Miesięczniaczek :)
-
DST
60.62km
-
Czas
02:24
-
VAVG
25.26km/h
-
VMAX
44.70km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tysiączek w lutym przejechany! Wymęczony, ale jest! Miesięczniaczek zaliczony!
Dzisiaj wykręciłam średnie kółeczko z leśnym akcentem. Delikatnie wiało, ale ogólnie warunki, jak na tą porę roku są rewelacyjne. Tylko pomykać.
DST: 60,62 km
Czas: 02:24
V AVG: 25,26 km/h
V MAX: 44,70 km/h
Kategoria Trening
Tylko i aż tyle
-
DST
80.11km
-
Czas
03:05
-
VAVG
25.98km/h
-
VMAX
42.60km/h
-
Temperatura
6.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po trzech dniach przymusowego odpoczynku od roweru, dziś nareszcie udało się popedałować. Wykręciłam kółeczko treningowe na wspak. Ależ mi brakowało roweru, tym bardziej, że ostatnie dni były bardzo rowerowe, szczególnie niedziela. Pogodnie, słonecznie, a ja na przymusowym urlopie. Ale, to już było. A dzisiaj pomykałam cała w skowronkach mimo szaro-burego popołudnia urozmaiconego roszącą mżawką. To tylko rower i aż tyle pozytywnych emocji.
DST: 80,11 km
Czas: 03:05
V AVG: 25,98 km/h
V MAX: 42,60 km/h
Kategoria Trening
:)
-
DST
28.70km
-
Czas
01:12
-
VAVG
23.92km/h
-
VMAX
31.60km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj bardzo delikatnie, tak aby rowerowym akcentem zakończyć bardzo pracowitą sobotę.
Dzień był słoneczny. Temperatura wyjątkowa, jak na luty. Trochę wiało.
DST: 28,70 km
Czas: 01:12
V AVG: 23,92 km/h
V MAX: 31,60 km/h
Kategoria Po pracy
Idzie wiosna
-
DST
76.28km
-
Czas
03:08
-
VAVG
24.34km/h
-
VMAX
39.70km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj był piękny dzień. Dużo słońca, delikatny wiaterek. W powietrzu czuć było wiosnę. Pognałam na rower. Po raz pierwszy w tym roku usłyszałam ptasie śpiewy. Za towarzysza miałam śpiewającą ptaszynę. Cudownie. Pedałowałam bez pośpiechu chcąc zapamiętać każdą chwilę pierwszych ptasich treli. Ani się obejrzałam, jak w śpiewającym towarzystwie dojechałam do cywilizacji - jednej z miejscowości na trasie mego kółeczka. Śpiewający towarzysz odfrunął. Przede mną jechał Pan na rowerze. Wyprzedziłam go i dalej pedałowałam bez pośpiechu. Pan dojechał do mnie i gdy się zrównaliśmy powiedział, że teraz on mnie wyprzedza. Nie wyglądał na rowerzystę. Wyglądał na kogoś, kto jedzie do sklepu po zakupy. Jedno co mnie uderzyło to wygląd roweru, jak spod igły - czyściuteńki aż błyszczał. Nie miałam ochoty na pogawędkę, więc skwitowałam - "Proszę". To jedno słowo wystarczyło, aby Pan rozwinął się werbalnie. Pochwalił się, że jeździ z miejscową grupą rowerową, zapytał czy o niej słyszałam i nie czekając na moją odpowiedź kontynuował, że wybiera się na zlot rowerowy, zapytał, czy często jeżdżę i ponownie nie czekając na odpowiedź stwierdził, że wymienimy się telefonami i będziemy razem jeździć, dodał, że dla niego 100 km to nic. Czyżby cyferką 100 chciał mnie zachęcić do wspólnego rowerowania? Pewnie ciągnąłby swój monolog dalej, tylko czy ja miałam ochotę go słuchać. Wykręciłam kilka szybszych młynków i Pan został daleko w tyle. Usłyszałam jeszcze ..... o, jak pani jedzie.....
Niby nic, ot takie kolejne przypadkowe spotkanie, które tym razem rozśmieszyło mnie do łez. Jak nic idzie wiosna.....
DST: 76,28 km
Czas: 03:08
V AVG: 24,34 km/h
V MAX: 39,70 km/h
Kategoria Po pracy
Wiatr szaleje
-
DST
53.48km
-
Czas
02:29
-
VAVG
21.54km/h
-
VMAX
30.90km/h
-
Temperatura
2.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sama nie wiem co jest bardziej niebezpieczne dla zdrowia - szalejąca cykloza, która potrafi pogonić na rower bez względu na pogodę, czy szalejący wiatr, który przeszywając na wskroś potrafi zamienić życie w kichający i prychający serial tasiemiec.
Wykręciłam średnie kółeczko. Wiatr przeszkadzał, ale poradziłam. Na otwartej przestrzeni gdy wiał w twarz było niezłe pedałowanie - prawie w miejscu.
DST: 53,48 km
Czas: 02:29
V AVG: 21,54 km/h
V MAX: 30,90 km/h
Kategoria Po pracy
Ot tak
-
DST
21.76km
-
Czas
01:02
-
VAVG
21.06km/h
-
VMAX
29.10km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj tylko ot tak, aby rozprostować na nogi na mini kółeczku. Nadal wieje. Dzień był bardzo słoneczny. Rano było osiem stopni na minusie, po południu jeden stopień na plusie, lecz porywisty wiatr sprawia, że odczuwalna temperatura jest o wiele niższa. Zimno i wietrzne.
DST: 21,76 km
Czas: 01:02
V AVG: 21,06 km/h
V MAX: 29,10 km/h
Kategoria Po pracy
Cykloza szaleje
-
DST
73.33km
-
Czas
03:26
-
VAVG
21.36km/h
-
VMAX
36.70km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranek pochmurny, zamglony i standardowo trzy stopnie na minusie. W ciągu dnia temperatura podskoczyła o dwa stopnie, ale słońce nie pokazało się. Wiało. Mało powiedziane, że wiało - wiało okrutnie od wschodu i zawiewało mrozem. A ja w taką pogodę pognałam na rower. Jak nic cykloza u mnie szaleje.
DST: 73,33 km
Czas: 03:26
V AVG: 21,36 km/h
V MAX: 36,70 km/h
Kategoria Po pracy
Chciałaby dusza...
-
DST
105.61km
-
Czas
04:29
-
VAVG
23.56km/h
-
VMAX
35.50km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranek był rześki, trzy stopnie na minusie... Ostatnio tak zaczynam swoje wpisy. Dzisiejszy poranek był jednak inny. Jadąc na zakupy myślałam o Jurku - powinien być już po odprawie, za moment startuje.... A miało być - jesteśmy po odprawie, za moment startujemy. Zadzwoniłam do niego. Głos w słuchawce powiedział, że abonent jest chwilowo niedostępny. Pewnie pomyka po wąwozach i nie ma zasięgu. Żałowałam, że zrezygnowałam z wyjazdu, może dałabym radę...
Po południu pognałam na rower. Przynajmniej sprawdzę się jako rowerzysta. Miał być dystans piechura 50 km, będzie dystans rowerzysty 100 km. Pogoda była idealna - słonecznie, prawie bezwietrznie. Tak, pogoda prowokowała do marszu lub pomykania na rowerze. Było pięknie, wiosennie.
Chciałam wykręcić treningowa setkę. Wczoraj nieźle mi poszło, to i dzisiaj dam radę. Tylko co się dzieje? Warunki idealne, a ja jadę noga za nogą. Wiaterek tylko, tylko, a ja ledwo, ledwo... Wprawdzie czuję przy głębszym oddechu i obrocie , że mam żebra i głowę na szyi, ale przecież nie jest źle. Więc skąd ta niemoc?! Chciałaby dusza, a tu... klops.
Przejechałam połowę dystansu. A może by tak mały Tymbark? A może jestem głodna? Dobrze, że zabrałam groszaki. Zatrzymałam się w okolicznym sklepie. Kupiłam ostatnie trzy małe rogaliki z marmoladą, banana i Tymbark pomarańcza-brzoskwinia. Mego ulubionego smaku jabłko-mięta nie było. Rozsiadłam się na ławeczce na skwerku. Rogaliki jakby nie dzisiejsze, ale poradziłam. Popiłam Tymbarkiem, poprawiłam bananem i trwało to tyle, że zmarzłam. Nie szkodzi. Rozgrzeję się pedałując, a może po takim co nie co i duszy się polepszy. Pokonałam kilometrowy odcinek i nic - dalej zimno. Zatrzymałam się, zasunęłam rękawy kurtki. Cieplej. Tempo jazdy wzrasta. Ze zdziwieniem patrzę na licznik. Jadę z prędkością 25-28 km/h. Czyżbym była głodna?!, bo jak inaczej wytłumaczyć to zaskakujące przyspieszenie? Dojechałam do Ostrowa. Zaczynało zmierzchać a ze mnie jakby powoli uchodziło powietrze - pedałowałam dynamiczniej, to noga za nogą. Oj, chciałaby dusza, chciała, ale nogi nie pozwalają :)
DST: 105,61
Czas: 04:29
V AVG: 23,56 km/h
V MAX: 35,50 km/h
Kategoria Trening
Plany sobie, życie sobie
-
DST
61.08km
-
Czas
02:45
-
VAVG
22.21km/h
-
VMAX
31.10km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj miało nie być mnie w domu, a jestem. Planów miałam mnóstwo, od wyjazdu na prezentację znajomego z wyprawy w Himalaje i spotkanie z rowerowymi znajomymi po udział w rajdzie pieszym na orientację Skorpion na Roztoczu, w jednej drużynie z Jurkiem. Zgłoszenie na rajd wysłane, opłata startowa uiszczona, szczegóły z Irzim dogadane, urlop przyznany, a ja zostałam w domu. Plany sobie, życie sobie... Po poniedziałkowej wywrotce obawiałam się, że mogę nie podołać dystansowi 50 km, tym bardziej, że teren jest urozmaicony - górki, pagórki, wąwozy, jak to na Roztoczu. Trudno. Będzie jeszcze mnóstwo okazji do spotkań i wspólnych startów w pieszych i rowerowych maratonach.
Na otarcie łez poleciałam na rower. Scott przeżył wywrotkę bez większych obrażeń - zgiął się jedynie lewy pedał. Ja odczuwam jeszcze dolegliwości po upadku, ale nie jest źle :)
Dzisiejszy dzień był bardzo słoneczny. Wyjechałam z domu kilka minut po godz.14.00. Zrobiłam średnie kółeczko z akcentem leśnym. Pognałam na ścieżkę. Wprawdzie przejechałam tylko pierwszy odcinek ścieżki, ale to wystarczyło, aby się nacieszyć ciszą i spokojem.
A w taką dróżkę skręciłam jadąc na ścieżkę :)
DST: 61,08 km
Czas: 02:45
V AVG: 22,21 km/h
V MAX: 31,10 km/h
Kategoria Po pracy
Filozofia jajka i kury
-
DST
23.71km
-
Czas
01:24
-
VAVG
16.94km/h
-
VMAX
24.50km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie przyszła zima! W ciągu dnia padał śnieg, ale gdy wracałam do domu padał ni to deszcz, ni to mżawka. Ostatnio na blogach rowerzystów pojawiły się takie ładne białe zdjęcia... Choć na chwilę wyrwać się na rower, pognać w śnieżny świat, a że ślizgawica na drodze i zjechane opony w moim rowerze, to przecież takie małe nic :) Jak pomyślałam tak zrobiłam, przecież to jajko jest mądrzejsze od kury :) Na moim pierwszym siedmiokilometrowym hardkorowym odcinku - białe lodowisko. Jechałam powoli, bardzo powoli. Trochę zarzucało, ale dałam radę - przejechałam bezkolizyjnie. Padała marznąca mżawka i tworzyła cienką lodową warstwę na przodzie i rękawach mojej kurtki oraz na rękawicach. Fajnie szeleściło. Nie chciałam ryzykować - postanowiłam, że zrobię mini kółeczko. Wyjechałam na drogę główną. Asfalt czarny, ale... lodowisko. Ze zdziwieniem patrzyłam na pomykające drogą z dużą prędkością auta. Chyba kierowcy nie wiedzieli po czym jadą. Pokonałam bezkolizyjnie kolejne kilometry. Skręciłam w swoją drożynę. Pozostały ostatnie 4 km do domu. Droga bielusieńka i błyszcząca. Super lodowisko :) Ale, co tam - zmarzłam jadąc w powolnym tempie i chciałam się rozgrzać dynamiczniejszym pedałowaniem. Jajeczko chciało być mądrzejsze od zimowej aury. Przyspieszyłam, zarzuciło rower, licznik zatrzymał się na prędkości 24,50 km/h, upadłam, przewiozło mnie po lodzie i z całym impetem uderzyłam głową o zmarznięty i pokryty lodem asfalt. Gdy się ocknęłam leżałam w poprzek drogi, rower przede mną. Podniosłam się. Jakoś wsiadłam na rower i pojechałam. Gapa. W tym amoku nie zauważyłam braku przedniej lampki. Ujechałam może z kilometr... Ale miałam szczęście lampeczka była cała, leżała przy krawędzi jezdni :)
Epilog filozofii jajka i kury :)
Po powrocie do domu okazało się, że mam drugą głowę na głowie, ale w całości. Następnego dnia z trudem poruszałam szyją tak naciągnęłam mięśnie i przy oddychaniu dopadał mnie kłujący ból w lewym boku. O głowie i innych częściach ciała nie wspomnę :) Wczoraj byłam u lekarza, dzisiaj jeszcze nie idę na rower, ale jutro kto wie :) I jeszcze coś - jeżdżę w czapce, od jesieni kupuję nowy kask, teraz kupię już na pewno i będę zakładać nie tylko na maratonach :) I nareszcie jestem PRAWDZIWYM ROWERZYSTĄ - po takiej wywrotce, a nie tylko z jakimiś siniakami i otarciami naskórka :)
DST: 23,71 km
Czas: 01:24
V AVG: 16,94 km/h
V MAX: 24,50 km/h
Kategoria Po pracy