Basik prowadzi tutaj blog rowerowy

San Diego de Los Banos

  • DST 45.00km
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 23 stycznia 2018 | dodano: 18.03.2018

Wieczorem blaszak zatrzymał się w centrum San Diego de Los Banos. Czy my już jesteśmy w Dolinie Viñales, czy wreszcie zobaczę to co mnie tu przyciągnęło. Czy zobaczę  Mogotes – bajeczne skalne ostańce będące częścią pasma górskiego Sierra de los Órganos.

San Diego de Los Banos zgodnie z wpisem w przewodniku jest lokalnym spa prowincji Pinar del Rio, które od wieków ściąga kuracjuszy. Dzisiaj także na przyjezdnych czekają masaże, okłady z błota wulkanicznego, kąpiele w wodach mineralnych w Hotelu Mirador.
Wysiadam z blaszaka i czuję, że jestem w miejscu, do którego już zawsze będę wracać myślami. Dlaczego? Nie wiem, po prostu to czuję.Zdawać by się mogło, że jest to jedno z wielu zwyczajnych kubańskich miasteczek, więc skąd to uczucie. Adam chyba czyta w moich myślach, nie muszę mówić, że zostajemy tu na noc. Pytamy o pokój w hotelu dla miejscowych. Są wolne pokoje, ale nie dla turystów. Odsyłają nas do "naszego" Hotelu Mirador. Trudno mi przywyknąć do kubańskich podziałów na swoich i obcych. Z pomocą przychodzi jak zwykle miejscowy. Wynajmujemy przestronny pokój w casa particulare.
Chcę jak najszybciej rozpakować sakwy, odświeżyć się i wyjść na spacer. Nie wypowiadam na głos swoich myśli, ale Adam znowu w nich czyta. Idziemy na spacer. Na ulicach świecą się latarnie. Z zaciekawieniem oglądamy małe jednorodzinne domy, zaglądamy do środka przez otwarte okna i drzwi. Kuba - nie Kuba, jest inaczej. Z daleka czuję zapach świeżego pieczywa. Piękny zapach. Mimo późnej pory kupujemy bułki w piekarni. Kolacja i śniadanie zapowiadają się przepysznie. 
Adam przygotował królewskie śniadanie - bułki z "masłem" bananowym i miodem, herbata, miód, banany, ananas. Żartuję, że preferuje dietę Małysza. Smakowało wybornie. 

Po śniadaniu ruszamy w miasto. Adam idzie do Hotelu Mirador zażyć uzdrawiających kąpieli

a ja odkrywam San Diego de Los Banos w promieniach porannego słońca.

W blasku dnia domy nie straciły uroku.

Urzeka mnie to miejsca swoim spokojem, bezruchem, zaściankowatością. Tu czas płynie wolniej. Zatrzymuję się w parku. Siadam na ławkę.

Przyglądam się ludziom idącym ulicą, obserwuję dzieci na zajęciach w-f. Nie ma zgiełku, nie ma pośpiechu, jest cudowna monotonia i spokój. Czy ja śnię, czy to się dzieje naprawdę. Nie myślałam, że na Kubie odnajdę miejsce gdzie ożyją wspomnienia z mego dzieciństwa.

Jeszcze tu jestem, a już tęsknię za tym miejscem i mimo, że byłam tu tylko chwilę, wiem, że będę wracać myślami do San Diego de Los Banos.
Czas się nie zatrzymał. Wrócił Adam, pożegnaliśmy gospodarza i ruszyliśmy w drogę. Dzisiaj zamierzamy obejrzeć/zwiedzić jaskinię Portales - Cueva de Los Portales, jaskinię, która była kwaterą główną zachodniej armii dowodzonej przez Che Guevarę podczas inwazji w Zatoce Świń w 1962r.
Zanim wyjedziemy z San Diego de Los Banos czeka nas niespodzianka. Zostajemy zaproszeni do fabryki cygar.


Nasza droga do jaskini Portales prowadzi przez Park Narodowy La Güira. Dawniej z San Diego de Los Banos prowadził do niego most wiszący nad rzeką. Nie ryzykujemy przeprawy przez coś co dawniej było mostem, jedziemy zwykłą drogą :)

Wjazd do parku jest płatny. Bilet kosztuje 5 CUC.

Teren, na którym znajduje się park należał początkowo do kubańskiego polityka Jose Manuela Cortiny, który wybudował tutaj okazałą hacjendę i elegancki ogród. Po rewolucji majątek przeszedł w ręce państwa. W 2014r. przeprowadzono renowację budynku i uporządkowano ogród.
W parku spędzamy kilka godzin.





Wyjeżdżamy po południu. Droga jest urokliwa. 


Do jaskini dojeżdżamy przed godz. 17.00.

Jesteśmy jedynymi zwiedzającymi. Za bilety płacimy po 1 CUC.
Jaskinia jest imponujących rozmiarów grotą.

Wewnątrz mieści się mały skansen, gdzie znajdują się łóżko i stół, z których korzystał Che Guevara




Robi się późno. Dojeżdżamy do miasteczka Canalete. Jemy kolację w lokalnej restauracji i ruszamy w dalszą drogę do Viñales. Jest ciemno. Jedziemy lokalną szutrową drogą. Chcemy dojechać jak najbliżej  Viñales.
Droga jest koszmarna - wyboje, dziury, podjazdy, zjazdy, olbrzymie kałuże i kurz, niesamowity kurz. Trochę jadę, trochę prowadzę rower. Nie mam hamulców. Adam podkręca linki. Jest ciut lepiej, mam wrażenie, że minimalnie działa przedni hamulec. Jestem bardzo znużona. Zbliża się północ kiedy rozbijamy namiot na wzniesieniu, na leśnej polanie. Biorę butelkowy prysznic, zanurzam się w śpiworze i sama nie wiem kiedy usypiam. 


Kategoria Kuba 2018


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa dzien
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]