Po pracy
Dystans całkowity: | 33114.12 km (w terenie 13.00 km; 0.04%) |
Czas w ruchu: | 1270:55 |
Średnia prędkość: | 25.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.99 km/h |
Liczba aktywności: | 479 |
Średnio na aktywność: | 69.13 km i 2h 47m |
Więcej statystyk |
Dwadzieścia centymetrów
-
DST
31.73km
-
Czas
01:09
-
VAVG
27.59km/h
-
VMAX
44.79km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wróciłam ciut wcześniej z pracy. Podobnie, jak wczoraj pognałam na rower i podobnie jak wczoraj mogłam sobie pozwolić jedynie na godzinę ze Specem. Tym razem zabrałam aparat. Było pogodnie i rześko. W połowie kółeczka zrobiłam fotkę ze Specem i wojewódzką w roli głównej.
Zatrzymałam się także w miejscu, gdzie wczoraj tak urokliwie ścieliła się mgła. Mgły nie było, ale okolicę uwieczniłam na zdjęciu.
Przejechałam około jednego kilometra i brakowało dwudziestu centymetrów, aby fotka urokliwych okolic była moją ostatnią. Bus wyprzedzał tira i jadąca bezpośrednio za nim osobówka nie zważając na jakąś tam rowerzystkę zrobiła to samo. Dobrze, że pędząc nie wyłączyłam wyobraźni. Pewnie tak miało być. Wcześniej podniosłam głowę i zauważyłam tira i pędzące za nim auta, coś mnie tknęło i zwolniłam. Dzięki temu udało mi się dosłownie w ostatniej chwili zjechać przed osobówką na pobocze. Auto przemknęło może dwadzieścia centymetrów od mego lewego ramienia. Gdzie ci ludzie tak się spieszą....
Kategoria Po pracy
Choć przez chwilę...
-
DST
31.65km
-
Czas
01:07
-
VAVG
28.34km/h
-
VMAX
39.55km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Coraz trudniej przychodzi mi godzenie pracoholizmu z cyklozą. Dzisiaj się udało! Pracowity dzień i popołudnie na rowerze. Nie miałam za dużo czasu, ale czy to ważne? Najważniejsze, że choć przez chwilę mogłam gonić, pędzić, pomykać...
Żałowałam, że nie zabrałam aparatu. Mgły ścielące się nad polami były urokliwe.
Kategoria Po pracy
Miesięczniaczek
-
DST
108.56km
-
Czas
04:06
-
VAVG
26.48km/h
-
VMAX
42.46km/h
-
Temperatura
9.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie pokazało się słońce! Dzień zapowiadał się pogodny i słoneczny. Wprawdzie rano było tylko 4 stopnie na plusie, ale słońce prowokowało, oj prowokowało do zapomnienia się na rowerze.
Wytrzymałam do południa. Ogarnęłam najpilniejsze domowe sprawy i pognałam na rower. Jak zwykle na leśną ścieżkę.
Las kusił kolorami jesieni.
Zajrzałam na szutrowe dróżki.
Niespodzianka! Dzisiaj na ścieżce oprócz rowerzystów, spacerowiczów i grzybiarzy spotkałam motocyklistów! Jak ja lubię takie serdeczne gesty. Ja również pozdrowiłam motocyklistów :)
Jak widać leśna ścieżka przyciąga nie tylko mnie.
Zajrzałam jeszcze nad staw. Pięknie, spokojnie...
Gdy wyjechałam ze ścieżki nadal było pogodnie...
... ale za chwilę słoneczny czar prysł. Zachmurzyło się. Zrobiło się szaro, ponuro i zaczęło wiać. Miałam wrażenie, że wkrótce zacznie padać. Pokręciłam się jeszcze tu i tm i wróciłam do domu. Wiatr wzmagał na sile. Ostatnie 20 km wiał centralnie w twarz. Patrząc na wskazania licznika - 20 km/h, a w porywach 23 km/h przypomniały mi się zimowe kółeczka kręcone ze Scottem, gdy jechałam pod wiatr wykręcając ledwo 6 km/h, w porywach 10 km/h. Może jednak dzisiaj nie wiało aż tak porywiście :)
W ten oto sposób wykręciłam dzisiaj "miesięczniaczka" - tysięczny październikowy kilometr :) Było ciężko, ale się udało. Ciesze się, tym bardziej, że wszystko wskazuje, iż to mój ostatni miesięczniaczek w tym sezonie.
Kategoria Po pracy
Jesieni cd.
-
DST
76.53km
-
Czas
03:14
-
VAVG
23.67km/h
-
VMAX
41.20km/h
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ta sama trasa, ten sam dystans, tylko tempo ciut słabsze. Oj, dał mi w kość odchodzący tydzień. Praca i jeszcze raz praca. Fajnie, że choć na chwilę pognałam na rower. Leśna ścieżka przyciąga mnie jak magnes.
Kategoria Po pracy
Jesienny kamikadze
-
DST
76.47km
-
Czas
03:11
-
VAVG
24.02km/h
-
VMAX
35.50km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kiedy to ja byłam na rowerze... Dni tak szybko umykają. Ostatnio nie miałam czasu na rower, a i pogoda nie rozpieszczała - od niedzieli padało, było szaro i ponuro. Dzisiaj tylko przelotnie mżyło i na chwilę pojawiło się słońce.
Zostawiłam obowiązki za sobą i pognałam na rower. Deszcz odpuścił, ale wiatr i zimnica rozgościły się w moich stronach na dobre. Założyłam kominiarkę. Pomykając na rowerze czułam się, jak jesienny kamikadze. Pognałam oczywiście na leśną ścieżkę.Co tam, że mokro, że oczy zasypują brudne krople wody spod kół. Do lasu zawitała prawdziwa różnobarwna jesień! Jadę urzeczona paletą jesiennych kolorów. Jest pięknie...
Kategoria Po pracy
Giantem po bułki
-
DST
15.00km
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
To był impuls, zupełny spontan :) Zadzwoniła koleżanka i tak gadu, gadu o tym, o tamtym. Czy u ciebie pada?, zapytała i dodała, że u niej mży. U nas na razie nie padało, ale było szaro-buro i wietrznie, jednym słowem - zimnicy ciąg dalszy. Zakończyłyśmy rozmowę, a ja pomyślałam, że lada moment zacznie i u nas padać, więc może.... Zbliżała się godz. 17.30. Czy to pora na rower? Na rower może nie, ale Giantem "po bułki" może tak :)
Wstałam, założyłam kurtkę, tenisówki, czapkę, rękawiczki i pognałam. Nawet taki niewielki dystans sprawia dużo radości. Myślę, że to moje dzisiejsze "po bułki" zamknęło się minimum w 15 km. Dojeżdżając do 7 km zgasł zupełnie licznik, bateria zastrajkowała :) Na oko zrobiłam jeszcze około 1 km i zawróciłam do domu. Było fajnie, jak zwykle, jak to na rowerze :)
Kategoria Po pracy
Trzynastka z przodu licznika :)
-
DST
125.55km
-
Czas
05:02
-
VAVG
24.94km/h
-
VMAX
42.66km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozszalała się u nas zimnica, a do tego wiatrzysko. Okropność!
A mnie kusiła nowa cyferka z przodu licznika. Zgodnie z zapowiedziami synoptyków w najbliższych dniach czeka nas załamanie pogody - zimnica plus opady - na południu nawet śniegu.
Może to będzie moja ostatnia nowa cyferka z przodu licznika w tym sezonie? Pomyślałam i po godz. 13.00 pognałam na rower.
Od zimy nie zrobiłam kółeczka przez krańce Pojezierza Łęczyńsko - Włodawskiego - Orzechów Stary, Orzechów Nowy, Krasne. Czemu nie. Fajny dystans, około 120 km - w sam raz na zmianę cyferek na liczniku i byłoby to pierwsze kółeczko Speca tą trasą.
Jak pomyślałam, tak zrobiłam, a wiało okrutnie.
Zbliżałam się do skrętu na leśną ścieżkę. Jechałam noga za nogą. Porywisty boczny wiatr spychał mnie do osi jezdni. Usłyszałam delikatny szum opon. Doścignął mnie rowerzysta na szosówce. Rowerek piękny, wybłyszczony, pewnie nówka, a pan, jak z kolarskiego żurnala :) Wiem, wiem, wiem, jestem okropna, OKROPNA!!! Znowu to zrobiłam! Wsiadłam panu na koło. Przecież nie mogę być gorsza od pana, tym bardziej, że wyglądał na ciut starszego ode mnie. Pan się tego nie spodziewał :) Przyspieszył, ja za nim. O kurcze, twardy przeciwnik. Trochę się zrosiłam pod kurteczką i kominiarką. Ale, co tam, daję radę - na razie :) On 30 km/h, ja 30 km/h, on 31 km/h, ja 31 km/h, on 33 km/h, ja 33 km/h, a jedziemy przy porywistym bocznym wietrze. Może zagadać, bo arytmia serca się panu odezwie, a ja nie przeszłam kursu pierwszej pomocy :) Przy okazji też się zamęczę, jeśli jeszcze przyspieszy :) Gdy nasze rowery się zrównały, odezwałam się do pana. Grzecznie podziękowałam za "pociągnięcie na kole". Pan grzecznie odparł, że nieźle go pogoniłam :) Na co ja grzecznie i skromnie zauważyłam, że jestem trochę przeziębiona stąd słabsza forma i pancerny strój :) Grzecznie rozmawiając o rowerach jechaliśmy, już w normalnym tempie, przez około 6 km. Na pożegnanie pan stwierdził, że szkoda, że mieszkamy daleko od siebie, bo moglibyśmy razem jeździć. Szkoda - skwitowałam i uśmiechnęłam się pod kominiarką. Pożegnałam się skinieniem ręki i pognałam w swoją stronę.
Nadal straszliwie wiało lodowatym powietrzem. Dobrze, że założyłam kominiarkę, choć w takim okryciu o tej porze roku wyglądałam zapewne dziwacznie.
Pedałując rozglądałam się po okolicy. W Orzechowie Starym, Orzechowie Nowym, Krasnem nic się nie zmieniło. Za to w Uścimowie spotkała mnie niespodzianka - nowy asfalt aż do samego Ostrowa Lubelskiego. Teraz można pomykać od Maśluch aż do Ostrowa równiusieńkim asfalcikiem. Bajka. Będę częściej tędy pedałować.
Do domu wróciłam wykończona! Mimo pełnych rękawiczek dłonie mi skostniały. Wiatr przeszywał. Dodam, że termometr na rowerze pokazywał tylko, lub aż 4 stopnie na plusie.
Gdyby nie kusząca nowa cyferka na liczniku nie wybrałabym takiego kółeczka, ale jak to u mnie - cykloza jak zwykle zwyciężyła z rozsądkiem :)
Kategoria Po pracy
Dzban rowerowej mankolii
-
DST
113.44km
-
Czas
04:05
-
VAVG
27.78km/h
-
VMAX
47.50km/h
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Krzątając się po domu wspominałam wczorajszą wizytę cioci i jej opowieść o mankolii. Dzisiaj ja miałam taką mankolię. To był dzban wypełniony mankolią :)
Cóż to takiego ta mankolia?
Wczoraj gdy zaproponowałam ciasto do herbaty, ciocia się wzdrygła. Odchudza się! Zaproponowałam nieśmiało, że może od jutra... i już po chwili obie zajadałyśmy się ciastem.
Ciocia zaczęła swoją opowieść. Kiedyś paliła. Straszny nałóg. Lekarz powiedział STOP! Uwolniła się od tytoniu i popadła w kolejny nałóg - czekoladowy. Tabliczka czekolady znikała codziennie. Mijały dni. Cioci było coraz więcej. Chciała, nie chciała - przeszła na czekoladowy odwyk. I tak się zaczęło. Ciocia wieczorami miewała mankolię - tęskniła za smakiem czekolady, snuła się po domu, jak cień. Do jej łask wkradły się ryżowe wafle :)
Dzisiaj ja snułam się po domu, jak cień, jak ciocia w trakcie czekoladowego odwyku. Od kilku dni nie byłam na rowerze. Dopadł mnie pracoholizm oraz jakiś prychający, kichający i kaszlący wirus. Dzisiaj również nie miałam w planach rowerowania.
Dzban był po brzegi wypełniony moją rowerową mankolią. Wystarczyłaby jedna kropla, aby się przelał. I stało się. Przed południem zadzwonił Rysio. Zapytał, czy jeżdżę, bo on jest w moich stronach. To była ta kropla. Włączyłam najszybszy bieg w odkurzaczu i mopie. Zakręciłam się po domu i... Wprawdzie z Rysiem nie pojechałam, może następnym razem, ale pognałam na zieloną herbatę do Maleństwa.
Kategoria Po pracy
Czapeczka z polaru
-
DST
59.71km
-
Czas
02:28
-
VAVG
24.21km/h
-
VMAX
44.00km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj po raz pierwszy założyłam czapeczkę z polaru. To znak, że robi się chłodno. Było słonecznie, ale wiało dosyć porywiście. Cóż, zawitała jesień...
Kategoria Po pracy
Giantowe wspomnienia
-
DST
22.01km
-
Czas
00:55
-
VAVG
24.01km/h
-
VMAX
31.00km/h
-
Temperatura
15.0°C
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj nie planowałam przejażdżki rowerowej. Od rana źle się czułam. Dopadł mnie jakiś zły wirus. Być może to przeziębienie, choć nie wykluczone, że zaraziłam się od prychającego i kichającego Rysia.
Siedziałam przy stole z kubkiem gorącej herbaty. Spojrzałam w okno, po czym zerknęłam na zegar wiszący na ścianie.Zbliżała się godz. 16.35. Pomyślałam, że odświeżą Gianta i pojadę tylko "po bułki". Po sobotniej wycieczce ożyły wspomnienia związane z moim pierwszym rowerem - Giantem. Założyłam bezrękawnik na bluzę, tenisówki, czapkę i jak za dawnych lat ubrana w "cywilki" poleciałam na rower. Nie zamierzałam robić mega dystansu, chciałam jedynie znowu poczuć jak to jest pomykać na Giancie.
Pedałowałam i wspominałam nasze przygody - pierwszą setkę, pierwszą dwusetkę, wyjazd z Bożenką na Mazury. Jakże ja lubiłam ten rower - czyściłam go do błysku, przenosiłam przez kałuże i błoto. To były piękne czasy...
A taką tworzyliśmy parę - mój Giant i ja :)
Pedałując wspominałam moje pierwsze rowerowanie z Giantem i myślałam, jak kiedyś stojąc na pomoście, co jeszcze mnie czeka, gdzie wyruszę, w którą stronę świata pogonię na rowerze....
Kategoria Po pracy