W ganianego z burzą
-
DST
117.82km
-
Czas
05:10
-
VAVG
22.80km/h
-
VMAX
34.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
We wczesnym dzieciństwie moją ulubioną zabawą i moich kuzynów był "ganiany". Przebiegaliśmy robiąc zygzaki i uniki od linii do linii, aby nie dać się złapać, dotknąć ganianemu. To dopiero była frajda, a ile przy tym było śmiechu!
Mimo pochmurnych prognoz, dzisiejszy poranek nie wróżył ganianego z deszczem. Wprawdzie chmury chodziły, ale niebo było błękitne.
Do wczesnego popołudnia załatwiłam sprawy domowe i uciekłam na rower. Pogodne niebo zaglądało przez okno, więc nie powinno być źle :) Po pokonaniu kilku kilometrów - konsternacja - od północy nadciągały burzowe chmury.
Południowa strona nieba była jeszcze pogodna. Co robić - jak zawrócę, to mogę nie zdążyć do domu przed burzą. Deszcz to nic, ale od czasu do czasu przez niebo przebiegały błyskawice i jeszcze te groźne pohukiwania.....
Podjęłam błyskawiczną decyzję - jadę dalej w kierunku pogodnego nieba. Jakoś dziwnie burzowe chmury zaczęły mnie osaczać od północy i zachodu. Pomyślałam, że będę improwizować - robić zygzaki i uniki, jak w ganianym z dzieciństwa :)
Jechałam trasą treningowego kółeczka, ale tym razem w przeciwnym kierunku. Przede mną było pogodne niebo.
Za mną ciemne chmurzyska :(
A przed TYM uciekałam.
Modyfikowałam kółeczko obierając cały czas kierunek na błękitne niebo. Niestety, jak śpiewa Perfekt w swojej najnowszej piosence "Przychodzi kres na kres", przyszedł kres na błękit nieba... W miejscowości o dźwięcznie brzmiącej nazwie Tarło :) wjechałam w szaro-bure niebo. Dopadł mnie ganiany, ale tylko drobnym kapuśniaczkiem i tylko przez chwilę :) Miałam szczęście! Gdy wyjechałam na drogę główną, po przejechaniu kilku kilometrów, na jezdni pojawiły się olbrzymie kałuże. Zrobiło się zimno, a wiatr i tak bardzo porywisty zaczął przybierać na sile.
Pokręciłam się jeszcze po okolicy napotykając co raz kałuże. A ja suchutka :) Jakież było zdziwienie moich gdy wróciłam do domu. Nie mogli uwierzyć, że nie zmokłam, jak kilka sobót wcześniej, gdy wróciłam ociekająca wodą.
Dzisiaj przydały się umiejętności z dzieciństwa :) Burzowy ganiany nie doścignął mnie, a jedynie na otarcie swoich łez pokropił kapuśniaczkiem :))))
Kategoria Po pracy