Przecież się nie rozpuszczę
-
DST
54.30km
-
Czas
02:06
-
VAVG
25.86km/h
-
VMAX
36.66km/h
-
Temperatura
12.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Od piątku jest szaroburo i pochmurnie. Wczoraj padało, a dziś tylko mżyło. Chciałam pójść na rower, ale po wszystkim - po zakupach, sprzątaniu i całej reszcie sobotnio-domowych powinnościach. O godz. 15 - z minutami było po wszystkim i ze spokojną głową mogłam pogonić na rower. Choć mama mówiła, abym poszła na rower, a potem dokończyła sprzątanie. Wychodzę. Mży. Podać ma od godz. 16.00. A może deszczowe prognozy nie sprawdzą się. A zresztą, przecież się nie rozpuszczę. Dawniej nie było złej pogody na rower, to dlaczego dziś ma być inaczej. Wybieram sprawdzoną i mało ambitną trasę - ścieżkę wzdłuż wojewódzkiej.
Jeśli się rozpada, to będę miała na sobie tylko błoto spod moich kół. Mży od rana, więc asfalt jest mokry. Spod kół bryzga brudnym piaskiem. Zaczyna mocniej padać. Nic to. Przecież się nie rozpuszczę, a że się trochę sponiewieram, przecież się nie rozpuszczę.
Było fajnie, mokro i piaszczyście. Piach, a raczej błoto było wszędzie, na rowerze, na mnie - butach, spodniach, kurtce, czapce i kucyku :) Było tak, jak dawniej. Wspomnienia ożyły :)
Ja dzisiaj :)
Ja dawniej (po lewej, Irzi po prawej). Rudawska Wyrypa- maj 2014 r. :) To były piękne chwile :)
Wietrzenie górala
-
DST
91.92km
-
Czas
04:23
-
VAVG
20.97km/h
-
VMAX
39.61km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wypada raz na jakiś czas wsiąść na rower i go przewietrzyć :)
2022-08-11
-
DST
20.98km
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
:)
Kategoria Praca w stolicy
I jeszcze po pracy :)
-
DST
42.05km
-
Czas
02:04
-
VAVG
20.35km/h
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Widok z Mostu Łazienkowskiego :)
Kategoria Praca w stolicy
Do pracy i z pracy :)
-
DST
18.88km
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
:)
Kategoria Praca w stolicy
2022-08-09
-
DST
12.90km
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
:)
Kategoria Praca w stolicy
2022-08-08
-
DST
25.47km
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
:)
Kategoria Praca w stolicy
Urlop i po urlopie
-
DST
15.64km
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
:)
Kategoria Praca w stolicy
Niedziela w Warszawie
-
DST
54.10km
-
Temperatura
17.0°C
-
Sprzęt Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Deszczowo
Kategoria Praca w stolicy
Nowy Wiśnicz
-
DST
75.60km
-
Temperatura
28.0°C
-
Sprzęt Trek
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wystarczyło jedno deszczowe popołudnie i wieczór, abym zatęskniła za upalnymi porankami. Wstajemy prawie skoro świt. Zwijamy namioty i ruszamy w drogę. Dzisiejszą atrakcją ma być zamek w Nowym Wiśniczu. Do Nowego Wiśnicza pozostało zaledwie kilkanaście kilometrów.
Zamek dla zwiedzających otwarty jest od godziny 10.00, a my dojechaliśmy na miejsce przed godz. 9.00. Zatrzymujemy się w parku przy ratuszu.
Jest niedzielny poranek. Kościelny dzwon wzywa wiernych na mszę św. Widzę, jak uliczką prowadząca wzdłuż parku, w kierunku kościoła, idą rodzice z dziećmi, dziadkowie z wnukami, pary, a także "single".
Gdy mija nas ostatnia osoba rozkładamy na ławce "kuchnię" i robimy śniadanie - herbatę i kanapki. Lubię takie leniwe poranki z kubkiem herbaty/kawy, czy to w domu, czy na wyprawie. Wciąż gdzieś się spieszę, na pociąg, tramwaj, autobus, do pracy, na zakupy, do lekarza... Wciąż tempo, tempo, tempo. Może właśnie dlatego tak bardzo lubię celebrować śniadania, gdy nigdzie nie muszę się spieszyć, tak, jak dziś.
Zbliża się godzina 10.00. Ruszamy. Tradycyjnie droga prowadzi pod górę.
Zamek wiśnicki stoi na zalesionym wzgórzu nad rzeką Leksandrówką, pod miastem Nowy Wiśnicz, ale na terenie wsi Stary Wiśnicz. Dawniej strzegł on odnogi szlaku handlowego z Krakowa na Spisz i Węgry. Osada zwana Wiśniczem wzmiankowana była już w 1242 r. Początkowo należała do Gryfitów, a około połowy XIV w. - do Kmitów. Po raz pierwszy istnienie zamku odnotowały źródła w latach 1396–1397. Pod koniec XVI w. dobra wiśnickie nabył Sebastian Lubomirski, a jego syn – Stanisław przebudował dawny gotycko-renesansowy zamek Kmitów w barokową rezydencję, na sąsiednim wzgórzu ufundował klasztor karmelitów, a niżej kazał wytyczyć i zbudować miasto.
Podczas wojny ze Szwecją zamek ocalał dzięki mediacjom Lubomirskich, splądrowane zostały natomiast miasto i klasztor. Przez kolejne stulecia dobra wiśnickie pozostawały we władaniu najzamożniejszych polskich rodów (Lubomirscy, Sanguszkowie, Potoccy, Zamoyscy). W 1899 r. zamek stał się własnością Banku Hipotecznego we Lwowie, a w 1901 r. odkupili go Lubomirscy, którzy na potrzebę ratowania historycznej siedziby powołali Zrzeszenie Rodowe Lubomirskich. Po II wojnie światowej zamek przeszedł w ręce Skarbu Państwa. W 1996 r. - Ministerstwo Kultury wystąpiło do Sadu Rejonowego w Bochni z wnioskiem o stwierdzenie zasiedzenia własności nieruchomości i przejście jej na własność Skarbu Państwa. Ostatecznie Sąd Okręgowy w Tarnowie w 2019 r. prawomocnie podtrzymał orzeczenie Sądu Rejonowego w Bochni uznając, że Skarb Państwa nabył prawo własności zamku w Wiśniczu przez zasiedzenie.
Zamek w Wiśniczu jest największym, po Wawelu zamkiem w Małopolsce.
Kupujemy bilety i z grupą turystów wchodzimy na zamek.
Oprowadza nas przewodnik. Opowiada o historii zamku oraz o ciekawostkach i legendach z nim związanych.
Jedną z takich ciekawostek jest opowieść o podsłuchach. Właściciele zamku cierpieli na manię podsłuchiwania. Jedna z komnat przy kaplicy zamkowej jest tak skonstruowana, że będąc w jednym jej kącie można doskonale słyszeć nawet bardzo cichą rozmowę w przeciwległym kącie. Podobno za Kmitów sala ta była wykorzystywana do spowiedzi. Gdy więc przy konfesjonale była małżonka właściciela, sam Piotr Kmita siedział w drugim kącie i słyszał jej spowiedź. Z kolei Lubomirscy pod salą, w której przebywało wojsko zbudowali małe pomieszczenie do podsłuchiwania. Siedzący tam człowiek donosił swojemu panu o wszystkich niepokojących rozmowach prowadzonych przez żołnierzy.
komnata z podsłuchem :)
Z Nowym Wiśniczem związana jest legenda o jeńcach tatarskich wziętych do niewoli pod Chocimiem przez Stanisława Lubomirskiego, pana na wiśnickim zamku. Jeńcy zostali wykorzystani przy przebudowie wiśnickiego zamku. Tatarzy jednak, znani z umiłowania wolności, nie znieśli więzienia i przymusowej pracy - próbowali uciec, doczepiwszy sobie do ramion skrzydła z gałęzi i ptasich piór. Ucieczka skończyła się tragicznie. Według legendy, niektórzy jeńcy roztrzaskali się o ziemię obok dzisiejszego Liceum Sztuk Plastycznych, niektórzy w Kopalinach, a niektórzy w Bochni. Według jednej z wersji legendy w miejscach ich upadku stawiano kolumny, które przetrwały do dziś.
Z zamkiem w Wiśniczu związana jest jest także ciekawa legenda dotycząca królowej Bony, której imieniem nazwano jedną z wież. Bywała ona częstym gościem Piotra Kmity swego zaufanego stronnika. Podczas któregoś z pobytów w czasie trwającego balu zapragnęła wyjść na wieżę. Jej prośba została natychmiast spełniona. Również gdy zapragnęła przejechać się po szerokim gzymsie wieży na osiołku nikt nie zaprotestował. Ku zdziwieniu dworzan królowa okrążyła wieżę i wróciła na bal. Jak głosi legenda Bona wykorzystywała swój wyczyn do pozbywania się politycznych przeciwników. Nie chcąc się skompromitować na rozkaz królowej próbowali przejechać po gzymsie. Jednak sprytna Bona zamiast osiołka dawała im do przejażdżki konia. Ponieważ konie gorzej znoszą duże wysokości niż osły próby kończyły się upadkiem i śmiercią królewskiego oponenta.
Inna legenda związana jest ze śmiercią Barbary Radziwiłłówny. Według tej legendy królowa Bona, przedstawiana jako zła, obca teściowa, rozkazała ją otruć, a miało się to stać właśnie na zamku w Wiśniczu. Od tamtej pory w wiśnickim zamku widywana jest Biała Dama - duch zmarłej królowej :)
Czas przeznaczony na zwiedzanie minął bardzo szybko. W mojej pamięci pozostaną obrazy pięknych zamkowych komnat.
Skoro już jesteśmy w Wiśniczu wypadałoby zwiedzić klasztor Karmelitów Bosych wznoszący się nad zamkiem. Nie doczytaliśmy jednak informacji o klasztorze i czeka nas niespodzianka. Klasztor od ponad 200 lat pełni funkcję zakładu karnego. Raz w roku można wejść na teren zakładu karnego i zobaczyć pozostałości świątyni znajdującej się na terenie klasztoru. Taka sposobność pojawia się w trakcie Weekendu z Zabytkami Powiatu Bocheńskiego, organizowanego co roku w pierwszą sobotę i niedzielę września, po rozpoczęciu roku szkolnego. Grupy zorganizowane mogą jednak starać się uzyskać pozwolenie od naczelnika więzienia na obejrzenie ruin kościoła w innym terminie. Cóż... Rezygnujemy. Wrócimy tu we wrześniu :)
Rekompensujemy sobie jednak tę stratę i zwiedzamy dworek Koryznówka, w którym mieści się muzeum pamiątek po Janie Matejce.
Matejko przyjeżdżał tu od lat 50-tych XIX wieku wraz z zaprzyjaźniona krakowską rodziną Giebułtowskich. Najstarsza córka Giebułtowskich wyszła za Leonarda Serafińskiego posiadającego w Wiśniczu letnią siedzibę - dwór zwany Koryznówką. Jej gospodarz z czasem stał się przyjacielem Matejki i bardzo często go gościł. Szlifujący dopiero swój talent młody malarz ożenił się następnie z młodsza córką Giebułtowskich - Teodorą. Często bywał na zamku wiśnickim i uwieczniał go na rysunkach oraz szkicach.
Muzeum pamiątek po Janie Matejce zostało otwarte w 1981 r. Jako oddział działa pod pieczą Muzeum Okręgowego w Tarnowie. Koryznówka należy do spadkobierców Serafińskich, którzy już od lat powojennych czasowo udostępniali dworek i pamiątki zwiedzającym. Dworek podzielony jest na dwie części – frontową z ogródkiem, przeznaczoną do zwiedzania oraz tylną część mieszkalną do prywatnego użytku właścicieli. Dla zwiedzających udostępnione są dwa pomieszczenia z oryginalnym wyposażeniem i przedmiotami, które według przewodniczki wyglądają jak za czasów Matejki.
I w ten właśnie sposób spędziliśmy w Wiśniczu całe przedpołudnie.
Pora ruszać w dalszą drogę. Jedziemy asfaltami na wschód.
Po godzinie 16.00 dojeżdżamy do miejscowości Dębno. Tu zwiedzamy średniowieczny kościół i zamek. Kościół i zamek oglądamy jedynie z zewnątrz. W świątyni odprawiana jest msza, a zamek jest już zamknięty dla zwiedzających.
Zamek powstał w latach 1470-1480, z polecenia i za pieniądze kanclerza wielkiego koronnego i kasztelana krakowskiego, Jakuba z Dębna herbu Odrowąż. W 1586 r. przeszedł renowację w stylu renesansowym, a pod koniec XVIII wieku dodano elementy barokowe. Dobudowano również część północnego skrzydła i wyburzono postawioną po wschodniej stronie zamku kaplicę.
W kolejnych wiekach budowla wielokrotnie zmieniała właścicieli, jednak przeprowadzane przez nich remonty nie zmieniły jego oryginalnej struktury. Ostatni z prywatnych właścicieli zamku, Stanisław Jastrzębski, opuścił go we wrześniu 1939 r., a teren przejęły w zarząd niemieckie władze okupacyjne. Po wojnie zamek stał się własnością Skarbu Państwa.
Jedziemy dalej. Kierujemy się na północ. Zjeżdżamy z asfaltu na drogę szutrową. Wjeżdżamy do lasu. Ma to być skrót, tylko 2, może 3 km. Nic nie wskazuje, że ten skrót okaże się TAKIM SKRÓTEM!
Droga usłana jest powalonymi drzewami! Nie sposób przecisnąć się przez gęstwinę gałęzi i nie sposób ominąć ich. Masakra! To efekt wczorajszej nawałnicy.
A do tego komary! Mają używanie. To najdłuższy skrót w czasie tej wyprawy.
Na leśnej drodze, tuż przed wjazdem na drogę główną spotykamy dwoje rowerzystów. Odradzamy im chardkor przez powalone drzewa. Jedziemy z nimi niewielki odcinek asfaltem, po czym my odbijamy w kolejną szutrówkę prowadzącą przez pola, a oni jadą dalej drogą główną.
Chcemy dojechać jak najbliżej przeprawy promowej na Dunajcu. Zbliża się wieczór. Rozbijamy biwak na łące.
Kategoria Jura Krakowsko-Częstochowska