Po pracy
Dystans całkowity: | 33114.12 km (w terenie 13.00 km; 0.04%) |
Czas w ruchu: | 1270:55 |
Średnia prędkość: | 25.03 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.99 km/h |
Liczba aktywności: | 479 |
Średnio na aktywność: | 69.13 km i 2h 47m |
Więcej statystyk |
Ważne są dni, których jeszcze nie znamy...
-
DST
107.44km
-
Czas
04:14
-
VAVG
25.38km/h
-
VMAX
39.37km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dobry początek :)
Kategoria Po pracy
Popiołu na głowę
-
DST
100.51km
-
Czas
03:54
-
VAVG
25.77km/h
-
VMAX
36.83km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Popiołu na głowę! Jakie to szczęście, że z każdym dniem bliżej Popielca!
Czy ja mam fizjonomię gwiazdy medialnej?! A może błysk fleszy, wywiady w lokalnych mediach,... może tak właśnie powinno wyglądać moje życie, życie rowerzystki... ;) Ach... Założę niebieski garniturek BBT i będę błyszczeć, udzielać wywiadów, rozdawać uśmiechy i autografy... Będę gwiazdą!!! Ach... :)))
Baśka!!!! Wróć na ziemię!!!!
- Ok, ok... ale od początku :)
Wczoraj od redagowania wpisu na bs o rowerowej pokorze oderwał mnie telefon. Dlaczego zawsze dzwoni w najmniej odpowiednim momencie...
- cześć Basiu, Włodek.
Jak miło usłyszeć znajomy głos szefa lokalnej grupy rowerowej.... Co takiego?! Czy może podać mój numer redaktorowi rodzimego tygodnika?! Bo, co?!!! Wytypował mnie do miana "człowiek roku w kategorii rowerowej", czy coś takiego... Czy to żart?! Ok, niech poda.
Kolejny telefon.
- Tak, słyszałam, jest mi bardzo miło, dziękuję za uznanie i przepraszam, nie zgadzam się pretendować do tak zaszczytnego tytułu :)
- Może w takim razie artykuł o starcie w BBT?
Pan redaktor nie poddaje się łatwo. Hmm.... Pomyślę, jesteśmy w kontakcie...
Pan redaktor idealnie wstrzelił się w sytuację. Ja piszę o rowerowej pokorze, a tu taka propozycja. Mogę mieć swoje 5 minut na szczycie :) Dobrze, że podchodzę do siebie i swego rowerowania z dystansem. Pierwszy start w BBT i od razu takie zainteresowanie. Śmiać się, czy płakać? Mimo wszystko wzięłam zimny prysznic.
Rano uprzedzając pana redaktora zadzwoniłam pierwsza i po raz kolejny dziękując za zainteresowanie moim startem w BBT, uprzejmie odmówiłam udzielenia wywiadu. Artykułu nie będzie i po sprawie.
A potem pogoniłam na rower. Nareszcie asfalt był suchy i mogłam przewietrzyć Speca. Zamierzałam zrobić kółeczko przez Czemierniki z małym załącznikiem po wojewódzkiej, aby przejechać setkę. Dojechałam do skrzyżowania, na którym odbijam na Czemierniki i porażka. Muszę zmienić plany. Droga w kierunku Czemiernik jest posypana na grubo solą, asfalt jest mokry, spod kół bryzga coś czarnego. Wracam tą samą drogą na wojewódzką. Gdy dojeżdżam do wojewódzkiej licznik pokazuje 36 km. Dokręcę do setki po wojewódzkiej, gdzieś odbiję, gdzieś skręcę. Do 61 km jedzie się fajnie. Wiatr jest sprzyjający. Zawracam w kierunku domu. Pozostało tak niewiele...
Mam niekorzystny wiatr. Chyba się wzmógł. Jadę, jadę, jadę... Zaczynam żałować, że nie zabrałam ze sobą batonika. Czuję, że zaczyna spadać mi cukier. Zeszło ze mnie powietrze, to mało powiedziane. Zaczynam odpływać. Chowam ambicje do kieszeni. Dzwonię do Młodego, proszę, aby podrzucił mi coś słodkiego, bo nie wiem, czy dojadę do domu... Pozostało tylko 8 km do domu i do setki. Pokonuję około 2 km i przyjeżdża Młody ze słodkim zaopatrzeniem. Zjadam snikersa, dwa kawałki świątecznego ciasta z kremem i... teraz dojadę :) Nie pozwalam Młodemu zapakować roweru do auta. Mimo wiatru w twarz jedzie mi się dobrze. Wymęczyłam setkę :)
Potem pogoniłam... autem na zakupy. A po powrocie rozsiadłam się przy komputerze. Zaglądam na swój blog chcąc przelać gwiazdorsko-rowerowe wspomnienia na wirtualny papier i co widzę?! Poetycki komentarz Malarza! Malarz napisał o mnie/dla mnie wiersz!!! Czyżby moim przeznaczeniem był błysk fleszy, wywiady, czyżbym miała stać się rowerową muzą rowerowych poetów?! Ach... :)
Baśkaaaa!!!! Opamiętaj się kobieto!!!! Weź zimny prysznic!!! Popiołu na głowę!!!
Ach, gwiazdą być... :)
Baśkaaaa!!!!!
Ps
Dzisiaj tak z przymrużeniem oka ;) Najważniejsze to podchodzić do siebie z dystansem, potrafić żartować z siebie i śmiać się z dowcipów, których jesteśmy bohaterami :)
A tak całkiem serio - jeszcze raz dziękuję Malarzowi za wyjątkowy komentarz :)
Kategoria Po pracy
Rowerowa pokora
-
DST
19.00km
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Kiedyż to ja byłam na rowerze? Grudzień przypomniał mi o pokorze, oj przypomniał, że nie zawsze będzie miesięczniaczek :) Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Potrzebna jest taka rowerowa pokora :)
Dzisiaj nareszcie wybrałam się na rower. Nawet szalejący Orkan Barbara nie byłby w stanie mnie zatrzymać. Ups.... zapomniałam o pokorze :)
W nocy spadł śnieg, na jezdni pojawiła się "czarna szklanka", a poranne niebo straszyło opadami. Poczekałam do południa - nie padało, asfalt mokry i najeżony kałużami, ale bez śnieżnego błota, wieje, ale da jechać, więc... Jadę!
Przejechałam +- 4 km i sypnęło białą kaszą. Przejechałam kolejnych kilka kilometrów i zaczęło sypać mokrym śniegiem, co tam sypać, to była prawdziwa zadymka. Robiłam 50-cio kilometrowe kółeczko po wojewódzkiej przez hardkorowy odcinek. Dojechałam do wojewódzkiej i zamiast odbić w prawo, skręciłam w lewo w kierunku domu. Orkan mnie nie zatrzymał, a zmogło mnie błoto na asfalcie. Mokry śnieg zamienił się w rozjeżdżoną breję. Szkoda roweru na taką drogę. Zrobiłam +- 19 km, dobre i to. Najważniejsze, że choć chwilę byłam na rowerze :) Może jutro aura będzie łaskawsza. A dziś... Pokora rowerowa górą, tym bardziej, że dojechałam do domu i zza chmur wyjrzało słońce :)
I jeszcze coś. Mój aparacik pojechał z Maleństwem świętować Nowy Rok w Genewie, w planach jest także Paryż i Rzym, więc co najmniej do połowy stycznia 2017r. fotek na moim blogu nie będzie :(
Kategoria Po pracy
Dalej...
-
DST
52.00km
-
Temperatura
-3.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dalej jeżdżę na Scottcie, dalej jeżdżę +_, dalej jeżdżę wojewódzką, dalej...
Choć dziś na krótką chwilę wstąpiliśmy do lasu :)
Kategoria Po pracy
Selfie
-
DST
50.00km
-
Temperatura
7.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Co ja robię?! Pada, a ja na rowerze. Miały być przelotne opady, a nie ustaje od ponad godziny. Zawracam. +_ 50 km w deszczu wystarczy...
Tydzień nie byłam na rowerze. Nie było sprzyjających warunków. Pracoholizm szalał, pogoda odstraszała. Wczoraj cały dzień lało. Na niedzielę prognozy były ciut lepsze - miało padać przelotnie.
Przyszła niedziela... Rano nie padało. Około godziny 11.00 również nie padało, a 10 minut później, gdy wyszliśmy ze Scottem z domu już padało. Przecież nie wrócę. Może deszcz zamieni się w mżawkę, a może zupełnie ustanie. Gonimy.
Na 7 km od domu było jeszcze znośnie. Na drodze ruch niewielki. Kurtka narciarska daje radę. Na razie nie przemokłam.
Wojewódzka. Ruch spory, co raz obrywa się nam strumieniem wody po kołach, nogach, kurtce, twarzy. Dlaczego wybrałam znowu wojewódzką. Przecież wszędzie jest tak samo mokro. Dlaczego nie pojechałam na ścieżkę?! Co ja robię na rowerze w taką pogodę?! Dojadę jedynie do punktu skąd po powrocie do domu licznik pokazałby 50 km i zawracam. Pokazałby gdyby działał... Dalej ganiamy ze Scottem +_, choć dziś licznik dał znak. Ruszył wskazując dystans 0,02 km :)
Jedziemy w stronę domu. Teraz mam wiatr w plecy. Jak przyjemnie. Będę tak samo przemoczona z przodu i z tyłu.
A po powrocie zrobiliśmy sobie ze Scottem selfie :)
Hmm.... Czyżbym o czymś zapomniała :)
Kategoria Po pracy
Grudniowe kwiaty, grudniowe niespodzianki, grudniowe rowerowe spacery
-
DST
50.00km
-
Temperatura
-3.0°C
-
Sprzęt Scott
-
Aktywność Jazda na rowerze
Lubię grudniowe kwiaty, grudniowe niespodzianki i grudniowe rowerowe spacery.
Wybrałam się dzisiaj na pierwszy grudniowy spacer w towarzystwie Scotta. Zima nie odpuszcza.Boczne, lokalne drogi są bardzo oblodzone.
Jedyną czarną alternatywą była wojewódzka.
Dojechałam do PK :) na 26 km i zawróciłam.
A w domu czekały na mnie grudniowe kwiaty od mego Brata i jego bliskich :)
Kategoria Po pracy
Teoretycznie, praktycznie
-
DST
83.73km
-
Czas
03:13
-
VAVG
26.03km/h
-
VMAX
38.59km/h
-
Temperatura
5.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Początek listopada był praktycznie słaby rowerowo. Teoretycznie istniała szansa, że coś drgnie, ale praktycznie przy szaro-burych i deszczowych dniach szansa była bliska zeru. Wizja listopadowego miesięczniaczka rozpływała się w jesiennej szarudze. Teoretycznie wszystko jest możliwe, ale praktycznie... Nawet mój optymizm na wiele się nie zdał. Fajnie byłoby przejechać także w listopadzie 1000 km, ale jeśli się nie uda, to nic się nie stanie. Najważniejsze, aby rowerowanie było nadal świętem, przyjemnością, radością, relaksem, odskocznią. I właśnie tym jest dla mnie rowerowanie. Kradnę codzienności sekundy, minuty, godziny i zamieniam je na niepowtarzalne chwile w drodze :)
Dzisiaj było rześko i wietrznie. Słońce zachęcało do pedałowania. Nie potrafiłam zapanować nad cyklozą. Teoretycznie jutro także może świecić słońce, ale praktycznie wszystko jest możliwe - nawet prognozowane opady deszczu ze śniegiem i co wtedy z rowerem?! Jadę - teoretycznie i praktycznie!
Pogoniłam na wojewódzką. Ależ wiało! Teoretycznie jechałam, praktycznie ledwo rzeźbiłam, ale teoretycznie i praktycznie endorfiny szalały.
Wyrzeźbiłam 41 km z załącznikiem i zawróciłam. Ależ wiało! Teoretycznie jechałam, praktycznie pomykałam, ale teoretycznie i praktycznie endorfiny szalały, oj szalały :)
Teoretycznie zbliżyłam się do miesięczniaczka, ale praktycznie...
Kategoria Po pracy
Déjà vu...
-
DST
103.98km
-
Czas
03:49
-
VAVG
27.24km/h
-
VMAX
36.63km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
prawie... :)
déjà vu...
:)
déjà vu...
A dzisiaj ponownie zakładkowe kółeczko przez leśną ścieżkę. Ot, takie déjà vu...
Być może wiatr złagodniał, być może noga lepiej podawała, bo zakładka ciut wieksza :)
Ps
Pisząc często używam skrótów myślowych i dlatego moją "blogową prozę" można krótko skwitować - "co autor miał na myśli?" Powyższy wpis podobnie. Wykręciłam bliźniacze kółeczko, jak 23 listopada. Dojechałam do końca ścieżki i wróciłam do domu tą samą drogą robiąc fotki w tych samych miejscach, z tym, że nie spotkałam bociana. Stąd tytuł "Déjà vu" - coś się już kiedyś wydarzyło, w
nieokreślonej przeszłości, tylko że to niemożliwe :)
Kategoria Po pracy
.... a milczenie złotem
-
DST
100.59km
-
Czas
03:50
-
VAVG
26.24km/h
-
VMAX
37.41km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Podobno mowa jest srebrem, a milczenie złotem, więc... :)
Mini fotorelacja z kółeczka na zakładkę przez leśną ścieżkę
zacznijmy od końca...
na trasie
w lesie
coraz bliżej domu...
Kategoria Po pracy
Piętnastka z przodu licznika :)
-
DST
117.46km
-
Czas
04:33
-
VAVG
25.82km/h
-
VMAX
36.43km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt Specialized
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie słuchałam prognoz na niedzielę. Nie wyliczałam rowerowej wyliczanki. Jeśli jest mi pisana niedzielna zmiana cyferek na moim rowerowym liczniku, to tak będzie.
W środku nocy obudził mnie szum. Mruczek... Tym razem to nie było mruczenie mego kota, tylko rzęsisty deszcz. Będzie, co będzie. Jeśli nie dziś, to jutro, po jutrze, lub za tydzień... Kiedyś zmienią się cyferki na moim liczniku.
Jednak dziś. Po powrocie z kościoła wykręciłam się z domu po angielsku. Kochana Mama zajęła się obiadem, a ja pognałam zmieniać cyferki na rowerowym liczniku. Powinnam przejechać setkę z bonusem, aby czternastka zamieniła się w piętnastkę.
Pomyślałam, że zamienimy ze Specem cyferki w pałacowym stylu. Pognałam na kółeczko przez Radzyń Podlaski. Dawno nie kręciłam tej pętelki. To setkowy pewniak.
Droga "na pałace" była całkiem przyjemna ze sprzyjającym wiatrem. Ale aby nie było tak sielankowo... Mokry asfalt, kałuże, coś brudnego bryzga spod kół. Zajedziemy "na pałace" trochę ubrudzeni i z bólem głowy. Na krajówce K-19 nawet w niedzielę ruch jest duży. Głowa mi pęka od tego łoskotu. Cóż, mam czego chciałam, sama sobie wybrałam kółeczko w pałacowym stylu :)
Dojechaliśmy do Radzynia. Spec wdzięcznie zapozował do fotki na tle Pałacu Potockich.
Zostało zatoczyć kółeczko i wrócić do domu. I wtedy się zaczęło.
Jechałam drogą K-63. Równiutki asfalt, płasko jak na stole, po prostu szosowe marzenie. Tylko pomykać. A jednak... Wiał boczny wiatr w przewagą w twarz. Wymiękłam, zeszło za mnie powietrze, odpłynęłam... Chcę, a nie mogę. Noga nie podaje! Rzeźbię. Nawet nie patrzę z jaką prędkością "pomykam". Morale w mojej jednoosobowej drużynie spadło do zera. Ratunkiem byłby Mars lub Góralka, ale ja przecież na takie krótkie dystanse nie zabieram wspomagaczy. Wczoraj i dziś wzięłam jedynie bidon z wodą... Rzeźbię... I tak od 58 km do 99 km. Potem kilka km z wiatrem w twarz - ledwo rzeźbie i ostatnie 7-8 km z bocznym wiatrem z przewagą w plecy - jadę.
Ależ ja się dzisiaj ujechałam :)
A to mój Mruczuś :)
Śliczności :)
Kategoria Po pracy