Wielka Bieszczadzka czyli ultrzak Logina-część 1
-
DST
334.46km
-
Czas
13:00
-
VAVG
25.73km/h
-
VMAX
54.85km/h
-
Temperatura
22.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
O naszej Lubelszczyźnie śpiewało się dawniej piosenki. Ach Lubelskie, jakie cudne... A ja nie wiem dlaczego od dawna nuciło mi się zgoła inaczej. Ach, Bieszczady, jaki cudne... Bieszczady, Bieszczady...
Myślałam, chciałam i na tym się kończyło. Jednak znam kogoś, kto z
pewnością częściej ode mnie nucił i nuci, ach Bieszczady, jaki cudne... Login schodził Bieszczady wzdłuż i w szerz, a nawet nie jeden raz był tu na rowerze.
Pomysł i projekt Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej był Logina, wspólne miało być wykonanie. Ustaliliśmy termin wyjazdu na 28 lipca. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy pojadę. W pracy gonię przed wakacyjnym urlopem, odezwała się znowu wiosenna dolegliwość, jestem permanentnie zmęczona...
Przed południem 27 lipca odbieram telefon od Pawła.
- Jedziesz, potwierdzać rezerwację pokoju?
- Jadę, zdzwonimy się wieczorem.
Postanowione.
Umawiamy się o godz. 4.30 na ścieżce rowerowej. Wieczorem nastawiam budzik na 03.05, pakuję plecak, robię kanapki, chcę mieć zapas czasu, aby rano na spokojnie zjeść śniadanie.
Nie mogłam usnąć. Zaczynam się budzić, otwieram oczy, robi się widno za oknem. Telefon.
- Basia, ja już jadę.
- Paweł, ja jestem jeszcze w łóżku!!!!
- Co?
Rzucam telefon, zdążyłam jeszcze powiedzieć, szkoda czasu. Panika. Dlaczego budzik nie zadzwonił!!!??? Znowu dzwoni telefon. To Paweł.
- Spokojnie.
- Zaraz będę.
Nie jem, nie piję, ubieram się w wielkim pośpiechu i wychodzę, a może wybiegam. Czy wszystko zabrałam? Gdy Paweł dzwoni po raz trzeci, już jadę na spotkanie.
Paweł wita mnie uśmiechem, to nic, że mamy 45 minut opóźnienia.
Jedziemy lubelską arterią rowerową wzdłuż Bystrzycy. Dojeżdżamy do Zalewu Zemborzyckiego...
... i wyjeżdżamy z Lublina bocznymi drogami wśród pól.
Dojeżdżamy do drogi nr 835. Jedziemy w kierunku Przemyśla. Ruch na drodze jest dosyć duży. Jechałam tą trasą kilka razy autem. Mimo dużego natężenia ruchu chciałam pokonać ją kiedyś rowerem. I właśnie dzisiaj jest to "kiedyś". Trasa jest malownicza - pagórki, pola, lasy, wioski, miasteczka. Widoki rekompensują ryk aut. I jeszcze coś. Mamy sprzyjający wiatr. My nie jedziemy, my pomykamy 30 km/h i więcej :) Może uciekamy przed deszczem :) Wokół nas krążą ciemne chmury. Paweł sprawdził prognozę. Ma padać około godz. 20.00.
W barze, na jednej ze stacji benzynowej zatrzymujemy się na naleśniki z serem. Jaka cena, taka jakość. Zapłaciliśmy po 7 zł za porcję. Smakowały..., nie nie napiszę jak. Naleśniki były co najmniej wczorajsze, ciągnęły się jak guma i były odgrzane w mikrofali. A może napiszę, jak smakowały :) Ohydztwo.
Mijamy Biłgoraj, Tarnogród, Sieniawę z pięknym pałacem Izabeli Czartoryskiej, w którym aktualnie jest hotel i nigdzie się nie zatrzymujemy. Czy nie liczy się mój fotograficzny temperament? Po prostu cierpię katusze i jadę :)
Wzmocnieni naleśniczkami dojechaliśmy do Jarosławia. Trasa nie prowadzi przez centrum miasta, ale na moją prośbę korygujemy ślad. Nareszcie. Zatrzymujemy się na rynku.
Za Jarosławiem mamy odbić z drogi nr 835 w boczną drogę. Już mamy skręcić, gdy uwagę Pawła przyciąga wielki napis ZAJAZD.
Zatrzymujemy się w zajeździe Dwór Kresowy na naleśniki. Żałuję, że nie zrobiłam fotki tego CZEGOŚ co podała nam pani na ogromnym talerzu. Dwa wielkie naleśniki, obsmażone z bitą śmietaną, owocami - prażona połówka jabłka, kawałki banana i brzoskwini, winogron, pomarańcza i czekoladowy patyczek. Wyglądało to pięknie i apetycznie, a smakowało jeszcze lepiej :)
Do Przemyśla jedziemy trasą Green Velo.
Prowadzi ona przez Bolestraszyce koło Arboretum.
Arboretum – to wyodrębniony obszar, na
którym uprawiane są drzewa, krzewy i krzewinki dla celów naukowych i
hodowlanych. Nazwa wywodzi się od łacińskiego słowa arbor- drzewo.
Arboretum Bolestraszyce zostało założone w 1975r., zajmuje obszar 25 ha, w tym 0,87 ha stawów, Cisowa 283 ha. Ogółem 308 ha.
W
Bolestraszycach jednoczą się historia i czas współczesny. Historyczne
założenie obejmuje park i dwór, w którym w połowie XIX w. mieszkał i
tworzył znakomity malarz Piotr Michałowski. Arboretum obejmuje także
dziewiętnastowieczny fort dawnej Twierdzy Przemyśl. Wiekowe drzewa,
pozostałe z dawnych ogrodów zamkowych, stanowią malowniczy akcent wśród
nowych nasadzeń, na które składają się gatunki obcego pochodzenia i
rodzime drzewa, krzewy oraz rzadkie, zagrożone, ginące i chronione
gatunki roślin. Arboretum nawiązuje do starych tradycji małopolskich
ogrodów, w szczególności do: Sieniawy Izabeli Czartoryskiej, Zarzecza
Magdaleny Morskiej – Dzieduszyckiej, Dubiecka Krasickich, Miżyńca
Lubomirskich i Medyki Pawlikowskich.
Byłam w Arboretum Bolestraszyce dwa tata temu. Ogród jest przepiękny, polecam.
Dzięki uprzejmości pana z portierni wchodzę za bramę, aby zrobić choć jedną fotkę. A Paweł...
- Basia, szybko, jedziemy, raz, raz!
Gdzie mu się tak spieszy. Pan z portierni ze śmiechem mówi, abym mu się nie dawała :) Żartujemy, a Paweł czeka :)
Kto wjeżdżał do Przemyśla ten wie, że panorama miasta jest urzekająca. Niestety wjeżdżamy w sznurze aut i o zatrzymaniu się choć na chwilę nie może być mowy. Przed wjazdem do miasta obiecałam Pawłowi, że zatrzymamy się tylko na jedno zdjęcie...
Znowu to samo.
- Basia, jedziemy.
Tylko Basia i Basia, jedziemy i jedziemy :) Zapomniał, że są inne słowa :)
Być w Przemyślu i nie mieć fotki z dobrym Wojakiem Szwejkiem. Proszę pana, aby zrobił nam zdjęcie.
Za Przemyślem powoli zmienia się krajobraz. W oddali widać góry. Tam jedziemy.
Z Przemyśla kierujemy się do Arłamowa rowerowym skrótem, czyli im dalej tym lepiej. Odbijamy w boczną drogę, którą jechaliśmy wracając z BBT.
Podjazd do Arłamowa jest taki sam jak dwa lata temu, gdy jechałam w MRDP Góry. Moim zdaniem jest przereklamowany, wcale nie jest aż tak ciężko, jak niektórzy mówią. Wyprzedzam Pawła, aby poczekać na niego i zrobić mu zdjęcie, a potem znowu go wyprzedzam i na szczyt dojeżdżam solo :)
Do hotelu w Arłamowie nie wstępujemy. Zresztą nie ma po co, nasza piłkarka kadra nie ma tam teraz zgrupowania :)
Bieszczadzkie drogi są bardzo malownicze. Mogłabym nimi jechać i jechać...
Dojeżdżamy do Ustrzyk Dolnych. W Karczmie Młyn zatrzymujemy się na obiad. Tym razem zamawiamy żurek i pierogi ruskie.
Jedzenie było wyborne, a miejsce urokliwe. Polecam.
Robi się późno. Straszą ciemne chmury. Po raz drugi korygujemy trasę. Nie dojeżdżamy do Ustrzyk Górnych, tylko przed nimi, odbijamy w boczną drogę, skracamy trasę o około 5 km i jedziemy bezpośrednio do Wetliny. Droga, którą jedziemy pnie się w górę. Podjazd jest dosyć łagodny, jedynie końcówka, przed przełęczą wije się serpentynami. Do Wetliny mamy zjazd. Ależ jest przyjemnie, nie trzeba pedałować. Paweł pogonił, a ja sprawdzam co raz hamulce :)
W Wetlinie wstępujemy do sklepu po zakupy na śniadanie. Gdy wychodzimy pada deszcz, prawie leje. Dobrze, że do hotelu mamy około kilometra. Prognozy prawie się sprawdziły - opada, ale z opóźnieniem.
Mieliśmy szczęście, prawie nie zmokliśmy, ale i tak wszystko wypakowaliśmy do wysuszenia, robiąc przy tym wielki rowerowy bałagan.
Jutro czeka nas powrót do Lublina.
Kategoria Rekordy, Wycieczki
komentarze
Z przyjemnością przeczytam ciąg dalszy.
dzięki za wyjazd i pozdrawiam. Czekam na ciąg dalszy relacji.