Wiatr, niesforna choinka i chłopak
-
DST
74.20km
-
Czas
02:56
-
VAVG
25.30km/h
-
VMAX
36.84km/h
-
Temperatura
6.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
W nocy padało. Poranne ciemne chmury nie wróżyły rowerowej pogody. A jednak - im bliżej południa, tym było pogodniej. Nawet wyjrzało słońce. Aby nie popadać w sielski ton, napiszę krótko - wiało...
Krzątałam się po kuchni robiąc kremy do wczorajszych świątecznych placków. Przed godz. 14.00 słodkości były gotowe. Patrząc przez okno na tańczące z wiatrem konary drzew, zastanawiałam się czy jechać. Czy ja mam ochotę na tańczące z wiatrem pedałowanie? A jednak... Jadę. Zawrócę, jeśli podmuchy będą zbyt porywiste.
Standardowo pognałam na średnie kółeczko z niewielką modyfikacją - omijam hardkorowy odcinek. Przed skrętem na leśną ścieżkę zauważyłam stojące na poboczu auto z przyczepką pełną choinek. Młody mężczyzna poprawiał zielony świąteczny ładunek. Ruszył i jedno drzewko zsunęło się na jezdnię. Było całkiem pokaźnych rozmiarów - zatarasowało w poprzek jezdnię. Chłopak zauważył zgubę, zatrzymał samochód i podbiegł do choinki. Gdy dojeżdżałam do niego, zapytał, czy mu pomogę załadować ją na przyczepkę. Odpowiedziałam, że nie wiem, czy dam radę, a on.... "Przepraszam... to dziewczyna". W jego głosie słychać było zdziwienie. Pewnie nie spodziewał się usłyszeć spod kominiarki kobiecego głosu. Znowu zostałam wzięta za mężczyznę/chłopaka. Czy ja wyglądem jak facet?! No, może w kominiarce i czapce z polaru, gdy widać tylko oczy, ale co z resztą?! Czy ja mam męską fizjonomię???!!!
Rozbawił mnie ten młody mężczyzna, jeszcze teraz się uśmiecham na wspomnienie jego zdziwienia.
Pognałam dalej kręcąc swoje kółeczko. Od kilku, a może kilkunastu dni kierunek wiatru nie zmienia się i na ostatnich 16 km do domu, 12 km było pod wiatr. Przyznam, że chyba w końcu polubiłam/zaakceptowałam wietrzną pogodę.
Kategoria Po pracy
Przydomowe kółeczko.
-
DST
81.42km
-
Czas
03:15
-
VAVG
25.05km/h
-
VMAX
37.03km/h
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Między jednym światecznym plackiem, a drugim :)
Kategoria Po pracy
Rowerowo, setkowo, ciasteczkowo
-
DST
136.73km
-
Czas
05:18
-
VAVG
25.80km/h
-
VMAX
36.06km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wystarczyła krótka chwila na rowerze w pewną przedświąteczną sobotę, by cykloza upomniała się o swoje. W ten sposób przed południem pognałam na rower :)
Chciałam, aby dzisiejsza chwila na rowerze trwała ciut dłużej. Może setkowy dystans? To był dobry pomysł. Marzył mi się gładki asfalt, bez dziur, szachownic, marmurkowych wzorów i teoretycznych kolein. Takiej idealnej trasy na całym dystansie, w moich stronach niestety nie ma. Jest za to śliczny, nowiutki asfalt od Maśluch do Ostrowa. Nie było się nad czym zastanawiać - jadę obrzeżami Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Dystans będzie całkiem przyjemny - około 125 km.
Zabrałam ze sobą aparat. Od rana świeciło słońce. Wypadało uwiecznić grudniową wiosnę.
Dawno nie jechałam leśną ścieżką i gdy dojeżdżałam do skrętu na nią, Spec jakoś tak sam odbił w prawo. Pewnie miał ochotę na wodno-błotny natrysk. Na ścieżce chciałam zrobić fotkę. Speca pięknie ustawiłam do zdjęcia i... Inteligencja górą! Przed wyjazdem nie sprawdziłam baterii. Zdjęcia na pewno będą, ale następnym razem :)
Przed Ostrowem dopadła mnie niemoc, jakby zeszło ze mnie powietrze. Wyjeżdżając z domu nie zabrałam ze sobą picia. Nie sprawdziłam baterii, nie zabrałam picia - gdzie mi było tak pilno?! W kieszeni kurtki wyszperałam groszaki... Jednak czasem pomyślę przed wyjazdem :) Tymbark smakował mi dzisiaj wyjątkowo. A jak pomógł - do domu wróciłam skrótem przez Jedlanki. Lubię takie "skróty" - im dalej, tym fajniej.
A po powrocie do domu rozpoczęłam kulinarne przygotowania do Świąt. Wieczorem moją kuchnię wypełniał zapach kruchych ciasteczek :)
Rowerowo, setkowo, ciasteczkowo - pięknie :)
Kategoria Po pracy
Kradzione chwile
-
DST
75.49km
-
Czas
02:55
-
VAVG
25.88km/h
-
VMAX
38.58km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień dokładnie zaplanowałam, godzina po godzinie. Wszystko po to, aby pognać na rower. Po ostatnich dwóch tygodniach nie wiem, jak się nazywam. Praca - dom i ciągły pośpiech.
W pracy wszystko ogarnęłam, od dziś jestem na urlopie, a w domu finiszuję ze świątecznymi porządkami. Pomyślałam, że nic się nie stanie, jeśli chwilę odpocznę na rowerze i zostawię za sobą wir codzienności.
Wstałam skoro świt, umyłam pozostałe okna, zrobiłam zakupy, posprzątałam dom, ugotowałam obiad i po godz. 14.00 byłam na rowerze. Nareszcie! Jak przyjemnie! Jak ja lubię te kradzione chwile na rowerze.
Kategoria Po pracy
Bez ładu i składu
-
DST
61.53km
-
Czas
02:22
-
VAVG
26.00km/h
-
VMAX
37.81km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Bez ładu i składu... Tak to jest, gdy rowerzystka zerwie się ze służbowo-domowej smyczy. Jest zdezorientowana. Może jechać, ale gdzie, dokąd, którędy, jakie wybrać kółeczko? Przecież musi na gwałt wracać, bo obowiązki czekają!
Tak dzisiaj wyglądało moje pedałowanie, bez ładu i składu. Wyrwałam się na chwilę po porannej służbowej prozie, domowej okiennej toalecie oraz wszystkim co się z nią wiąże i przed wieczorną służbową prozą. Warunki na rower były prawie ok. Dwa stopnie na plusie, bezwietrznie, czyli fajny rowerowy mix, tylko pomykać. Jedynym minusem była gęsta mgła. Nie kusiłam losu. Zatoczyłam mniejsze średnie kółeczko i wróciłam do domu.
Kategoria Po pracy
Rowerowo, urodzinowo i niekoniecznie rozsądnie
-
DST
75.34km
-
Czas
03:05
-
VAVG
24.43km/h
-
VMAX
38.78km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
13 grudnia... Dla mnie to wyjątkowy dzień. Dzień moich urodzin. O ile wierzyć mamie, to urodziłam się w sobotę z samego rana :)
Dzisiaj nie liczyłam na świętowanie na rowerze, choć jeszcze kilka dni temu układałam trasę wycieczki.
Od rana padało. Gdy wracaliśmy z kościoła padał śnieg z deszczem. W domu chodziłam od okna do okna... Nie tak miało być...
Padało lub mżyło na zmianę. Chyba przestało siąpić! Spojrzałam na zegarek. Była godz. 14.15. Nadal na niebie wisiały ciemne chmury, ale nie padało! Tylko te wielkie kałuże na jezdni - nie było kolorowo. Jechać - nie jechać. Wahałam się. Jadę, choć na chwilę. Nie przesądzałam z góry, jakie wykręcę kółeczko.
Zaczęłam standardowo od hardkorowego odcinka. Ostatnio omijałam tą drogę.
Dojechałam do skrętu na leśną ścieżkę. Jeśli odbiję w las - zrobię średnie 70-cio kilometrowe kółeczko - analizowałam w myślach. Jednak rezygnuję. Nie jadę przez las. Z pewnością na ścieżce jest bardzo mokro i nie wykluczone, że zalega błoto nawiezione przez ciężarowe auta z gruntowych dróżek przy zrywce drewna.
Jadę dalej trasą treningowej setki. Pedałuje mi się całkiem dobrze, jak na pochmurny, deszczowy grudzień. Dojechałam do 37 km i zaczęło delikatnie mżyć. Co mam zrobić? Skrócić kółeczko i wracać do domu, czy jechać dalej i pokusić się o 70 km? Dzisiaj setka nie wchodzi w rachubę. Jadę dalej. Wiatr zaczyna wzmagać na sile. Wieje w bok i spycha mnie do osi jezdni. Czy podjęłam właściwą decyzję? Może powinnam zawrócić. Teraz już jest za późno, za daleko odjechałam. Mam do pokonania zbliżony dystans, bez względu na to, czy teraz zawrócę do domu, czy dojadę do domu zataczając kółeczko.
Zmieniam kierunek jazdy. Teraz mam wiatr w plecy. Droga wije się zakrętami. Wiatr raz wieje w plecy, raz w bok. Od jakiegoś czasu jest ciemno.
Znowu zmieniam kierunek jazdy. Teraz wiatr wieje centralnie w twarz. Do domu pozostało około 16 km, w tym 12 km z przednim wiatrem. Zaczyna padać śnieg z deszczem. Dobrze, że założyłam kominiarkę. Nawet przez tkaninę czuję uderzenia lodowatych igieł. Jadę coraz wolniej. Wstaję na pedały... Deszcz moczy siodełko, ale jest mi wszystko jedno. Mam mokre spodnie, a w butach przelewa się woda. Wyprzedzają mnie auta. I nagle stało się coś, co sprawiło, że pedałuje mi się lżej. Dwóch kierowców chyba mnie pozdrowiło, bo jak inaczej zrozumieć takie gesty. Jeden z kierowców po wyprzedzeniu mnie pomigał światłami awaryjnymi, a drugi - kierunkowskazami na zmianę :) Ciekawe jakie mieli myśli widząc na drodze rowerzystkę w taką nierowerową pogodę?
Wieje coraz mocniej. Pokonuję 5 km. Deszcz ze śniegiem ustaje. Pozostało mi tylko 7 km pod wiatr. Tylko... I wtedy się zaczęło. Wichura!!!Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę!!!Wiatr zatrzymuje mi rower. Na drogę lecą drobne patyki. Pobocza są obsadzone drzewami. Szum przechylanych konarów jest przerażający! Po raz pierwszy zaczynam się bać. A co będzie jeśli nie zauważę padającej na drogę większej gałęzi? Wiatr jest taki silny, że nie wiem, czy mam prowadzić rower, czy zatrzymać się. Siłuję się z wichurą. Wstaję na pedały z wielkim wysiłkiem jadę - bardzo wolno. Karcę się w myślach za brak rozsądku. Nie powinnam dziś jechać.
Dojeżdżam do lasu. Ściana drzew tłumi podmuchy. Jeszcze 3 km i odbiję w swoją drożynę. Będę miała boczny wiatr...
Nareszcie. Jestem w domu. Już się nie boję. Jestem bezpieczna.
Dałam dzisiaj popis nieodpowiedzialności i głupoty...
Kategoria Po pracy
Grudniowa zimnica
-
DST
52.41km
-
Czas
02:06
-
VAVG
24.96km/h
-
VMAX
40.33km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pochmurno, zimno, wietrznie z siąpiącym przelotnie deszczem. Ogólnie nierowerowo. Czy taka pogoda powinna dziwić? Raczej nie, przecież jest grudzień.
U mnie pracoholizm nadal wygrywa z cykolzą. Czy taki stan powinien dziwić? Raczej nie, przecież zbliża się koniec roku i statystyka szaleje.
Nie myślałam, że dzisiaj pogonię na rower. Temperatura, jak na grudzień była całkiem przyjemna - 5 stopni na plusie, ale ta wiejuga i przelotny deszcz... Do południa deszczowe chmury przeplatały się ze słońcem. Przez krótkie chwile było nawet pogodnie. Jednak cały czas wiało i właśnie wiatr sprawiał, że jak dla mnie była straszliwa zimnica.
Zimnica, zimnicą, ale kto rowerzystce zabroni, a raczej czy coś może ją zatrzymać :) Po godz. 14.00 pognałam na rower licząc na to, że przejadę kółeczko na suchym kole. Po raz pierwszy tej jesieni założyłam ciepłe rowerowe spodnie na szelkach.
Dalej jeżdżę na Specu, więc wybrałam wojewódzką.Jak fajnie było znowu pomykać na rowerze, mimo zimnicy, wiejugi i szybko zapadającego zmroku. Pomykać - za mocno napisałam :) bo co to za pomykanie z taką prędkością. Tak, wiatr mnie dzisiaj nieźle sponiewierał - wiał w twarz, w bok, i jakoś tak dziwnie nie chciał powiać pod pedały :)
Kategoria Po pracy
Ratuj cyklozo!!!
-
DST
51.11km
-
Czas
01:52
-
VAVG
27.38km/h
-
VMAX
35.29km/h
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Praca, praca, praca.... Cyklozo, gdzie jesteś???!!! Ratuj!!!!
Kategoria Po pracy
Piętnastka z przodu licznika :)
-
DST
107.43km
-
Czas
04:09
-
VAVG
25.89km/h
-
VMAX
39.94km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Czy to się dzieje naprawdę?! Dzisiaj pojawiła się nowa cyferka na moim liczniku. Gdyby ktoś w styczniu powiedział, że do mikołajek nakręcę 15 tysięcy kilometrów, uśmiechnęłabym się z pobłażaniem. To, co wydawało się być nierealne stało się rzeczywistością. A jednak życie i dla mnie pisze barwne rowerowe scenariusze :)
Dzisiaj pognałam na niedzielną setkę przez Ostrów Lubelski. Jak ja lubię takie niedzielne setki :) Nadal wiało, ale 8 stopni na plusie sprawiało, że podmuchy były całkiem przyjemne. Od piątku na moich trasach jest istny wysyp czworonogów. Skąd ich się tyle nabrało?! Wczoraj pognał mnie taki jeden, a ile mnie obszczekało, nie zliczę. Dzisiaj pognały mnie dwa, kilka mnie obszczekało i tylko dobiegło do roweru. Dobrze, że jeden wyglądający na bardzo groźną bestię okazał się znawcą i wielbicielem czterokołowców - pognał za autem, a mi odpuścił :)
Kategoria Po pracy
Trzecie spojrzenie
-
DST
74.57km
-
Czas
03:00
-
VAVG
24.86km/h
-
VMAX
37.42km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejszy dzień podobno nazywa się "wolna sobota", więc dlaczego od rana siedziałam w służbowej prozie? A jeszcze matka natura wystawiła moją silną wolę na trudną próbę. Od rana było pogodnie, a przed południem pokazało się słońce. Jak zebrać myśli w taką rowerowa pogodę?! Rzucam krótkie spojrzenie za okno. Nie, nie mogę wyjść na rower. Drugie spojrzenie. Nie, nie, nie!!! Trzecie spojrzenie... i po 5 minutach w rowerowym garniturku pędzę na Specu. Pokręcę się tylko chwilę po okolicy i zaraz wracam.
Wieje. W mojej skali ocen wieje porywiście. W jakim kierunku pojechać? Zaczynam standardowo. Hardkorowy odcinek i 7 km wiatru w twarz. Szybka decyzja. Jadę do Radzynia, a stąd drogą K-63. Na krajówce powinno być z wiatrem.
Do Radzynia mam boczny wiatr. Na K-63 wieje niby w plecy, ale z akcentem w bok. Skręcam do Rudna. Ponownie mam boczny wiatr. Potem był jeszcze wiatr w twarz i 4 km w plecy.
Tak to dzisiaj wyglądało to moje kręcenie się po okolicy po trzecim spojrzeniu za okno :)
Kategoria Po pracy