodze nr 48 prowadzącej do Moszczanki.



Na chwilę zatrzymuję się przed pomnikiem gen. Kleeberga

Chmurzy się coraz bardziej. Wracam do domu. Następnym razem pojadę do Adamowa, Charlejowa, Helenowa, Serokomli i Woli Gułowskiej, będę podążać śladami generała i jego żołnierzy.

P.s.
Jednak prognozy się sprawdziły. Do domu wróciłam przy siąpiącej mżawce przechodzącej w deszcz.


Kategoria Wycieczki

Po pracy...

  • DST 72.18km
  • Czas 02:44
  • VAVG 26.41km/h
  • VMAX 37.61km/h
  • Temperatura 7.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 lutego 2016 | dodano: 12.02.2016

... pognałam wojewódzką... Zatęskniłam za tylko teoretycznymi koleinami :) Wiało okrutnie i nawet Spec nie pomógł w sprawniejszym kręceniu młynków.


Kategoria Po pracy

Jakoś tak...

  • DST 80.10km
  • Czas 03:26
  • VAVG 23.33km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 10 lutego 2016 | dodano: 10.02.2016

...szaro-buro, pochmurno, smutno... Czyżby zamiast wirusa grypy dopadł mnie kryzys egzystencjalny pospolicie zwany dołem?! Wróciłam z pracy ciut wcześniej i pognałam na rower. To pomaga, ale dzisiaj...
Po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy pedałowałam trasą średniego kółeczka. Zajrzałam do lasu na ścieżkę i zawróciłam - jakoś tak mokro i brudno, szkoda roweru. Kółeczko bez leśnej ścieżki... A miałam poprawić sobie nastrój... Pokręciłam się jeszcze tu i tam, aby choć trochę dalej/dłużej popedałować i do domu zwrócił mnie deszcz... Jutro będzie lepiej :)


Kategoria Po pracy

Na okrągło, czyli niedzielne kółeczko

  • DST 76.73km
  • Czas 03:23
  • VAVG 22.68km/h
  • VMAX 34.70km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 7 lutego 2016 | dodano: 07.02.2016

Po obiedzie wybrałam się na rower. Spontanicznie/standardowo, bez uprzedniego planowania dystansu. Powód - straszliwie wieje. Czyli - jadę, a gdy poczuję znużenie/odechce mi się - wracam.
Temperatura jest wiosenna, ale wiatr... Dmucha, to mało powiedziane. Wystarczy! Wracam do domu! Ale i tak było fajnie, jak to na rowerze.


Kategoria Po pracy

Stadnina Koni w Janowie Podlaskim

  • DST 226.11km
  • Czas 08:42
  • VAVG 25.99km/h
  • VMAX 43.43km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Specialized
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 6 lutego 2016 | dodano: 06.02.2016

Pomysł zrodził się spontanicznie w czasie wczorajszej bezsennej nocy. W sobotni poranek jadę do Stadniny Koni w Janowie Podlaskim.

Nie analizuję mapy, nie ustalam trasy, nie mam na to czasu. Wiosną ubiegłego roku jadąc w Pięknym Wschodzie (a także latem jadąc trasą maratonu) przejeżdżałam przez Jadów Podlaski. Wówczas nie mogłam sobie pozwolić na korektę trasy, ale postanowiłam, że tu kiedyś wrócę.
Więc... Postanowione. Jadę "skrótem" -  trasą Pięknego Wschodu, a wracam przez Białą Podlaskę. Dystans do Janowa Podlaskiego jest jak ciastko z niespodzianką - nie pamiętam ile kilometrów będę musiała pokonać zanim dotrę do celu.
Wyjeżdżam z domu o godz. 8.00. Termometr wskazuje 0 stopni. Jest rześko, ale dzień zapowiada się pogodny. Zabieram jedną kanapkę, dwa tłustoczwartkowe pączki i bidon z piciem - woda z sokiem truskawkowym. Po drodze, w jednej z mijanych wsi zatrzymuję się przy aucie - obwoźnej piekarni. Przede mną w kolejce stoją dwie starsze Panie. Jedna z nich, mówi: "Proszę chłopcze kupuj pierwszy, może ci się spieszy". Ach, ta kominiarka. Znowu zostałam chłopakiem. Kupuję dwie drożdżówki z dżemem, dziękuję miłym Paniom, żegnam się i odjeżdżam. Ciekawe, co pomyślały, gdy usłyszały mój głos?
Mijam większe miejscowości - Komarówkę Podlaską, Międzyrzec Podlaski. W Międzyrzecu Podlaskim wjeżdżam na drogę K-19 i wkrótce jestem w Województwie Mazowieckim. Jadę w kierunku Białegostoku. Mijam Łosice.

Droga zaczyna falować - lekki podjazd, zjazd. Wiatr mi sprzyja. Pedałuje się bardzo przyjemnie. W Sarnakach odbijam na Białą Podlaskę i po kilkunastu kilometrach  znowu jestem w Województwie Lubelskim.


Dojeżdżam do Janowa Podlaskiego. Licznik wskazuje 124 km.

Jeszcze tylko 2 km i jestem u celu.





A to główni bohaterowie mojej wycieczki....




Piękne....

I jeszcze raz... Konie są niesamowite....



Nie tylko ja przyjechałam nacieszyć się konikami :)

Pora wracać...
Zmienia się kierunek wiatru. Praktycznie do samego domu będę miała wiatr w twarz. Wyjeżdżam z Janowa i zaczyna prószyć biała kasza. A w piątek tak pięknie umyłam Speca. Na szczęście przed Białą Podlaską przestaje padać.
Zatrzymuję się na krótką chwilę w Białej Podlaskiej. Kiedy ja tu ostatnio byłam... Dawno, dawno temu....

Moja wycieczka dobiega końca, pozostało jedynie wrócić do domu. To był piękny dzień.
                                                                                                    KONIEC


Kategoria Wycieczki, Rekordy