Wycieczki
Dystans całkowity: | 12034.95 km (w terenie 591.00 km; 4.91%) |
Czas w ruchu: | 479:14 |
Średnia prędkość: | 22.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 58.18 km/h |
Liczba aktywności: | 91 |
Średnio na aktywność: | 132.25 km i 6h 44m |
Więcej statystyk |
Zew błękitnej krwi
-
DST
119.71km
-
Czas
05:38
-
VAVG
21.25km/h
-
VMAX
37.70km/h
-
Temperatura
30.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
A dzisiaj pognało mnie na pałace. Moim celem był pałac Zamoyskich w Kozłówce.....
Mijam pierwszy pałac - Pałac Sanguszków w Lubartowie. Odbudowany w XVIII w po zniszczeniu podczas wojny północnej przez księcia Pawła Karola Sanguszki. aktualnie mieści się w nim Starostwo Powiatowe.
Kierunek - Kozłówka. Zespół pałacowo - parkowy zbudowany w latach 1736 - 1742 prze Wojewodę
Chełmińskiego Michała Bielińskiego, wg projektu włoskiego architekta
Józefa II Fontany. W okresie 1799 - 1944 pałac należał do rodziny
Zamoyskich.
Dojechałam....
i się zachwyciłam....
Pięknie....
Pomoczyłam nogi, a Scott kółeczka w jeziorze w Firleju....
Odpoczęłam na rynku w Kocku...
Zajrzałam do pałacu Potockich w Radzyniu Podlaskim...
Opowieść już wkrótce.....
Kategoria Wycieczki, Ciekawa Lubelszczyzna
Mazurskie pożegnanie
-
DST
67.90km
-
Temperatura
16.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Obudziły mnie odgłosy deszczu uderzającego o namiot. Deszcz i zimnica. Postanawiam, że wracam do domu. O dziwo - moi kompani również wpadli na taki sam pomysł, a jeszcze wczoraj chcieli zostać na campingu. Jem śniadanie w namiocie - kromka razowca + pomidor. Pakuję sakwy i gotowa do jazdy wychodzę ze swego przytulnego namiociku. Koledzy kończą śniadanko w altanie :) Nie są zdziwieni, że jestem już spakowana, nawet żartują, że pewnie będę wracać sama.... A jednak wystarczyły dwa dni, aby mnie rozszyfrowali, a myślałam, że jestem tajemniczą rowerzystką :) Odpowiadam, że pewnie pojadę z nimi. Pytam o dystans i trasę. Na skróty krajówką K-16 przez Mikołajki do Piecek jest podobno 50 km. Tylko tyle?! Dla mnie to zdecydowanie za krotki dystans!!! Pytam o trasę przez Orzysz, Pisz, Ruciane. Marek głośno przelicza kilometry..... ma być około 70.... No, to już lepiej, myślę i uśmiech pojawia się na mojej rowerowej twarzyczce :)
Pada. Chłopaki czekają pod daszkiem na mniejszy deszcz, aby zwinąć swoje namioty. Ja nie czekam. Pakuję namiot, zakładam sakwy na rower i jestem gotowa do drogi. Jeszcze chwilę zostaję z kolegami, niech deszcz się wypada. Nie chcę, aby myśleli (a pewnie i tak pomyśleli), że jestem jakimś rowerowym cyborgiem, któremu nie straszne żadne warunki. Nie jestem ubrana na deszcz, nie mam kurtki przeciwdeszczowej, ale to nie jest dla mnie żadnym problemem :) Założyłam długie spodnie (szybkoschnące), koszulkę termiczną i letnią kurteczkę rowerową. Będzie mi całkiem przyjemnie, gdy przemoknę do ostatniej nitki.
Nie czekam dłużej. Jadę. Nareszcie na rowerze! Do Orzysza pada, za Orzyszem leje i tak będzie do samych Piecek. A co ja robię? Jadę i podśpiewuję, serio. Cieszę się jazdą, czy to normalne. Ciekawe co myśleli mijający mnie kierowcy - pewnie - wariatka. 4 km przed Piszem zatrzymuję się na małe zakupy. Wcinam dwie drożdżówki - z serem i dżemem. To był dobry pomysł, nie to żebym była głodna, ale jak mówią moi maratonowi znajomi - Jurek i Daniel - gdy poczujesz głód będzie za późno i jak pewnie dodałby Jurek - kiszka :)
Jak wspomniałam jadę i podśpiewuję. Nie przeszkadza mi, że w Piszu wjechałam na K-63. Ruch jest spory, ale na szczęście kierowcy dużym łukiem wyprzedzają zmokniętą rowerzystkę. Czuję się bezpiecznie. Tą trasą jechałam autem dwa dni temu. Droga jest urokliwa - lasy, pagórki, coś dla mnie :) Jadę swoim tempem, nikt mnie nie spowalnia i nie pogania. Jest tak, jak lubię - jestem wolna i niezależna :)
Jak to zwykle bywa, gdy dojeżdżam do Piecek, deszcz jest mniej rzęsisty :) Fajnie :)
Koledzy docierają na miejsce, gdy ja już wykąpana i wysuszona kończę przepyszny obiadek - zupę gulaszową i pierogi z jagodami. Wspominamy wyjazd, oglądamy zdjęcia.... Wracam do domu.
Dzięki temu wyjazdowi zdobyłam nowe doświadczenie związane z jazdą w grupie i dowiedziałam się czegoś bardzo ważnego o sobie.
Czy jeszcze kiedykolwiek wybiorę się na rowerową włóczęgę z Markiem, Darkiem i Januszem - nie wiem, ale życie pisze różne scenariusze......
Kategoria Wycieczki
Mazurskie kaprysy
-
DST
110.67km
-
Temperatura
17.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miało być słonecznie i pogodnie, a poranek przywitał nas ciemnymi chmurami...
Wstajemy rano, przed godziną 7.00. Chcemy wyjechać w dalszą drogę po śniadaniu, po godz. 8.00. Śniadanie jemy jak rowerowi burżuje w barze w stanicy :) Panowie zamawiają jajecznicę i parówki, a ja naleśniki z jabłkami. Pyszota :)))
Naszym dzisiejszym celem jest Jezioro Śniardwy. Jest zimno. Temperatura spadła do 18 stopni. W ciągu dnia ochłodzi się jeszcze bardziej, niestety... Nie przygotowałam się na takie pogodowe kaprysy. Nie zabrałam kurtki przeciwdeszczowej i ciepłych ubrań. Przecież miało być pogodnie i słonecznie! Koledzy będą mieli pecha, nie nacieszą się moim towarzystwem na trasie. Aby się rozgrzać muszę jechać własnym tempem. Jedziemy do Węgorzewa. Ja na zmianę oddalam się od grupy, to czekam na nich. Mam wyrozumiałych kolegów - akceptują moją odmienność rowerową i nie czynią mi już żadnych uwag :)
Węgorzewo wita nas taką oto ciekawostką architektoniczną :)
Z Węgorzewa ścieżką rowerową jedziemy do Ogonek nad Jeziorem Święcajto. Wszędzie są żaglówki....
Cały czas jedziemy asfaltem, droga główną. Dojeżdżamy do Giżycka. Tu robimy sesję zdjęciową nad Jeziorem Niegocin.
I jeszcze takie coś w stylu Kapitana Nemo....
Zastanawiamy się jaką wybrać trasę i którędy jechać nad Jezioro Śniardwy :)
Wybór pada na Orzysz :))) Jedziemy drogą krajową K-16. Ruch jest duży. Nie powiem, abym była zachwycona taką trasą, ale cóż lepiej włóczyć się z sakwami nawet krajówką, niż jechać autem autostradą :) Jadę sama. Podoba mi się ukształtowanie drogi - pod górkę, z górki i tak całą trasę do Orzysza. Na rogatkach miasta przyciąga mnie reklama baru "Krzyś" - obiady domowe. Może być pysznie - myślę i bez zastanowienia parkuję swoje rowerowe autko przed lokalem. Gdy jem zupę (kapuścianą - przepyszną) dojeżdżają koledzy. Zamawiają domowe danie i już posileni i wzmocnieni jedziemy do Okartowa. Tu mamy nocować. W Okartowie wstępujemy na rybkę do Zajazdu Stara Szekla.
Dojeżdżamy na pole namiotowe nad Śniardwym. Ja czuję niedosyt jazdy. Zostawiam sakwy i na lekko robię jeszcze około 27 km. Jadę krajówką K-16. Mijają mnie wyłącznie auta osobowe i niewielkie ciężarowe. Może to za przyczyną tego wiaduktu ?
Po powrocie czeka na mnie niespodzianka. Koledzy rozbili mój namiot. Wyrozumiałe i dobre z nich chłopaczyska :)
A wieczorem rozmowom nie ma końca.... Czy ważna jest pogoda w takim miłym towarzystwie ? :)
Kategoria Wycieczki
Mazurzenie, nie mylić z marudzeniem!
-
DST
95.55km
-
Temperatura
27.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Znowu jestem na Mazurach i jak zwykle zatrzymuję się u Joli i Marka w Pieckach. Marek już w ubiegłym roku rzucił hasło wspólnego czterodniowego mazurzenia po Wielkich Jeziorach. Jedziemy we czworo - Marek, Darek, Janusz i ja.
Naszym celem są Wielkie Jeziora. Dziś chcemy dotrzeć nad Mamry. Jest pięknie - słońce, lekki wiaterek, rower, sakwy. Czy można chcieć czegoś jeszcze?
Jedziemy drogą asfaltową w kierunku Mikołajek. Rozmawiamy. Ja jestem bardzo zadowolona - nareszcie jadę z sakwami i spędzę cztery dni na rowerowej włóczędze! Cieszę się jazdą, tym, że jestem znowu na Mazurach. Nawet nie wiem kiedy koledzy zostają w tyle, a ja pędzę, pędzę... Po dłuższej chwili zauważam, że jadę sama. Zatrzymuję się. koledzy dojeżdżają i właśnie wtedy się zaczęło. Marek miał pierwszą awarię roweru - odkręcił się pedał :( Na szybko dokręcił ladacucha i jedziemy dalej.
Odbijamy w las. Jedziemy do Nadleśnictwa Strzałowo. Tu zatrzymujemy się na chwilę. Marek poprawia pedał :)
Mijamy miejscowości o dziwnie brzmiących nazwach - Zewłągi, Faszcze, Cudnochy, Jora Wielka, Notyst Wielki, Wejdyki. A jakimi jedziemy drogami! Szutr, piach, bruk. Jest urokliwie :)
Trochę jedziemy, trochę prowadzimy rowery. Gdy wyjeżdżamy na asfalt staram się jechać z kolegami, ale nogi same mnie niosą i nawet nie wiem kiedy co chwila odłączam się od grupy.
W Wejdykach wjeżdżamy na drogę główną. Darek zaznacza, że jest drugi, zaraz za mną :) Dojeżdżamy do Rynu. Robimy fotkę przed zamkiem, aktualnie hotelem.
Dojeżdżamy do Starej Rudówki, a stąd urokliwą szutrową drogą wijąca się miedzy polami do Prażmowa. Jest cudownie - pod górkę i z górki. Jak ja lubię taką jazdę :)
Asfaltem dojeżdżamy do Kozina - wypoczynkowej miejscowości usianej domkami letniskowymi. Zatrzymujemy się na mały postój i dostaje reprymendę od Marka za niesubordynację - jadę za szybko, a mieliśmy jechać w grupie. Z pokorą przyjmuje razy, obiecuję, że się postaram i dalej jadę po swojemu :) Koledzy będą musieli zaakceptować moją rowerową niezależność, lub dotrzymać mi kroku :)
W Bogaczewie nie mogę oprzeć się urokliwemu widokowi na Jezioro Niegocin i miejscowość Rydzewo położoną na drugim brzegu.
Kolejny postój w Wilkasach i .... kolejna awaria roweru Marka :( Tym razem stracił dwie szprychy. Telefon do znajomej, wyjazd do serwisu w Giżycku i nareszcie jedziemy dalej. Biedny Marek, ale trzyma się dzielnie, nadal mazurzy, nie marudzi :)
Obieramy kierunek na Kętrzyn. Jedziemy wzdłuż Jeziora Kisajno. Dojeżdżamy do Kamionek. Tu robimy zakupy :)
Z Kamionek jedziemy do Doby nad Jeziorem Dobskim, a stąd moją ulubioną brukową drogą do Radziei. Jechałam już tą drogą dwa lata temu i doskonale wiedziałam co nas czeka.....
Ku radości wszystkich dojeżdżamy do Kietlic i zatrzymujemy się na noc w Stanicy Wodnej. Jesteśmy nad Jeziorem Mamry.
Rozbijamy namioty...
Wieczorem rozpalamy ognisko, gadamy, żartujemy.... Czas zatrzymał się w miejscu, liczy się tylko tu i teraz....
Kategoria Wycieczki
A może Węgry.... :)
-
DST
134.18km
-
Czas
05:36
-
VAVG
23.96km/h
-
VMAX
40.80km/h
-
Temperatura
28.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj było tak pięknie. A ten błękit nieba, jak marzenie, a mój Scott na pomoście.... ach....
Bardzo podoba mi się to zdjęcie, więc co tam, jeszcze raz :)
Dzisiaj z nieba lał się żar, po błękicie nie było śladu. Pogoda typowo rowerowo - kąpielowa :)
Cóż było robić - tylko jechać nad jezioro i pomoczyć nogi. Wybrałam Jezioro Czarne. Nie byłam tam od wycieczki w lutym. To miejsce ma swój klimat. Małe jeziorko ukryte w lesie. Cisza, spokój i co najważniejsze - brak dzikich tłumów. Tak było i dzisiaj. Garstka wypoczywających, w tym para z dużym namiotem, prawie wojskowym hangarem :) Urokliwie. Następnym razem zabiorę Starszego oraz namiot i zostaniemy na weekend :))))
Siedziałam na trawie i moczyłam nogi w jeziorze. Obok bawiły się dzieci - trzech dżentelmenów i mała dama, moja imienniczka :) Ależ miałam radość obserwując maluchy. Nasze imię było wypowiadane na różne sposoby. Nie sposób było się nie uśmiechnąć :) Jak ja lubię takie chwile. To są kradzione chwile, zatrzymane w kadrze, są tylko moje - liczy się tu i teraz... Pięknie.....
Ruszyłam dalej. Znajomą trasą - polną, bardzo piaszczystą drogą pomiędzy stawami dotarłam nad Jezioro Białe. A tu już inne klimaty. Mnóstwo aut i całe krocie amatorów grila i kąpieli. Uciekłam stamtąd czym prędzej :)
Trafiłam na taką oto ciekawostkę :)
A może wrócę do domu przez Węgry ?! :) Ta myśl mnie zelektryzowała :) Pomysł niesamowity, a jaka przygoda ;))) Niestety, zapomniałam tym razem zabrać w trasę złotą kartę kredytową :( Bez takiego załącznika, z jednym pełnym bidonem trudno byłoby zrobić kółeczko przez Węgry :( I tak czar prysł....
Nie byłabym jednak sobą, gdybym coś nie wymyśliła :) Wróciłam do domu skrótem, robiąc jednocześnie rekonesans trasy jednego z moich przydomowych kółeczek. Węgry to nie były, ale było jeszcze ładniej i prawie daleko :)
A na większe pocieszenie zrobiłam sobie prędkościowy prezencik :) Po raz pierwszy w tym sezonie rozpędziłam się na prostym i płaskim odcinku do 40 km/h. Sporadycznie podaję max predkości powyżej 40 km/h z jednego powodu - osiągam je na zjazdach, niewielkich, ale zawsze w dół i nie są one moją max zasługą. Dzisiaj się udało. Super, tym bardziej, że jeżdżę na góralu na mocarnych terenowych oponach :)
Kategoria Wycieczki
Śpiewać każdy i wszędzie może...
-
DST
65.29km
-
Czas
02:49
-
VAVG
23.18km/h
-
Temperatura
17.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rano padało, w południe przestało i pokazało się słońce, a po południu zanosiło się na deszcz.... Prognoza pogody na najbliższe dni nie była rowerowo optymistyczna, a ja tak bardzo chciałam pojechać nad Jezioro Białe, to nasze Białe, nie okuninkowe :) Posiedzieć na pomoście, pogapić się na wodę, poleniuchować. Mimo wszystko pojechałam. Nie wystraszył mnie wzmagający się wiatr i deszczowe chmury na horyzoncie. Wybrałam trasę po jaśniejszej stronie nieba licząc, że dojadę do celu i nie zmoknę. Wieczna optymistka :)
Jechałam nucąc ulubione piosenki. Pozwoliłam sobie na głośniejsze śpiewy, gdy wyjechałam z zaludnionego terenu. Kto by tam jechał późnym popołudniem w taką pogodę w kierunku jeziora. A jednak jechał i to za mną, a nie przede mną. Chłopak na kolarce :) Nie wiem jak długo za mną jechał, ale z pewnością zabawę miał przednią :) Wyprzedził mnie bardzo powoli, jak na taki rower. Ależ poczułam się zażenowana... Śpiewy na rowerze... A chłopak odjechał kilka metrów, obejrzał się, szeroko uśmiechnął i uniósł kciuk do góry. Słyszał. Pozdrowiłam go i również uśmiechnęłam się do niego. Co tam, śpiewać każdy i wszędzie może :)))
Deszcz ostudził mój muzyczny temperament. Wjechałam w deszczową chmurę i trochę mnie zmoczyło. Nad jeziorem jeszcze nie padało. Zrobiłam rundkę alejkami, posiedziałam w ciszy na pomoście, pogapiłam się na wodę, poleniuchowałam...
Zaczęło padać...
Kategoria Wycieczki
Dzień Spotkań
-
DST
19.11km
-
Aktywność Jazda na rowerze
To już dziś. Wyjeżdżamy do Mysłakowic. Planowaliśmy wyjechać z domu bladym świtem o godz. 5.00, ale zaspałam i wyjeżdżamy z półtoragodzinnym opóźnieniem. Jedziemy rodzinnie - Sławek, Młody i ja. Na aucie dwa rowery - Młodego i mój. Jest dobrze. Dzień zapowiada się pogodny. Młody lokuje się na przednim fotelu. Ja zajmuję tylną kanapę. Zabrałam jaśka i koc z polaru. Trochę drzemię. Zatrzymujemy się w Dęblinie. Kupujemy wodę, napój i coś słodkiego na podróżne śniadanie. Podróż przebiega spokojnie. W okolicach Wrocławia, na zjeździe do Michałowic spotykamy się z Jackiem. Przedstawiam go swoim mężczyznom. Dotychczas znali się wyłącznie ze słyszenia. To takie niesamowite spotkać kumpla ze szkoły po około 21 latach. Na pożegnanie Jacek dostaje od nas ciasto mojej produkcji.
Jedziemy dalej. Mijamy łany rzepaku. U nas w porównaniu z tym co widzę zza szyby samochodu, są jedynie poletka rzepaku. Mijamy Strzegom. Jest coraz bliżej. Zatrzymujemy się na dłuższą chwilę w Jeleniej Górze. I.... Dojeżdżamy do Mysłakowic! Z łatwością odnajdujemy gospodarstwo agroturystyczne "Monika". Gdy się meldujemy dzwoni Jurek z informacją, że już jadą.
Rozpakowujemy rzeczy. Młody odpoczywa, a ja ze Sławkiem jedziemy rowerami na rozpoznanie terenu. Dojeżdżamy do Łomnicy, a stąd do Jeleniej Góry i wracamy trasą, którą wcześniej pokonaliśmy autem. Przyjeżdżają Jurek z Beatką. Rozmawiamy o rowerach, maratonie, czynnym wypoczynku.... Jest bardzo miło. W tle pobrzękuje telewizor. Jest emitowany musical Mamma Mia. Co raz spoglądam w ekran. Bardzo lubię ten musical, przywołuje w mojej pamięci wyjątkowe wspomnienia. Fabuła musicalu opowiada o spotkaniu po latach... Jak nic - Dzień Spotkań w rzeczywistości i na ekranie :) Życie pisze różne scenariusze. Kto wie kogo jeszcze spotkam z dawno niewidzianych znajomych i po ilu latach :)
Kategoria Wycieczki
Słońce, woda i zaskroniec
-
DST
96.16km
-
Czas
03:59
-
VAVG
24.14km/h
-
VMAX
35.00km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj był urokliwy dzień - bezchmurne niebo, słońce, lekki wiaterek... Trudno w taki dzień zapanować nad cyklozą. Do 2 maja coraz bliżej, więc pomyślałam, że mięśnie popracują a i cała reszta będzie miała przyjemność.
Wybrałam się na wycieczkę nad Jezioro Obradowskie, po raz pierwszy w tym sezonie w stroju "na letniaka" i po raz kolejny w pomarańczowej czapeczce. Turlałam się leniwie w wycieczkowym tempie. Po co się spieszyć skoro jest tak przyjemnie - słońce grzeje, rzepaki kuszą słodkim zapachem... błogo...
Początkowo jechałam trasą treningowego kółeczka. Mijałam urokliwe domy ukryte w kwiatach...
... lasy...
Skręciłam na ścieżkę rowerową i przez kilkanaście kilometrów był tylko las, las i las... Minęłam dwóch rowerzystów jadących z przeciwnego kierunku. Nad jeziorem była cisza, spokój i pustka... byłam sama. Wylegliśmy ze Scottem na pomoście, on bardziej w pionie, ja bardziej w poziomie. Patrzyłam na niebo, leniwie płynące chmury. Zamknęłam oczy... Cieszyłam się chwilą... Pięknie....
Chciałam spojrzeć na jezioro. Delikatnie obróciłam się przez lewe ramię. Spojrzałam na pomost i... Obok mnie wygrzewał się na słońcu zaskroniec! Myślałam, że takie dźwięki wydaję tylko na widok myszy i psów.! Jednak nie znałam siebie! Aaa!!!...aa!!!... Uuuu!!! z większym akcentem na "A" :) Scott w garść i sprintem pomykałam przez kładkę. Zreflektowałam się przed ścieżką. Przecież to tylko zaskroniec! Wróciłam uzbrojona w aparacik fotograficzny. Mój bohater dalej pełzał po pomoście. Niestety fotki NIET - padła bateria, a telefon został w domu. Jaka ze mnie gapa :)))
P.s.
To mój ostatni kwietniowy wpis. Jutro chwila odpoczynku. Jestem z siebie bardzo dumna. W tym miesiącu, od 13 kwietnia, trenując przed maratonem pokonałam dystans ponad 1000 km. Super! :)))
Kategoria Wycieczki
Leśnymi dróżkami
-
DST
36.63km
-
Temperatura
17.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
A dzisiaj pognało mnie do lasu. Pogoda była bajeczna - słońce, lekki wiaterek, tylko jechać i jechać...
Kluczyłam leśnymi dróżkami szukając wiosny.
Szkoda, że nie mogę sobie pozwolić na dłuższy dystans... Ale, jak to mówią nie ma tego złego - do 11 kwietnia coraz bliżej. Nabiorę w tym czasie jeszcze większego apetytu rowerowego i jak zacznę jeździć... to z pewnością wygram zakład i pokonam mego kolegę :))) Tylko o co my się zakładaliśmy.... Zapomniałam.... :)
Kategoria Wycieczki
Prawie jak Harpagan
-
DST
23.24km
-
Temperatura
14.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzisiaj testowałam delikatność w terenie. Skoro musiałam zrezygnować z udziału w Harpaganie, to należała mi się choć namiastka tego, co odebrał mi kamyczek o wymiarach 3x5 milimetrów.
Zaczęłam od utwardzonej drogi.
Jak przyjemnie było jechać wśród pól.
Pogoda była piękna. Przecież to pierwszy dzień wiosny!
Skusiłam się również na jazdę drogą polno-trawiastą :) Jak prawie Harpagan to prawie Harpagan!
Przydała się także umiejętność stawiania roweru na pedale. Nauczył mnie tego w ubiegłym roku mój rowerowy znajomy. Może moje umiejętności przerosły już Mistrza Roberta - do podparcia pedału użyłam skibę ziemi zamiast krawężnika ;))))
Do domu wróciłam asfaltem :( ale drogą przez las :)))
A w domu czekała moja poranna produkcja... :))))
Kategoria Wycieczki