Dolina Dunaju - Baja
-
DST
63.53km
-
Czas
04:31
-
VAVG
14.07km/h
-
VMAX
33.39km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Około godz. 4.00 obudziły mnie głosy dwóch mężczyzn. Byli to wędkarze. Mężczyźni trajkotali niczym dwie przekupki. Ciekawe, czy zauważyli nasze namioty, a może właśnie tak rozprawiali o naszym biwaku. Nie mogłam usnąć. Drzemałam i się budziłam. Panowie mieli gadane, a może to woda tak niosła głosy i je potęgowała.
Wstałam o godz. 6.20. Niepotrzebnie spojrzałam do lusterka. Jak ja wyglądam, co się stało z moimi oczami?! Zbyt krótki sen sprawił, że miałam strasznie napuchnięte powieki. Umyłam twarz zimną wodą z bidonu. Co tam, przecież jestem na rowerowej włóczędze, a nie na jakiś ekskluzywnych wczasach. Nie leżę na leżaku i nie pachnę, tylko pedałuję w pocie czoła. Zresztą, czy ktoś zwraca na mnie uwagę, a swoim komarzym wielbicielom i tak się podobam. Ręce i nogi mam w czerwonych bąblach po ich ukąszeniach.
W sąsiedztwie wędkarzy zajęłam się śniadaniem i suszeniem namiotu. Śniadanie miałam na bogato - zupka chińska i kanapki z żółtym serem, a do tego herbata. Jednym słowem - wyprawowe rarytasy.
Gdy już byłam spakowana i przygotowana do drogi podszedł do mnie starszy pan - jeden z wędkarzy. Zaczął oglądać mój rower, sakwy, a nawet podniósł Scotta za tylne koło. Zaczęliśmy rozmowę na migi. Pan gestami i wyrazem twarzy mówił, jaki to rower jest ciężki i patrzył na mnie z uznaniem. Ja potakiwałam twierdząco głową. Następnie przeszliśmy do dialogu - ja nie znałam węgierskiego, on polskiego i oboje nie znaliśmy biegle angielskiego, ale mimo to doskonale się rozumieliśmy. Powiedziałam, że jestem z Polski, z Lublina, pokazałam na mapie naszą trasę, mówiłam przez które miasta jechaliśmy i dokąd chcemy dojechać. Co więcej - pochwaliłam się gdzie dotychczas byłam na wyprawach. Pan powtarzał nazwy wymienianych przeze mnie państw i patrzył na mnie z coraz większym uznaniem. Poklepywał mnie po ramieniu. Jakżeż ja urosłam! Nie wiem, czy cokolwiek widział na małym ekranie mego aparatu fotograficznego, gdy pokazywałam mu zdjęcia z Kuby. Rozmowa była bardzo miła. Otaczają nas życzliwi ludzie, wystarczy jeden uśmiech, serdeczny gest, aby sobie ich zjednać. Nie trzeba znać innych języków, aby się porozumieć. Wystarczy jedynie mowa serca.
O godz. 8.30 dołącza do nas kolega. Jest punktualny. Żegnam się z moim przemiłym rozmówcą. Zaczynam kolejny dzień w drodze.
Przez miasto prowadzi nas ścieżka rowerowa. Jedziemy główną ulicą. Nie rozglądam się zbytnio. Miasto, jak miasto. Po prostu przez nie przejeżdżam. Nawiguję z pomocą Garmina, przy czym kontroluję wybraną przez niego trasę z mapą papierową i mapą Osmand na smartfonie. Hania jedzie za mną. Dzisiaj chcemy dojechać do miasta Baja, przy czym głównym celem i atrakcją ma być Las Gemenc.
Trasa do Lasu Gemenc prowadzi przez miasto Szekszárd.
Miasto Szekszárd (wymowa Seksard) położone jest nad rzeką Sió około 20 km od brzegu Dunaju. Jego początki sięgają czasów starożytnych. Wówczas znajdowała się tu celtycka osada zwana Alisca. W kolejnych wiekach miasto zostało zajęte przez Rzymian. W XI wieku Szekszárd uzyskało prawa miejskie. Wzniesiono został zamek obronny, który był często odwiedzany przez ówczesnego węgierskiego króla Bélę I.
Rozwój miasta został przerwany przez okupację turecką w 1541 roku, a po wycofaniu się Turków w 1686 roku, do miasta sprowadzeni zostali osadnicy ze Szwabii. Do połowy XIX Szekszárd leżał na brzegu Dunaju. W wyniku regulacji rzeki miasto zostało odsunięte w głąb lądu.
Współczesny Szekszárd to królestwo wina. Okoliczne wzgórza
pokrywają winnice. W mieście zachowało się wiele ciekawych i zabytkowych budowli.
Zatrzymujemy się na głównym placu - deptaku. Ulica wręcz kipi zielenią. Stylowe kamienice zasłaniają drzewa, pod którymi ustawione są ławki. Po obu stronach ulicy ciągnął się kawiarenki, można odpocząć, napić się kawy i skosztować miejscowych słodkości.
Hania zatrzymuje się w jednej z kawiarenek, a ja jadę dalej.
Zatrzymuję się na rynku. Moją uwagę przyciąga wzniesiona w 1753 roku
barokowa kolumna Trójcy Świętej, budynek dawnego Urzędu Powiatowego w stylu klasycystycznym oraz ratusz. Na rynku znajduje się także jednonawowy rokokowy kościół Zbawiciela, który jest aktualnie w renowacji. Na rynku znajduje się także pomnik króla Beli I. Robię kilka kółeczek i wracam do Hani.
Nie jesteśmy jedynymi sakwiarzami, którzy zatrzymali się w kawiarni. Oni odjeżdżają, a my jeszcze chwilę odpoczywamy przy filiżance kawy.
Wprowadzam do Garmina adres Bárányfok. Chcemy tutaj wsiąść do kolejki wąskotorowej, którą przemierzymy Las Gemenc - las łęgowy. Zgodnie z definicją zawartą w Wikipedii las łęgowy to zbiorowisko leśne, występujące
nad rzekami i potokami, w zasięgu wód powodziowych, które podczas zalewu
nanoszą i osadzają żyzny muł. Najbardziej typową glebą dla lasów łęgowych jest holoceńska mada rzeczna. Siedliska niemal wszystkich łęgów związane są z wodami płynącymi. Lasy te narażone są na wyniszczenia spowodowane m.in. pracami związanymi z regulacją koryt rzecznych oraz melioracjami wodnymi.
Las Gemenc został uznany w 1996 roku za park narodowy, a w 1997 roku
wpisany na listę światowego dziedzictwa. Rozciąga się na zachodnim
brzegu Dunaju i jest reliktem lasów łęgowych występujących licznie w
dolinie Dunaju przed jego regulacją. Las łęgowy nad Dunajem jest największym
tego typu zbiorowiskiem w Węgrzech i jednym z większych w Europie. Charakteryzuje go zróżnicowana flora
i fauna terenów zalewowych, są to też tereny łowieckie z kilkusetletnią
tradycją. Żyją tu m.in. jelenie, dziki, bociany, czaple szare, orły
łąkowe i latawce a także wiele gatunków płazów i gadów. W części lasu utworzonych
zostało kilka ścieżek przyrodniczych dostępnych dla wędrowców i rowerzystów.
Po pokonaniu kilkunastu kilometrów jesteśmy na miejscu. Są tory, stacja kolejowa, tylko kolejka z niej nie odjeżdża. Okazało się, że leśna kolejka wąskotorowa ma swoją stację początkową w Pörböly - miejscowości, do której zamierzaliśmy dojechać i wyruszyć z niej do miasta Baja. Dowiaduję się o tym od przemiłej pani z kawiarenki w budynku stacji kolejki. Po raz kolejny dzisiejszego dnia pomogła mi mowa serca. Tak, wokół nas jest pełno życzliwych ludzi. Pani wytłumaczyła mi ponadto, że do Baja jest 20 km i dojedziemy tam asfaltową drogą biegnąca obrzeżem Lasu Gemenc. Czar prysł. Szkoda. Jest mi głupio przed Hanią, że nie doczytałam skąd odjeżdża kolejka, tym bardziej, że pomysł wycieczki przez Las Gemenc był mój.
Leniuchujemy chwilę przy filiżance kawy i ruszamy do Baja. Hania zaczyna odczuwać ból w kolanie. Nie wróży to najlepiej naszej dalszej wyprawie.
Początkowo jedziemy drogą asfaltową. Coś mnie kusi, aby wjechać do lasu. Przed wyjazdem narysowałam trasę przez las biegnącą w pobliżu kolejki wąskotorowej. Hania przystaje na moją propozycję. Skręcamy w leśną drogę. Jedziemy śladem wprowadzonym do Garmina. Droga jest niczym leśna autostrada. Po przejechaniu kilometra lub dwóch ślad w Garminie wskazuje, że powinniśmy odbić w prawo. Kończy się leśna autostrada. Dalej mamy jechać przecinką. Z oddali dobiegają nas głosy jeleni. Jest cudownie. Las jest piękny, jednakże nie ryzykujemy jazdy z sakwami trawiastą leśną drogą. Ja chętnie pojechałabym, ale decyzja nie należy tylko do mnie. Wracamy na asfalt. Zostaję w tyle. Muszę się zatrzymać, po prostu muszę! Być w tak cudownym miejscu i nie sprawdzić co kryją leśne knieje?! Wchodzę w głąb. W dali widzę mokradła. Pięknie. Szkoda, że muszę wrócić na asfaltową drogę.
Hania nie czuje się najlepiej. Ból się nasila. Z trudem pedałuje. Mam wrażenie, że droga do Pörböly ciągnie się w nieskończoność. Dojechaliśmy. Zatrzymujemy się aby odpocząć i zjeść kanapkę. Hania jest bardzo dzielna. Bierze tabletkę przeciwbólową i chce jechać dalej i to jaką drogą! Ja proponuję dojazd do Baja główną drogą, chcę dotrzeć tam jak najszybciej, aby Hania nie męczyła się zbytnio, ale ona wybiera inną opcję. Do Baja pojedziemy niebieskim szlakiem prowadzącym przez Las Gemenc. Jaka niespodzianka na koniec dnia! Jeszcze przez dłuższą chwilę będę mogła cieszyć się tym wyjątkowym miejscem.
Na obrzeżach lasu jest dzielnica domków letniskowych. Dojeżdżamy do mostu i przejeżdżamy na drugą stronę Dunaju. Jesteśmy w Baja. Zatrzymujemy się w Tesco na zakupy. Zbliża się godz. 18.00. Pora pomyśleć o noclegu. Podejmujemy decyzję o powrocie na drugą stronę Dunaju. Rozbijamy biwak na plaży w bliskim sąsiedztwie mostu i jakiegoś zakładu po drugiej stronie rzeki. Miejscówka jest fajna, ale ma jedną wielką wadę - jest strasznie głośno. Auta i pociągi jadące przez most robią niesamowity huk. Odgłosy dochodzące z zakładu po drugiej strony Dunaju są równie głośne.
Zapada zmierzch. Nie jestem głodna, nie jem kolacji. Kąpię się w Dunaju i zamykam w namiocie. Wsuwam się głęboka do śpiwora. To nie pomaga. Dochodzą do mnie z zewnątrz odgłosy pędzących aut po moście i odgłosy fabryki. Nie wiem czy usnę tej nocy, ale wiem na pewno, że jutro rano nie spojrzę do lusterka.
Kategoria Dolina Dunaju 2018