Czerwiec, 2016
Dystans całkowity: | 1619.26 km (w terenie 31.00 km; 1.91%) |
Czas w ruchu: | 53:32 |
Średnia prędkość: | 26.96 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.18 km/h |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 85.22 km i 3h 08m |
Więcej statystyk |
Na jagody
-
DST
58.89km
-
Teren
6.00km
-
Czas
02:29
-
VAVG
23.71km/h
-
VMAX
32.30km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj przed południem wybrałam się na jagody, a jutro na obiad zrobię parowańce z jagodami. Pychota :)
I jeszcze coś - zmieniły się cyferki na moim liczniku. Powitałam dzisiaj dziewiatkę - jagodziankę :)
Kategoria Po pracy
Test licznika
-
DST
20.69km
-
Czas
00:43
-
VAVG
28.87km/h
-
VMAX
36.24km/h
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sigma ruszyła! Za radą Młodego wymieniłam baterię w czujniku. Pomogło. Mądruś z tego Młodego :)
Kategoria Po pracy
Wesołe jest życie emeryta
-
DST
80.52km
-
Teren
25.00km
-
Czas
04:04
-
VAVG
19.80km/h
-
VMAX
36.90km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
O ile dobrze pamiętam i kojarzę, to kiedyś Starsi Panowie śpiewali o wesołym życiu staruszka. Dawniej staruszek kojarzył się z emerytem, a dzisiaj od emeryta do staruszka prowadzi długa, bardzo długa droga.
W ubiegły piątek robiąc zakupy w Biedronce spotkałam znajomego emeryta, przed którym perspektywa długiej drogi do staruszka. Kiedyś pracowaliśmy w ościennych firmach. On 7 lat temu odszedł na emeryturę, ja dojrzałam, zmieniłam miejsce pracy, ale mimo to pozostaliśmy znajomymi. Stojąc przy stoisku owocowo-warzywnym od słowa, do słowa przeszliśmy na tematy rowerowe.
Tak, on słyszał, że ja jeżdżę, ja... - jak miło dowiedzieć się, że on także jeździ rekreacyjnie. Co więcej - jeździ w parze z kolegą z firmy (także moim znajomym) - emerytem niekoniecznie staruszkiem, co więcej - Panowie jeżdżą codziennie od godz. 9.00, co więcej - zaprasza mnie na wspólna wycieczkę! Pyta, czy byłam w Bobrówce. Nie, nie byłam i chętnie pojadę!
O Bobrówce po raz pierwszy usłyszałam około 2 lata temu od znajomego weterynarza. Podobno to urokliwe miejsce.
Bobrówka jest ścieżką edukacyjną znajdującą się na terenie Nadleśnictwa Parczew. Można do niej dojechać m. innymi drogą leśną prowadzącą od leśnej ścieżki lub od Ostrowa Lubelskiego historyczną drogą o nazwie "Trakt Królewski" - drogą łącząca dawniej Kraków z Wilnem, którą wielokrotnie podróżował Władysław Jagiełło.
W ten sposób umówiłam się ze znajomymi emerytami, niekoniecznie staruszkami, na wycieczkę do Bobrówki.
Dzisiaj rano zadzwonił jeden z nich, aby "domówić" szczegóły. Ustaliliśmy miejsce i godzinę zbiórki - śluza koło stawów/godz.9.30.
Wyszło mi z głowy, że przecież mam jechać na Scottcie... Wyjeżdżam z domu o godz. 9.05, a może nawet ciut później. Czy zdążę, czy zdołam przejechać 10 km do godz. 9.30?! Pedałuję, pedałuję, pedałuję! Godz. 9.29 - jestem na miejscu, a znajomych brak. Jadę im na przeciw. Są.
Jak miło spotkać służbowych znajomych w niesłużbowych okolicznościach. W czasach, gdy widywaliśmy się służbowo pozostawaliśmy na pani/pan, tym bardziej, że byłam wówczas żółtodziobem, a dziś przeszliśmy płynnie od pani/pan na ty. Ach, te rowery, jak one zbliżają służbowych znajomych.
Jedziemy na leśną ścieżkę. Trasa? To się zobaczy, im więcej polnych dróg, tym przyjemniej.
Nareszcie jadę w terenie! Jak to miła odmiana!
Dojeżdżamy do wioski wyglądającej na zapomnianą przez Boga i ludzi.
Szutrowa droga zamienia się w drogę z nawierzchnią, która dawniej prawdopodobnie była asfaltem, ale co tam droga, skoro są takie widoki...
W oddali widać żelazny most. Ileż to razy przejeżdżałam pociągiem przez ten most, ale rowerem dotąd tam nie dojechałam.
Odbijamy w drogę prowadząca w kierunku mostu.
Jesteśmy na moście.
Z mostu rozciąga się widok na rzekę Tyśmienica i jej rozlewiska. Jest urokliwie. Jedyny minus - to migająca dioda od baterii. Nie wiem, jak to się stało, przecież po wycieczce do Zamościa zmieniłam baterię. Będę musiała poskromić swój fotograficzny temperament.
W pobliżu mostu znajduje się przepompownia. Pedałujemy dalej dróżką ułożoną z niewielkich płyt brukowych w postaci dwóch ciągów na szerokość kół samochodu. Ciekawostka.
Jedziemy ścieżką przyrodniczą "Dolina Tyśmienicy". Robimy fotkowy postój przed Kapliczką Świętego Kajetana.
Dojeżdżamy do trasy mego leśnego kółeczka. Chwila i jesteśmy na leśnej ścieżce. Na ścieżce wieje pustką. Mijamy jedynie dwie panie uczące się jeździć na rolkach. Jedziemy całą szerokością, jak królowie leśnych ścieżek. Gadamy, żartujemy, wspominamy dawne dobre czasy oraz znajomych, którzy odeszli...
Ci dzisiejsi emeryci. Ile w nich werwy, radości, pogody ducha. Jeden z moich znajomych żartuję, że gdyby posłuchał mamusi i zatrudnił się u kolejarzy, to jeszcze przez długie lata nie pojechałby na rowerową wycieczkę do Bobrówki.
W miłej atmosferze dojeżdżamy do Jeziora Obradowskiego. Jak tu pięknie. Jak zwykle.
Z leśnej ścieżki odbijamy w jedną z bocznych dróg. Coraz bliżej Bobrówki.
Jest pięknie, przepięknie, urzekająco. Jak mi brakowało takiej jazdy leśną drogą.
Przy drodze przed Bobrówką stoją trzy krzyże ku czci bezimiennych powstańców Powstania Styczniowego.
Dojeżdżamy do Bobrówki.
Ścieżka przyrodnicza Bobrówka ma kształt pętli okalającej staw młyński "Gościniec", odtworzony w 2011r.i łączącej miejsca po nieistniejących już młynach wodnych Kozera i Gościniec. Stanowi ją drewniana kładka i szutrowa ścieżka przebiegająca przez zróżnicowane tereny. Można podziwiać różne siedliska leśne, staw Gościniecki oraz meandry dzikiej rzeki Bobrówka. Całkowita długość ścieżki to około 3,3 km. Na trasie ścieżki zlokalizowane zostały 3 pomosty widokowe oraz przystanki wyposażone w tablice edukacyjne przybliżające tematykę gospodarki leśnej prowadzonej przez leśników.
A tak wygląda w bardzo dużym fotograficznym skrócie...
Zauroczyłam się tym miejscem. Szkoda, że z aparatem/baterią wyszło, jak zwykle... Jednak, nie ma tego złego - będzie okazja, aby tu wrócić. Tak, myślę, że będę często tu wracać.
Zatrzymujemy się w altanie przy parkingu i gadamy, gadamy, gadamy, żartujemy, żartujemy, żartujemy.... Wesołe jest życie emeryta :)
Pora wracać. Wracamy tą samą drogą do leśnej ścieżki i przez moment wspólnie pedałujemy. Rozstajemy się na drodze przecinającej ścieżkę. Moi znajomi obierają kierunek dom, a ja nie potrafię odmówić sobie przyjemności przejechania całej ścieżki w tą i nazad. Zataczam swoje codzienne kółeczko.
To była bardzo udana wycieczka. Ożyły wspomnienia i... jesteśmy umówieni na kolejną wycieczkę. Kiedy? Czas pokaże :)
Kategoria Wycieczki
Strajk licznika cd.
-
DST
75.00km
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Licznik nadal strajkuje. Dobrze, że na blogu mam pełną dokumentację dystansu kółeczek. Dzisiaj pognałam trasą kółeczka z 10 maja, czyli leśnym kółeczkiem bez nawrotko/zawrotki na wojewódzkiej, a z kilometrową nawrotko/zawrotką na głównej w kierunku Jeziora Białe. Dzisiejszy zapis dystansu powinien brzmieć - nie mniej niż 75 km. Dziwnie jedzie mi się bez licznika, mam wrażenie, że pedałuję noga za nogą, a może tak właśnie teraz pomykam. Sprawię Sigmie nowe baterie, może tym ją zachęcę do dalszej współpracy ze Specem, a jeśli to nie przyniesie efektu - Spec będzie musiał zaprzyjaźnić się z nowym licznikiem.
Kategoria Po pracy
Strajk licznika
-
DST
101.00km
-
Temperatura
19.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mój licznik znowu zastrajkował. Działał do 0,86 km, po czym zaczął uparcie migać zerami. A może on także dostał alergii od sobotniego słońca, a może dzisiaj było mu po prostu za zimno?
Wykręciłam swoje ulubione kółeczko przez leśną ścieżkę. Bez licznika nie kombinowałam z dystansem, ściśle trzymałam się trasy kółeczka :)
Kategoria Po pracy
Wycieczkowo, kółeczkowo
-
DST
259.12km
-
Czas
09:55
-
VAVG
26.13km/h
-
VMAX
58.18km/h
-
Temperatura
34.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
W poniedziałek odebrałam sms od Logina. Pytał, czy nie miałabym ochoty na wycieczkę w czasie weekendu. Login i wycieczka?! Przecież to ścigant! Czy on potrafi jeździć rekreacyjnie?! Ścigant - czy nie ścigant, wycieczka - czy nie wycieczka, najważniejsze, że można spotkać się ze znajomym i wspólnie popedałować.
Umawiamy się na sobotę na godz. 8.00. Na miejsce zbiórki docieram oczywiście na kołach. Zapowiada się upalny dzień. Synoptycy straszyli afrykańskim upałem. Jadę bez pośpiechu, a to tu się pogapię, a to wrócę po leżąca na poboczu biało-czerwona chorągiewkę i przy okazji zaliczę wywrotkę, bo wypięłam z pedału prawą nogę i zapomniałam o lewej, a czas ucieka. Spoglądam na zegarek, przeliczam w myślach kilometry i... mam co najmniej 10-minutowe opóźnienie. Nie zauważam, jak dojeżdża do mnie dwóch rowerzystów na kolarkach, mówią mi cześć i... moje szanse na dotarcie na miejsce zbiórki na czas wzrastają. Podpinam się do nich i na umówione miejsce przyjeżdżam punktualnie o godz. 8.00. Z daleka dostrzegam samochód Logina a obok niego nieznajomego mężczyznę w rowerowym stroju. Mężczyzna wchodzi do sklepu, ja podjeżdżam do auta. Czekam chwilę i ze sklepu wychodzi ktoś podobny do Logina. Czy to on, co się stało z jego włosami?! Login zmienił fryzurę - ściął włosy.
Ładujemy mój rower do samochodu i jedziemy do Krasnegostawu. W drodze zapowiadam, że skoro jedziemy na wycieczkę, to zamierzam uwiecznić ją na zdjęciach.
W Krasnymstawie jesteśmy przed godz. 9.00. Login proponuje kilka minut fotkowego postoju na rynku. On zostaje przy rowerach, a ja szukam ładnych kadrów.
Krasnystaw to urokliwe miasteczko. Jestem tu po raz drugi.
Moją uwagę przyciąga Kościół św. Franciszka Ksawerego wzniesiony na przełomie XVII i XVIII wieku jako świątynia zakonu jezuitów. Jest to typowa budowla jezuicka.
Jeszcze fotka Magistratu...
i wracam do Logina. Zastanawiamy się dokąd pojechać - do Czech, Węgier, Norwegii, Szwecji, a może na Ukrainę?
Wybór poda na Zamość trasą prowadzącą przez Chełm. Jedziemy drogą wojewódzką nr 812. Jest ciepło, a nawet bardzo ciepło.
Zatrzymujemy się na chwilę w miejscowości Krupe. Oglądamy zamek.
Zamek zwany jest fortecą, budowano go od początku XVI w.
przynajmniej do pierwszej połowy XVII stulecia. Został wzniesiony
przy rozlewiskach dopływu rzeki Wieprz.Ich częścią jest jeziorko
znajdujące się tuż przy zamku. Do dzisiaj zachowały się jedynie ruiny.
Koło zamku trwają przygotowania do imprezy plenerowej. Panowie rozbijają namioty, rozstawiają krzesełka.
Jedziemy dalej. Do Chełma mamy około 30 km.
Dojeżdżamy do Chełma. Zatrzymujemy się na rynku przy studni. Login zostaje przy rowerach, a ja szukam ładnych kadrów.
Jadąc do rynku zwróciłam uwagę na majestatyczne wieże.
Są to wieże Klasztoru i Kolegium Pijarów przy Kościele Rozesłania św. Apostołów.
W Chełmie nie zatrzymujemy się zbyt długo. Naszą wycieczkę ograniczamy jedynie do pobieżnego zwiedzenia rynku i spaceru po deptaku. Nie zaglądamy do Podziemi Kredowych i nie jedziemy na Górę Chełmską, gdzie znajduje się barokowa Bazylika Narodzenia NMP. Jest więc powód, aby odwiedzić Chełm po raz kolejny.
Wzmaga się upał. Dla ochłody jemy lody. Ja wybieram wersję na bogato.
Do Zamościa pozostało około 50 km. W normalnych warunkach jazda zabrałaby nam około dwóch godzin, ale w takim upale i porywistym wietrze w twarz, Zamość jawi mi się jak ziemia obiecana, do której podróż dłuży się i dłuży...
Loginowi najwyraźniej skwar i wiatr nie przeszkadza. Jedzie jak natchniony - jest w swoim żywiole. Ja zostaję w tyle. Wiatr jest dla mnie okropny, a do tego słońce. Spoglądam na termometr na liczniku - wskazuje 41,9 stopni na plusie.
Do Zamościa docieramy około godz. 14.00. Jedziemy na Stare Miasto.
Zamojskie Stare Miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Jest ono wizytówką Zamościa.
Nie sposób odmówić takiemu zaproszeniu...
Rowery odpoczywają w cieniu, a my pod parasolkami przy zimnej Pepsi.
Wyjeżdżamy z Zamościa w czasie, gdy zaczyna się mecz Polska-Szwajcaria. Na ulicach panuje mały ruch.
Do Krasnegostawu jedziemy drogą krajową K-17. Tym razem mamy sprzyjający wiatr w plecy. Login nie jedzie - on szaleje na rowerze. Mnie zmógł upał. Dostałam uczulenia od słońca. Nie pomógł krem z filtrem.
Jadę za Loginem, a jego sylwetka oddala się, oddala... Jednak dobry z niego kompan, co raz czeka na mnie. Do Krasnegostawu wjeżdżamy razem. Wspólnie pokonaliśmy około 120 km.
Wracamy na miejsce zbiórki. W aucie jest bardzo... chłodno. Klimatyzacja to wyjątkowy wynalazek. Żegnamy się mówiąc - do zobaczenia na rowerach następnym razem.
Do domu wracam także na kołach. Mam dosyć jazdy krajówką. Jadę bokami - drogami równoległymi do K-19 i wjeżdżam na nią tuż przed moją wojewódzką. Nadrabiam kilometrów, ale w zamian nie jadę w tłumie aut.
Mimo zmęczenia, uczulenia od słońca, nie żałuję, że wybrałam się w taki skwar na rower. To była bardzo fajna wycieczka. Dziękuję Pawle za wspólne pedałowanie.
Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna
Zaznać chłodu
-
DST
21.71km
-
Czas
00:48
-
VAVG
27.14km/h
-
VMAX
32.52km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiejsze popołudnie spędziliśmy na rodzinnym świętowaniu imienin wujka Janka. Do domu wróciliśmy po godz. 20.00. Nie mogłam uwierzyć, że termometr pokazuje 28 stopni na plusie. W cywilnych spodenkach i koszulce oraz profesjonalnych butach spd :) wybrałam się na rowerowy spacer, aby zaznać chłodu...
Kategoria Po pracy
Czasówka i miesięczniaczek :)
-
DST
110.96km
-
Czas
03:41
-
VAVG
30.12km/h
-
VMAX
44.86km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po opublikowaniu wczorajszego wpisu sprawdziłam czerwcowy dystans. Do miesięczniaczka pozostało około 110 km. A niech tam, chcę jutro dojechać tysięczny czerwcowy kilometr!
Jak to mówią, raz się rzekło.Dzisiejszy poranek był pochmurny i deszczowy. To dobry znak. Po południu powinno być pogodnie. Moja prognoza sprawdziła się - ależ ze mnie pogodynka :) Było nie tylko pogodnie, ale nawet upalnie. Pognałam na rower ciut później niż wczoraj. Zabrałam aparat. Spec prezentuje się w leśnej scenerii bardzo urokliwie. Wypadałoby zrobić mu fotkę na ścieżce w nagrodę za miesięczniaczka.
Po wyjeździe z domu nic nie wskazywało na to, że dzisiaj będzie TEN DZIEŃ - dzień, w którym wykręcę magiczną średnią - 30 km/h na dystansie 100 km. Myśl przejechania czasówki przy okazji miesięczniaczka przyszła nagle, pod wpływem chwili. Na 8 km sprawdziłam średnią. Wiatr nie był zbyt porywisty, ale mi sprzyjał. Licznik wskazywał średnią 31,88 km/h. Wtedy nieśmiało odezwała się ta myśl - może powalczyć o czasówkę i zrobić coś, o czym bałam się głośno mówić. Życie nauczyło mnie pokory. Wiem, że chcieć i móc nie zawsze idzie w parze. Czy tym razem miało być inaczej?
Chcąc przejechać 110 km pojechałam wojewódzką ciut dalej i nawrotko/zawrotkę zrobiłam po 28 km. Wojewódzka, jak wojewódzka - pofalowana i teoretycznie tylko z koleinami... Mimo urozmaiceń w nawierzchni udało mi się utrzymać średnią 31 km/h. Jednak nie przeceniałam swoich możliwości i nie popadłam w rowerową euforię, przecież sprzyjał mi wiatr. W drodze powrotnej może być różnie. I było. Raz jechałam 30 km/h i więcej, a za chwilę prędkość spadała do 26 km/h.
Przed zjazdem z wojewódzkiej poczułam, że zaczynam odpływać. Zaczęły mi drżeć ręce i nogi, jakby ktoś odciął mi dopływ energii. Miewam takie ataki, ich przyczyna tkwi najprawdopodobniej w nagłym spadku cukru w organizmie. Zbliżała się godz. 18.00, a licznik wskazywał 48 km. Co robić, jak podjąć decyzję? Jechać dalej, wracać do domu, czy zatrzymać się i kupić w sklepie coś słodkiego? Szkoda czasu na postój, ale pozostaje mi alternatywa powrotu do domu, lub kontynuacja kółeczka noga za nogą... Szansą może być mały batonik...
Licznik wskazywał średnią 30 km/h z niewielkim załącznikiem po przecinku. Może mimo wszystko uda mi się utrzymać magiczną średnią na całym dystansie. Zatrzymuję się, idę do sklepu, kupuję chałwę i śmietankowego loda na patyku. Mijają cenne minuty, a kolejka do kasy jakby stała w miejscu. Nareszcie! Przegryzam chałwę zmarzliną. Drżenie powoli ustępuje. Jeszcze łyk wody z bidonu i jadę dalej.
Wiatr wieje mi w twarz. Nie jest porywisty, ale mimo to trochę przeszkadza. Powoli odzyskuję siły. Dojeżdżam do skrętu na leśną ścieżkę. Licznik pokazuje 64 km i średnią niewiele ponad 30 km/h. Nie jest źle. Przede mną około 28 km prze las. Najważniejsze to utrzymać średnią. Powtarzam sobie - tylko spokojnie, nie szalej. Staram się pedałować w równym tempie. Obserwuję wskazania licznika. Praktycznie dwie długości ścieżki jadę z prędkością ponad 30 km/h. Jedynie na zakrętach, lub "pod górkę" prędkość spada do 28-29 km/h. Do końca ścieżki dojeżdżam o godz. 19.00.Wczoraj byłam tu o godz. 19.10.Zawracam. Jest przyjemnie chłodno. Tylko te meszki. Jadę w koszulce na ramiączkach i na dekolcie oraz ramionach wiozę całe rzesze małych pasażerów na gapę.
Wyjeżdżam z lasu. Pozostało około 18 km. Przede mną 6 skrzyżowań, w tym jedno z sygnalizacją świetlną. Średnia podskoczyła kilka kresek. Mam boczny wiatr. Jadę w dolnym chwycie. Powtarzam w myślach - jedź, dasz radę, uda ci się, nie zwalniaj! Pierwsze cztery skrzyżowania pokonuję płynnie bez zatrzymywania się. Zatrzymuje mnie dopiero czerwone światło sygnalizatora. Spoglądam na licznik. Wskazuje kilka kresek powyżej 30 km/h. Jest dobrze. Średnia po starcie nie powinna spaść poniżej 30 km/h.
Pozostały ostatnie 11 km. Wiatr mi sprzyja. Do spełnienia rowerowych snów o magicznej średniej dzieli mnie tylko i aż 11 km! Staram się utrzymywać równe tempo. Wojewódzka na tym odcinku jest także lekko pofalowana. Na miniaturowych podjazdach gapię się w licznik. Niech prędkość nie spada dużo poniżej 30 km/h! Podnoszę się na pedałach. Pozostało tak niewiele, coraz mniej!
Ostatnie skrzyżowanie. Średnia nadal delikatnie powyżej 30 km/h. Jeszcze tylko i aż 4 km! Pokonuję dwa 90-stopniowe zakręty. Ostatni kilometr! Szybciej! Nie zwalniaj!
Udało się! Wykręciłam magiczną średnią 30 km/h na magicznym dystansie 100 km. Dla mnie to mega wyczyn. Czekałam na to 10 lat. We wrześniu minie 10 lat od moich zmagań na Giancie, kiedy chcąc dorównać koledze i przejechać 20-kilometrowe kółeczko ze średnią 30 km/h, omalże nie przypłaciłam tego pozostawieniem płuc na koszulce. Pisałam już o tym na swoim blogu. Wtedy się nie udało, ale dzisiaj...
Warto było czekać 10 lat :)
Kategoria Po pracy
Wczoraj, dzisiaj...
-
DST
101.99km
-
Czas
03:35
-
VAVG
28.46km/h
-
VMAX
40.35km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jedni jeżdżą tą samą drogą do pracy, a ja jeżdżę tą samą drogą po pracy. No, może nie zawsze tą samą, ale najczęściej moje kółeczka prowadzą przez leśną ścieżkę. Tak było wczoraj, dzisiaj... Znam je na pamięć, każdy szczegół trasy, a mimo to wciąż tam wracam. Dlaczego? Może właśnie dlatego...
Kółeczko w obiektywie
to tak na zachętę :)
wojewódzka 3 km przed zawrotko/nawrotką
kółeczkowe pejzaże
las, jego dary i lipowe kwiecie
kółeczko się zamyka...
wojewódzka 6 km od domu
Wczoraj, dzisiaj....
Kategoria Po pracy
Wczorajsze kółeczko
-
DST
101.83km
-
Czas
03:34
-
VAVG
28.55km/h
-
VMAX
38.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wykręciłam wczorajsze kółeczko. Mimo wiatru i niższej temperatury było strasznie duszno. Do około 50 km utrzymywałam średnią 29 km/h z niewielkim załącznikiem po przecinku. Potem było tylko ciężej, wolniej, ospale, jakby zeszło ze mnie powietrze.
Kategoria Po pracy