San Diego de Los Banos
-
DST
45.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wieczorem blaszak zatrzymał się w centrum San Diego de Los Banos. Czy my już jesteśmy w Dolinie Viñales, czy wreszcie zobaczę to co mnie tu przyciągnęło. Czy zobaczę Mogotes – bajeczne skalne ostańce będące częścią
pasma górskiego Sierra de los Órganos.
San Diego de Los Banos zgodnie z wpisem w przewodniku jest lokalnym spa
prowincji Pinar del Rio, które od wieków ściąga kuracjuszy. Dzisiaj
także na przyjezdnych czekają masaże, okłady z błota wulkanicznego,
kąpiele w wodach mineralnych w Hotelu Mirador.
Wysiadam z blaszaka i czuję, że jestem w miejscu, do którego już zawsze będę wracać myślami. Dlaczego? Nie wiem, po prostu to czuję.Zdawać by się mogło, że jest to jedno z wielu zwyczajnych kubańskich miasteczek, więc skąd to uczucie. Adam chyba czyta w moich myślach, nie muszę mówić, że zostajemy tu na noc. Pytamy o pokój w hotelu dla miejscowych. Są wolne pokoje, ale nie dla turystów. Odsyłają nas do "naszego" Hotelu Mirador. Trudno mi przywyknąć do kubańskich podziałów na swoich i obcych. Z pomocą przychodzi jak zwykle miejscowy. Wynajmujemy przestronny pokój w casa particulare.
Chcę jak najszybciej rozpakować sakwy, odświeżyć się i wyjść na spacer. Nie wypowiadam na głos swoich myśli, ale Adam znowu w nich czyta. Idziemy na spacer. Na ulicach świecą się latarnie. Z zaciekawieniem oglądamy małe jednorodzinne domy, zaglądamy do środka przez otwarte okna i drzwi. Kuba - nie Kuba, jest inaczej. Z daleka czuję zapach świeżego pieczywa. Piękny zapach. Mimo późnej pory kupujemy bułki w piekarni. Kolacja i śniadanie zapowiadają się przepysznie.
Adam przygotował królewskie śniadanie - bułki z "masłem" bananowym i miodem, herbata, miód, banany, ananas. Żartuję, że preferuje dietę Małysza. Smakowało wybornie.
Po śniadaniu ruszamy w miasto. Adam idzie do Hotelu Mirador zażyć uzdrawiających kąpieli
a ja odkrywam San Diego de Los Banos w promieniach porannego słońca.
W blasku dnia domy nie straciły uroku.
Urzeka mnie to miejsca swoim spokojem, bezruchem, zaściankowatością. Tu czas płynie wolniej. Zatrzymuję się w parku. Siadam na ławkę.
Przyglądam się ludziom idącym ulicą, obserwuję dzieci na zajęciach w-f. Nie ma zgiełku, nie ma pośpiechu, jest cudowna monotonia i spokój. Czy ja śnię, czy to się dzieje naprawdę. Nie myślałam, że na Kubie odnajdę miejsce gdzie ożyją wspomnienia z mego dzieciństwa.
Jeszcze tu jestem, a już tęsknię za tym miejscem i mimo, że byłam tu tylko chwilę, wiem, że będę wracać myślami do San Diego de Los Banos.
Czas się nie zatrzymał. Wrócił Adam, pożegnaliśmy gospodarza i ruszyliśmy w drogę. Dzisiaj zamierzamy obejrzeć/zwiedzić jaskinię Portales - Cueva de Los Portales, jaskinię, która była kwaterą główną zachodniej
armii dowodzonej przez Che Guevarę podczas inwazji w Zatoce Świń w 1962r.
Zanim wyjedziemy z San Diego de Los Banos czeka nas niespodzianka. Zostajemy zaproszeni do fabryki cygar.
Nasza droga do jaskini Portales prowadzi przez Park Narodowy La Güira. Dawniej z San Diego de Los Banos prowadził do niego most wiszący nad rzeką. Nie ryzykujemy przeprawy przez coś co dawniej było mostem, jedziemy zwykłą drogą :)
Wjazd do parku jest płatny. Bilet kosztuje 5 CUC.
Teren, na którym znajduje się park należał początkowo do kubańskiego polityka Jose Manuela Cortiny, który wybudował tutaj okazałą hacjendę i elegancki ogród. Po rewolucji majątek przeszedł w ręce państwa. W 2014r. przeprowadzono renowację budynku i uporządkowano ogród.
W parku spędzamy kilka godzin.
Wyjeżdżamy po południu. Droga jest urokliwa.
Do jaskini dojeżdżamy przed godz. 17.00.
Jesteśmy jedynymi zwiedzającymi. Za bilety płacimy po 1 CUC.
Jaskinia jest imponujących rozmiarów grotą.
Wewnątrz mieści się mały skansen, gdzie znajdują się łóżko i stół, z których korzystał Che Guevara
Robi się późno. Dojeżdżamy do miasteczka Canalete. Jemy kolację w lokalnej restauracji i ruszamy w dalszą drogę do Viñales. Jest ciemno. Jedziemy lokalną szutrową drogą. Chcemy dojechać jak najbliżej Viñales.
Droga jest koszmarna - wyboje, dziury, podjazdy, zjazdy, olbrzymie kałuże i kurz, niesamowity kurz. Trochę jadę, trochę prowadzę rower. Nie mam hamulców. Adam podkręca linki. Jest ciut lepiej, mam wrażenie, że minimalnie działa przedni hamulec. Jestem bardzo znużona. Zbliża się północ kiedy rozbijamy namiot na wzniesieniu, na leśnej polanie. Biorę butelkowy prysznic, zanurzam się w śpiworze i sama nie wiem kiedy usypiam.
Kategoria Kuba 2018
Hawana
-
DST
64.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Noc spędziliśmy w Playa Larga. Powód był prozaiczny... Viazul do Hawany przyjechał z dwugodzinnym opóźnieniem. Kierowca początkowo nie był zachwycony widokiem dwóch rowerów, które miał jakimś cudem zmieścić w wypełnionym po brzegi luku bagażowym. Jednak... On wygospodarował miejsce, a my mieliśmy odkręcić przednie koła w rowerach. I tu pojawił się problem. Aby odkręcić koło w moim rowerze potrzebowaliśmy klucza, który akurat gdzieś się zapodział. W ten sposób podróż do Doliny Vinales odłożyliśmy do następnego dnia. Zamierzaliśmy dołączyć na noc do reszty grupy, gdy na skuterze podjechał "naganiacz". Zaproponował pokój za 15 CUC. To prawdziwa okazja, a na Kubie nie należy przepuszczać okazji.
Wyjechaliśmy z Playa Larga wczesnym rankiem około godz. 6.30. Uzgodniliśmy, że dojedziemy do autostrady, złapiemy Viazula lub okazję i pojedziemy bezpośrednio do Vinales, a jeżeli się nie uda to do Hawany i stąd Viazulem do Vinales.
Zatrzymujemy się na śniadanie w mieście Australia. "Bar" prowadzą babcia z córką i wnuczką. To taki kubański rodzinny interes :)
Zamawiamy oczywiście kanapkę z jajkiem i refresco. Kanapka jest przepyszna, albo ja jestem taka głodna :)
Do autostrady pozostało nam kilka kilometrów. Przy autostradzie położone jest miasto Jaguey Grande. Jest to typowe kubańskie miasteczko.
Szukamy dworca autobusowego i przy okazji zatrzymujemy się w rowerowym warsztacie.
Z Jaguey Grande nie ma połączeń do Hawany i Vinales. Pozostaje nam jedynie łapanie okazji na autostradzie.
Dzięki pomocy Kubańczyka do Hawany jedziemy lokalnym blaszakiem. W Hawanie sprawdzają się nasze obawy - nie ma wolnych miejsc w Viazulu na kurs do Vinales. Możemy kupić bilety na pojutrze... Pozostaje nam jedynie łapanie okazji.
Na rogatkach Hawany z tylnego koła w rowerze Adama schodzi powietrze. Przerwa na serwisko. Patrzę na Adama i nie mogę wyjść z podziwu. Zdejmuje koło, oponę, szuka dziury w dętce, zakłada koło, pompuje, jedzie kilkanaście metrów i od początku - zdejmuje koło, oponę... I tak kilka razy. Ma chłopisko stalowe nerwy :) Musimy znaleźć rowerowy warsztat. Miejscowi kierują nas na osiedle.
Adam z fachowcem sprawdza dętkę
a ja spaceruję po osiedlu. Bloki są zaniedbane,brudne, wręcz obskurne.
Gdy dojeżdżamy do trasy Hawana - Vinales jest wczesne popołudnie. Za trzy godziny zacznie zmierzchać. Po kilku nieudanych próbach zatrzymuję "blaszaka". Jedziemy do San Diego de Los Banos :)
Kategoria Kuba 2018
Playa Larga
-
DST
59.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nasze obozowisko pod palmami nie wzbudzało emocji. Noc minęła spokojnie. Nie mieliśmy żadnych nieproszonych gości.
Poranek przywitał nas pięknym błękitem nieba i wody. Dzisiaj jedziemy do Playa Larga.
Droga biegnie w sąsiedztwie Morza Karaibskiego. Jest pogodnie i słonecznie. Zatrzymujemy się na jednej z przydrożnych plaż.
Z Jarkiem i Adamem jadę na farmę krokodyli oddaloną od Playa Larga około 9 km
Po powrocie idziemy na plażę,
zaglądamy w boczne uliczki,
spotykamy kolegów i podejmujemy decyzję, co do dalszej wyprawy. Ja z Adamem wracam autobusem - Viazulem do Hawany i stąd jedziemy na zachód, a pozostali koledzy - Adam, Krzysiek, Łukasz i Jarek zostają kilka dni w Playa Larga. Spotkamy się za pięć dni w Hawanie.
Przed nami podróż do Doliny Vinales :)
Kategoria Kuba 2018
Playa Giron
-
DST
55.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zapowiada się pogodny dzień. Kontynuujemy drogę wzdłuż Zatoki Świń. Chcemy dojechać do Playa Giron. Widoki mamy urokliwe
Założyłam cienką koszulkę bez rękawów. Zamierzałam łapać promienie słońca, a złapałam cztery gumy :) Droga, którą jechaliśmy porośnięta była kolczastymi krzewami. Kolce były wszędzie.
Wczesnym popołudniem dojechaliśmy do Playa Giron. Playa Giron to wioska położona na wschodnim brzegu Zatoki Świń. Znana jest jako miejsce zwycięstwa wojsk Fidela Castro w czasie Inwazji w dniach 17–19 kwietnia 1961.
Główną atrakcją jest muzeum. Przed wejściem do muzeum stoją dwa czołgi radzieckie T-34, które brały
udział w działaniach związanych z inwazją w Zatoce Świń.
W Playa Giron bez problemu można wynająć pokój w casie
lub hostelu
My jednak wybraliśmy plażę i rozbiliśmy namioty pod palmami
Kategoria Kuba 2018
Cienfuegos
-
DST
30.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj naszym celem jest Cienfuegos. Jestem bardzo ciekawa tego miasta, czy jest takie piękne, jak w opisach w przewodniku...
Budzi się kolejny dzień. Na Kubie wschód słońca jest bliźniaczo podobny do zachodu.
W nocy mieliśmy gości. Odwiedzili nas sąsiedzi z wioski - małżeństwo z
córką. Biwakowanie na Kubie jest wciąż
ciekawostką :)
Żegnamy wioskę.
Do Cienfuegos mamy zaledwie klika kilometrów.Miasto jest położone nad Zatoką Cienfuegos.
W Cienfuegos znajduje się ponad trzysta budynków pochodzących z początków XIX w. oraz przeszło tysiąc z początków XX w. Jest to jeden z najlepiej zachowanych kolonialnych ośrodków na całych Karaibach.
Idziemy na Starówkę deptakiem Paseo del Prado będący najdłuższą ulica na wyspie.
Zatrzymujemy się w Parku Jose Martiego. W centralnej części znajduje się marmurowy pomnik Martiego. Za nim znajduje się Łuk Triumfalny.
W parku na marmurowych postumentach umiejscowione są popiersia zasłużonych mieszkańców miasta. W sąsiedztwie znajduje się Teatr i. Tomasa Terry'ego i gmach Domu Kultury
Nad parkiem góruje Katedra Niepokalanego Poczęcia.
Symbolem Cienfuegos jest Palacio de Valle położony w dzielnicy Punta Gorda.
Żałuję, że nie zostajemy w Cienfuegos dłużej.
Jedziemy do portu. Czeka nas nie lada atrakcja - rejs promem.
Cumujemy w Castillo, a stąd obieramy kierunek na Zatokę Świń.
Po kilkukilometrowym asfaltowym odcinku wjeżdżamy na naszą ulubiona nawierzchnię - szuter.
Po przerwie na serwisko dojeżdżamy do Morza Karaibskiego. Nocujemy na dzikiej plaży z widokiem na elektrownię.
Kategoria Kuba 2018
W drodze do Cienfuegos
-
DST
82.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj zobaczymy Morze Karaibskie. Jedziemy do Cienfuegos - miasta zwanego kubańskim Paryżem.
Żegnamy Trinidad i naszych przemiłych gospodarzy.
Wyjeżdżamy na głodniaka. W tej sytuacji nie dziwi, że zatrzymujemy się w pierwszej przydrożnej restauracji. Cena nie gra roli. Menu, powiedzmy bogate, ale przygotowanie posiłku czasochłonne. Rezygnujemy z owoców morza :) Czas nas nagli. Poprzestajemy na: jajecznica + kawa i.... Nas jest sześcioro, a jajek jest osiem. Wierzyć, nie wierzyć,ale tak jest. Pani pokazuje koszyczek z zawartością ośmiu jajek. Dwóch najgłodniejszych kolegów dostaje podwójną jajeczną porcję,ale to jeszcze nic :) Dostajemy po jednym jajku - sadzonym, suchary, kawę, ciut surówki z zielonych pomidorów - najeść to się tym raczej nie da, posmakować - no może :) Najfajniejsze jest na końcu - dostajemy, jak to zazwyczaj bywa - rachunek i... płacimy za jajko jak za "zboże". To moje najdroższe jajko, jakie dotychczas jadłam, ale było warto :))))
Wkrótce po śniadaniu zatrzymujemy się na plaży na drugie śniadanie. Wyjmujemy resztki zapasów z sakw. Nie ma to jak pasztet drobiowy przywieziony z ojczyzny i kubański pan - chleb.
Jedziemy główną drogą. Mamy wiatr w twarz. Nasz wiatr w porównaniu z kubańskim to zefirek.
Zatrzymujemy się na chwilę odpoczynku.
Kolejny postój w cofeterii.
Zamawiam ulubiony zestaw - kanapka z jajkiem, kawa i refresco x cztery :) Apetyt mi dopisuje :)
A dalej było serwisko,
szutrówka
i kolacja w wiosce na rogatkach Cienfuegos. Kurczak przyrządzony przez moją imienniczkę smakował wybornie. Było także kolejne serwisko :)
Biwak rozbiliśmy nad jeziorem - odnogą Morza Karaibskiego, na obrzeżach Cienfuegos. A taki mieliśmy zachód słońca :)
Kategoria Kuba 2018
Trinidad
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano prysznic, potem śniadanie przygotowane przez gospodynię - błogie lenistwo. Czas przestał istnieć - nigdzie się nie spieszymy, wspominamy minione dni, żartujemy - zażywamy luksusu. A przecież najpiękniejsze przed nami. Dzisiaj czeka nas zwiedzanie Trinidadu. Dla kolegów będzie to kontynuacja wczorajszego wieczoru. Poznawali nocne życie Trinidadu.
Dzień jest pogodny i słoneczny, idealny na spacer malowniczymi uliczkami.
Nie jesteśmy oryginalni. Zwiedzanie zaczynamy od zabytkowej starówki - głównego placu Plaza Mayor. Znajduje się tu Kościół Św. Trójcy,
Miejskie Muzeum Historyczne z wieżą widokową,
kamienne schody - chyba najbardziej oblegane przez turystów miejsce w Trinidadzie
Zastanawiamy się nad lekcją salsy :)
Z lekcji tańca rezygnuję, ale nie potrafię sobie odmówić zwiedzenia Miejskiego Muzeum Historycznego. Muzeum mieści się w bardzo okazałej rezydencji na Plaza Mayor. Piękne wnętrza.
Wchodzę na wieżę widokową.
Chcę się zgubić w tych malowniczych uliczkach, poczuć, usłyszeć bicie serca Trinidadu...
Spaceruję bez celu, dla samej przyjemności - czuję, słyszę bicie serca Trinidadu
Mam piękne wspomnienia. Mogę zamknąć oczy i znowu wrócić do Trinidadu - być, widzieć, czuć - to niesamowite :)
Kategoria Kuba 2018
Trinidad
-
DST
56.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj chcemy dojechać do Trinidadu. Jestem bardzo ciekawa tego miejsca. Brukowane ulice, kolonialna zabudowa - domy pokryte kolorowymi tynkami, dachy wykonane z terakotowych kafelków, duże okna sięgające aż do chodników zabezpieczone żelaznymi lub drewnianymi dekoracyjnymi kratami... Czy takie miejsce naprawdę istnieje?
Przed godz. 6.00 obudziło nas pianie koguta. Kurza bestia nie dawała za wygraną - piała i piała, a przecież był środek nocy. Jesteśmy na Kubie prawie tydzień, a ja wciąż nie mogę przywyknąć do nocnych poranków.
Ranek był pochmurny. Zaczęło padać gdy zwijaliśmy obozowisko. Przed wyjazdem młoda gospodyni poczęstowała nas kawą - mocną, aromatyczną i bardzo słodką. Myślę, że będzie brakowało mi takiej kawy po powrocie do domu...
Jedziemy główną drogą. Gdyby nie deszcz i mgła widoki byłyby cudowne - kręta, wijąca się pod górę droga, tropikalny las - bajkowo.
Droga jest pełna niespodzianek typu asfalt tu był i szutr jest nadal w modzie.
Deszcz nie ustaje. Po kilkunastu kilometrach dojeżdżamy do miasteczka Guinia de Miranda. Zatrzymujemy się na śniadanie.
Uwielbiam pieczywo pod każdą postacią - chleb pełnoziarnisty, orkiszowy, razowy, bułeczki pszenne, kukurydziane - im bardziej wymyślne tym smaczniejsze. Kuba jest dla mnie pszennym rajem i kulinarną mekką. Takich dobrych bułeczek z "niespodzianką" jeszcze nie jadłam, a może po prostu jestem permanentnie głodna :) Wybór kanapki przyprawia o zawrót głowy :) Pan con jamonada (z szynką), pan queso (z serem), pan pasta (z nieokreślona pastą) i croqueta (krokiety z ciągnącym jakby serem)
Zamawiam kanapkę z pastą i kilka krokietów. Wrażeń podniebienia nie opiszą żadne słowa - tego trzeba po prostu skosztować!
Dalej jedziemy w deszczu. Trochę pedałujemy, trochę spacerujemy, nie narzekamy na nudę.
Widoki są prawdziwie tropikalne.
Ostatnie kilometry mamy z górki, ale zanim doświadczymy zjazdów prawie alpejskimi serpentynami zatrzymujemy się na wieży widokowej. Za nami we mgle wyłania się Trinidad.
Dalej był zjazd, a raczej masakra, jatka, śmierć w oczach. Moim rowerem bez hamulców nie sposób jechać. Kolega lituje się nade mną - daje mi swój rower. Ryzykant z niego. Jadę i o dziwo - hamuję. Takim rowerem mogłabym jechać i jechać. Dojechałam do kolegów, a zucha na moim rowerze nie ma i nie ma. Czekamy. Niepokoję się coraz bardziej. Wreszcie jest, z daleka słyszę metaliczny odgłos tarcia niby klocków hamulcowych o obręcze. Komentarz kolegi jest bezcenny - ja temu... za taki rower wyrwałbym... Tak, mój rower jest na pewno po serwisie :)
Dojechaliśmy do Trinidadu.
Tylko gdzie te brukowane ulice, kolorowe domy?
Jest popołudnie. Wynajmujemy casę. Zostajemy w Trinidadzie dwa dni.
Kategoria Kuba 2018
Santa Clara
-
DST
61.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj naszym celem jest Santa Clara - stolica prowincji o
tej samej nazwie, leżąca w centrum Kuby.
Dzień zaczęliśmy od śniadania na tarasie naszej casy, potem przegląd rowerów i około godz. 8.00 pożegnaliśmy miłych gospodarzy. Do Santa Clara pozostało kilkanaście kilometrów.
Wprawdzie jesteśmy po śniadaniu, ale mimo to nie potrafimy oprzeć się pokusie skosztowania lokalnych specjałów.
Racuszki smakowały wybornie :)
Przy okazji koledzy dokręcili koło w moim rowerze. Miałam szczęście, że nie odpadło w czasie jazdy.
Wjeżdżamy do Santa Clara.
Kolejne serwisko mego roweru. Tym razem dokręcamy stery korzystając z uprzejmości miejscowego fachowca. Odpadające koło, rozregulowane stery, brak hamulców i jedzie - to coś więcej niż rower - to niezniszczalny krążownik kubańskich dróg :)
Deptakiem dochodzimy do głównego placu w mieście.
Jest to plac o nazwie Parque Vidal. Znajduje się tutaj
amfiteatr, pomnik ku czci
Leoncio Vidal, hotel Santa Clara Libre, Museo de Artes Decorativas,Teatro La Caridad z XIX wieku.
Kiedy ja robię zdjęcia koledzy zajmują się kolejnym serwisko :)
Robimy kółeczko ulicami Santa Clara.
Chcemy zwiedzić fabrykę cygar, ale z uwagi na jej udostępnienie dla zwiedzających od godz. 18.00 - rezygnujemy. Odwiedzamy za to sklep z cygarami.
Jedziemy także na Plaza de la Revolution. Jest to główne miejsce
defilad i wieców w Santa Clara. Nad placem góruje najbardziej znany na
świecie, olbrzymi pomnik Che. Postać ma rękę w temblaku co symbolizuje
rany odniesione w bitwie w 1953 roku. Szczątki kubańskiego bohatera
znajdują się w mauzoleum pod pomnikiem. Mauzoleum przypomina wykutą w
skale grotę, jest tutaj znicz oraz pięcioramienna gwiazda.
Czas nas nagli i dlatego rezygnujemy z obejrzenia Tren Blindado - muzeum mieszczącego się w
pociągu pancernym. Jest to pociąg, którym podczas rewolucji jechali
rządowi żołnierze do Hawany. Pociąg został wykolejony w okolicach Santa
Clara przez samego Che. Obok tego pociągu pancernego możemy zobaczyć
buldożer, którym Che osobiście zniszczył trakcję kolejową. Będzie co oglądać podczas kolejnej wizyty na Kubie.
Wyjeżdżamy z Santa Clara. Kierunek - Trynidad i...
... kolejne serwisko :)
W Matagua zatrzymujemy się na obiad.
Gdy zaczyna zmierzchać dojeżdżamy do Manicaragua.
Nie udaje się nam wynająć pokoju. Gdy zatrzymujemy się za miastem, aby sprawdzić miejsce na rozbicie biwaku, podchodzi do nas młody mężczyzna i zaprasza do siebie. Mieszka z żoną. Rozbijamy namioty na ich posesji. Bardzo mili i serdeczni młodzi ludzie.
Kategoria Kuba 2018
W drodze do Santa Clara. Esperanza
-
DST
100.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pozwoliliśmy sobie na odrobinę leniuchowania podczas porannego zbierania się do drogi. Jest niedziela, zamierzamy jechać główną drogą, żadnych szutrowych szaleństw, a do Santa Clara pozostało jedynie 100 km z małym załącznikiem. Ja mam swoją chwilę z kubkiem gorącej herbaty. Kubańczycy praktycznie nie piją herbaty. Wieczorem na prośbę o bardzo gorącą wodę (w słowniku nie znalazłam słowa wrzątek) nasza gospodyni podała mi podgrzaną wodę z filtra. Rano zagotowałam wodę na kuchence elektrycznej. Herbata miała wyjątkowy smak.
Z Colon żegnamy się około godz. 9.00. Dojeżdżamy do miasta Los Arabos i robimy przerwę w cofererii. Jak ja lubię te przerwy na kanapki i kawę.
Przez moment zastanawiamy się, czy do Santa Clara nie pojechać rowerową taksówką :)
Santa Clara jest miejscem, w którym legenda Che Guevary jest wciąż żywa. Napisy i rysunki na budynkach nie dają o tym zapomnieć.
Kolejny przystanek robimy w Cascajal. Koledzy okupują cafeterię, a ja idę na krótką modlitwę do kościoła. Mam towarzystwo :)
W Santo Domingo odbijamy w boczną drogę z uwagi na remont. Kilka kilometrów pokonujemy lokalną drogą. Zanim wrócimy na główną trasę będziemy mijać skromne wiejskie domy, a także budynki urzędów z "muralami" charakterystycznymi dla rejonu Santa Clara.
Bardzo późnym popołudniem dojeżdżamy do miasta Esperanza. Przedmieścia wyglądają bardzo skromnie.
Zaczyna padać mżawka, która przechodzi w rzęsisty deszcz. Dzięki informacjom uzyskanym przez kolegów podczas integracyjnego spotkania w miejscowym barze :) wynajmujemy pokoje w casa/agroturystyce.
Kategoria Kuba 2018