Cykloza górą!!!
-
DST
102.31km
-
Czas
04:23
-
VAVG
23.34km/h
-
VMAX
30.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Choruję na dwie przewlekłe i prawdopodobnie nieuleczalne choroby - totalny brak wolnego czasu, zwany również pracoholizmem (od tak dawna, że nie pamiętam od kiedy) i cyklozę (od wiosny 2006 r.). Wczoraj zmógł mnie pracoholizm, ale dziś cykloza była górą! Pogoda sprzyjała - było słonecznie i bezwietrznie. W takich warunkach wirus cyklozy szaleje! Pognał mnie nad jezioro, ale było mu mało, więc... kolejne jezioro. Jeszcze było mu mało! Przetestował nowe trasy. Urokliwe, dużo lasów, mało aut. Tak, dziś cykloza była górą, zmogła mnie doprowadzając do pozytywnie zaskakującej średniej prędkości :)
Kategoria Po pracy
Samotnie
-
DST
56.33km
-
Czas
02:36
-
VAVG
21.67km/h
-
VMAX
37.00km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dzisiejszy rowerowy spacer wybrałam inną trasę przydomowego kółeczka. Pola, lasy... pięknie! Uśmiechniętych Rowerzystów nie spotkałam. Jechałam samotnie walcząc z bocznym wiatrem.
Kategoria Po pracy
W drużynie raźniej!
-
DST
54.22km
-
Czas
02:18
-
VAVG
23.57km/h
-
VMAX
37.00km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ależ miałam sympatyczną przygodę :) Nie mając zbyt dużo czasu na rower wybrałam wczorajszą trasę, takie małe przydomowe kółeczko. Po pokonaniu dystansu około 30 km minęłam dwóch rowerzystów jadących na szosówkach w przeciwnym kierunku. Wymieniliśmy uśmiechy. I gdy tak sobie jechałam w swoim terenowym tempie doścignęli mnie ci Uśmiechnięci Rowerzyści :) Oczywiście wyprzedzili mnie, ale ja tak łatwo się nie poddaję. Trochę przyspieszyłam, panowie kilka razy obejrzeli się do tyły, po czym chwilę na mnie poczekali (byłam tuż za nimi) i zaproponowali wspólna jazdę. Był to tata z synem. Syn jechał pierwszy, ja za nim, a tata zamykał peleton. Jechaliśmy razem około 4 km. To była jazda! Wskazania licznika 30 - 37 km/h! Oni na szosówkach, a ja na mocarnych terenowych oponach! Dałam radę. Gdy rowerzyści skręcili na swoją ulice, ja pomknęłam dalej w tempie... terenowym :) Pożegnaliśmy się mówiąc "Do następnego razu". W drużynie raźniej jechać, a na pewno szybciej ;)
Kategoria Po pracy
Powroty...
-
DST
54.22km
-
Czas
02:25
-
VAVG
22.44km/h
-
VMAX
29.00km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Powrót do pracy po wagarach jest bardzo trudny, ale powrót do rowerowania bardzo przyjemny. Dziś nareszcie mogłam sobie pozwolić na małe przydomowe kółeczko :)
Kategoria Po pracy
Szczecin w strugach deszczu :)
-
DST
80.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po szkoleniu wybrałam się na wagary do Szczecina. A jak wagary, to tylko w wydaniu rowerowym :) Znajomi zaproponowali wypad do Niemiec i oczywiście wyposażyli w rower. Wprawdzie miało padać, ale kto by się tym przejmował. Mijaliśmy miejscowości (m. in. Bobolin, Warnik), których nazwy znałam dotąd tylko z blogów innych szczecińskich znajomych (pozdrawiam Misiaczów!)
Celem naszej wyprawy było jezioro w miejscowości Pampow. Jechaliśmy zataczając bardzooo... duże kółeczko, bo znajomi chcieli pokazać gościowi jak najwięcej. Nie poskąpili mi też innych atrakcji, łącznie z próbą nauki pływania w jeziorze :)
W drodze powrotnej dopadła nas ulewa. Nie muszę pisać jakie miałam wejście do hotelu, tym bardziej, że na ulicy gdzie się znajduje jeszcze nie padało. To była wyjątkowo udana wycieczka.
A następnego dnia w mokrych adidasach zwiedzałam Szczecin i też... dopadła mnie ulewa :) Dodam, że do domu wracałam w służbowych szpilkach, bo adidasy po dwóch kąpielach odmówiły posłuszeństwa ;)
Moje wagary były bardzo udane. Szczecin to piękne miasto, a szczeciniacy to wyjątkowi znajomi. Pozdrawiam serdecznie szczecińskich znajomych, dziękuję za gościnność, miłe towarzystwo i wspólne rowerowanie!
Kategoria Dalej od domu
Dla przypomnienia...
-
DST
54.59km
-
Czas
02:23
-
VAVG
22.90km/h
-
VMAX
34.00km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnio żyję na walizkach. Kolbudy, Połczyn, a w niedzielę jadę do Jastrzębiej Góry... Wczoraj w nocy wróciłam z Połczyna i wypadało przed kolejnym wyjazdem zrobić małe przydomowe kółeczko dla przypomnienia do czego służy rower :)
Kategoria Po pracy
Arkusem z Połczyna do Toporzyka
-
DST
24.00km
-
Aktywność Jazda na rowerze
Majówkę spędzam w Połczynie.
Dziś wybrałam się wypożyczonym Arkusem - piękny składaczek na małych kółeczkach, ścieżką rowerową z Połczyna do...
No właśnie, plany były ambitne. Chciałam dojechać do Złocieńca, a skończyło się około kilometr za Toporzykiem :)
Kategoria Dalej od domu
Wspomnień czar :)
-
DST
22.60km
-
Czas
01:00
-
VAVG
22.60km/h
-
VMAX
32.00km/h
-
Temperatura
16.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Giant powrócił do łask:) Jak miło zrobić małe przydomowe kółeczko na wysłużonym Giancie, ot tak dla przyjemności.
Kategoria Po pracy
Kolbudy - wiosenny Harpagan 2013r.
-
DST
172.25km
-
Teren
55.00km
-
Czas
09:55
-
VAVG
17.37km/h
-
VMAX
43.00km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Moja przygoda z Harpaganem zaczęła się 19 kwietnia o godz. 10.20. Wyruszyłam z domu i po przejechaniu 10 km zorientowałam się, że zostawiłam bluzę.... Wróciłam. Na miejscu spotkania z koleżanką miałam ok. kwadransa spóźnienia. Wrzuciłyśmy rowery na jej auto, moje zostało u niej i w drogę. Zabrałyśmy jeszcze kolegę. Do Kolbud dotarliśmy około godz. 21.00. Rejestracja, poszukiwanie miejsca do spania i ... Tego nie da się opisać, tych rzeszy pozytywnie zakręconych osób. Atmosfera była niesamowita. Na miejscu spotykamy się z dwoma kolegami moich znajomych. Chcemy się do nich podpiąć w czasie maratonu. Oni są świetnymi nawigatorami. Ja skłamałabym pisząc, że znam się na mapach.
Ruszamy 20 kwietnia o godz. 6.30. Mój numer startowy to 1144. Wybrałam Trasę Rowerową 200. Wszystkich zgłoszonych zawodników na tej trasie było 202. Tuż przed startem dostajemy mapy. Zakładam mapę do mapnika i w drogę. Wyjeżdżamy z Kolbud większą grupą. Wjeżdżamy w teren i... zadaję sobie pytanie: "Co ja tutaj robię?". Dostałam zadyszki. To mój pierwszy maraton. Wcześniej nie jeździłam w terenie, nie licząc ubiegłorocznego wypadu na Mazury. Jechałam wówczas trekingiem. Specjalnie na Harpagana kupiłam sobie nowy rower - Scotta Aspect 920. Świetny rower, ale to nie zmienia sytuacji, że to mój pierwszy raz w terenie. Mam problem z ustawieniem optymalnych przełożeń. Eksperymentuję, ale nie poddaję się i jadę dalej. O godz. 6.59 zaliczamy pierwszą bazę kontrolną - punkt nr 15 i zdobywamy 4 punkty. Ze mną jest lepiej, płuca przyzwyczaiły się do wysiłku, oddech stał się miarowy. Jedziemy dalej w piątkę.
W sumie dzięki naszym niesamowitym nawigatorom zaliczyliśmy 12 baz i zdobyliśmy 44 punkty. Zaliczaliśmy kolejno bazy: 15, 9, 13, 17, 16, 8, 20, 12, 18,10, 14, 6. Oczywiście zatrzymywaliśmy się, jak to mówią "na popas", nawigatorzy ustalali strategię, my też włączaliśmy się czynnie do dyskusji o tym, która bazę atakujemy jako następną. Sporo jechaliśmy asfaltem nadganiając czas. Było dużo męczących podjazdów. Ja przed 100 km dostałam takiego kopa, chyba po pepsi :), że aż czułam się zakłopotana. Wszystkie podjazdy były moje :) Na zmianę z koleżanką narzucałyśmy ostre tempo. Po dobrych chwilach przyszedł kryzys. Po przejechaniu około 137 km zmieniliśmy kierunek jazdy i od tego momentu aż do mety mieliśmy wiatr w twarz. Dosłownie wymiękłam. Jechaliśmy już wówczas w czwórkę. Jeden z naszych nawigatorów po zdobyciu 18 bazy stwierdził, że nie będzie nas spowalniał i w dalszej części realizował swój, jak określił "plan autorski".
Wiatr mnie strasznie spowolnił. Grupa odjechała na znaczną odległość, uważam, że może nawet do 1 km. Zdobywaliśmy kolejny długi podjazd. Jakby było tego było mało - wiatr w twarz, wzniesienie, dostałam silnych skurczy w obu łydkach. Miałam ochotę zsiąść z roweru, ale przecież nie mogłam się poddać! Moi koledzy trochę zwolnili, poczekali na mnie i w ten sposób dojechałam do nich. Jechaliśmy na kole. To była piękna praca zespołowa. Co 1 km zmienialiśmy się. Faktycznie jadąc w ten sposób można było zregenerować siły. Zdobyliśmy jeszcze dwie bazy 14 i 6. Zrezygnowaliśmy z ataku na 11 bazę i ruszyliśmy do mety. Zostało około 17 - 18 km. Jechaliśmy zespołowo na kole. Na około 10 km od mety jednego z kolegów dopadł kryzys. Nie zatrzymywaliśmy się jednak. Nasz nawigator z koleżanką pomknęli, a ja zostałam z kolegą. Zjadł batonika - Marsa, którego podobno nie lubi ;) Jechał za mną, na kole. Gdy zregenerował siły zmieniliśmy się i mknęliśmy dalej. Na szczęście przed samymi Kolbudami było z górki :) W Kolbudach dojechaliśmy do naszych. Razem wpadliśmy na metę. Ja odbiłam swoją kartę SI o godz. 17:56:10 - trzy sekundy przed koleżanką.
Jak było - niesamowicie. To był prawdziwy Harpagan, przez błoto, wodę, ale kto by na to zwracał uwagę. Trochę marszobiegu w terenie, trochę zdobywania leśnych górek. Wspaniała przygoda.
Gdy wczoraj przed godz. 22.00 sprawdziłam nieoficjalne wyniki, to okazało się, że byłam 44 w ogólnej klasyfikacji i pierwsza w kategorii kobiet. Dostałam piękny i okazały puchar ufundowany przez Wójta Gminy Kolbudy i od organizatora statuetkę z literą H. Cieszę się z wyniku, ale nie zdobyte miejsce jest dla mnie najważniejsze. Nie traktowałam udziału w maratonie ambicjonalnie, chciałam jedynie spełnić swoje marzenie, sprawdzić siebie, udowodnić sobie, że potrafię. Jestem dumna z tego, że pokonałam swoje słabości, że pokonałam wiatr, skurcze, że się nie poddałam, jechałam dalej, że dałam radę :)
Kategoria Maratony
Przed Harpaganem
-
DST
10.89km
-
Czas
00:28
-
VAVG
23.34km/h
-
VMAX
39.00km/h
-
Temperatura
19.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tak :( A może tak ;)
Kategoria Trening