Czerwiec, 2015
Dystans całkowity: | 639.64 km (w terenie 90.00 km; 14.07%) |
Czas w ruchu: | 20:31 |
Średnia prędkość: | 26.41 km/h |
Maksymalna prędkość: | 44.59 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 91.38 km i 3h 25m |
Więcej statystyk |
Kotlina Susamyru (dzień 2)
-
DST
97.76km
-
Teren
90.00km
-
Temperatura
37.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Budzę się około godz.6.00. Biorę prysznic. Kto wie kiedy znowu będę mogła zażyć takiego luksusu.
Idziemy na śniadanie. Czekają na nas prawdziwe rarytasy - chleb z masłem i dżemem, herbata.
Przy stole koledzy wpatrują się w ekran komórki Darka i chichoczą. Co znowu? Darek dostał e-mail od księdza prowadzącego misję - parafię w Dżalalbadzie, gdzie mamy nocować w przyszłą niedzielę. W ps. ksiądz napisał o obowiązywaniu szóstego przykazania i braku pokoi koedukacyjnych w prowadzonej przez niego placówce. YYYYY ???!!! No tak.... Choć ja jestem jedna, a ICH jest czterech do głowy mi nie przyszło, że na wyprawie nie obowiązuje szóste przykazanie!!! Koledzy już nie chichoczą tylko śmieją się. Czy z mojej miny?
Przed hostelem czeka na nas Norbert - Niemiec mieszkający od kilku lat w Biszkeku i zajmujący się turystyką w ogólnym znaczeniu. On swoim autem zawiezie nas na przełęcz Too Aszu (3586 m n.p.m.) skąd rozpoczniemy swoją rowerową włóczęgę po Kirgistanie.
Z Biszkekiem żegnamy się na trzy tygodnie....
W oddali majaczą Góry Kirgiskie. Droga na przełęcz Too Aszu wspina się serpentynami. Z każdym pokonywanym kilometrem, ba - metrem ożywiam się. Robię zdjęcia przez szyby samochodu. Jest pięknie, pięknie, PIĘKNIE!!!!! To było do przewidzenia - o pół tonu za głośno wyrywa mi się, że jest pięknie! Koledzy żartują i mówią do kierowcy, że Basia zobaczyła góry, napstrykała fotek, więc może wracać. Żartownisie. W rezultacie Norbert zatrzymuje auto, wysiadamy i.... Jak pięknie!!!!!
Przejeżdżamy przez tunel pod przełęczą. Norbert zatrzymuje auto. Dalej pojedziemy rowerami. Zakładam sakwy na Scotta. Po raz pierwszy będę jeździć także z przednimi sakwami (po wyprawie wiem, że to był mój pierwszy i ostatni raz z przednimi sakwami).
Zjeżdżamy w dół około 14 km drogą asfaltową, po czym odbijamy w drogę szutrową w kierunku Susamyru.
Jedziemy malowniczą Kotliną Susamyru. Jest pięknie!!!! Gdzie ja jestem, czy ja śnię???!!!
Dojeżdżamy do miejscowości Susamyr i zatrzymujemy się przed "Magazinem". "Magazin" - przez najbliższe tygodnie będzie to nasze ulubione słowo.
Robimy zakupy. Nie ma chleba, ale to żaden problem - sprzedawczyni przez małych posłańców składa zamówienie. Chleb jest jeszcze ciepły - prosto z pieca.
Mijamy kolejne miejscowości. "Dzierewnia" w niczym nie przypominają naszych wsi.
Pozdrawiają nas dzieciaki. Wołam dwóch małych chłopców i daję im po paczce herbatników kupionych w Polsce.
Naszą uwagę przyciągają cmentarze...
... oraz pomnik. Czy to Manas - legendarny kirgiski bohater?
Widoki są bajkowe....
Zaczyna padać...
... pojawia się tęcza. To dobry znak.
Zachwycam się różnorodnością barw. Gdzie ja jestem???? Jest pięknie!!!!
Na koniec dnia czeka nas miła niespodzianka. Jemy kolację w baraku.
Smakujemy miejscowe specjalności.
Obozowisko rozbijamy nad rzeką Kokomeren. Naszą wyprawową tradycją stanie się przyznawanie punktów "miejscówce". Na każdym biwaku będzie padać krótkie - "Ile dajemy miejscówce?". Ustalamy punktację od 1 do 10.
I tak zaczęła się nasza wyprawa....
Kategoria Kirgistan 2015r.
Spacerem po Bishkeku (dzień 1)
-
Temperatura
37.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie! Wylądowaliśmy w Bishkeku. Jest godz. 5.00.
Podróż przebiegała spokojnie. Do Istambułu przylecieliśmy o godz. 18.30 czasu lokalnego. Przestawiam zegarek. U nas jest godz. 17.30.
Lotnisko w Istambule jest ogromne. Obserwuję podróżnych. "Płynął" jak rzeka mieniąca się różnymi barwami - samotnicy z walizkami, matki z dziećmi, pary: on-ona, oni... Kolorowe stroje mówiące o różnorodności kulturowej.
O godz. 20.10 jesteśmy już w powietrzu. Lot do Bishkeku trwa pięć godzin. Siedzimy obok siebie, ja na środkowym fotelu. Trochę rozmawiamy, trochę drzemiemy.
I nareszcie... Lądujemy.
Gdzie ja jestem?! Czy w ciągu pięciu godzin lotu czas cofnął się do okresu wczesnego komunizmu. Czy jestem Basikiem, czy bohaterką filmu "Ile waży koń trojański"?! Ściany straszą surowością, celnicy w czapkach z wielkimi otokami lustrują podróżnych wzrokiem. Podaję paszport do kontroli. Pieczątka i przechodzę po bagaż. Powiało Europą...
Czekam. Pojawiają się nasze pakunki. Po kilku minutach podchodzą Darek i Robert. Ich lot był opóźniony i zamiast przed nami, wylądowali po nas. Kolegom udaje się zdobyć jeden wózek bagażowy. Jesteśmy w komplecie - ekipa i bagaże. Sukces!
Chcę jeszcze skorzystać z toalety... To coś nie mieści się w europejskiej definicji toalety. Toaleta... Można napisać odrębną opowieść o kirgiskich toaletach.
Przed wyjściem z budynku lotniska dopada nas naganiacz. Mamy transport do Bishkeku. Krzyś negocjuje cenę - 2000 somów, czyli po 400 somów na głowę, co stanowi równowartość około 30-35 zł.
Jedziemy. Z ciekawością patrzę na mijane krajobrazy. W oddali majaczą góry. Uśmiecham się i myślę - "będzie pięknie". Jestem zaskoczona szerokością jezdni, brakiem linii segregacyjnych i szybkością z jaką zmieniają się widoki za szybą. W ciągu najbliższych trzech tygodni dane mi będzie poznać, co to znaczy "jazda po kirgisku".
Zatrzymujemy się przed kantorem. Wymieniamy walutę. Robimy zrzutkę "państwowych pieniędzy". Ja w "demokratycznym" głosowaniu zostaję wybrana skarbnikiem. Pakuję państwowe pieniądze do woreczka z zapięciem strunowym. Czy chcą, czy nie chcą - muszą pilnować skarbnika, a raczej państwowych pieniędzy. Nie pozwolą mi się zgubić. To już coś!
Dojeżdżamy do hostelu - Hostel Nomad przy ul. Usenbajewa 44. Krzyś z państwowej kasy płaci za transport. Dodatkowo każdy z nas dorzuca po 100 somów na kawę dla naganiacza. Zabawne. Na lotnisku kwota 5 euro, o jaką prosił wydała się nam zbyt wygórowana, a teraz dostaje od nas równowartość około 7-8 euro.
Piszę sms-a do starszego - "Jestem na miejscu, wszystko ok". Wysyłam i orientuje się, że w Polsce jest dopiero godz. 4.00...
Teraz czeka mnie próba techniczna - składanie roweru. To moja słaba strona... Proszę Roberta o pomoc... Poszło nam całkiem sprawnie. Teraz jego rower. Nawet napompowałam koła! Robię postępy!
Gotowe. Rowery są poskładane. Czekamy na wejście do pokoju. Krzyś z państwowej kasy płaci za nocleg - 2800 somów. Hostel wydaje się bardzo schludny, teraz wiem, że na kirgiskie warunki jest luksusowy.
Pokój jest 16-osobowy i.... klimatyzowany. Zajmuję dolne łóżko. Podobnie Darek i Krzyś. Robert i Rysio lokują się na górze.
Prysznic. Czy może być coś przyjemniejszego od strumienia chłodnej wody na ciele w "żarki" dzień? Zdecydowanie "NIE", a jednak... Przyjemniejszy może być tylko strumień ciepłej wody na ciele w chłodny wieczór. Ciepłej wody zaczerpniętej kubkiem z wiadra przez starszą Kirgizkę i wylany na moją szyję, ramiona... O tym dane mi będzie przekonać się w drodze do Kazyrman...
Odpoczywamy... Budzę się około godz. 15.00. Wychodzimy. Spacerujemy po Bishkeku.
Chodzimy bez celu. Może niezupełnie. Chcemy kupić kartusze. Pytamy młodego Kirgiza o sklep turystyczny. Chłopak ustala numer telefonu i dzwoni do sklepu, ustala dokładny adres i pyta o kartusze. Zupełnie bezinteresownie.
Po raz pierwszy jestem w mieście nie-europejskim. Wszystko dla mnie jest nowością. Patrzę, porównuję. Szerokie ulice, po których pędzi mnóstwo aut z prędkością przekraczającą znacznie 50 km/h, przechodnie przemykający między rozpędzonymi autami. Co z tego, że jest zielone światło na sygnalizatorze. Tu trzeba mieć oczy szeroko otwarte, a nogi przygotowane do szybkiego marszu.
Mijamy blokowiska pamiętające okres komunizmu i nowoczesne apartamentowce. Jakiś polski akcent?!
Na chodniku sprzedawcy kuszą zimnym bozo i wodą z saturatora.
Szukamy muzeum Lenina, mierzymy się z pomnikiem rewolucji i oglądamy zmianę warty przy pomniku pamięci.
Spacerujemy, spacerujemy....
Po powrocie koledzy idą na kolację. Ja nie jestem głodna. W kuchni robię herbatę przywiezioną z Polski.
Zmęczenie daje o sobie znać. Zasypiam. Jutro wyruszamy w góry....
Kategoria Kirgistan 2015r.
Kirgistan - epilog
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po powrocie z Włoch w 2014r. czułam niedosyt. Wyprawa była udana, mimo, że to nie były moje klimaty. Średniowieczne toskańskie miasteczka cieszyły oko, ale... Właśnie - ale...
Uwielbiam patrzeć w przestrzeń, chłonąć każdą cząstką siebie widok ośnieżonych szczytów, zielonych dolin, górskich potoków. Zatrzymać się w pędzie codzienności i przez krótką chwilę stać się jednością z dziką przyrodą, stać się jej cząstką. Patrzeć na wijącą się w dali drogę, moją drogę. Tak. To są moje klimaty...
Jesienią 2014r. opłaciłam rowerową wycieczkę do Maroka. Po kilku dniach zrezygnowałam. Potem przyszła kolej na Bałkany. Był ktoś z kim miałam jechać, był plan, ale znowu było coś nie tak.
Na początku grudnia 2014r. przez przypadek natknęłam się na ogłoszenie Radosnego Smoka. Kompletował ekipę na wyprawę do Azji. Może TO będzie TO? Zapytałam, czy przyjmą mnie do swojej grupy i przed Bożym Narodzeniem miałam kupiony bilet do Bishkeku. Klamka zapadła! 28 czerwca 2015r. miałam wyjechać na trzy tygodnie do Kirgistanu!
Jedziemy w piątkę. Nie znamy się. Nasza ekipa to: dwaj krakusi - Smok-Krzyś (kierownik) oraz Darek, warszawiak - Rysio, gdynianin - Robert i ja - Basik.
Przede mną sześć długich miesięcy do wyjazdu. Koledzy mailowo dyskutują o trasie, ekwipunku... Mnie pochłania praca zawodowa, remont. Nie mam czasu na logistyczne przygotowanie do wyprawy. Zdawkowo odpowiadam na maile kolegów. W biegu gromadzę szczątkowe informacje o Kirgistanie, w biegu przeglądam zdjęcia w internecie, w biegu czytam kilka relacji z wypraw... Boję się, że nie zdążę...
Przed wyjazdem organizm mówi "basta!" Dosyć tej pogoni, pośpiechu, ciągłego biegu! Dopada mnie złe choróbsko. Szprycuję się lekami, chodzę do pracy i z pomocą bliskich sprzątam po remoncie. Czy zdążę?...
W piątek pakuję sakwy, a w sobotę z pomocą Starszego rower. Chyba zdążyłam...
Umawiamy się na lotnisku w Warszawie 28 czerwca na godz. 10.00. Nasz samolot odlatuje o godz. 14.45. Na lotnisku jestem przed godz. 10.00. Odwozi mnie starszy.
Poznaję kolegów. Z tymi ludźmi spędzę najbliższe trzy tygodnie. Jacy oni są, jak będzie? Patrzę na ich bagaże. Czy nie zabrałam za dużo rzeczy?
Krzyś, Rysio i ja lecimy z przesiadką w Istambule, a Darek i Robert z przesiadką w Moskwie. Oni odlatują przed nami.
Startujemy z 15-minutowym opóźnieniem. Siedzę przy oknie. To mój pierwszy lot.
Wyciszam swoje myśli. Pośpiech, codzienny wyścig z czasem pozostał za mną, jest gdzieś daleko z tyłu. Ogarnia mnie błogi spokój. Spokój bezkarnego złodzieja chwil. Tak. Ukradłam dla siebie chwile w Kirgistanie. Są moje. Ważna staje się tylko droga, którą będę podążać. Liczy się tu i teraz.
Kategoria Kirgistan 2015r.
:)
-
DST
72.43km
-
Czas
02:50
-
VAVG
25.56km/h
-
VMAX
34.51km/h
-
Temperatura
21.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie miałam pomysłu na tytuł wpisu :) Bo jak nazwać stan rowerowego zadowolenia :) Dzisiaj wreszcie wybrałam się na rower.
Z końcem remontu zbiegło się moje chorowanie. Dopadło mnie jakieś złe choróbsko. Nie wróciłam jeszcze do pełni sił, ale dzisiaj nie mogłam sobie odmówić chwili na rowerze.
Moje dzisiejsze tempo nie powala z nóg, ale cóż.... powoli odbuduję kondycję :) Na usprawiedliwienie dodam, że mocno wiało. Najważniejsze, że moja rowerowa zwyczajność powraca :) Jest pięknie :))))
Kategoria Po pracy
Siódemeczka z przodu licznika :)
-
DST
52.12km
-
Czas
02:04
-
VAVG
25.22km/h
-
VMAX
35.09km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Aż trudno mi samej uwierzyć, że w ubiegłym tygodniu nie miałam chwili, aby dojechać brakujące 25 km do nowej cyferki z przodu licznika...
Nadchodzący tydzień zapowiada się również bardzo pracowicie.... Zwyczajność rowerowa wróć!!!!
Kategoria Po pracy
Szlakiem Pięknego Wschodu
-
DST
250.46km
-
Czas
09:32
-
VAVG
26.27km/h
-
VMAX
44.59km/h
-
Temperatura
32.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pognałam dzisiaj szlakiem Pięknego Wschodu. Tak coś mnie naszło :) Wyjechałam dosyć późno, około godz. 10.30.
Do Włodawy jechałam trasą ultramaratonu. Jak fajnie było znowu jechać bardzo urokliwymi nadbużańskim terenami.
Przed Sarnakami natknęłam się na taką ciekawostkę.
Wcześniej w Łosicach obrałam kierunek na Białystok...
W Sarnakach odbiłam na Terespol kierując się na Białą Podlaskę. Tak wyglądała droga za Sarnakami.
Pięknie zielono :) nie robiłam dużo zdjęć, czas bardzo naglił...
Centrum Janowa Podlaskiego.
Sanktuarium w Kodniu....
Droga między Kodniem, a Sławatyczami.
Cerkiew w renowacji w Sławatyczach.
Ze Sławatycz pojechałam do Włodawy, a tu nie wjeżdżając do centrum odbiłam na Lublin. Pozostało tylko dojechać do domu.
Wycieczka bardzo udana, choć popełniłam ten sam błąd, co na poczatku ubiegłego lata - nie posmarowałam całych rąk i nóg kremem z filtrem... Trochę mnie przypiekło :)
Kategoria Rekordy
Wyrośnięta drobinka
-
DST
41.38km
-
Czas
01:35
-
VAVG
26.13km/h
-
VMAX
41.20km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na rower mogłam sobie pozwolić dopiero po godz. 19.00. Wybrałam Speca. Ostatnio jeżdżę na szosówce, bo czasu mam niewiele, a Spec jest teoretycznie szybszy od Scotta.
Dzisiaj chciałam szybko pomknąć tam i z powrotem. I pomknęłam do najbliższej dziury w asfalcie. Z przeciwka jechało auto i nie sposób było wyminąć dziury.... Sprawdziłam przednie koło. Czyżby schodziło powietrze?! Wróciłam do domu. Dopompować koło i zaryzykować, czy zmienić rower? O zmianie dętki nie ma mowy, za mało czasu. Czas nagli.... Zmieniam rower.
Mego Scotta tego lata czeka nie lada wyzwanie i dlatego oszczędzam go :) Po kwietniowym serwisie byłam na nim tylko na Harpaganie i Dymnie. Ale i Scott powinien od czasu do czasu potrenować formę :)
Znowu razem! Jak przyjemnie śmigać na Scottcie :)
Scott to zupełnie inna bajka niż Spec. Szosówka to taka drobinka.
Drobinka... Właśnie tak ostatnio nazwał mnie do koleżanki rowerzysta z miejscowej grupy rowerowej. Zapytał ją, czy zdobyłam kwalifikacje na "Pięknym Wschodzie" i dodał, że to taka drobinka, która woli jeździć samotnie.
Byłam już chłopakiem, a teraz zostałam drobinką :) Coś chyba w tym jest, bo jadąc na Specu czuje się tak maluteńka i niepozorna, ale jadąc na Scottcie jestem taka, taka... wyrośnięta drobinka :) Pewnie to zasługa 29 calowych kół.
A dzisiaj pognałam wojewódzką tam i z powrotem, tak, aby tylko rozprostować nogi przed tańcem z mopem :) Pogoda nadal dopisuje. Cieplutko, słonecznie. Sielanka rowerowa. Pedałowałam uśmiechając się od ucha do ucha. Już wkrótce moja rowerowa zwyczajność powróci :) Dodam, że warto było przez ostatnie miesiące żyć i mieszkać na placu budowy :)
Kategoria Po pracy
Niedzielny rowerzysta
-
DST
73.17km
-
Czas
02:39
-
VAVG
27.61km/h
-
VMAX
39.94km/h
-
Temperatura
24.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda prowokowała do długiej rowerowej wycieczki, ale cóż, to jeszcze nie ten dzień. Może już wkrótce pojadę na całodniową rowerową włóczęgę po okolicy, ale jeszcze nie dziś.
Na rower wybrałam się dopiero po południu. Dobre i to zważywszy, że ostatnio zajęta remontem prawie nie jeżdżę. Pognałam na leśną ścieżkę. Nie tylko ja wpadłam na taki pomysł. W lesie była cała rzesza niedzielnych rowerzystów i spacerowiczów. Po prostu tłumy! Dzisiaj bez żalu wyjeżdżałam z mojej ulubionej ścieżki.
Do domu pozostało około 25 km. Wiało! Niestety w twarz! Już dawno tak porywiście nie dmuchało. Pedałowałam bez pośpiechu. Nie miałam ochoty przekomarzać się z wiatrem.
Pozostały ostatnie 4 km. Skręciłam w swoją ulicę. Pedałowałam w żółwim tempie. Dojeżdżając do swojej drożyny zauważyłam jadącego z przeciwka rowerzystę. Zerkał na drogę, jakby zastanawiając się czy to tu ma skręcić. Wyglądał na mego rówieśnika. Ciuszki rowerowe w błękitnym kolorze, bardzo dopasowane, butki spd, biała czapeczka. Prawdziwy niedzielny rowerzysta, a do tego bardzo szykowny :)
Przejechałam około 500 m i pan mnie wyprzedził. Nic dziwnego, skoro jechałam w TAKIM tempie, ale... Nie spodobało mi się to i podziałało ambicjonalnie. Oj, podziałało :)
Przyspieszyłam. Zapewne nie wyglądałam na rywala, a na pewno nie wyglądałam na kogoś, kto potrafi szybko jeździć, a co dopiero wyprzedzić faceta. Spodenki rowerowe, bawełniany top na ramiączkach, pomarańczowa czapeczka i sandałki na miękkich podeszwach. Wypisz, wymaluj niedzielna rowerzystka :) Tylko czy szykowna w takim prawie rowerowym stroju?
Ale... Przecież nie odpuszczę... I tak się zaczęło :)
Wieje w twarz, ale co tam, padnę, a faceta wyprzedzę. Z prędkości noga za nogą rozpędzam się do 39 km/h. Pan zostaje w tyle, ale teraz on nie odpuszcza - walczy. Ja również walczę :) Utrzymuję prędkość powyżej 30 km/h. Na łuku dyskretnie zerkam w bok. Pan jedzie za mną jakieś kilkanaście metrów. Chyba się ściga. Twardy zawodnik - walczy dzielnie z babą :) Pozostał ostatni kilometr. Dam radę, a może nie... Mój oddech staje się płytki i przyspieszony, serce wali jak młot. Walczymy i... ja skręcam do domu, a pan jedzie dalej. Nie doścignął mnie :) Cała sytuacja musiała wyglądać bardzo zabawnie :) A podobno to chłop żywemu nie przepuści :)
Kategoria Po pracy
Obudzić w sobie dziecko :)
-
DST
52.32km
-
Czas
01:51
-
VAVG
28.28km/h
-
VMAX
41.30km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatnio bardzo popularna stała się reklama z hasłem "Obudź w sobie dziecko". Przyznam, że śmiech dzieci w tych reklamach jest rewelacyjny. Przywołuje wspomnienia :) Każdy z nas jest dzieckiem, więc w takim przesympatycznym dniu święta milusińskich postanowiłam obudzić w sobie dziecko i wbrew zdrowemu rozsądkowi poleciałam na rower. W domu tyle pracy, a ja jak przekorne dziecko zostawiłam wszystko i uciekłam na rower. Trudno - sprzątanie wyremontowanego w całości pierwszego pokoju poczeka do jutra, ponadto nic się nie stanie, jak moi zjedzą odgrzany wczorajszy obiad :)
Na rowerze było rewelacyjnie! Ciepło i prawie bezwietrznie. Warunki do jazdy idealne! Wykręciłam średnie kółeczko. Po powrocie ogarnęłam dom, służbowe wypracowanie na jutro, a teraz biorę się za sprzątanie... Rozsądek przemówił :)
Kategoria Trening